Poprzednie częściAwanwzgarda cz. I. (18+)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Awanwzgarda cz.III (18+)

III. Wingsuiting

 

Jestem — więc lecę! Obleśny, judaszowy pocałunek, w którym Daniel przekazał mi wielki dar bycia narratorem tej opowieści, jest w istocie toksyczny. Bo uskrzydla lepiej, niż tysiąc wypitych naraz kaw i energetyków, skłania do lotu. Oczywiście wyłącznie w sensie metaforycznym, nie próbuję zgrywać bezskrzydłego Ikara, nie rzucam się z okna ani dachu wieżowca czy choćby mijanej właśnie wiaty przystankowej.

Tak jest zwyczajnie bezpieczniej, zważywszy na tęgi lęk wysokości, na który cierpię od późnego okresu dorastania.

Frunę bez obaw, że się pogruchoczę. Wszędzie dobrze, ale pod czaszką najlepiej. Wprost niewiarygodne, jaką energię daje owo namaszczenia na niemal wszechwiedzącego narratora, ileż możliwości zdaje się roztaczać!

Rozpościeram ramiona. Lekki wiatr smaga pióra, które niemal czuję, że mi wyrosły. Stopy samoistnie odrywają się od chodnika.

Nie chcę zrobić z siebie głupka, ale trudno jest utrzymać się w ryzach mając w sobie TYLE powera! Idę — dosłownie — w podskokach, co parę kroków — małe hops!

Jeden obleśny, prawie gejowski całus — a ileż wiedzy dzięki niemu zyskałem, jakież dotychczas sktywane przed całym światem sekrety udało mi się poznać! Normalnie czuję się jak wieloletni proboszcz zapadłej, wiejskiej parafii, któremu plują do ucha trzecie-czwarte pokolenia owieczek, sołtysi, rolniczki i sklepowe zwierzają się gdzie, z kim i w jakich okolicznościach zdradzili drugą połówkę, co robili na osobności z mućką, trykiem czy maciorą. Oto znam od podszewki większość Brzelitkowian, mam świadomość ich ukrytych zalet, wad, fetyszy, wad i jeszcze raz wad. Niewiele może się ukryć przed gościem, co zyskał umiejętność wstecznego jasnowidzenia, naraz wgrano mu pod dekiel tęgie terabajty danych.

Szybuję w głowie pomiędzy ściśle tajnymi folderami zawierającymi pliki wideo z pornografią dziecięcą, scenami gwałtów, masturbacji, znęcania się nad rodziną.

Wiem, panie Cześku, że raz na tydzień, a bywa, że i częściej, walisz sobie przed kompem do zdjęć dziewczynek z podstawówki i zdarza ci się fantazjować czy wręcz snuć plany o podjechaniu, zagadnięciu takiej słodkiej cnotki i wciągnięciu do swego berlingo.

Wiem też, Marcinku, że tak naprawdę jesteś synem jezuity Bartłomieja Frączka SJ, z którym to nie raz, nie dwa, puściła się woja mama.

A tu — no kurła, nie do uwierzenia, kompletny hardkor! Właśnie zyskałem świadomość, że twój przyszywany ojciec, Iza, zakochał się w matce podczas niedoszłej... aborcji. Numer, jakiego świat nie widział — państwo Grzegorzewscy wcale nie poznali się w Ełku, ale twoja stara zaszła tam w ciążę z niejakim Bogdanem Mazurkiem, lokalnym chuliganem bez wykształcenia i paru przednich zębów, za to z pokaźną kartoteką. I gdy, obecnie pani doktorowa, wtedy — ledwie szesnastoletnia siksa, zgłosiła się, a raczej została siłą przywleczona przez mamusię do gabinetu pana Konrada — ten safanduła i stary kawaler, co myślałem, że zdarza się wyłącznie w harlequinnach i komediach romantycznych klasy B — momentalnie zakochał się w pacjentce, jak tylko mógł odwlekał termin skrobanki.

Tak, Iza: jesteś owocem prawdziwej groteski: gin, zamiast wziąć pieniądze i po cichu „przywrócić miesiączkę” — umawia się na randkę, w ekspresowym tempie oświadcza się niepełnoletniej, zapłodnionej przez byczka z kryminalna przeszłości dziewczynie. Słyszałem, że skończyło się to niemałym skandalem, całe miasteczko huczało o tym, jak doktor Grzegorzewski uwiódł (oczywiście niewinną, czystą jak lilija) pacjentkę. Żebyście znali całą prawdę — potracilibyście zęby, języki,; wargi i podniebienia by wam pękły, a krtanie starły się na proch — tyle by było z waszej strony gadaniny o obecnie emerytowanym doktorze Konradzie i jego żonce. Uwierz — nie miałabyś życia, Iza, musiała się stąd jak najszybciej wyprowadzić. Z całą rodziną, psem, rybkami, a najlepiej — z domem. Gdyby historia pani Reginy i jej przypadkowego kochasia ujrzała światło dzienne — trzeba by było odkuć od fundamentów waszą dwupiętrową chałupę, zapakować na lawetę — i hajda! — w Polskę, gdzie nie dotarła jeszcze fama, ze ha, ha, ha, ginekolog zakochał się prawie podczas dokonywania aborcji.

O tobie, mamo, też wielu ciekawych rzeczy się dowiedziałem. Pozwól, że je przemilczę. Powiem tylko: nie musiałaś, urodziłoby się zdrowe.

A na twoim miejscu, tato, spaliłbym się ze wstydu. To nic, że byłeś nastolatkiem, burza hormonów zmąciła ci w głowie. Z kompletnie siwą i pomarszczoną babą, w dodatku po dwóch udarach?

Na ciebie, brajdak, też mam niezłe haki, już mi w życiu nie podskoczysz. Piotr Gojawiczuk, lat dwadzieścia jeden, z pozoru — porządny koleś, student romanistyki, prawie, kurwa, wzór cnót wszelakich. Tak naprawdę — kryptosadysta, mefedroniarz i okazjonalny bandyta, niedoszły zaóojca przypadkowego przechodnia. Rozbój w biały dzień, żeby mieć na dragi? Napaść staruszka, skopać po głowie, obszukać kieszenie — i w długą? No, na ile starczyło pół jego nędznej emerytury, które zwinąłeś? Po kiego grzyba był ci archaiczny telefon z klawiszami? Pocoś w ogóle brał tego myphone'a? Ani to sprzedać, ani używać.

Masz szczęście, że przeżył ten twój Edek Ignatiuk, skończyło się na wstrząśnieniu mózgu i wybitej szczęce, nie skatowałeś dziadygi na amen. Ale i tak — nic mądrego, żaden powód do dumy… A jeszcze niedawno wywyższałeś się mówiąc o Grześku, że dno, ćpun, kryminał i skończony degenerat. Teraz jesteście jak spod jednej sztancy, z tym, że jeszcze nie siedziałeś. Jeszcze. To tylko kwestia czasu, jak znów coś nawywijasz, patusie.

Oj, wiem o was aż za dużo, kochani Brzelitkowianie. I niestety czuję, że prędzej czy później ta wiedza zacznie mi niemiłosiernie ciążyć. Na razie nie stanowi balastu, wręcz uskrzydla. Oto opowiadam (komu?) ciągle trwający sen o dorostach, Przechownych, roślinie, z której niedługo zacznie sączyć się głębszy, mniej realistyczny mit. I udławimy się nim, z uśmiechem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Rok 7 miesięcy temu
    Chyba najlepsza z serwowanych części. Warsztatowo mało kto Ci dorówna xd
    Bardzo inteligentna próba ośmieszenia wiary w życie po życiu.
    Totalnie z owym przesłaniem się nie zgadzam, doceniając jednocześnie pomysłowość rozwiązań osiągnięcia celu.
    5.
  • Florian Konrad 7 miesięcy temu
    Dziękuję. Poszczególne odcinki oczywiście nie konkurują w żaden sposób ze sobą, to opowiadanie jest zwartą całością.
  • Rok 7 miesięcy temu
    Florian Konrad, czytelnik zawsze ma w ulubionych fragmenty.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania