Poprzednie częściArtysta z blizną - rozdział 1

Artysta z blizną - rozdział 8

Odwyk. W swoim niedługim życiu wylądował tu po raz drugi. Po raz pierwszy jednak z własnej woli. Poprzedni pobyt traktował jako przymusowy punkt do odhaczenia, na mapie obcych zdarzeń, w których przyszło mu uczestniczyć. Teraz chciał spróbować. Uczucie braku nadziei, towarzyszące mu nieprzerwanie od kilku tygodni, ucichło wraz z krótką rozmową lub powiedzmy trafniej, z wyrzutem, który padł z ust Pauliny. To niesamowite, jak jedna malutka osóbka za pomocą głosu potrafiła zburzyć głaz, szczelnie zakrywający wszystkie jego pozytywne cechy. Wszystko to, co nie pozwalało mu na walkę. Po śmierci matki ogarnęło go poczucie graniczące z pewnością, że wszystko, co przynajmniej na pozór poukładał sobie w życiu, runęło bezpowrotnie. Została jedna nitka. Jedna nitka, która trzymała się życia, mimo całego brudu wokół jego osoby. To właśnie za tę nitkę złapała Paula, czym obudziła archaiczną już w jego prywatnym słowniku chęć do walki. Jednak każdy dzień w miejscu, które przyjęło do swojej historii ogrom ludzkich tragedii, uświadamiał mu o drodze, jaką musi przebyć, aby wyzdrowieć. O drodze trudnej, pełnej bólu, wyrzeczeń i wyparcia się wszystkiego, co w pewnym sensie charakteryzowało go jako człowieka. Przeprogramowanie ludzkiego wnętrza jest o tyle trudne, że nie istnieje jedna instrukcja działająca dla wszystkich. Emocje często chodzą własnymi ścieżkami, a zapanowanie nad nimi to jedno z najcięższych wyzwań, jakich człowiek może się spodziewać na szlaku własnej historii. Z wyzwaniem tym Sebastian konsekwentnie nie radził sobie przez całe swoje życie. Na terapii odwykowej długo nie potrafił się odnaleźć. Błądził. Z jednej strony definiowała go waleczność i chęć zmiany, a z drugiej diabeł, który w dalszym ciągu nie zamierzał odpuścić swojej pozycji. Ambiwalentny styl życia powoli go wykańczał, a świadomość najbliższych trudności związanych z coraz mocniejszym wnikaniem w najciemniejsze zakamarki swojej duszy wydzierała mu bezlitośnie wszystkie pozytywne strony, z którymi udał się na leczenie. Ciężko powiedzieć, czy gdyby nie spotkał Andrzeja, starszego pana z doświadczeniami zbyt dużymi dla kilkudziesięciu ludzi, odnalazłby w sobie wystarczające pokłady sił, aby walczyć o lepsze jutro.

Biła od niego aura autentyczności. Od pierwszego zdania, które Andrzej wypowiedział do Sebastiana, chłopak wiedział, że tylko jemu zdoła w tym miejscu naprawdę zaufać. Wyuczone formułki nie były mu w stanie zastąpić tego głosu rozsądku. Tej świadomości, że przemawia do niego gość, który również toczył wojny z sobą samym. Który również upadł, który również najzwyczajniej w świecie cierpiał. Ich pierwsza rozmowa była jedną z tych, które człowiek pamięta do końca życia.

Owego dnia miał strasznego doła. Zaczął wątpić. Z powrotem wracał w otchłań beznadziei. W otchłań strachu. Mężczyzna, który w tamtym momencie stanął w progu jego drzwi, w oczach Sebastiana jawił się jako cud. Wystarczyło jedno spojrzenie. Spojrzenie, które Seba dokładnie znał. Spojrzenie z lustra.

– Dzień dobry, przyjacielu – przywitał się zachrypniętym głosem Andrzej.

Sebastian nie odpowiedział. Mimowolnie jednak zbadał gościa wzrokiem pełnym ciekawości.

– Pozwól, że się dosiądę – uśmiechnął się mężczyzna, po czym nie czekając na zgodę, usiadł.

– Andrzej jestem.

– Sebastian.

Mężczyzna nie przyspieszał. Milczał, czekając na ruch ze strony chłopaka.

– Pan nie jest tu lekarzem, prawda?

– Owszem, nie jestem.

– Pacjentem również. Przynajmniej ja pana nie kojarzę. Czemu więc zawdzięczam pana wizytę?

– Trudne pytanie. Zacznijmy od podstaw. Z bólem serca muszę przyznać, że na pana nie zasługuję. Tak więc spokojnie, nie

komplikujmy sytuacji. – Uśmiechnął się. – Możesz zwracać się do mnie w dowolny sposób, poza tym jednym zwrotem. No i wiesz, jak pewnie zauważyłeś, nie jestem już pierwszej młodości. Nie będę owijał w bawełnę. Zapomniałem pytania. Mógłbyś powtórzyć?

– Kim pan jest?

 

– Kim jestem? Bardzo ciekawe zagadnienie. Otóż tożsamości swojej sam nie jestem pewien. Głupia sprawa. Wiem. Ale co poradzę. Jednak, gdybym miał zgadywać, to tobą w przyszłości. Ha. Takiej miny się spodziewałem. Trafiłem – po tych słowach, Andrzej pozwolił sobie na chwilę zadumy. Seba nadal milczał. – To tyle, jeżeli chodzi o kwestię nazwijmy ją duchową. Jeżeli chodzi o sytuację zawodową, to z osiągnięć mogę wymienić 3/4 życia spędzone w podobnych miejscach. Jestem, że się tak pochwalę, legendą tego miejsca. A przynajmniej tak mówią. Ja sam, jak już wspomniałem, nie jestem nawet pewien, czy ja to ja. Śmieszne. A ty... mógłbyś przypomnieć swoje imię?

– Sebastian.

– Sebastian. Ładnie. A ty, Sebastian, wiesz kim jesteś?

– Pewnie pan zna odpowiedź.

– Ano pewnie znam. Słuszna uwaga. A więc obaj nie potrafimy siebie zdefiniować. Coś nas łączy. Fajna sprawa. Mogę się również

domyślać, że wszystkim twoim bliskim wydaje się, że potrafią zdefiniować osobę, za którą się podajesz. Zabawne. Każda z nich doskonale wie z czym się borykasz, o czym myślisz, jak wygląda twój dzień. Każda z nich jest również zdziwiona, gdy spotyka cię zaszczanego i obrzyganego po raz pierwszy. Wydaje mi się, że te rzeczy się wykluczają. Ale co ja tam wiem – ponownie zadumał się Andrzej. Minęła dłuższa chwila, zanim ponownie w pomieszczeniu rozbrzmiał jego głos. – A, tak z ciekawości. Ten nasz wspólny znajomy. Ten taki biały. Pomógł ci troszkę bardziej niż mi? Bo wiesz, może ja go źle używałem. Może całe życie byłem w błędzie.

– Nie – ledwo powstrzymał łzy Seba. – Nie pomógł.

– Ano widzisz. Skurwiel. Z wszystkimi leci w chuja. Nikogo nie... – w tym momencie przerwał mu Sebastian.

– Jak? Niech pan mi powie jak? Jak mam wytłumaczyć ten gigantyczny strach? Jak nie krzywdzić bliskich mi osób? Jak nie

płakać po nocach? Jak tolerować właśnie myśli? – W jednej chwili, magicznie natchniony, zadał więcej pytań niż przez cały ówczesny pobyt. Pytań płynących prosto z serca.

– No, widzisz. Nie wiem. Na te pytania do dziś nie znalazłem odpowiedzi. Nie ćpam, nie piję, a i tak każdego dnia muszę walczyć. Taki już nasz los, przyjacielu. Pewnie spodziewałeś się innej odpowiedzi. Przepraszam. Jestem prostym człowiekiem. Szczerym. Do dzisiaj jestem słaby. Do dzisiaj czasami siadam samotnie i po prostu sobie płaczę. Zmieniła się jedna rzecz. Walczę. Nie unikam strachu. Staram się go tolerować. W dalszym ciągu krzywdzę bliskie mi osoby, lecz staram się tego nie robić. Wielka różnica w tej sytuacji polega na tym, że faktycznie prowadzę walkę. Kiedyś jedynie mówiłem, że nie chcę krzywdzić. W rzeczywistości myślałem tylko o własnym smutku. Czy toleruję siebie? Trudne pytanie. Na pewno się staram. Walka. To jest odpowiedź na wszystkie zadane przez ciebie pytania. Musimy walczyć, przyjacielu. Ja. Ty. Jakiś Maciek z Poznania. Każdy dzień to dla nas obecność na froncie. Musisz być tego świadomym. Nie wmawiaj sobie, że gdy stąd wyjdziesz, twój problem zniknie. Nie zniknie. Gwarantuję ci to. Wyparcie go z własnych myśli jedynie zaprowadzi cię tu z powrotem. Pamiętaj o nim. Zapomniany uderzy w momencie twojego załamania. Musisz być na to gotowy. Wprowadź go do swojego życia, lecz tym razem na własnych zasadach. Bez pomocy tego gówna, które obiecuje ci złote góry, zapominając dodać, że w zamian daje pobyt w takich właśnie miejscach. Zamiast tego, porozmawiaj z kimś bliskim. Porozmawiaj. Ważne słowo. Tak proste, a zarazem tak trudne. Nie znasz jego definicji. Ja też jej nie znałem. W naszym przypadku większość rozmów nie pomagała. Nie pomagało, bo mieliśmy mózg przeżarty lepszym partnerem. Naucz się słuchać. Słuchać, a nie jedynie słyszeć. Proszę cię. Jak nieznajomy nieznajomego. Zrozum to wcześniej niż ja. Życzę ci, abyś nigdy nie musiał być mędrcem z przepitym głosem. – Uśmiechnął się.

– Dlaczego akurat na nas to trafiło? To jest przerażające. Do końca życia zmagać się z tym wszystkim. Gdzie w tym sens? Czy to jest w ogóle coś warte?

– Warte jest uśmiechu tej dziewczyny ze zdjęcia – Andrzej skinął głową w kierunku zdjęcia w ramce, które stało przy łóżku Sebastiana – tego to jest warte. Słońca za oknem. Trzeźwej niedzieli. „Dzień dobry” na ulicy. Proste chwile, przyjacielu. Dla nich warto tłuc się do końca życia. Dla nich warto. Z takich, powiedzmy rad, mam jeszcze jedną. Przynajmniej na dzisiaj. Planuj dzień dzisiejszy. U ludzi naszego pokroju przyszłość i przeszłość jedynie zabierają teraźniejszość. Taka jest ich rola u osób dotkniętych naszą chorobą. Choroba. Również ważne słowo. Jesteśmy chorzy. My na to, ktoś inny na raka. To też musisz zrozumieć. Zrozumieć, a nie jedynie przyjąć do wiadomości. Kurczę. Chyba nawet udało mi się powiedzieć parę mądrych słów. Dziwna sprawa. No cóż... –

 

przerwał, gdy do sali weszła jedna z pracujących tu kobiet. – No, to ten... tak jak mówiłem, co by się nie działo, słuchaj pani terapeutki – Uśmiechnął się w stronę kobiety. – Na mnie już czas. Trzymaj się, przyjacielu.

Sebastian podczas tej rozmowy prawie cały czas milczał. Wrażenie, jakie zrobił na nim Andrzej, było nie do opisania. Mówił prostymi słowami. Bez owijania w bawełnę. Biła od niego szczerość. Każdy wyraz, jaki płynął z jego ust, niósł za sobą tonę emocji. Moment załamania, który przywitał go dzisiejszego dnia, odszedł w zapomnienie. Na nowo poczuł chęć do walki. „Dziękuję” – powiedział w myślach do tego, o którego istnienie ciągle spierał się z samym sobą.

W czasie gdy Sebastian walczył o swoje życie, świat rzeczywisty robił swoje. Biegł w nienaruszonym tempie. Nieobecność Sebastiana była dla niego jedynie malutkim punkcikiem niewidocznym na planszy. Podobną postawę przyjął Maciej. Paulina nie potrafiła tego zaakceptować.

– Jak możesz być taki bezduszny? – zapytała, ciągle wpatrzona w dokument informujący o rozwiązaniu umowy.

– Paulinko, jesteś już duża – odpowiedział z typowym dla siebie uśmieszkiem. – Bardzo mi przykro z powodu sytuacji, w jakiej się znaleźliście. Jednak muszę dbać o swoje interesy. Lubię Sebastiana, lecz sympatią nie opłacę rachunków. Twój partner, jak wiesz, nie wywiązał się z trzech ostatnich terminów. Powinnaś być mi wdzięczna, że z własnej kieszeni opłaciłem kary z tym związane. Naprawdę mi przykro. Nie mam jednak wyjścia. Na pewno w końcu to zrozumiesz.

– Wątpię – odrzekła, po czym wyszła z pracowni, nie mając siły na dalszą dyskusję.

Plan się powiódł. Wrócił na piedestał trendów. Znowu był kimś. Miał klientów, kasę i atencję tak bardzo mu potrzebną. Nie kłamał. Żal mu było Seby. Świat jednak w dalszym ciągu biegł w swoim tempie, a on nie mógł pozwolić sobie na żadną stratę spowodowaną jedynie pobudkami nazywanymi lojalnością i wdzięcznością. Pieniądze bowiem cenił sobie zdecydowanie wyżej od wspomnianych wartości. Nigdy tego przed sobą nie ukrywał. Zresztą już i tak nagiął własne zasady, przekładając kilka terminów. W swoim mniemaniu zrobił więcej niż powinien. Wystarczy.

– Kurwa, co jeszcze? – westchnęła, siadając na ławce w parku. Ostatnie tygodnie przyniosły jej zdecydowanie za dużo negatywnych wrażeń. Maciek jedynie doprawił już i tak wystarczająco gorzką potrawę. Sebastian, mimo rosnącej pozycji na rynku sztuki, nie mógł pozwolić sobie na samodzielne prezentowanie prac. Nawiązanie nowej współpracy również nie było takie oczywiste. Co prawda mieli odłożoną pewną sumę pieniędzy, jednak Paula starała się podejść do sprawy w sposób racjonalny. „To za mało” – pomyślała. Splot negatywnych wydarzeń sprawił, że była pewna już tylko jednej rzeczy. Nie może się poddać. Nie teraz. Nie w momencie, w którym musi być wsparciem dla Seby. Coś wymyśli. Musi.

Andrzej w placówce leczenia uzależnień pełnił funkcję mentora. Był charyzmatycznym panem po sześćdziesiątce, z 40-letnim doświadczeniem w piciu i ćpaniu. Trzeźwość, w której trwał od dłuższego czasu, nie przeszkadzała mu w rozdrapywaniu ran przed obcymi ludźmi. Wręcz przeciwnie. Poczuł coś na kształt powołania. Pacjenci go słuchali. Oczywiście nie każdy z nich od razu przestawał korzystać z używek, jednak wszyscy z nich byli zgodni. Andrzej pomagał. Wątpliwości nie mieli również lekarze, którzy z miłą chęcią gościli go w swoich progach. Wychodzili z założenia, że każdy zasługuje na swojego bohatera. Andrzej nim bez wątpienia był. Zdanie to podzielał również Sebastian. Ich pierwsza, krótka, lecz wypełniona treścią, rozmowa stała się zalążkiem wielu dyskusji. Dyskusji, podczas których Seba już nie tylko słuchał. Mówił. Mówił dużo o swoich problemach. O swoim wnętrzu. Czuł się jak po zażyciu substancji odurzających. Andrzej sprawiał, że poruszał tematy dotychczas ukrywane szczelnie nawet przed nim samym. Stał się jego przyjacielem. Obaj sumiennie przepracowali okres, jaki Sebastian poświecił na próbę wyjścia z nałogu. Przed ostatnią wspólną rozmową chłopak naprawdę wierzył, że już nigdy nie będzie zmuszony do powrotu. Że da radę. Że będzie walczył tak jak Andrzej. Walczył, nie zapominając o swojej naturze. Walczył o próbę jej oswojenia. I wreszcie o miłość. O miłość do Pauli.

– Jak się czujesz przyjacielu? – zapytał Andrzej.

– Sam nie wiem. Długa droga przede mną. Trochę mnie przeraża fakt, o którym tyle rozmawialiśmy. Świadomość ciągłej walki. Ciągłej próby. Ale wychodzę stąd jednego pewny. Spróbuję. Spróbuję sercem, a nie słowami – powtórzył słowa Pauli z pamiętnej rozmowy. Słowa, które między innymi dzięki Andrzejowi wprowadził w życie podczas swojej terapii.

– Piękna postawa. Naprawdę. Aż mi łezka uleciała. I zaznaczam, bo pewnie tak to zabrzmiało, nie mówię tego ironicznie, przyjacielu. Będę ci kibicował. I tam wiesz. Jak ta kurwa, z którą tyle się użeramy będzie szeptała, a że będzie to jestem pewien,

 

pomyśl sobie, że ten stary dziad przechodzi to samo. – Uśmiechnął się. – A, tak poważnie, leć wtedy do tej, no... mógłbyś przypomnieć?

– Do Pauliny – uśmiechnął się Sebastian. Nie odbyli chyba żadnej rozmowy bez pytania o czyjeś imię. „A trochę ich było” – pomyślał.

– No, o właśnie. Swoją drogą piękne imię. Oj piękne. Także ten. Gdyby wiadomo kto, wiadomo co szeptał, leć do niej. Tylko pamiętaj. Nie zapomnij zabrać serduszka. Będzie ci potrzebne. I ten. Polubiłem cię młody. Więc no... rzeknę w prostych słowach. Nie spierdol sobie życia jak starszy kolega. Dobra puenta. Chyba. Mam nadzieje, że tak. Zresztą, szczerze? Chuj z tą puentą. Nie ona jest ważna. Ważna jest droga. A ty swoją przebyłeś sumiennie. Wierzę w ciebie przyjacielu. No, a teraz... A teraz dawaj przytulasa. Daj mi się poczuć choć trochę ważnym.

– Dziękuję panu – powiedział Seba, wtulony w swojego prywatnego anioła.

– Na pana to wiesz...

– Na pana to trzeba sobie zasłużyć – przerwał mu Seba – i pan to zrobił. – Andrzej nie skomentował tych słów. Uśmiechnął się

jedynie, roniąc przy tym łzę. Tym razem naprawdę.

Po tym uroczym pożegnaniu Sebastian ruszył do domu. Do domu, za którym szczerze się stęsknił. Lub może trafniej. Za osobą,

która go tworzy. Szedł samotnie. Postanowił nie mówić Pauli o swoim dzisiejszym wyjściu. Chciał jej zrobić niespodziankę. Szedł pełen niepewności wymieszanej z wiarą. Nadziei wymieszanej ze strachem. Szedł, nie wiedząc co będzie dalej. Jedyne co posiadał to przeświadczenie o tym, że spróbuje. Dla niej. Dla siebie. Dla nich.

Nie wiedział o sytuacji z Maćkiem. Paulina nie chciała go niepokoić. Tym sposobem już przy wejściu czekał na niego pierwszy problem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania