Poprzednie częściArtysta z blizną - rozdział 1

Artysta z blizną - rozdział 5

– Dzień dobry – przywitał się zaskoczony Sebastian. – Nie spodziewałem się pani tutaj.

– Witaj Sebastianie, – w głosie pani Marii wyczuć można było spory stres – akurat przechodziłam obok – skłamała nieumiejętnie, co nie uszło uwadze jej rozmówców.

– Ach tak, bardzo mi miło, – Seba dosiadł się do kobiet — jednak oboje zdajemy sobie sprawę, że nie widziałem pani od 15 lat. Nie wierzę w przypadki. Kłamać też za bardzo pani nie potrafi. Więc może oszczędzimy sobie sztucznych gestów i od razu przejdziemy do meritum.

Paula była zaskoczona tonem głosu i bezpośrednim podejściem partnera. Nie wtrącała się jednak. Wolała cierpliwie poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.

– Sebastian... – imię to z trudem przeszło pani Marii przez gardło. – Przykro mi, że to ja muszę z tobą rozmawiać. Nie wszystko jednak zawsze układa się tak, jak chcemy. Ty o tym doskonale wiesz. To wszystko jednak... Nie wiem, czy powinnam, nie wiem... po prostu nie wiem.

– Pani Mario, spokojnie. Jestem już dużym chłopcem. Z czymkolwiek pani do mnie przychodzi, jestem w stanie przyjąć to na klatę.

– Boże, dlaczego... dobrze. Im szybciej, tym lepiej. – Kobieta momentalnie poczuła ukłucie wstydu, przez swój rażący brak wyczucia. – Twoja mama... ona... nie żyje.

Sebastian czuł jak grunt usuwa mu się spod nóg. Nie dał po sobie tego poznać. Przez lata zaprzyjaźnił się z obojętnym wyrazem twarzy. W środku jednak coś w nim pękło. Fala lęku przeszyła jego organizm. Milion głosów momentalnie zaczęło wydzierać się w jego głowie. Pretensje, żal, gniew, miłość i smutek. Wszystkie te emocje w jednej chwili uderzyły w niego, tak jak jeszcze nigdy wcześniej. „Moja mama nie żyje”. Świadomość ta wkradła mu się do serca bez pukania. Wiedział. Wiedział, że zostawi w nim blizny. Nie miał ochoty na kontynuowanie tej rozmowy. Nie miał ochoty na zabawę w kulturalnego pana domu. Spojrzał na panią Marię zimnym spojrzeniem i bez słowa wyszedł z mieszkania. Nie dochodziło do niego wołanie Pauli. Do głosu doszedł jego drugi świat. Świat, który wyłączył przez ostatnie lata.

„Pierdolony skurwysyn” – pomyślał, idąc ulicą kompletnie bez celu. „Nie miał odwagi. Nie miał odwagi przyjść i osobiście powiedzieć mi, że moja własna matka nie żyje. Posłużył się sąsiadką. Spierdolił nawet tak ważny moment. Nienawidzę go”. Usiadł na ławce, bo dopadły nagłe zawroty głowy. – Nienawidzę. Nienawidzę – wyszeptał łamiącym się głosem. Po chwili jego twarz zalała się łzami. Nie kontrolował tego. Po prostu płakał. Płakał z bezsilności i bólu. Płakał, bo iluzja, którą tak starannie budował, runęła w jednej chwili. Płakał, bo przecież w środku nigdy nie dorósł. Płakał, bo miał świadomość, jak bardzo obcy i popierdolony jest jego własny świat. Płakał, bo zdał sobie sprawę, że postać żyjąca razem z Paulą jest jedynie kreacją. On został w tamtym domu. W domu, którego nienawidzi, lecz który jest jego częścią. Ten nowy, normalny świat ugościł go z niesamowitą wręcz serdecznością. On jednak nie potrafił wymazać przeszłości. Nieważne jak bardzo by sobie to wmawiał. Nie ważne ile by osiągnął i jak mocno kochałaby go Paula. Śmierć matki w prosty sposób uświadomiła mu rzecz, którą starał się za wszelką cenę ominąć. Szczęście, do którego wszyscy dążymy, nienawidziło go. Przyjęło go do siebie, tylko po to, żeby mocnej mu dopierdolić. Przyjęło go do siebie, aby pozorne poczucie bezpieczeństwa uśpiło jego czujność, uwypuklając wrażliwość skrywaną przez tyle lat. Wreszcie jednak musiał nastąpić cios. Cios, który w magiczny sposób przetransportował duszę Sebastiana do miejsca, w którym się urodził. Do świata chorób i zła. Do jego prawdziwego świata.

Następne cztery godziny spędził w kompletnej ciszy. Odzwyczaił się od niej. W nowym życiu, dla odmiany, otaczali go ludzie. Jego dawna kompanka wróciła jednak wraz z elementami poprzedniego wcielenia Seby. Z tą różnicą, że tym razem całkiem nieźle pływał, co pozwoliło mu się utrzymać na powierzchni. Wraz z wracającą świadomością, po ataku paniki, do jego głowy wróciła

 

kobieta posiadająca kluczyki do serca, które przyszło mu nosić. Wraz z nią uderzyły go wyrzuty sumienia. Nawet tak skrajna sytuacja nie usprawiedliwiała jego zachowania. Podczas gdy on milczał na ławce, ona pewnie zamartwiała się o niego samotnie w domu. Świat Seby musiał poczekać. Nie miał już wpływu na jego obecność, ponieważ wszedł dziś bez pukania i uprzedzenia, a co najgorsze z planami dłuższego pobytu. Nowo-stary gość był jednak na tyle dojrzały, że mógł chwilę pozostać samemu. Seba ruszył więc w kierunku domu, gdzie czekała na niego osoba, którą kochał, a która jednocześnie była obiektem nienawiści jego nowego lokatora. Lokatora, z którym Sebastian będzie musiał odbyć w najbliższych dniach wiele przykrych i bolesnych w skutkach rozmów.

Pani Maria wyszła z ich mieszkania chwilę po Sebie. Sprawiała wrażenie autentycznie przejętej zaistniałą sytuacją. Paula jednak nie zwracała na to uwagi. Z wymuszoną uprzejmością pożegnała się z kobietą, po czym utonęła w rozważaniach jak ma się zachować. Zdawała sobie sprawę z choroby Seby. Jej chłopak był uzależniony, co oboje mieli na uwadze podczas budowania ich wspólnej relacji. Zamiast wyparcia problemu, postanowili zastosować odwrotną taktykę. Dużo o tym rozmawiali, odpychając pociąg do substancji odurzających z dnia na dzień coraz bardziej. Teraz jednak ich wspólny wysiłek mógł pójść na marne. Tak silny emocjonalny bodziec gotów był spowodować całkowite trzęsienie ziemi w głowie Sebastiana. Paula jednak, pomimo wszystkich racjonalnych wniosków, postanowiła poczekać. Zdać się na zaufanie, którym darzyła partnera. Wierzyła, że samotnie przezwycięży strach i mimo wszystkich wątpliwości, wróci do niej jeszcze dziś. W przeciwnym razie nie będzie on jedyną, niecierpiącą siebie osobą przebywającą w tym mieszkaniu.

– Cześć – wydusił z siebie Seba, siadając obok Pauli. Rozmazany makijaż na twarzy ukochanej kobiety jedynie utwierdził go w przekonaniu, jak bardzo przeżyła jego nieobecność. Na chwilę wstyd z tym związany przejął dominującą pozycję wśród wszystkich negatywnych emocji z dzisiejszego dnia.

– Przepraszam – wyszeptał, po czym przytulił ją.

– Nie masz mnie za co przepraszać. Najważniejsze, że jesteś cały. Przynajmniej zewnętrznie – odpowiedziała poważnym tonem. – Przynajmniej zewnętrznie – powtórzył cicho, po czym zastygli w swoich objęciach, w centrum ciszy o niespotykanie dużych

rozmiarach. Paula nie zamierzała męczyć Seby pytaniami. Najważniejsze, że miała go przy sobie. Znała go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, czego Sebastian najbardziej potrzebuje w najgorszych chwilach. Nie były to słowa, lecz obecność, cenniejsza niż tysiące pięknych zdań. Niejednokrotnie już milczeli oboje, w chwilach, w których Sebastian krzątał się po ciemnych zakamarkach swojej duszy. Oczywiście ta sytuacja, była nieporównywalnie większych rozmiarów, jednak czynności terapeutyczne stosowane na otwartej ranie pozostały te same. Z tą różnicą, że tym razem problem nie przeminie, a jego skutki będą odczuwalne jak żadne przedtem. Strach, wynikający z pieprzonej świadomości, unosił się nad nimi do końca tego wieczoru.

Nie mógł zasnąć. Spodziewał się takiego obrotu spraw. Myśli w jego głowie wirowały jak w zepsutej pralce. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego akurat teraz wszystko to co złe zwaliło mu się na głowę. Po dłuższej chwili, przeznaczonej na podobne rozważania, jakiś tajemniczy głos zmusił go do wyjścia z mieszkania. Sebastian był jak zahipnotyzowany. W pełni świadomy, a jednocześnie zupełnie obcy we własnym ciele. Miał wrażenie, że wszystko to co dzisiaj go spotkało toczy się obok niego. Głos poprowadził go na dach budynku, w którym mieszkał. Po paru sekundach, podczas których jego wzrok utknął w martwym punkcie, Seba zaczął krzyczeć. Choć krzyk to nie najlepsze określenie. Darł się wniebogłosy. W jego świadomości rozmówca w postaci Boga stanął przed nim jako zupełnie realna postać.

– Dlaczego? Dlaczego ja? Odpowiedz. Czym ci zawiniłem? Czym zasłużyłem na los, który ciągle mnie rani, który wyżera ze mnie wszystko, co dobre? Dlaczego nie mogę być wolnym jak reszta? Dlaczego nie mogę po prostu najzwyczajniej w świecie żyć? Czy to naprawdę za dużo?

– Ależ żyjesz Sebastianie. Żyjesz lepiej od wielu innych. Dałem ci talent, pasję, miłość, dom i możliwość poszukiwania wiary. Nie oczekuj ode mnie idealnego świata. Nie dostaniesz go. Wasz los, twój i całej reszty, składa się z momentów cierpienia, przeplatanych z radością. Tak musi być. Inaczej wasz pobyt tutaj nie uszlachetniłby was wystarczająco.

– Kłamiesz. Świat niszczy mnie, od momentu, w którym dałeś mi świadomość. Duszę się we własnym ciele. Czuję się jak zepsuty element, na siłę wepchany w dobrze prosperujący projekt. Czuję się... czuję się jak śmieć, gdy patrzę w lustro. Dałeś mi jedno uczucie

 

– nienawiść, podczas gdy cała reszta dostała kompletny zestaw. Więc nie mydl mi oczu rzeczami materialnymi. Zabrałeś mi całą resztę. Dostałem od ciebie wadliwy produkt, który niszczy mnie konsekwentnie, podczas gdy ty milczysz w swoim królestwie.

– Jeszcze wielu rzeczy nie rozumiesz, mój chłopcze. Wszystkie te problemy, które wymieniasz, posiadają jednego winowajcę – ciebie. Dałem ci wszystko, co potrzebne do szczęśliwego życia. Całą resztę niszczysz tylko ty. Nikt inny. Brakuje ci wiary, przyjacielu. Wiara to cnota, która została mocno zadeptana przez was drogie dzieci, a przecież jest dla was jedynym ratunkiem. Cała ta logika, którą próbujecie zakryć moją obecność, zamiast was wyzwolić, jedynie was zatraci.

Sebastian zmierzył Boga wzrokiem pełnym nienawiści.

– Spierdalaj – krzyknął, po czym uderzył widmo, które widział tylko on. Następnie bez opamiętania ruszył w kierunku krawędzi. Zatrzymał się przed wykonaniem ostatniego kroku. Patrząc w przepaść, zaczął w kółko obsesyjnie powtarzać imię Pauliny. Łamiącym się głosem i ze łzami w oczach złapał się ostatniej i jedynej liny ratunkowej w jego życiu. Liny, która i tym razem wyciągnęła go na powierzchnię. Nie zdecydował się na krok wymazujący jego obecność wśród ludzi. Zamiast tego opadł na kolana i zatracił się we łzach. Stracił całą energię. Głos zniknął, a on wrócił do swojego ciała. Wrócił wraz z ogromną, przeszywającą go pustką. Wyprany z emocji udał się do łóżka, w którym spała jego niczego nieświadoma wybawicielka.

Następnego dnia rano towarzyszyła im głównie cisza. Sebastian przebywał w swoim świecie. Po skończonym posiłku, który zajął mu rekordową ilość czasu, odezwał się po raz pierwszy.

– Muszę się przejść. Sam. Być może wtedy uda mi się zebrać myśli.

– Dobrze – odpowiedziała krótko Paulina. – Tylko proszę, daj znać, gdyby coś było nie tak.

– Masz moje słowo – odparł z wymuszonym uśmiechem.

Wychodząc z klatki schodowej poczuł chłód. Ucieszył się w duchu, że również pogodzie nie jest do śmiechu. Szedł pewnym

krokiem, mimo że nie znał celu podróży. Nie przeszkadzało mu to. Nogi prowadziły go same. On z kolei myślami uciekał do tego, co wydarzyło się w nocy. Nie pamiętał całej sytuacji. W głowie migały mu obrazy, które za nic nie chciały złożyć się w całość. Niosły za sobą jednak silne emocje. Nie potrafił ich nazwać, choć czuł je całym sobą. Najsilniejszym wspomnieniem, jakim obdarzyła go pamięć, był wizerunek Boga. Nie miał pojęcia, dlatego akurat ta postać jako jedyna była aż tak wyraźna. Czuł, że nie był wczoraj sam, jednak wizja rozmowy z Jezusem była dla niego przerażająca. Ciężko nie podać jej przecież jako ostatecznego dowodu na chorobę psychiczną. Jak na ironię podczas drogi bez celu natrafił na kościół. Przystanął, zastanawiając się, czy to nie czas na pierwsze od dawna odwiedziny. Syn marnotrawny, tak określił sam siebie. „Wejdź” – wymamrotał wewnętrzny głos. „Czyli jednak zwariowałem” – odpowiedział sam sobie, po czym ruszył w miejsce tak mu obce, a jednocześnie tak bliskie dzisiejszego dnia.

Milczał. Bóg również. Siedząc obok starszej pani odmawiającej różaniec, patrzył w martwy punkt. Martwy na pozór. Odnosił wrażenie, że w miejscu, w którym utkwił jego wzrok stoi sam Chrystus. Nie pytał dlaczego nawiedził go ten, którego istnienie negował przez całe świadome życie. Nie chciał znać odpowiedzi. Siedział jak zahipnotyzowany, a jedyne co przetwarzał jego mózg w tamtym czasie to twarz przywódcy wszystkich narodów. Nieme spotkanie trwało blisko trzy godziny. Wyszedł dopiero, gdy twarz Jezusa rozmyła mu się całkowicie. Potraktował to jako rozkaz. Po opuszczeniu miejsca nazywanego domem wszystkich żywych istot, podświadomość, w której nieustannie tkwił, nakazała mu odwiedzić panią Marię. Dusza Sebastiana po raz kolejny udała się na odpoczynek, podczas gdy ciało, niesione przez nieznane źródło mocy, kroczyło ścieżkami, którymi sam nigdy nie zdecydowałby się ruszyć.

– Dzień dobry – przywitał się cichym głosem – przyszedłem przeprosić za moją wczorajszą reakcję. Nie byłem sobą.

– Dzień dobry Sebastianku. Bardzo się cieszę, że cię widzę. Nawet nie wiesz jak bardzo. Co do twoich słów, to nie myśl, że czymkolwiek mnie uraziłeś. Nie miałabym prawa tak myśleć. Bólu, który na ciebie zrzuciłam, nie opisałyby żadne słowa. Naprawdę. Całkowicie cię rozumiem i jestem gotowa w każdej chwili służyć wsparciem. Również teraz – uśmiechnęła się. – Wejdziesz?

– Dziękuję za te słowa. To bardzo miłe. Naprawdę. Z przykrością jednak muszę odmówić. Przyszedłem jedynie panią przeprosić i dać swój numer telefonu. Mam prośbę, gdy pozna pani datę pogrzebu mamy, chciałbym, aby mnie pani o niej poinformowała.

– Ależ naturalnie. Nie musisz prosić o takie rzeczy. Gdy tylko czegoś się dowiem, będziesz pierwszą osobą, której przekażę wieści. Możesz być tego pewien.

 

– Dziękuję za wszystko. Na mnie już czas. Niech Bóg ma panią w opiece – odparł na pożegnanie, czym zaskoczył starszą kobietę. Ruszył dalej, prowadzony przez myśli.

W czasie gdy Sebastian kroczył nieznanym szlakiem, Paulinę zbudził dzwonek do drzwi. Ruszyła w ich kierunku jak rażona piorunem. Prowadziła ją niepewność spowodowana nieobecnością partnera. Uspokoiła się, gdy przez wizjer zobaczyła twarz Maćka. „Przynajmniej nie przynosi tragicznych wieści” – pomyślała w duchu.

– Hej.

– No hej, hej – odparł, po czym bez pytania przekroczył próg mieszkania – jest Sebastian?

– Niestety, nie.

– Kurwa. Wiedziałem, że ten dzieciak za nic ma to, co przyjęło się nazywać odpowiedzialnością. Czy ty zdajesz sobie sprawę

z terminów, które nas gonią? To nie jest pierdolone przedszkole! – wyrzucił z siebie Maciek, po czym już spokojniej dodał: – Wiesz przynajmniej gdzie on jest?

– Wyszedł się przejść jakiś czas temu. Wiesz... mamy teraz spore problemy rodzinne – oznajmiła zmieszana. – Problemy to dopiero możecie mieć. Wszystko pójdzie w pizdu, jeżeli się z tym nie wyrobimy.

W tym momencie oboje usłyszeli odgłos przekręcanego klucza w zamku w drzwiach.

– Maciek – powiedział nieobecny wzrokiem Sebastian – jak miło cię widzieć.

– Jeszcze dodatkowo sobie kpi – rzucił do Pauli mężczyzna. – Czy zdajesz sobie w ogóle sprawę z powagi sytuacji? – zwrócił się już bezpośrednio do swojego podopiecznego.

– Z sytuacji? Mógłbyś jaśniej?

– Ależ oczywiście, paniczu. Do piątku mamy mieć gotowe obrazy. Sprawy kontraktowe, gdyby cię to interesowało. Dla przypomnienia, mamy dzisiaj środę.

– Będą musiały poczekać.

– Będą musiały co? Ciebie chyba pojebało!

– Będą musiały poczekać – odparł spokojnie Sebastian. – Wczoraj odeszła z tego świata moja mama – rzucił zimnym tonem,

który przyprawił Paulinę o dreszcze.

– Mogę załatwić przesunięcie terminu o dwa tygodnie – odpowiedział nagle całkowicie blady Maciek – nie wiedziałem...

przepraszam.

– Spokojnie. Rozumiem cię. Dziękuję za dodatkowy czas. Postaram się nie zawieść. A teraz wybacz, ale chciałbym zostać sam

z Pauliną.

– Tak, tak. Oczywiście – odrzekł ciągle zmieszany Maciek. – Oczywiście – powtórzył, po czym wyszedł z mieszkania.

– Cóż za prostak – powiedziała wściekła Paulina. Nie mam pojęcia jak ty z nim wytrzymujesz.

– Nie wiedział. Świat nie kręci się tylko wokół mnie. Chyba. Zresztą nieważne. Źle się czuję. Przepraszam, ale pójdę się położyć. – Oczywiście – odparła ze szczerą troską w głosie. Nie miała pretensji o kolejną urwaną rozmowę, przed jej faktycznym

rozpoczęciem. Nie pytała, gdzie był, podczas swej niekrótkiej przecież nieobecności. Jego dziwny stan tylko dodatkowo ją zaniepokoił, jednak postanowiła dać mu wolną przestrzeń. Nie chciała się narzucać. Będzie w pobliżu, gdy Sebastian, przerobiwszy wewnętrznie tragedie, które go spotkały, zechce otworzyć przed nią kolejny element tak ciężkiego bólu, z którym przyszło mu żyć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania