Poprzednie częściArtysta z blizną - rozdział 1

Artysta z blizną - rozdział 7

Następne tygodnie zlały się w jedną wielką szarość, pełną słów słyszalnych jedynie przez ciszę. Sebastian ćpał, w mistrzowski sposób ukrywając powrót do nałogu przed Pauliną, a ta z kolei cierpiała co wieczór samotnie przy winie. Nie czuła jednak żalu do niego. Wręcz przeciwnie. W dalszym ciągu kierowała w jego stronę ogrom współczucia, wpadając w najgorszą, jakże często spotykaną pułapkę poczucia winy, spowodowanego złym stanem uzależnionego partnera. Przez ciągłą falę myśli przeszywającą jej mózg nie dostrzegła żadnych symptomów świadczących o powrocie dawnego przyjaciela Seby, skrywającego się pod postacią białego proszku. Istniała również jeszcze jedna, równie prawdopodobna opcja. Mianowicie, być może najzwyczajniej w świecie nie chciała kierować swojej uwagi w tę stronę. Już wystarczająco dużo dołujących myśli spadło jej w ostatnim czasie na głowę. Od kilku dni jednak w powietrzu wisiało coś dziwnego. Jakby magicznego. Dało się wyczuć nadchodzącą zmianę na lepsze, choć paradoksalnie Paula odpływała coraz bardziej w negatywną rzeczywistość. Jak się później okazało, to właśnie jej skrajne wyczerpanie psychiczne doprowadziło to przerwania stagnacji porównywalnej do śmierci duchowej. Miała swoją granicę. Granicę, która została przekroczona, mimo że na pozór tamtego dnia nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Na pozór. W rzeczywistości głowa Pauliny ogłosiła kapitulację, a ta, wyczerpana do granic możliwości, wybrała numer do jedynej osoby, której mogła wypłakać wszystkie łzy. Do mamy. W tamtym momencie nie interesowała jej reakcja Seby. Nie odczuwała też wyrzutów sumienia z powodu braku lojalności, co jeszcze parę dni wcześniej skutecznie pomagało jej w odrzucaniu myśli o sięgnięciu po pomoc. Dzisiaj jednak wszystko to odeszło daleko w cień. „W życiu są sprawy dużo ważniejsze niż spokój” – pomyślała na głos, po czym wybrała kontakt, w telefonie opisany jako mama, lecz w głowie Pauli określany jako NADZIEJA.

– Co tam, Paulinko? – zapytała niczego nieświadoma kobieta.

– Mamo... nie daję rady. To wszystko mnie przerosło – odpowiedziała Paula, nie siląc się na zbędne hasełka, powszechnie służące do rozpoczęcia rozmowy. Pragnęła jedynie wykrzyczeć wszystko to, co siedzi w niej od dawna. – Sebastian... Ja... nie wiem co robić. Chcę mu pomóc. Tak bardzo tego pragnę, a wszystko co czynię przynosi całkowicie odwrotny skutek. Nie wiem. Nie wiem. Mamo..., proszę, pomóż – powiedziała błagalnym głosem przerażonej nastolatki, który autentycznie zbudził lęk u jej matki. Oczywiście kobieta nie dała tego po sobie poznać.

– Paulinko, spokojnie. Weź głęboki oddech. Jesteś w domu? – zapytała najspokojniej jak umiała.

– Tak – odpowiedziała jej córka z rozpaczą w głosie.

– Dobrze kochanie, już do ciebie jadę. Tylko nie rób niczego głupiego. – Ostatnie zdanie, mimowolnie wypadło jej z ust.

– Okej. Będę czekać. Mamo...

– Tak, córeczko?

– To naprawdę boli – powiedziała, po czym zalała się łzami.

– Spokojnie kochanie. Spokojnie. Znajdziemy rozwiązanie. Nie ważne co cię trapi, zawsze jest jakieś wyjście. Obiecuję.

– Proszę, przyjedź jak najszybciej – krótko skwitowała, po czym zakończyła połączenie.

„Nie dostrzegłam niczego” – pomyślała załamana matka dziewczyny. Wszystko działo się obok niej, a ona zawiodła na całej linii.

Oczywiście wiedziała, że Sebastian przeżył mocno śmierć matki, jednak nie spodziewała się, że ta sytuacja dotknęła ich aż tak bardzo. A może wcale nie o to chodzi? Zreflektowała się po chwili, że przecież nie usłyszała jasno podanej przyczyny. Być może mylnie założyła, że istnieje tylko jedna przyczyna takiego stanu jej córki. Jednego była pewna – musi dostać się do niej jak najszybciej.

Drzwi były otwarte. „Kolejna abstrakcja” – pomyślała. Paula zawsze była wyczulona na punkcie bezpieczeństwa. Często z mężem wręcz żartowali z jej obsesyjnego podejścia do spraw z tym związanych. „No cóż, mogłam się domyślić, że obecnie jej myśli znajdują się w innej rzeczywistości” – powiedziała w myślach do siebie. Gdy weszła do salonu, jej oczom ukazała się zapłakana Paulina. Kobieta czym prędzej, ze szczerym matczynym współczuciem, przytuliła córkę. Minęła dłuższa chwila, nim padło pierwsze zdanie.

 

– Mamo... ja go tak bardzo kocham... tak bardzo – powiedziała Paula, szlochając.

– Paulinko, postaraj się opanować łzy – odrzekła, ciągle wtulona w córkę. – Nie będę w stanie ci pomóc, jeżeli nie dowiem się o tym, co dokładnie się stało.

– Nic się nie stało. Po prostu... po prostu nie mogę tak dłużej. On cierpi mamo, cierpi samotnie. Jest przy mnie jedynie fizycznie. W rzeczywistości już od dawna samotnie kroczy swoimi ścieżkami. Wiedziałam o jego wszystkich problemach. Wiedziałam i szczerze chciałam mu pomóc. Nawet przez chwilę wydawało mi się, że to wszystko, co usilnie staram się czynić, zaczyna przynosić efekty. Śmierć jego matki jednak skutecznie wybiła mnie z iluzji, w jakiej żyłam. Nie jestem w stanie mu pomóc. Nie umiem. Seba cierpiał od zawsze i cierpi dalej. Niczego nie zmieni moje zakłamywanie rzeczywistości. Niczego! – po tych słowach ponownie zalała się łzami.

Matka słuchała uważnie. Słowa Pauliny uświadomiły jej, jak mało wiedziała o życiu córki. Nie miała pojęcia o wszystkich problemach Sebastiana. Zresztą w dalszym ciągu nie wie niczego. Ze słów Pauli mogła wywnioskować jedynie, że wszystkie tłumione emocje wylały się na światło dzienne. Rzeczywistość przerosła młodych dorosłych, tego była pewna, a jej zadaniem było wyciągnięcie do nich pomocnej dłoni.

– Paulinko, musisz mi opowiedzieć wszystko dokładniej – powiedziała spokojnym głosem. – Co właściwie dzieje się z Sebastianem?

– On jest samotny, mamo. Tak cholernie samotny. Od zawsze kroczy z nim jedynie jego własny cień. Cierpiał w domu, cierpiał w szkole, cierpiał w każdym miejscu, w jakim przyszło mu stawiać kroki. Chciałam zastąpić mu narkotyki, w które kiedyś uciekał. Chciałam..., chciałam być dla niego ratunkiem. Tylko że to nie działa. Mamo, proszę, powiedz co mam uczynić? – zapytała już dużo spokojniejszym głosem.

– Paulinko, dalej nie znam do końca waszej sytuacji. Jednak z tego, co mówisz, Sebastian ma spore problemy, a co za tym idzie również i ty. Bardzo niemądrze postąpiłaś, próbując dźwigać to wszystko na własnych barkach. To nie jest zabawa. Sprawy, o których powiedziałaś, wymagają pomocy specjalisty. Brak reakcji, tłumaczony rzekomą pomocą, zawsze przynosi odwrotny skutek. Nie mówię tego po to, aby cię jeszcze bardziej dobić. Wręcz przeciwnie. Nie wątpię w to, że najlepiej znasz Sebastiana, a więc zakładam, że twoje spostrzeżenia są słuszne. W takiej sytuacji musimy... musisz działać. W innym sensie niż dotychczas. Jemu potrzebna jest pomoc, kochanie. Pozostając bierną, jeszcze bardziej popychasz go w otchłań mroku. Pora postawić sprawę jasno. Sebastian potrzebuje pomocy specjalisty. Twojej również. Lecz twoje wsparcie, bez pomocy osoby, która poświęciła życie dla ratowania ludzi dotkniętych podobnymi problemami, nie zda się na nic.

– On się nie zgodzi mamo. Próbował już terapii. Nic to nie dało w jego przypadku.

– Na świecie jest wielu wspaniałych psychiatrów. Być może nie trafił jeszcze na odpowiedniego. Zresztą nie ma innej drogi, kochanie. Wiem, że ta rozmowa będzie cię wiele kosztować, ale nikt nie powiedział, że miłość malowana jest jedynie w odcieniach różu.

– Nie wiem, czy dam radę. Jestem wyczerpana. Zresztą wiem, jaka będzie jego reakcja... Ale dobrze – powiedziała po chwili namysłu. – Spróbuję. Masz rację. To wszystko prowadzi tylko do jednego. Muszę być dzielna. Muszę być dzielna dla niego. Może jeszcze będziemy się z tego kiedyś śmiać – wypowiadając te słowa, zdobyła się na mały uśmiech.

– Jestem tego pewna kochanie. I pamiętaj. Zawsze masz nas. Zawsze. Nigdy nie jesteś sama ze swoimi problemami. Proszę cię, nie zapomnij o tych słowach.

– Nie zapomnę mamo – odpowiedziała, po czym skryła się w ramionach kobiety, która ją urodziła i która zawsze wiedziała, jakich słów oczekuje. Kobiety, która po prostu jest.

Sebastian wrócił wieczorem. Wyczerpany. Wyczerpany rzeczywistością, która rzuca nim po kątach dla zabawy. Podobnie jak Paulina był na skraju definitywnego wyczerpania. Cierpiał. Przez ostatnie tygodnie pragnął jedynie ukojenia, lecz mimo usilnych starań w postaci spotkań z białym proszkiem, nie zaznał go nawet na moment. Nawet na krótką chwilę nie potrafił uwolnić swojego serca z rąk zła, które nim zawładnęło. Z psychicznej nieobecności wyrwał go poważny głos Pauliny.

– Musimy porozmawiać – powiedziała.

 

– Jestem zmęczony – odparł.

– Tym razem nie odpuszczę. Albo porozmawiamy, albo widzisz mnie dziś po raz ostatni.

– Tylko szybko – odpowiedział na pozór bez emocji. W rzeczywistości słowa te doprowadziły go prawie do łez.

– Obawiam się, że zajmę ci trochę czasu. Sebastian, mam dość – wyrzuciła z siebie prosto z mostu. – Rozumiem twoją sytuację.

Naprawdę. Jednak w taki sposób niczego nie zmienimy. Pora podjąć jakieś kroki. Pora wreszcie wyjść naprzeciw tej chorej sytuacji. – Nic mi nie jest. Wyolbrzymiasz. Po prostu nie jesteśmy już dziećmi.

– Po prostu nie jesteśmy już dziećmi – powtórzyła ironicznie. – Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Zamartwiam się o ciebie

codziennie. Nie myślę o niczym innym. Próbuję tłumaczyć, próbuję słuchać, próbuję czytać w twoich myślach, wyciągam dłoń, robię wszystko, żeby było dobrze, a ty? A ty, do cholery, jak gdyby nigdy nic, mówisz że wszystko jest w porządku, jak gdyby, kurwa, nic? Czy ty w ogóle zdajesz sobie z tego sprawę, że ja też jestem człowiekiem? Że cię kocham? Że nie żyjesz na tym pierdolonym świecie sam? Czy potrafisz zrozumieć, że twoje cierpienie jest również moim? Kurwa mać, Seba, dlaczego ty mi to robisz? Dlaczego ciągle mnie odpychasz? Dlaczego nie dasz sobie po prostu pomóc?

– Paula, ja...

– Czekaj. Teraz ja mówię. Też mam głos, tak na wypadek, gdyby cię to interesowało. Wiesz, ile łez wylałam przez ostatnie dni? Nie wiesz. Nie wiesz, bo dla ciebie liczy się tylko twój smutek, twój pieprzony smutek! – wyrzuciła z siebie, po czym wybiegła do łazienki.

– Paula – krzyknął za nią Sebastian. Wybity z własnych rozterek, w mgnieniu oka znalazł się pod drzwiami łazienki. Słowa, które przed chwilą usłyszał, momentalnie rozbiły głaz towarzyszący mu w ostatnich tygodniach. Być może właśnie to było mu potrzebne. Być może tylko na to czekał. Na jego własne myśli wypowiedziane na głos.

– Paula, proszę, otwórz. Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Paula... masz rację. Jestem egoistą. Jestem pieprzonym egoistą i... – przed wypowiedzeniem następnych słów zamilkł jak zaczarowany. W końcu jednak zaklęcie puściło, a on stanął oko w oko ze szczerością. – ...i jestem ćpunem. Znów zacząłem uciekać w to gówno – powiedział cichszym głosem. – Znów sobie nie radzę. Znów płaczę zamknięty przed całym światem. Znów..., znów jestem sobą.

Po tych słowach uchyliły się drzwi do łazienki.

– To nie jesteś ty. Nie pozwolę ci tak myśleć – powiedziała Paula, po czym przyklęknęła obok partnera. – Najzwyczajniej w świecie potrzebujesz pomocy. Nie tylko mojej. To nie wystarczy, kochanie. Musimy o nią poprosić.

– Prosiłem już. Nigdy nie działało.

– Ponieważ prosiłeś słowami. Pora poprosić sercem.

– Mówiłem już, że na ciebie nie zasługuję? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy.

– Milion razy – uśmiechnęła się do niego.

– A więc milion razy miałem rację. Dobrze. Pora zrzucić bagaż. Pora pierwszy raz w życiu szczerze spróbować. Może naprawdę

jesteś tylko mi zesłanym aniołem. – Uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od dawna, na moment zapominając, że chwilowe odzyskanie sił nie oznacza od razu bezkompromisowego zwycięstwa...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania