Opowii *** Na polu coś się pojawiło
– No wstawaj ojciec, nie guzdraj się z tym spaniem w nocy – wrzeszczy zdyszany syn, biegnąc przez próg izby. – Na pobliskim polu, coś się pojawiło. Wygląda jakby na bombę. Trza nam szybko obadać, bo sąsiad ciekawski uprzedzi. Dostaniemy znaleźne. No wstawaj no – dodaje głośno taśtając ojca za boże poszycie.
Ojciec od razu rajda się z wyra słysząc o kasie, lecz babci przezornie nie budzi, bo śpi jak zabita.
– Synu. Oblekę ciało i pobiegnę z tobą, bom ciekaw jak jasna cholera – rzecze ojciec zdyszany, zakładając portki, koszulę i resztę odzienia. – Wezmę tylko karabin po samobójczym dziadku, za pazuchę, gdyż trzeba być przygotowanym, na wszystkie nieszczęścia.
– Ojciec. Co wy gadacie za pierdoły, na jakie nieszczęścia? Kasę dostaniemy za to dziwo. Tylko ciemno. Licho widać co to jest.
– No właśnie. Karabin może się przydać. Gadasz przecie, że bomba.
– Chyba nie będziesz do niej strzelać – syn cały w strachu.
Biegną, biegną, biegną.
Coś majaczy na środku łąki.
Przybiegają na miejsce. Księżyc akurat w pełni widoczny, choć nie tak ciemno, jak w dupie w czarnym worku, leżącym w mrocznej piwnicy. Zaczynają delikatnie stukać w tajemnicze coś. Opukiwać ze wszystkich stron. Plastikiem zalatuje. Stracha mają jak diabli, ale myślą o znaleźnym, więc jakoś przezwyciężają.
– Ojciec. Słyszysz? – pyta syn między pierwszym stuknięciem, a drugim. -– Coś tam w środku słychać, jakby przedłużone yyy.
– Może zapalnik? – przypuszcza ojciec, między drugim stuknięciem, a pierwszym.
– No gdzie tam zapalnik. Zapalnik by tykał.
– Byle nie nas, bo diabli wiedzą, co to jest.
– Zapytajmy więc.
– Durnyś synu. W naszej wiosce za czorta, diabła nie uświadczysz.
– Widzę ojciec, że ci nawet w gaciach pełnych strachu, na humorze nie zbywa.
– Przestańmy stukać i gadać po próżnicy. To ci mówię!
- Oooo. Teraz lepiej słychać. A jeśli to materiał wybuchowy?
– Może być. Czemu nie. Teraz z tą techniką w świecie takie cuda wyprawiają
– A niech to. Coś tam się rusza – ma pełne gacie strachu syn. – Dziwne odgłosy wydaje. Zwiewajmy w cholerę, bo za chwilę jeszcze wybuchnie. Normalnie rzygłem przez te dźwięki.
– Pewnie dlatego, że durnota, nie nasza. Obcego ziemskie powietrze zabiło, mówię ci. Durny obcy. Nie mógł to innej planety wybrać, tylko na wsþolnym polu, kopyta wyciągnął na zielono.
– Ale ojciec, tak sobie myślę, że gdyby trup, to by się nie ruszał.
– A ruszał by się ruszał. Ziemskie robaki po nim cumprują. – nie ma wątpliwości ojciec. – Cholera coraz tam głośniej. Jakiś grzmoty w środku i znowu te przedłużone y.
– Lepiej spadajmy stąd.
Odbiegają kawałek. Patrzą do tyłu. Coś z bomby wyłazi i zaczyna im wygrażać.
– Oby was sraczka zalała, jeszcze za waszego żywota. Specjalnie ustawiłem toy toya na środku łąki, żeby w spokoju oddać, co mi zbywa, a wy co? Niekulturalni pojebańcy musieli oczywiście przyleź i obstukiwać mój kibel. Zatwardzenie przez was miałem. Macie szczęście, że muszę wracać, by podjąć kolejną próbę, przeto od zemsty chwilowo, odstąpię.
– Ojej sąsiedzie. Zarazy gęby darcie. Myśleliśmy, że to statek kosmiczny rozbity w diabły, z cennym ładunkiem.
– A podobny chociaż?
– …
– No właśnie. Od tej pazerności, na wzrok wam padło. Już ja się postaram, żeby na drugi raz, nie było żadnej pomyłki i żeby wam obcy, te wasze ciekawskie dupy, w powietrze wysadził.
Komentarze (4)
No chyba, że ja czegoś nie rozumiem...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania