Poprzednie częściDemoniczny bar, prolog

Demoniczny bar, rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

Wieczór zaczął się nudno. Niewiele osób przychodzi do barów w soboty. Ludzie wolą pójść do pobliskich dyskotek i klubów, w których mogą się wytańczyć przy tej okropnej łupaninie, którą ci nieszczęśnicy zwą muzyką. Tutaj w życiu nie pozwoliłabym na puszczenie tego, więc właściwie sama skazywałam to miejsce na sobotnią trumnę.

W większości dzisiejsi goście składali się z ludzi, w wielu od trzydziestu do nawet pięćdziesięciu paru lat. Tylko przy barze siedzieli trzej studenci, którzy w przerwie od tańczenia i podrywania łatwych lasek przyszli tutaj by napić się taniej. To był właśnie główny plus tej rudery. Mieliśmy tańszy alkohol niż w klubach, w których zwykłe szoty kosztują majątek, nie mówiąc już o drinkach. Byli niestety okropnie głośni i nie przestawali się przekrzykiwać pomimo moich i gości usilnych próśb. A przecież nie zrobię im jajek sadzonych w gaciach, prawda? Chociaż jak mnie wkurzą to nie zawaham się przed wykopaniem ich tyłków na mróz. I tak wrócą.

Spojrzałam na zegarek. Aza się spóźniał. Miał być o dwudziestej, a było już prawie trzydzieści minut po umówionym czasie. To niepodobne do niego. Specjalnie pilnowałam dla niego jednego z dwóch ostatnich miejsc przy barze. Nikt, kto nigdy nie wykonywał mojej roboty, nie wie jakie to potrafi być ciężkie zajęcie. Masa ludzi chciałaby siedzieć przy kontuarze w bliskim sąsiedztwie, a u nas było tylko pięć stołków.

I chyba jeden z tych studentów właśnie obślinił mi blat…

Gdy ratowałam dwa kufle przed wyjątkowo mocno gestykulującym młodzikiem w wejściu pojawił się znów ten sam tajemniczy facet. Nieszczególnie zdziwiła mnie jego obecność chociaż miałam nadzieję, że Aza będzie tu pierwszy.

Udawałam, że go nie zauważam dopóki nie usiadł na stołku przy barze. Swoją drogą, na tym samym co wcześniej. Miał na sobie ten sam płaszcz co wcześniej oraz kapelusz, lecz tym razem zdjął go i położył na blacie.

Miał około trzydziestu lat, a przynajmniej na tyle wyglądał, a blizna, która wcześniej przykuła moją uwagę ciągnęła się aż do jabłka Adama. Trochę przypominał mi Chrisa Pine’a. Roztaczał wokół siebie tą dziwną tajemniczą aurę, która z jednej strony fascynowała, a z drugiej wzbudzała niepokój... Eh, Aza, gdzie cię wcięło? Może tobie udałoby się go przejrzeć.

- Co podać?- Spytałam gdy przestał rozglądać się wokół i znów utkwił we mnie wzrok.

- Piwo.- Odpowiedział.

Wyciągnęłam spod blatu czysty kufel i nalałam mu te same piwo co ostatnio. Wzięłam podkładkę i postawiłam przed nim naczynie. Zanim zdążyłam podać cenę leżała przed mną dziesięciodolarówka.

- Reszta dla ciebie.

- Dzięki- Odpowiedziałam przyglądając się mu dokładnie. Dobra, może nie wyglądał, ale najwyraźniej był przy kasie. Gdyby był biedny nie pił by w barze, gdzie każda rzecz jest droższa niż w pierwszym lepszym sklepie.

- Niewielu tu dziś przyszło.- Powiedział gdy ponownie zajęłam się wycieraniem blatu obok studentów. Jeszcze chwila i przestanę być dla nich miła.

- Większość wybrała się do klubów.- Odpowiedziałam uprzejmie. Nie ważne jak dziwni są nasi klienci, zawsze należy być miłym. No, w każdym razie do czasu.

- Do której jest dzisiaj otwarte?

- Do szóstej.- Odpowiedziałam chociaż wystarczyło podnieść trochę wyżej głowę żeby obok rozpiski serwowanych tutaj napoi zobaczyć godziny otwarcia.

- Będziesz tu całą noc?

- Nie, kończę zmianę o dwudziestej drugiej.

- W takim razie zostało niewiele czasu.

Nie odpowiedziałam na to stwierdzenie tylko spojrzałam mu w oczy i zajęłam się swoimi sprawami, czyli w tym wypadku, ciągłym sprawdzaniem czy Aza nie wchodzi przypadkiem do środka. Gdzie on jest? Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni żeby sprawdzić czy nie przysłał mi sms. Wprawdzie nie czułam wibracji, ale w biegu można przeoczyć taki szczegół. Z zaskoczeniem odkryłam, że nie miałam przy sobie komórki. Musiała zostać w płaszczu.

- Przypilnuj chwilę baru- Powiedziałam do drugiej barmanki, wesołej murzynki, która przyjechała tutaj za narzeczonym.

Weszłam na zaplecze i skierowałam się w stronę biura gdzie na krześle leżał płaszcz. Przeszukałam najpierw jedną kieszeń, a potem drugą. W żadnej nie znalazłam telefonu, a byłam pewna, że zabrałam go dzisiaj z mieszkania. Torby nie brałam, bo nie było to konieczne skoro potrzebowałam tylko kluczy i komórki. Na pewno jej nie zgubiłam, bo pamiętam jak zaraz po otwarciu baru wysyłałam wiadomość do Bast… Nie wierzyłam też żeby ukradł go ktoś z personelu. Po pierwsze, zawsze zamykałam drzwi biura na klucz, a po drugie, wybrałam te osoby osobiście wraz z siostrą, po ówczesnym sprawdzeniu.

Rozejrzałam się jeszcze po biurku i podłodze, ale nadal nie widziałam telefonu. Zrezygnowana miałam właśnie wracać do sali gdy w drzwiach biura stanął Aza. Włosy miał mokre, tak samo płaszcz i spodnie. Nic dziwnego, na dworze nieźle sypało.

- Spóźniłeś się.- Rzuciłam z wyrzutem zapominając się przywitać.

- Pisałem i dzwoniłem do ciebie, że trafiłem na okropny korek.- Wyjaśnił.

- Zapodziałam gdzieś komórkę. Przeszukałam całe biuro i nie ma nigdzie tego ustrojstwa.

- Poczekaj, zadzwonię ponownie, może wtedy ją znajdziemy.

Pokiwałam głową w odpowiedzi. Aza wyjął z kieszeni komórkę i zadzwonił przytykając ją do ucha.

- Mam sygnał.- Powiedział.

Zaczęłam nasłuchiwać. Skoro był sygnał znaczy to, że telefon nie rozładował się. Jednak żaden dźwięk nie zdradził mi miejsca jego pobytu. A byłam pewna, że go brałam. Machnęłam bezradnie rękoma. Nie ma.

- Dobra Aza, to nie ma sensu.- Powiedziałam.- Choć lepiej na salę, zobaczysz tego gościa.

Pokazałam Azie gdzie może zostawić płaszcz. Potem zamknęłam biuro i schowałam kluczyk do kieszeni spodni. Później będę musiała wypytać personel czy nie widział gdzieś tego nieszczęsnego urządzenia. Jeśli się nie odnajdzie boleśnie odczuję jego stratę. Miałam tam wszystkie kontakty. O ile znam na pamięć numer do Azy i Bast, o tyle będę miała problem jeśli będę musiała skontaktować się z pracownikami lub dostawcami. Będę zmuszona przepisywać wszystko od nowa, a było tego całkiem sporo.

- Czego się napijesz?- Spytałam gdy Aza zajął miejsce obok tajemniczego gościa.

- Masz Caribbean Breeze?

- Mam specjalnie dla ciebie.- Odpowiedziałam puszczając do niego oko i zabierając się za zrobienia drinka. Aza wie, co dobre. Nie ma to jak rum, najlepszy alkohol na świecie. Gdybym urodziła się jakieś pięćdziesiąt lat wcześniej to miałabym szansę napić się niego wraz z prawdziwymi piratami.- Proszę.- Powiedziałam podając mu napój.- Na koszt firmy.

-Dzięki.

W tej chwili jeden ze studentów okrążył bar i zaczął obmacywać Sonię, drugą barmankę. Każda z pracujących tu dziewczyn wie jak sobie radzić w takich sytuacjach, ale ona była nowa. W dodatku dopiero co skończyła dwadzieścia jeden lat i nie wyglądała mi na dziewczynę, która wcześniej wkradała się do klubów. Pewnie nawet nie sądziła, że może dojść do podobnej sytuacji.

Odłożyłam szmatę, którą wycierałam bar i miałam podejść do studenta, ale uprzedził mnie Aza. Stanął za młodzikiem i złapał chłopaka za ramię i odwrócił w swoją stronę.

- Co…- Warknął młodzik i urwał gdy zobaczył za sobą potężnego faceta przewyższającego go niemal o głowę.

- Może zostawiłbyś tą panią i zabrał stąd swój tyłek?- Spytał Aza ściskając jeszcze mocniej ramię studenta. Sonia zdążyła się odsunąć i pewnie gdyby mogła schowałaby się pod barem. Biedna dziewczyna, powinnam była zamienić się z nią miejscem gdy tylko zauważyłam co zaczynają wyprawiać te młodziki. Mnie by nie podskoczyli.

W sali zapadła niemal idealna cisza. Tylko w najdalszym kącie grupa około czterdziestoletnich facetów rozmawiała nadal. Pewnie nawet nie zauważyli co się właśnie wydarzyło.

- Mam prawo tu być.- Odpowiedział gdy wezbrała w nim odwaga. Pewnie myślał, że w razie to jego koledzy mu pomogą.

- Nie jeśli właściciel cię wywali.- Powiedziałam zwracając na siebie jego uwagę.- A chciałabym żebyś w końcu opuścił mój lokal.

- Skąd mam mieć pewność, że jesteś właścicielką?

- Radzę ci uwierzyć, bo albo wyjdziesz stąd z własnej woli albo poproszę mojego przyjaciela żeby ci w tym pomógł.

Przeniosłam wzrok na Azę na tyle wymownie żeby student też się na niego spojrzał.

- To jak będzie?- Spytałam po chwili gdy za Azą stanęło kilku innych mężczyzn i przyłączyli się do niego.

Student z trudem wyszarpał ramię z dłoni demona, poprawił wymiętą koszulę i wyminął mężczyzn. Ci zrobili mu miejsce żeby mógł przejść. Reszta kompanii również wstała, pozbierała rzeczy i uciekła za swoim towarzyszem. Już ich tu raczej nie spotkam. Będą się zbyt wstydzić żeby przejść choćby w pobliżu budynku. I dobrze, nie potrzebuję tutaj idiotów. Wystarczająco dużo się ich tutaj przewinęło na przestrzeni lat.

- Jak się czujesz Sonia?- Zwróciłam się do dziewczyny gdy grupa wyszła, a reszta gości wróciła na swoje miejsca.

- J-już dobrze.

Spojrzałam na zegarek. Zbliżał się już koniec naszej zmiany i dwie inne dziewczyny powinny lada moment nas zmienić. Pewnie już są na zapleczu i czekają.

- Idź już do domu. Zaraz powinny przyjść Sara i Cat.- Powiedziałam widząc, że dziewczyna nie nadaje się już do choćby nalania piwa.

- Na pewno?

- Jasne, poradzę sobie, nieraz już stałam sama za tym blatem.- Uśmiechnęłam się uspokajająco klepiąc w drewno jakbym miała do czynienia ze zwierzakiem. Dobrze, że zawsze po nocnej zmianie ktoś po nią przychodzi, inaczej wątpię, czy po dzisiejszej akcji, wyszłaby sama choćby za próg budynku. Liczę też na to, że to ją nie zniechęci do pracy tutaj, nie miałam ochoty na poszukiwania jej zastępczyni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania