Poprzednie częściCud - Wstęp i rozdział pierwszy

Cud - Rozdział siódmy

Wstrząsająca prawda

 

- W tym nie ma brać udziału żadna policja - usłyszałam. - Jeśli pały będą w to wmieszane, nie odzyskacie małej.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam ochoty z tą osobą rozmawiać. Dla mnie najważniejsze było życie Karoliny.

- Zaraz trzecia - odezwał się Rafał. - Musimy już jechać.

Odetchnęłam głęboko.

- Tak - powiedziałam. - Jedźmy już.

Pół godziny później znaleźliśmy się w umówionym miejscu.

- Wiemy, gdzie jest dziewczynka - odezwał się policjant, który z nami jechał. - Zostawcie pieniądze, ja państwu pokażę.

Zrobiliśmy tak, jak mówił. Po chwili usłyszałam krzyki mężczyzny i kobiety, co oznaczało jedno. Zostali złapani. Nawet nie zorientowałam się, jak i kiedy. Roztrzęsieni pognaliśmy w stronę jakiegoś ciemnego pomieszczenia, które przypominało piwnicę.

- Niee! - krzyknęłam, zbiegając po stopniach w dół.

Jednak to była prawda. Karolina siedziała przytulona do ściany, związana i zakneblowana, tak że nie była w stanie wydobyć głosu. Momentalnie ją rozwiązaliśmy i wyjęliśmy jej z ust coś, co mogło przypominać zwiniętą w odpowiedni sposób chustę.

- Maamaa! - Wtuliła się we mnie niczym wylęknione zwierzątko.

Z przerażeniem dostrzegłam, że ma na dłoniach liczne obrażenia.

- Już dobrze, kochanie, jeestem... - starałam się ją uspokoić, jednak nie było to proste. - Nie bój się, mama już jest przy tobie. Nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna.

Dziewczynka zaczęła niespokojnie oddychać.

- Rafał, podaj wody - zwróciłam się do męża, następnie podałam butelkę małej.

Przyssała się do niej, jakby nie piła co najmniej od dwóch albo trzech dni. Była zziębnięta i wygłodzona, a jej oddech coraz bardziej przyspieszał. Szybko wyciągnęłam z torebki cardiamid - lek, który brała na serduszko w momencie, kiedy było naprawdę źle. - Weź to pod język - powiedziałam. - Zaraz ci przejdzie, spokojnie.

Pół godziny później dziewczynka znalazła się na kardiologii, gdzie zaczęto jej robić szczegółowe badania. Nikt jej o nic nie pytał, za co byłam wszystkim wdzięczna. Ja sama musiałam powstrzymać swoją ciekawość. Nie chciałam jej narażać na jeszcze większy stres.

- Maamaa, niee ooodchooodź! – Wciąż się bała i błagała, chociaż byłam tak blisko.

Wzięłam ją na kolana.

- Jestem przy tobie, córeczko, jestem - mówiłam, starając się nie zdradzać żadnych emocji. - Nic ci nie grozi, skarbie, jesteś bezpieczna. Już jest wszystko dobrze. Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić, słyszysz? Nie pozwolę.

- Maamuusiuu... Too boo... laałoo... - powtarzała. - Jjaa niee... chciaałaam... Przeepraaszaam...

- Już dobrze. - Przytuliłam ją jeszcze mocniej. - Najważniejsze, że jesteś z nami. Nie przepraszaj, nic się nie stało.

- Mamuusiuu... - szepnęła. - Nie... odee... odeej... dzieesz?

- Nie, nigdy - przyrzekłam. - Nigdy, skarbie.

Przez chwilę obie milczałyśmy, dziewczynka zaczęła się powoli uspokajać.

- Karo? - zapytałam po około dziesięciu minutach. - Wiem, że nie... powinnam cię teraz o to pytać, ale... ale co się stało... Co oni ci zrobili? Kto to był?

- Poszłam... na plac zabaw... - zaczęła swoją opowieść. - Mamusiu, przepraszam, że cię nie posłuchałam, naprawdę...

- W tej chwili to nieważne - przerwałam jej spokojnie. - Co było dalej?

- Pamiętasz, jak mówiłam ci niedawno o tej pani, która przyszła tam któregoś razu? - zapytała, a ja wtedy sobie przypomniałam.

Mówiła mi o niej, gdy ją usypiałam. Wciąż pamiętałam jej słowa: "Ta pani powiedziała, że wy nie jesteście moimi rodzicami", widziałam jej łzy... Powiedziałam jej prawdę, bo co innego mogłam zrobić? Była wstrząśnięta, ale nigdy nie zapomnę słów, które wyrzekła po usłyszeniu swojej historii: "Dziękuję, mamusiu. Kocham cię".

- Tak... Pamiętam... - powiedziałam wolno, otrząsając się ze wspomnień.

- Przyszła... Przyniosła cukierki... Ale to było dziwne, bo... dzieciom dawała z innej to... torebki... Mnie natomiast... z innej... Nie chciałam... Mówiłam, że mama się nie zgadza... że nie pozwala... Ale... ona powiedziała, że... to jest... dobre... Że to tylko... cukierki... Dała mi jednego... Zrobiłam się jakaś senna... W ogóle poczułam się tak... dziwnie... Ona powiedziała, że... wie, gdzie mieszkam... że mnie zawiezie... Ja nie chciałam, ale... ona... siłą... zaciągnęła mnie do swojego... samochodu...

Przez cały czas, gdy mówiła, starałam się zachować spokój, ale nie było to wcale łatwe.

- Co było dalej? - zapytałam.

- Musiałam... zasnąć... Kiedy się ocknęłam... Tam było zimno... Chciałam krzyczeć... Uciekać... Zaczęłam krzyczeć, że chcę do ciebie... Wtedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna... Uderzył mnie... tuu...

Wskazała na swój policzek, a ja aż zadrżałam. Mimo wszystko zachowywałam spokój.

- Potem... związali mnie... Wsadzili do ust... takie coś... dziwne... Nie mogłam krzyczeć... To... było... straszne... Okropne... Nie dawali mi... jeść... pić... Nic... Ona... Ta kobieta... to była moja matka... Prawdziwa... matka... Powiedziała, że mnie nienawidzi...

Znów urwała, zaczęła płakać. Aż bałam się pytać, co było dalej. Wciąż tuliłam ją do siebie, szepcząc cicho, że jest wszystko dobrze, że nic już jej nie grozi.

- Czy to... wszystko? - wykrztusiłam w końcu.

- Mamusiu... On mnie dotykał... tam, gdzie... gdzie tylko mama i... i tata mogą... - wyznała.

- Mój Boże... - szepnęłam.

Nie byłam w stanie wyrzec nic więcej. Szybko wezwałam lekarza, który niemal natychmiast zabrał ją na badania. Moje obawy okazały się być słuszne. Dziewczynka była molestowana, a to, co podała jej kobieta, było popularnymi pigułkami gwałtu.

- Maamoo... Niee zooostaa... wiaaj mniee... - prosiła ciągle Karolina. - Niee oodchoodź... Booję sięę...

- Dobrze, zostanę - odparłam, ignorując zmęczenie.

Nie pamiętałam, kiedy po raz ostatni spałam, ale to najmniej było interesujące. Jedyne, czego pragnęłam to tego, by moja córka była bezpieczna.

- Zabiję ich! - krzyknął Rafał, gdy opowiedziałam mu o tym, co przydarzyło się małej. - Ja im po prostu nogi z dupy powyrywam! Do cholery jasnej, nasze dziecko... Jak oni... Jak on mógł?!

Po raz pierwszy widziałam go tak naprawdę wściekłego. Pragnęłam go przytulić, ale nie mogłam, byłam za daleko.

- Uspokój się, kochanie - poprosiłam. - To jej nie pomoże... Mi też... nie...

Walczyłam ze łzami. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Po skończonej rozmowie wróciłam do dziewczynki. Wtuliła się we mnie, przerażona i niespokojna.

- Już mama jest przy tobie, już dobrze - powtarzałam w kółko. - Nie bój się.

- Alee oni... oonii nie... wróócą, praa... wdaa? - spytała. - Pooo... wieeedz...

-Nie, nie wrócą - oświadczyłam z mocą. - Nie pozwolę na to, rozumiesz? Nie pozwolę, żeby wrócili i cię skrzywdzili. Już nigdy.

Powiedziawszy to, pocałowałam ją w czoło. Wiedziałam, że na ten moment mogę zrobić tylko tyle.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Beznadzieja 27.01.2016
    Według mnie najlepszy rozdział tej historii jak do tej pory. Zostawiam pięć. A teraz błędy:
    ,,Dziewczynka była molestowana, a to, co podała jej kobieta(,) było popularnymi pigułkami gwałtu."~ przecinek
    ,,wyksztusiłam"~ wykrztusiłam
    ,,Przez cały czas(,) gdy mówiła, starałam się zachować spokój, ale nie było to wcale łatwe."~ przecinek
    ,,Pamiętasz(,) jak mówiłam ci niedawno o tej pani, która przyszła tam któregoś razu?"~ przecinek
    ,,Nawet nie zorientowałam się(,) jak i kiedy."~ przecinek
    ,,Zrobiliśmy tak(,) jak mówił."
    Później napiszę bardziej konstruktywny komentarz :)
  • ausek 27.01.2016
    Przeczytałam całość za jednym podejściem. Wybrałaś sobie trudny temat opowiadania. Podoba mi się Twój sposób manipulowania czytelnikiem. Robisz to subtelnie, co mi osobiście pasuje. Faktycznie ten rozdział był dobry pod względem utrzymywania napięcia w tej historii. Czekam na dalsze losy, pozdrawiam. Oczywiście należy się piąteczka. :) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania