Poprzednie częściWspomnienia. 1

Wspomnienia. 10

Gdy ją zobaczyłem coś we mnie pękło. Gdybym widział ją na drugim końcu ulicy, gdzieś na przystanku czy przy kiosku, ale ona stała tuż obok. Gdy otworzyłem drzwi, stała za nimi jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Po trzech latach sobie przypomniała o moim istnieniu. To nie mogło być tak. Powinna trzymać na rękach dwuletnie dziecko. Powinna, ale przecież tego dziecka już nie ma. Musiałem dziwnie wyglądać tak stojąc i wgapiając się w nią, ale ja po prostu uwierzyć nie mogłem, że ona do mnie przyszła. A może tylko czegoś zapomniała i wróciła po to. Po trzech latach. Co może być tak ważne, żeby wracać po to po trzech latach? Biłem się z myślami, aż w końcu poprosiłem, żeby weszła do środka. To była bardzo krępująca sytuacja. Zrobiłem kawę. Siedzieliśmy w kuchni w milczeniu, które aż piszczało w uszach. Miałem do niej tyle pytań. Chciałem jej wszystko wygarnąć, powiedzieć jak mnie zraniła, ale widząc jej twarz i to w jaki sposób patrzyła nie potrafiłem powiedzieć słowa. Na pierwszy rzut oka była trochę dojrzalsza, bardziej elegancka i taka. Dorosła. Niby wcześniej byliśmy już dorośli, ale jednak coś z dzieciaków też w nas było. Chyba poznała, co robiłem przez ostatnie trzy lata, bo patrzyła z dezaprobatą, politowaniem i przerażeniem jednocześnie. Czułem się jakbym był dwunastoletnim chłopcem, którego mama zganiła za zapalenie papierosa, a ona w tym wyobrażeniu była mamą. Atmosfera już i tak była napięta, więc postanowiłem w końcu coś powiedzieć:

- Miło Cię widzieć - bąknąłem - dawno się nie widzieliśmy

- No... Dawno. - powiedziała patrząc w kubek kawy tak, jakby miała tam zobaczyć coś, co pomoże wybrnąć z tej kiepskiej sytuacji. - Właściwie to przyszłam, bo zostawiłam tu ważne dokumenty dotyczące firmy, w której pracowałam i jest mi to teraz potrzebne. - kręciła, nie o to chodziło. - To może ja pójdę poszukać.

- Przestań. Dobrze wiem, że nie po to przyszłaś. Pamiętam, że zabierałaś wszystkie dokumenty, jak się wyprowadzałaś, jeszcze potem przysłałaś po jakieś papiery Ankę, bo co? Bo sama się bałaś tak? - nie wytrzymałem - bałaś się spojrzeć mi w oczy po tym, co zrobiłaś?

- Nie mów tak, dobrze? Chciałam coś wyjaśnić.

- Co wyjaśnić? To, że wszystko spieprzyłaś? Przepraszam... To, że ja wszystko spieprzyłem, bo ja pozwoliłem Cię skrzywdzić, a potem nie zatrzymywałem jak odchodziłaś, a powinienem siłą Cię tu zatrzymać.

- Dobrze wiesz, że żadne z nas nie jest winne tego, co się wtedy wydarzyło, a ja jedynie popełniłam ogromny błąd, którego żałuję i gdybym mogla cofnąć czas w ogóle byśmy się nawet nie poznali.

- Więc po co tak naprawdę zaszczyciłaś mnie swoją obecnością? - spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami, w których było widać wyrzuty sumienia i cierpienie. Po samym jej spojrzeniu mogłem wywnioskować, że dużo przeszła, każdy by to zauważył.

- Od tamtego dnia mieszkam do teraz u Olka, mieli wolny pokój, więc ustalili, że jak urodzi się ich dziecko, będzie spało w ich sypialni, a jak podrośnie to ja już bym do tego czasu miała własne mieszkanie, a dziecko pokój. Nie ważne... Po miesiącu Anka urodziła śliczną dziewczynkę Zuzię. Pomagałam jej na początku, bo była wykończona i potrzebowała chwili dla siebie. Ja... Ja wcześniej nie usunęłam tej ciąży, bo widziałam Anię taką szczęśliwą i pomyślałam, że fajnie było by tak jak ona... Postanowiłam pójść do ginekologa, który zrobił mi badania. Te badania wykazały dokładną datę zapłodnienia. To znaczy kiedy zaszłam w ciążę. Gdyby to było przez ten gwałt, to byłby trzeci miesiąc, a pani doktor powiedziała, że jestem w czwartym. - myślałem, że się przesłyszałem - Ucieszyłam się nawet, bo to znaczyło, że Ty jesteś ojcem. Tylko, że... Ja chciałam do Ciebie od razu zadzwonić i gwałtownie wstałam po czym upadlam, to znaczy zemdlałam. Jak się obudziłam w szpitalnym łóżku, podobno po krótkim czasie, to pani doktor powiedziała, że straciłam ciążę. Że wpływ na to miał gwałt, pobicie, cały stres z tym związany. Ale ja i tak wiem, że to moja wina, że nie chciałam tego dziecka, a jak się rozmyśliłam to los się też odwrócił... Przepraszam. - zamarłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem ochotę na nią nakrzyczeć, że to faktycznie jej wina, ale nie mogłem, przecież ona to przeżywała.. Na jej twarzy widziałem duży ból. Tak na nią patrzyłem i się nie odzywałem, a ona wstała i wyszła. Znowu. Zgłupiałem. Moje, powtarzam moje dziecko umarło zanim zdążyło się urodzić. To był jakiś koszmar.

Następne częściWspomnienia. 11

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 07.02.2015
    Początek był bardzo dobry, przemawiający smutkiem i melancholią. 4:)
  • KarolaKorman 07.02.2015
    Koniec również, idę do ostatniej części.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania