Poprzednie częściWspomnienia. 1

Wspomnienia. 5

Każdy kolejny dzień był lepszy. Układało nam się niesamowicie dobrze. Byliśmy prawie nierozłączni.

Po paru miesiącach Gosia jak zwykle zalatana za kolejnym zleceniem jakie dostała. Kiedy tylko znalazła chwilę od razu postanowiła, że spędzi ją ze mną. Usiadła mi na kolanach i zaczęła opowiadać jak jej minął dzień:

 

- Wiesz, ci ludzie są dziwni. Wyobraź sobie, że wymyślili sobie, że do ślubu, przed kościół chcą pojechać czym? Wielbłądem. Próbowałam im to wybić z głowy, proponowałam jakąś bardziej realną opcję. Konie na przykład, ale nie, chcą wielbłąda. I teraz muszę obdzwaniać każde ZOO, w którym istnieje prawdopodobieństwo, że mają takie zwierze. W trzech najbliższych sprawdzałam, to albo nie mają, albo nie chcą wynająć w obawie o jego zdrowie. A kolejne wiesz gdzie jest? Jakieś osiemdziesiąt pięć kilometrów stąd. Ale jak para młoda chce płacić jeszcze za podwózkę wielbłąda to proszę bardzo, lepiej dla mnie. Na szczęście z bramą przy kościele nie będzie problemu bo jest szeroka. - buzia jej się nie zamykała. Mówiła z taką pasją i zaangażowaniem

 

- Ciesz się, że nie chcieli renifera. Bądź, co bądź było by Ci trudniej go zdobyć.

 

- Śmieszne. Tylko, że ja tam muszę jechać jutro z samego rana. Porobić zdjęcia i się dogadać. Mogłabym zadzwonić, ale wolę mieć na wszystko oko. A i jeszcze będę musiała jechać do lokalu, wybrać menu, tort w kilku wersjach oczywiście, ale to przy następnym spotkaniu z parą, będą go smakować. Ogólnie mili ludzie, ale mają taką wyobraźnię. Na szczęście te najmniej realne pomysły udało mi się im wyperswadować. Na przykład chcieli, aby obrączki w trakcie ceremonii zamiast małego dziecka przyniósł mały niedźwiadek na poduszeczce przymocowanej do pleców. Jeszcze nie te ich pomysły są najgorsze. Ich mamusie... Tak się zachowują jakby to one brały ten ślub i chciałyby, aby wszystko było po ich myśli. Raz się Kobieta z synową tak pokłóciła, że musiałam lecieć za panną młodą, bo wybiegła z płaczem. Mimo wszystko lubię tę pracę.

 

- Nasz ślub też tak pięknie zorganizujesz? - uśmiechałem się

 

- Jeśli tylko zechcesz mi się w końcu oświadczyć i mnie poślubić, to będzie najpiękniejszy ślub w Europie. Chociaż mówi się, że szewc w dziurawych butach chodzi.

 

- Dla mnie możemy się pobrać nawet jutro w najbliższym kościele, bez gości, świadków i tych wszystkich ceregieli - pocałowałem ją i mocno przytuliłem. Faktycznie miałem już dla niej pierścionek, tylko czekałem. Miała czuć się przy mnie bezpiecznie i miała się o nic nie martwić. Ja po prostu za długo zwlekałem, szukałem odpowiedniego momentu...

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 02.02.2015
    Fajnie napisane, bezbłędnie (ja nie zauważyłam). Dam 5 :)
  • Luka888 03.02.2015
    Ja się trochę pogubiłem, ale to nic. Ja zobaczyłem 3 błędy. Ode mnie 5 nie będę żałował.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania