Autobiografia, rozdział: Tak nie...
Nie chcę się przechwalać, ale trochę se w życiu na deskorolce pojeździłem.
Wyszedłem raz po nieprzespanej nocy u kumpla didżeja (ja się nie przechwalam),
któremu rzekomo palce odrosły po wypadku samochodowym, w którym je stracił
(bez kości, ale koleś się zajmował skreczingiem, więc trochę, ku*wa, szacun)
z moją deskorolką o winylowym blacie firmy Fishskateboards - kiedyś mój kumpel -
- Soku - solista, tancerz bytomskiej opery (przechwalam się?) powiedział mi,
że na takiej desce jeździł na początku kariery Tony Hawk, ale nie wiem,
czy soku się znał na plastiku. Czemu niby tancerz klasyczny ma się znać na plastiku?
Więc pewnie tylko udawał mądralę, ale zostawmy te domysły, bo tu o tzw. patoprofesjonalistach
jest sprawa. Zobaczyłem grupę ludzi na hulajnogach i rolkach, która zapychała asfaltem
we wspólnym kierunku. Przyłączyłem się po chwili wahania. Okazało się na którymś
kilometrze, że to pielgrzymka. Jakieś 20 km do zrobienia. Pod koniec wycieczki był
asfaltowy zjazd - nie będę podawał promili nachylenia, bo nie o to chodzi.
Czuję, że kółeczka się kręcą i jest stosunkowo sroga pizda do przodu, ale na drodze
inni użytkownicy asfaltu - pielgrzymowicze. Próbuję ich wyminąć lewym pasem i jeb -
- zauważam, że od tyłu na jeszcze większej piździe i jakichś na oko dwa razy większych
w promieniu kółeczkach jedzie rolkarz dbający w założeniu paradoksalnie o bezpieczeństwo
imprezy. Jak myślicie? Co było dalej? Złapaliśmy się w ramionach jadąc koło w koło -
- nie wiem, ile tam mogło być odstępu między naszymi kołami (paręnaście/parędziesiąt centów?)
i sunęliśmy tak ułamek sekundy do momentu, kiedy nam łapy przestały dygotać.
Kiedy puściliśmy dłonie i pozwoliłem mu się wyprzedzić, usłyszałem jego przyjazny,
pełen przekonania głos - Tak nie jeździmy. Zaśmiałem się, przełykając z powodu beki ripostę:
Chyba Ty.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania