Autobiografia, rozdział: O posiadaniu i Agnieszce Krzak

Najprawdopodobniej pierwszą miłością mojego życia była Kasia. Nie wiem tego

na pewno, ponieważ świrowała w tym samym czasie również z Łukaszem Szolką,

którego bardzo nie lubiłem, bo "był agresywny i śmierdział". Mieliśmy wtedy

po cztery lata i każde z nas chciało pewnie rządzić przedszkolem i może

nawet osiedlem całym. Gdybyśmy wiedzieli, że istnieje coś poza osiedlem,

tym czymś pewnie też chcielibyśmy rządzić. "Chłopcy nie wierzyli w Boga.

Mieli osiedle." - pisał Łukasz Gorczyński. Ale czy ja kiedykolwiek cokolwiek

miałem? Kasię przejechał ponoć samochód, a kiedy się o tym dowiedziałem,

nie umiałem jeszcze płakać z miłości, więc snułem rozważania na temat tego,

czy żrą ją pod ziemią robaki, a jeśli tak to jaki mają kształt, kolor

i ile czasu potrzeba, żeby takie robaki taką Kasię zeżarły? Kasi nigdy

raczej nie miałem. Kiedyś wierzyłem, że mam najlepsze figurki z kinderniespodzianki,

jakie są aktualnie dostępne-to była para ręcznie malowanych zwierzo-piłkarzy,

zdobyta w ramach spółki ze starszym bratem dzięki uprzejmości babci i dziadka,

którzy kinderjajka przywieźli z samego Rajchu. Kilka lat później moja koleżanka

z klasy w podstawówce zaprosiła mnie na spotkanie z jej ojcem, który miał

rzekomo spory zbiór figurek z kindera. Na jej prośbę, pytanie lub rozkaz - nie pamiętam -

- zabrałem swoje najcenniejsze figsy i na pewno, witając się z jej ojcem

miałem humor lepszy niż kiedy go potem żegnałem. Zobaczył tego kangura z gałą w torbie

i słonia z gałą pod nosem i tak się na tym zafiksował, że cała moja przyjemność

z oglądania jego kolekcji rozpierzchła się po tym jak zobaczyłem jego dzikie,

przerażające w mojej ówczesnej opinii spojrzenie wybałuszonych oczu. Tego, czy

on prosił, czy rozkazywał (bo na pewno w końcowej fazie negocjacji to już nie

były pytania) nie pamiętam, pamiętam tylko to "ZAMIEŃ SIĘ! ZAMIEŃ SIĘ! ZAMIEŃ!"

Nie umiem dzisiaj powiedzieć, dlaczego uległem. Może się bałem? Może byłem

rozdrażniony tą sytuacją? Może uznałem, że faktycznie jego kolekcja zasługuje

na takie dwa rarytasy? Na pewno uważałem, że trzy figurki jakichś hepihipos

to nie jest wystarczająca cena za jednego figurkowego piłkarza, ale uznałem

najprawdopodobniej, że mam po prostu dość. Może zrozumiałem wówczas jako

kompulsywny kolekcjoner karteczek, naklejek, breloczków i figurek, że to wszystko

nie jest tego warte? Nie jest warte tego stresu związanego z myśleniem o tym,

że może kiedyś to stracę, zniszczę, ktoś mi zabierze? Jeśli nie zrozumiałem

tego wtedy, to zrozumiałem to pewnie wówczas, kiedy mój starszy kuzyn przypadkiem

lub nie strącił z półki model Lancii Delty Integrale, który to model pieczołowicie

kleił i oklejał naklejkami mój ojciec. Po Kasi nie płakałem, po Lancii raczej tak.

Możliwe, że w trakcie płaczu po kraksie Lancii zrozumiałem, że nie ma sensu

się przywiązywać do rzeczy, ale zrozumienie, że nie ma sensu przywiązywać się do

istot przyszło...ha, no właśnie - kiedy? Może podczas katarktycznego płaczu pod

kolumną Zygmunta w wieku lat około dwudziestu siedmiu/ośmiu, kiedy to rypałem

w niedzielny poranek na syntezatorze Casio i śpiewałem monumentalną pieśń

"Girl!"? "Nie, nie kończy się świat, chociaż nie kochasz mnie."? "Ciało A

rozminęło się z ciałem B, ja też nie kocham Cię."? Tak, to chyba był ten moment.

Zaraz potem, kiedy jeszcze łzy ciurkiem ciekły mi spod ciemnych okularów, Japończyk,

który nagrywał ten występ zapytał mnie, czy może pokazać nagranie swojemu przyjacielowi -

- producentowi muzycznemu. Odpowiedziałem, że "tak", że "nie ma problemu", a on

zadał kolejne pytanie - czy przyjmę od niego pieniądze? Przyjąłem. To było dziesięć

złotych. Bardzo zajebiste dziesięć złotych, bo byłem wtedy totalnie "spłukany",

a chciało mi się pić jak skierwensyn. Japończyk odszedł, za to przyszli policmajstrzy

- że gram, że niedziela, że przyjąłem jałmużnę i zara mi mogą mandata dać jak sobie

nie pójdę. Niedziela. "Jałmużna". "Dzień święty". "Ciało Chrystusa".

 

Kiedyś chyba Patrycja mówiła mi, że we wszystkich religiach świata samobójstwo

jest uznawane za największy grzech, ale, ale, ale...

Czy ciało jest moją własnością? Czy ja jestem własnością ciała?

Czy jeżeli targnę się skutecznie na swoje życie, uwolnię się od przywiązania

do własnego ciała? Czy będę mógł dowolnie i natychmiastowo zmieniać kształt

i stan skupienia?

 

Tak - myślałem o popełnieniu samobójstwa. Raz, kiedy wkurwiłem się w Pradze na Agnieszkę

Krzak do tego stopnia, że chciałem skoczyć z mostu Karola do Wełtawy, bo uznałem, że ona jest

jednak tak krańcowo głupia, że ja tego już raczej nie zniosę.

 

Kilka razy myślałem o popełnieniu samobójstwa z ciekawości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania