Poprzednie częściAcedia Klingi 1

Acedia Klingi 3

Podwładni Źwnurha twardo trzymali się rozkazu nawołującego do "wsadzenia mord w kubeł", dlatego też jedyną osobą denerwującą swym trajkotaniem, Bezuchego, był cesarski szpieg. Wodząc najmitów cuchnącymi moczem i inszymi ekskrementami uliczkami, wciąż i wciąż plując słowa pod nosem.

- Dobrze jest, spokojnie. Kompletni idioci, zamiast siedzieć za murami to chcieli zrobić wypad na machiny. Ten cały Wilga naciskał na ławę miejską, i co? Samemu zdechł. Dobrze mu tak, przeklętemu najemnikowi. Teraz to po ulicach więcej bezpańskich kotów biega niż żołnierzy. Jeszcze troszę i rebelianci będą je żreć bo spichrze są na wyczerpaniu. Znacznie łatwiej mi jest wykonywać pracę w takich warunkach.

Niby zwiedzający za przewodnikiem, prześlizgiwali się kolejnymi alejkami zapchanymi porzuconymi wozami. Przemykali przez odcinki ulic pozbawione światła koksowników obsiadłych przez straże.

Raz nawet, szpieg wprowadził ich przypadkowo w kłębowisko szczurów ucztujących na zapchanym rynsztoku. Plątaniny ogonów i lśniących oczek jak żywo przywodziły na myśl opowieści o Królu Szczurów.

- Dużo ich - wykrztusił Treser mocno przyciskając swego szopa do piersi.

- Realia oblężonego miasta. Góra dwa dni a rebelianci będą się zabijać nawzajem, szczury to wyznacznik szaleństwa. Im jest ich więcej, tym mniej rozumu pozostało zamkniętym. Wierzaj mi, szczury zawsze dobrze to pokazują, w każdym zamkniętym mieście gdzie mnie Cesarstwo posłało, tak było - ochoczo wyłożył szpieg.

Do celu dotarli po przejściu przez kolejny szereg paskudnych uliczek, wyżłobionych między domami wzniesionymi cegłą wymieszaną z drewnianymi balami. Budynek jaki wskazał szpieg nie wyróżniał się spośród innych. Ot, warsztat, sklep lub inna malutka manufaktura.

Stanęli przed obdrapanymi drzwiami, szpieg przy samej futrynie. Przyklęknął wyjmując spod płaszcza dwie szczerbate blaszki, wytrychy, i jął grzebać w zamku.

- Medalion znajduje się w środku, prosta sprawa. Wchodzicie po cichutku przez to tylne wejście, eliminujecie potencjalnych światków, bierzecie obiekt i...

Zamek chrupnął, jeden z wytrychów ułamał się. Cesarski szpieg skwitował to nerwowym sykiem a Junat gardłowym chichotem. Nim Źwnurh zdzielił wulwera w pysk za hałasowanie, drewno drzwi trzasnęło głośno.

Szpieg wnet znieruchomiał, bynajmniej nie ze strachu czy zaskoczenia. Z tyły jego głowy wystawał półprzezroczysty kolec ociekający krwią. Najemnicy jak jeden mąż porwali za broń i napięli wszystkie swe mięśnie.

Drzwi z rozmachem otworzyły się. Szpieg oderwał się od nich wraz z kryształem przeszywającym mu czaszę i wylądował niby ten dywanik przed progiem. Podbrzusze li piersi trupa przygniotły zdobne w kokardki pantofle na obcasie. Wyżej prezentowały się kredowo białe, długie nogi kończące się dopiero pod fałdowaną sukienką w połowie ud.

Sukienka zaś wychodziła spod kubraku bez rękawów, obszytego futrem lamparta. Cętkowany kołnierz okalał łabędzią szyję jak ostrokół wzniosłą rotundę z kości słoniowej. Podobne kolcom jeżozwierza uszy, mocno fioletowe włosy ułożone jak wzburzona tafla wody i równie intensywne studnie oczu. Mroczna elfka.

- Prosta sprawa - wykrztusił zalękniony Plizgacz.

Elfka wyszczerzyła się szeroko, zęby miała pięknie zadbane.

- Panowie to znajomki tego tu, z tym paskudnym fryzem? - spytała szarmancko.

Uniosła prawicę na wysokość twarzy i pstryknęła smukłymi palcami. Spod paznokci wybiło jej błękitne światło. Zachowując się niczym wino, błękit wlał się w formę wysokiego kielicha. Przy licu lewitował jej teraz ostry kryształ, gotowy w każdej chwili przestrzelić komuś głowę.

- Magiczka, świetnie - wymamrotał Bezuchy zaciskając działającą dłoń na flambergu.

- Wolę bardziej profesjonalną tytulaturę, białokrólową jestem. Bowiem biała magia to broń tych dobrych w baśniach, a dobrzy zawsze wygrywają, padnij!

Usłużnie jak pod wpływem uroku białokrólowej, najmici rzucili się za osłony, jakąś stertę beczek i stos wspartych o ścianę dech. Nie zdążył jedynie Treser. Świergoczący w locie kryształ schował się całkowicie w głowie najmity. Upadł z rozrzuconymi na boki rękami wyglądając w swej szubie jak jakiś święty z obrazów, była nawet krwawa aureola wokół łba.

Pozbawiony pana szop, wylądował między merdającym ogonem z ekscytacji Junatem a skrzywionym w kompletnej irytacji Źwnurhem. Tłuścioszek pewnikiem nawet nie pojął, iż jego opiekun właśnie padł martwy.

Magiczka zaśmiała się w głos podwójnie strzelając z nadgarstków. Rozłożyła ręce wprawiając dwa nowe kryształy w nucący szumy, obrót.

- Proszę, powiedzcie że ktoś z was jest magiem. Najlepiej czarnoksiężnikiem, ale czarodziej błota też może być - powiedziała z lekka krztusząc się przez śmiech.

Bliźniacze szpice kryształów rozbryznęły się o bruk alejki wybijając w nim poszargane dziury. Zwierciadlane fragmenty przywoływanych przez białokrólową kryształów poleciały naokoło niby szrapnel.

Parę skier trafiło Bezuchego w bezwładną prawicę. Elf splunął ze złością i strzepnął odłamki z przeszywanicy. Następnie odchrząknął i zakomenderował:

- Plan jest taki, my odwracamy jej uwagę Junat a Dźwigar z Plizgaczem skoczą po medalion do środka. Zrozumiano?

Najmici żywo pokiwali głowami, Junat nawet wywalił jęzor i oblizał się.

Nie czekając nawet na jakieś hipotetyczne zapytania co do szczegółów, Źwnurh zaczął działać. Porwał szopa co wabił się Biały, za kark i cisnął warczącym stworkiem za osłonę. Szaroczarna kula tłuszczu pacnęła o kubrak białokrólowej.

Wystraszony zwierz od razu zaczął drapać i gryźć. Elfka spanikowała i próbując zrzucić z siebie agresywnego zwierzora usunęła się w bok torując drogę do budynku.

Dostrzegając możliwość, zza beczek wyskoczył zwinnie Plizgacz i zarzucający bebechem ogr leśny. Depcząc po zwłokach szpiega, obaj obili się o futrynę drzwi acz finalnie zniknęli w ciemności wnętrza.

- Teraz to mnie wkurwiliście, to nowe ubranie było! - zawyła gniewnie białokrólowa.

Szarpnęła szopa za kitę i zamachując się niczym kiścieniem, trzasnęła nim o ścianę jednego ze ściskających uliczkę domów. Chrupnięcie było dokładnie słyszalne, podobnie ostatni warkot Białego.

Białokrólowa odrzuciła padlinę i lustrując ilość rozprutego na kabacie materiału, westchnęła cierpiętniczo. Zaraz potem znów poczyniła westchnięcie, tym razem iście teatralne, widząc że przed nią stała dwójka gotowych do bitki najemników.

- Grubas i ten drugi poszli do środka? Powodzenia ułomki.

Skrzyżowała ręce pod piersią jakby chcąc zamaskować podniszczone ubranie. Po obu stronach jej głowy błysnęły kryształy, ostre jak miecz, lśniące na wzór luster.

- Junat, nie spierdol tego - syknął Źwnurh poprawiając chwyt na sztylecie.

Wilczur ino wykonał mały młynek swym chepeszem i zawarczał niskim tonem.

- Zobaczysz wszetecznico co to znaczy siła wulwerskiego wojownika.

- W słowniku to pewnie masz to zdanie zaznaczone - zachichotała elfka.

- Ja niepiśmienny, to i po co mi słownik.

Kobieta znów zachichotała kładąc dłoń na licu w operowym geście.

- Rozjebię cię na czworo - odparła.

Junat szczeknął wyraźnie rozbawiony, w szybkim zamachu chepeszem, porwał sierpem miecza parę dech spod ściany. Nadając drwom pęd, cisnął je wprost na elfkę. Deski rozprysnęły się jednocześnie, przecięte pazurem górskiego kryształu jaki w migawce światła okolił prawe przedramię białokrólowej.

Wstrzymała oddech w krótkim ukłuciu paniki, bowiem nie dostrzegła przed sobą Bezuchego, był tylko wymierzający kolejny cios wulwer. Uszy jej wnet zadrżały, posłyszała chrobot tuż za sobą.

Zasłoniła się lewą dłonią od której rozrosły się niebieskawe żyłki. Przerwy między nimi błyskawicznie zapełniły się przeźroczystą soczewką tworząc krągły puklerz. Flamberg nawet nie poczynił na nim rysy.

Kiedy ostrze odbiło się od tarczy, ta rozpękła się w pół wypluwając małą falę uderzeniową. Źwnurha sprawnie odrzuciło na ziemię. Białokrólowa przygryzła dolną wargę. Wykręciła półobrót pazurem zbijając dwa kolejne cięcia chepesza. Ku zaskoczonemu Junata, kryształowy pazur wygiął się i uderzył go w podbrzusze krzesząc swe drzazgi.

Pozbawiony tchu wilczur ujadając głucho, padł w pozostałe dechy czyniąc tumult. Pazur na powrót zagiął się trzeszcząco, znów sypiąc odłameczkami niby kwarcu. Jego właścicielka odwróciła się do z wolna powstającego na nogi Źwnurha.

- Ty to szybki jesteś, przyznaję. Ale ja umiem robić magię. Znasz to powiedzenie, że w życiu jak w szachach, pion królowej nie zbije.

- Zamknij się babo - syknął Bezuchy zaciskając zęby z bólu jaki wykwitł w rannej ręce.

Mroczna elfka wykrzywiła usta w szarmanckim grymasie.

- Rączka boleje? Oj oj. Co te liżące stopy cesarzowej, ścierwa mają we łbach, że ślą tu chromych najemników. Szczerze powiedziawszy, to dziwię się że to państwo jeszcze dycha.

- Wy magowie to zawsze musicie się tak na wyrost pastwić?

Elfka nic na to nie odpowiedziała, natomiast kryształy krążące przy jej głowie zawirowały alarmująco. Źwnurh osunął się lekko po ścianie, omdlał widocznie, oczy przewaliły mu się z lekka w górę. Czując na sobie pełne pogardy spojrzenie białokrólowej, upadł na kolana, zupełnie realistycznie.

W naturalnym zamachu ręki, sięgnął w torbę przy pasie, wyrwał z niej fiolkę przeźroczystej cieczy i cisnął ją pod nogi elfki. Magiczka pisnęła zaskoczona, nie pozostała jednak dłużna, kryształy wystrzeliły w Źwnurha.

Najmita wyginając cały swój tors, sięgnął po miecz. Wyszarpnął go z pochwy i wykrzywiając lewą dłoń, osłonił głowę. Szklisty szyp roztrącił się na zbroczu ostrza, drugi trafił w sztych. Uderzył przy tym z taką siłą, że podbił miecz i ześlizgując się wwiercił w mięsień ponad opatrunkiem.

Bezuchy zagryzł wewnętrzne ścianki policzek do krwi, kiedy palący szyp magicznego kryształu chaotycznie jak ślepiec po cymbałach, zastukał mu po kości.

Rozlana przy pantoflach elfki ciecz buchnęła słupem pary. Białokrólowa rozkaszlała się owinięta oparem. Mleczny dym rozchodził się wokół pnączami, lepiąc do ścian alejki swe tłuste macki.

- Wyciąg z purchawki zwierzokrzewnej, wart swojej ceny. Junat! Razem!

W odpowiedzi, wulwer zaszczekał ochoczo i rozrzucając deski, powstał z bruku. Niemal jednocześnie, najmici poderwali się w bieg. Bezuchy nastawił swój miecz na pchnięcie a szafir wkuty w jelec zalśnił odbitym światłem księżycowym. Junat zaś szeroki zamachnął się kierując sierpowate ostrze chepesza od dołu ku górze.

Nim jednak klingi zdołały zetknąć się z drżącą powierzchnią dymnego obelisku, coś w jego wnętrzu zgrzytnęło, niebezpiecznie metalicznie. Ze słupa wystrzeliły owinięte jego oparami półkola rozłamanego puklerza.

Fragmenty osłony zdradziecko szybko dosięgnęły celu. Junat dostał wprost w rozdziawiony w strachu pysk. Gubiąc jeden z zębów w powietrzu, padł jak ogłuszony komicznie przy tym wyciągając łapy w górę.

Część puklerzu przeznaczona Źwnurhowi, nie spełniła swojego zadania. Elf zdołał nastawić ostrze na kolizję z pociskiem. Magiczne pół skorupy głośno roztrzaskało się o czubek broni, siła uderzenia była jednak wielka. Elf zachwiał się łapiąc równowagę kiedy to głowica miecza, krążek żelazny z rytym liściem, odbiła mu pod żebra.

Bezuchy zmełł przekleństwo pod nosem i wbił oczy w rzednący dym. Opar rozgoniły do reszty machnięcia kryształowym pazurem i donośnie kaszlnięcia elfki. Załzawione lico magiczki zdradzało srogą dozę złości.

- Alchemik się znalazł. Brudny najemnik... - wymruczała pstrykając palcami lewej dłoni.

Gromadka pięciu wirujących igieł wykwitła jej spod paznokci. Zmierzyła swego bezuchego pobratymca niemiłym wzrokiem. Podobna do świecznika dłoń ustrojona zabójczymi drzazgami zadrżała, poruszyła się...

Wnet rozległ się trzask wyłamywanych okiennic. Z piętra budynku, przez okno wyleciał Plizgacz w rozszarpanym na strzępy płaszczu. Uderzył by w magiczkę, lecz ta od niechcenia przywołała podobną puklerzowi osłonę nad głową.

Plizgacz odbił się od diamentowego parasola i upadł na bruk turlając się panicznie. Źwnurh i białokrólowa spojrzeli zaintrygowani na okno. Na parapecie pojawił się potrójny, owalny łeb cerbera o ognistej maści.

Strażniczy ogar zaszczekał, zawarczał li zaczął ujadać wściekle. A z każdego najeżonego kłami pyska, pociekła mu piana.

- Wszyscy stać! Jesteście aresztowani! - poniósł się twardy głos.

Na końcu alejki zjawiła się gromadka milicjantów świecących obnażonymi brzytwami. Cerber jął oszczekiwać i ich.

- Spieprzać niedołęgi, ja się tym zajmę! - wrzasnęła białokrólowa.

Ujadanie cerbera ucięło się, ogar spadł z parapetu i zagruchotał o bruk. Jego miejsce w oknie zapełnił Dźwigar. Ogr jak tylko wsparł swe brzuszysko o ramę okienną, cisnął zwinnie włócznią. Broń wpiła się w oszołomionego psa, przeszyła go na wylot a zwierzę znieruchomiało.

- Mam wisior! - zakrzyknął Dźwigar unosząc w górę mocno pogryzioną rękę.

- Takiego wała! Zabiłeś moją Księżniczkę! - załkała białokrólowa.

Łysawy łeb ogra w mig najeżył się magicznymi kolcami, a sam Dźwigar rozdziawił usta i osunął się w tył. Medalion naturalnie wypadł mu z garści i dźwięcznie obił się o bruk. Swoje patykowate łapska położył na nim Plizgacz przystrojony szramami po cerberowych pazurach.

- Spadaj stąd! Leć Plizgacz! - zakrzyczał Źwnurh uchylając się przed zamachem pazura.

Szpon wylądował w ścianie tworząc sporą dziurę. Zaraz potem sparował nibyszklaną lancę wyrosłą z lewej dłoni wściekłej magiczki. Elf z niedogoloną głową nie zwlekał, porwał się na równe nogi i rzucił w rynsztoki.

- Plizgacz! Weź wypłatę za wszystkich pięciu! Powiedz że my tu żyjem, ino później wrócim! - upomniał towarzysza Junat, na którego właśnie parło trzech stróżów prawa.

Palce najmity zacisnęły się jeszcze mocniej na krążku medalionu. Zaczął przebierać nogami dwakroć szybciej, pchany wizją chwały i szacunku jaki zdobędzie kiedy to powróci między kamratów najmitów. Kiedy to zacznie chwalić się walką z białokrólową! Kiedy to Kapral wydzieli mu premię za odniesione rany!

Plizgacz, dotąd jeden z młodszych Zielonych Chartów, mógł stać się kimś.

Zimny świst wypełnił przestrzeń alejek między domami. Mroczny elf padł martwy z kwarcowym soplem całościowo schowanym w czaszce. Medalion niby pozytywka, zastukał smutno o bruk.

Oczy białokrólowej i Źwnurha spotkały się na dłuższą chwilę. Bezuchy wytrzymał stalową fuksję, zaś kobieta nie zlękła się wyblakłego różu.

Huknęło gromko, kiedy magiczka wyrwała pazur ze ściany. Obciążona dwoma naroślami z fałszywego lodu na rękach, zachwiała się. Nad jej głową wciąż gorał błękitny świetlik. Bezuchy poprawił swoją postawę szykując się do blokowania kolejnych strzałek.

"Walczyłem już z magami i czarodziejami, często robią błędy, często zachłystują się swoją mocą. Wtedy trzeba ich żądlić, jak mrówka lwa po nosie. Tylko że, nawet mrówka wulkaniczna potrzebuje obu żuwaczek by wstrzyknąć jad" gorączkowo myślał Źwnurh.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania