Poprzednie częściCud - Wstęp i rozdział pierwszy

Cud - Rozdział dziesiąty

Cud

 

Minęło kilka tygodni. Karolina wyszła ze szpitala, jednak stan, w jakim się znajdowała, był naprawdę straszny. To nie była dziewczynka, a roślinka. Nie traciłam jednak nadziei. Bliscy patrzyli na mnie z dużym podziwem, gdy każdego dnia niezmordowanie wykonywałam przy niej różne czynności, nie zniechęcając się ani na chwilę. Pewnego dnia, gdy udałam się z nią do kościoła, usłyszałam, że w następną niedzielę ma się odbyć msza o uzdrowienie chorych.

- Masz zamiar z nią tam iść? - zapytał Rafał, kiedy mu o tym powiedziałam.

- Tak - odparłam poważnie. - Nie wiem czy to jej pomoże... Ale chciałabym, żeby tak było.

- Nie wierzę w cuda.

- Wiem o tym. - Uśmiechnęłam się. - Ale ja owszem. Wiesz ilu ludzi zostało uzdrowionych dzięki Bogu?

- I myślisz, że nasza mała będzie tym kolejnym przypadkiem? - zadrwił.

- Nie wiem - odparłam wymijająco. - To się okaże.

Kiedy nadeszła niedziela, udałam się z Karoliną na mszę. Prowadząc wózek inwalidzki, zastanawiałam się, co będzie dalej. Chciałam, by mała zaczęła mówić, chodzić, ale przecież... nie można mieć wszystkiego. Westchnęłam.

- Boże, proszę, pomóż jej - modliłam się, nie odrywając wzroku od tabernakulum. - Wszyscy jej potrzebujemy. Proszę, dotknij jej ust, niech przemówi, niech wstanie i będzie tak jak inne dzieci, zdrowa.

Nie potrafiłam modlić się inaczej. W tym samym momencie usłyszałam słowa kapłana:

- Pan uzdrawia dziewczynkę będącą na wózku inwalidzkim z bardzo ciężkiej choroby.

Nie przestawałam się modlić.

- Mamusiu... - usłyszałam nagle.

Wstrzymałam oddech. Nie, to mi się przesłyszało. Tak bardzo pragnęłam, żeby wyzdrowiała, że miałam halucynacje.

- Mamusiu - usłyszałam znowu.

Spojrzałam na Karolę. Nie, to nie były halucynacje, a najprawdziwsza prawda. W moich oczach stanęły łzy.

- Karo... - szepnęłam.

- Mamo... Mamo... Mamo...

- Jestem - odpowiedziałam, chwytając ją za rękę.

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu podniosła się i wstała. Ludzie dostrzegli, co się dzieje, rozległy się brawa. Ja natomiast czułam jak ogarnia mnie fala szczęścia. W tej chwili mamo mogła mówić bez przerwy. Kiedy msza dobiegła końca, ze łzami w oczach podeszłam do kapłana.

- Czy to pani córka została dzisiaj uzdrowiona? - spytał.

- Tak - odpowiedziałam. - Ja... jestem taka szczęśliwa.

- Jak masz na imię, młoda damo? - zwrócił się z uśmiechem w stronę Karoliny.

- Karolina - odpowiedziała dziewczynka.

- Niech Bóg ma cię w swojej opiece, Karolino. Niech prowadzi ciebie i twoją mamę przez życie, tak jak to robił do tej pory.

- Bóg zapłać - odpowiedziałam wzruszona.

Kiedy wyszłyśmy z kościoła, odezwałam się:

- Słuchaj, zrobimy tacie i Julii niespodziankę. Usiądź jeszcze na wózek, dobrze?

- Dobrze, mamusiu.

Miałam problem z udawaniem, że nic się nie stało. Kiedy weszłyśmy do domu, na nasze powitanie wyszli Rafał z Julią.

- I co? - zapytał Rafał.

- Nic - odparłam, robiąc zawiedzioną minę. - Widocznie tak musi być.

Mężczyzna znieruchomiał. Przez chwilę stałam, nie wykonawszy żadnego ruchu, poczym położyłam rękę na ramieniu córki.

- Niespodzianka! - zawołała, zeskakując z wózka.

Rafała zamurowało, natomiast Julia zaczęła tańczyć, wykonując na środku pokoju jakiś dziwny piruet.

- Mój Boże... - szepnął Rafał. - Mój Boże...

Przyciągnął nas obie do siebie. Słowa nie były potrzebne.

- Mogę iść się pobawić z Karo? - zapytała Julia.

- Jasne, możesz - odezwałam się.

- Karo, idziesz? - Julia spojrzała na siostrę.

- Jasne - odparła Karolina i obie w podskokach pobiegły do drugiego pokoju.

"To naprawdę był cud - pomyślałam, obserwując Rafała, który stał ze łzami w oczach, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa. - Dziękuję Ci, Boże".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania