Poprzednie częściDemoniczny bar, prolog

Demoniczny bar, rozdział 2

ROZDZIAŁ 2

Budzik zadzwonił zdecydowanie za wcześnie. To nie mogła być już ta godzina! Złożyłam dłoń w pięść i na ślepo zaczęłam uderzać w urządzenie. Bogowie niech sprawią żebym trafiła jak najszybciej we właściwy guzki. Podniosłam głowę żeby mieć dobry widok na zegarek stojący na szafce nocnej. Siły wyższe nie były mi dziś przychylne i na moją dłoń nie spadło ich błogosławieństwo. Dopiero jak poszukałam przycisku wzrokiem udało mi się go zlokalizować i uciszyć. Dochodziła piętnasta. Zgrzytnęłam zębami i zmusiłam się żeby wstać. Gdybym nie umówiła się na kolację z Bast i Dupokijem nie musiałabym dzisiaj w ogóle wstawać z łóżka. Do osiemnastej miałam wprawdzie jeszcze trochę czasu, ale z doświadczenia wiedziałam, że robienie się na bóstwo i dojazd zajmują naprawdę dużo czasu. Zwłaszcza osobie, która dopiero co się obudziła. Nienawidzę zarywać kilku nocy z rzędu…

Zeszłam z łóżka i dla rozbudzenia, jak co dzień, wykonałam kilka ćwiczeń. Za porządniejsze rzeczy biorę się zawsze pod wieczór.

Gdy mój mózg jako tako zaczął kontaktować poszłam do łazienki wziąć prysznic. W nocy jak tylko wróciłam padłam na łóżko niczym kłoda i od razu poszłam spać. W związku z tym różami nie pachniałam.

Woda okazała się zbawienna, bo zmyła ze mnie resztki zmęczenia i rozbudziła na tyle żebym na spotkaniu nie wyglądała jak zombie. Jeżeli nie chcę dać Dupokijowi pretekstów do zaczepiania mnie powinnam się ubrać stosownie do okazji. Jeżeli nie robię tego dla siebie to chociaż dla siostry, która (na moje nieszczęście) obecnie jest zapatrzona w tego palanta, który zawsze na nasze spotkania wybiera jakieś wykwintne restauracje.

Wyszłam z łazienki w ręczniku i z mokrymi włosami w poszukiwaniu jakiś eleganckich ciuchów. Miałam do wyboru czarną sukienkę do kolan lub spodnie z żakietem. Gdyby wybór należał mnie poszłabym w spodniach, ale wiem z doświadczenia, że Bast by się wkurzyła. Na swojej liście „rzeczy, które muszą dojść do skutku” jeden z punktów mówił o moim zaprzyjaźnieniu się z Dupokijem. Co z tego, że ani on, ani ja nie mieliśmy na to ochoty. Jak moja siostra coś sobie postanowiła, to nie odpuszczała dopóki ta rzecz nie stawała się faktem.

Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam, że tym razem postaram się zachowywać jak wzorowa młodsza siostra. Nawet ubiorę te kolczyki z szmaragdami, a do tego dopasowany naszyjnik. Dziękowałam teraz w duchu tacie, który nie zważając na mój styl kupował mi od czasu do czasu rzeczy, które później ratowały mi tyłek.

Wyszykowałam się, upięłam włosy. Zrobiłam nawet delikatny makijaż, który zazwyczaj nie gości na mojej twarzy i przyjrzałam się w lustrze, którym mogłam objąć całą swą osobę i uderzyła mnie dziwna myśl. Tak właśnie musiała wyglądać mama.

Otrząsnęłam się. Wiele razy wcześniej spoglądałam w lustro, ale nigdy do głowy nie przyszła mi podobna myśl. Oczywiście, tacie zdarzało się mówić, że jesteśmy jak dwie krople wody, ale nigdy nie przyciągało to mojej uwagi. Nie znałam swojej matki i dla mnie była tylko obcą osobą, która przypadkiem wydała mnie na świat. Zwykłym portretem wiszącym w willi ojca.

Wzięłam kopertówkę kupioną przez Bast, wrzuciłam do niej kluczyki od domu, portfel, telefon i perfumy, którymi zdążyłam się spryskać w drodze po klatce schodowej i wyszłam na dwór. Znowu zapomniałam wcześniej podwyższyć temperaturę ciała i znowu musiałam marznąc na dworze. Z tą różnicą, ze tym razem było gorzej, bo na nogach zamiast spodni i wysokich butów miałam cienkie rajstopy i szpilki.

Trzęsłam się jak galareta idąc w stronę głównej ulicy gdzie łatwo można było złapać jakąś taksówkę. Na szczęście Fortuna postanowiła się zlitować nad biednym stworzeniem, bo parę metrów przed mną właśnie zatrzymała się jedna, a ze środka wysiadał facet. Podbiegłam tak szybko na ile pozwalały mi szpilki (najpewniej narzędzie samego Lucyfera, który chcąc dokuczyć żonie kazał je wymyślić) i jak tylko facet zapłacił rzuciłam w stronę kierowcy.

- Jest pan wolny?

- Tak, droga pani

- Dzięki niech będą bogom- Wymamrotałam do siebie i otworzyłam drzwi chcąc wejść do środka.

- Może pani pomóc?- Spytał facet, dzięki któremu nie musiałam przeżywać dalszych katuszy szukania taksówki.

- Nie trzeba- Odpowiedziałam już wsiadając. Gdzieś z tyłu głowy odezwał się cichy głosik, ale byłam zbyt zaabsorbowana oddzieleniem się od zimna, że go zignorowałam.

- Dokąd?- Pyta starszy taksówkarz.

- World Street, restauracja Italiano.

- Wiem o co chodzi- Odpowiada tylko.

Gdy ruszamy dociera do mnie, że facetem, który wyszedł z taksówki był ten sam, który w nocy sączył piwo w barze. Odwróciłam się chcąc zobaczyć czy nadal tam stoi. Niestety, było już za późno żeby mu się przyjrzeć.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania