Poprzednie częściDemoniczny bar, prolog

Demoniczny bar, rozdział 3 cd

Pożegnałyśmy się i ostatnie minuty przyszło mi spędzić samotnie po drugiej stronie blatu. Nieznajomy, którego aurę miał zlustrować Aza siedział cicho do końca mojej zmiany wychodząc pięć minut przed jej końcem i zostawiając mi kolejną dziesiątkę napiwku. Gdyby Sonia wciąż tu była oddałabym jej ten procencik. Mnie nie był potrzebny, ale pozostałe dziewczyny dorabiają sobie w ten sposób.

Gdy zobaczyłam dwie dziewczyny z późnej zmiany skinęłam im na powitanie i oddałam we władanie bar. Obie będą miały nad nim pieczę aż do zamknięcia i będą odpowiedzialne za całą resztę. Nowym nigdy bym na to nie pozwoliła, ale każda z nich pracowała tu już jakieś pięć lat i dały świadectwo, że można im ufać.

Wróciłam na tyły wraz z Azą idącym za mną. Weszliśmy do biura i ubraliśmy płaszcze. Przed wyjściem jeszcze raz zlustrowałam wnętrze w poszukiwaniu telefonu, ale gdy nadal nie mogłam go znaleźć zrezygnowana zamknęłam drzwi. Zapomniałam spytać Sonię o telefon, ale była w takim stanie, że wątpię żeby odpowiedziała mi z sensem.

Wyszliśmy na dwór we dwójkę. Mróz nadal nie odpuszczał i kąsał w policzki i ręce. Na swoje nieszczęście przed wyjściem z domu nie mogłam znaleźć rękawiczek i teraz musiałam wpychać czerwone ręce do kieszeni.

Od tej strony budynek był bardzo słabo oświetlony. Wraz z innymi kamienicami tworzył w środku plac, na którym znajdował się parking samochodowy i niewielki plac zabaw. Od lat zarządcy poszczególnych budynków nie mogli dojść do porozumienia w sprawie świateł w tym miejscu. Osobiście byłam całkowicie za, ale do mnie i Bast należał tylko jeden z budynków i bez zgody pozostałych nie mogłyśmy postawić tutaj lamp. Nawet nie pomógł fakt, że chciałyśmy to zrobić na własny koszt. Ludzie to naprawdę dziwne stworzenia, nie potrafią dojść do porozumienia nawet w sprawie, która wszystkim przyniosłaby korzyści. No może poza dilerami, którzy się tu czasami kręcą i którym egipskie ciemności są na rękę.

Otuliłam się szalikiem gdy gdzieś przed sobą usłyszałam hałas. Nie bardzo się tym przejęłam. Pewnie jakiś diler albo mieszkaniec kamienicy na wprost. Jeden z tych budynków miał wejście od strony dziedzińca. Trochę kiepsko, zwłaszcza dla kogoś kto pracuje do późna i musi wracać tędy po ciemku.

Odwróciłam się plecami od miejsca skąd doszedł dźwięk szurania i w tej samej chwili tego pożałowałam. Moją łydkę przeszył okropny ból i upadłabym gdyby Aza nie złapał mnie na czas. Usłyszałam syk dobiegający z rany. To mogło oznaczać tylko jedno…

- Aza, wyjmij to!- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Dla demona nie ma niczego boleśniejszego niż rana zadana Anielską stalą. A ja w dodatku wciąż miałam część tego diabelstwa w ciele! Nie byłam nawet w stanie poruszyć nogą.

W miejscu, w którym najprawdopodobniej stał wcześniej napastnik rozległy się szybkie kroki. W bramie między budynkami pojawiła się jakaś osoba i ruszyła w ciemność. Ktoś zaszurał na środku placu i dostrzegłam tylko zarys uciekającej postaci.

- Nie ruszaj się- Szepnął mi do ucha.

Oparłam się o budynek tak żeby Aza miał dwie wolne ręce. Jedną złapał mnie pod kolanem a drugą chwycił za grot. Kto do cholery używa w dzisiejszych czasach strzał? Przecież to nie Kręgi, tutaj działają spluwy i cała ta cholerna elektronika! Chociaż dla mnie to lepiej, gdybym dostała kulą ciężej byłoby się pozbyć tej okropnej stali z ciała i miałabym poważny kłopot. Wtedy najpewniej wypaliłoby mi wszystkie tkanki wokół pocisku.

Zacisnęłam powieki i zęby gdy Aza zaczął wysuwać grot z mojego ciała. Stal dotykała przy tym mięśni i je parzyła swoją przeklętą obecnością. Jeżeli postrzelił mnie jakiś cholerny anioł, to przysięgam na jaja Lucyfera, że wyrwę mu wszystkie pióra ze skrzydeł i powtykam w tyłek! Odkroję paluszki, jeden po drugim…

Ulga spłynęła na mnie gdy Aza stanął przed mną ze strzałą w ręku. Rozejrzał się w poszukiwaniu intruza, ale przed nami stał już tylko nieznajomy, który dwukrotnie odwiedził mnie w barze.

- Ty to zrobiłeś?- Warknął wściekły niemal łamiąc drewno strzały w dłoni.

- Gdybym ja to zrobił, nie pokazałabym się wam na oczy.- Odpowiedział wchodząc w krąg światła jakie dawała lampa zawieszona nad drzwiami prowadzącymi na zaplecze mojego baru.

Aza wciąż nie wyglądał na przekonanego, ale pozwolił mu podejść bliżej.

- Co ty tutaj robisz?- Spytałam ponownie opierając się o przyjaciela. Aza objął mnie i przycisnął do siebie. Już wcześniej miałam podejrzenia, że ten dziwak mnie śledzi, a teraz już miałam pewność. A zazwyczaj tacy dziwacy okazują się potem najniebezpieczniejszymi osobami.

- Ratuję wasze tyłki?- Odpowiedział rozkładając ręce jakby chciał nas objąć.

- Stój.- Powiedział z naciskiem Aza gdy nieznajomy chciał się zbliżyć jeszcze bardziej. O dziwo posłuchał.

- Posłuchaj mnie, właśnie ktoś starał się dorwać twoją dziewczynę, a ja wiem kto i dlaczego. Może pobawimy się razem w tą grę? Poza tym nie wygląda na to żeby podobał jej się sterczenie na tym mrozie z raną.

Dobra, punkt dla niego. Rzeczywiście, mróz strasznie mi dokuczał. Miałam wrażenie jakby się wgryzał w moje ciało w miejscu rany i zamrażał wszystko od środka. Było to nieprzyjemne uczucie i bałam się już ruszać nogą żeby nie uszkodzić czegoś jeszcze bardziej. Niech szlag trafi moją głupotę. Mogłam ubrać kozaki…

- Mogę?- Spytał skinąwszy głową w moją stronę.

Spojrzałam na Azę żeby zobaczyć co myśli. Gdyby on uznał, że nie jest to dobry pomysł też bym się nie zgodziła. Chociaż moją nieufność trochę zabijał fakt, że stałam na zimnie z raną wystawioną na wierzchu.

- Dobrze.- Odpowiedziałam gdy Aza nieznacznie skinął głową na znak zgody. Poczułam jak cały się spina gdy nieznajomy klęknął obok mnie i zaczął przyglądać się ranie.

- Dość mocno cię poparzyło.- Stwierdził po chwili. Brawo dla pana, odkrycie roku. Każdy idiota wie, że Anielska stal parzy skórę demona. Jest nawet w stanie ją zwęglić.

Wyciągnął z kieszeni jakąś chustkę i obwiązał nią ranę. Ścisnął przy tym tak mocno, że nie powstrzymałam się i syknęłam. Czy mam w mieszkaniu jakieś maści? Coś pewnie mam, ale wątpię żebym była przygotowana na wewnętrzne poparzenia. Z tym chyba będę musiała poczekać aż samo się zagoi. Albo poproszę o pomoc ojca… ale nie chciałabym go martwić. Jeszcze kazałby mi wracać do rezydencji. I pewnie postawiłby pół Kręgu na nogi i kazał szukać napastnika.

- Tak przy okazji, nazywam się Samuel Cantel.- Powiedział podnosząc się z klęczek i otrzepując spodnie.

- Naamah Salvador.- Odpowiedziałam lekko oszołomiona.

- Aza Milcev- Odpowiedział mój towarzysz wciąż lustrując wzrokiem nieznajomego… to znaczy Samuela.

- Może lepiej będzie jak zabierzesz swoją dziewczynę do domu.- Powiedział odwracając się do nas tyłem i chcąc odejść. Żadne z nas nie skomentowało tego, ze nazwał nas parą.

- Czekaj!- Zawołałam za nim. Tak szybko to mi on nie ucieknie.- Powiedz mi kto za tym stoi.

- Hmm, w sumie racja. Warto wiedzieć kto chce cię zabić i dlaczego.- Odwrócił się powrotem w naszą stronę. Chyba bardzo go cieszyło to przedstawienie.- Chodźmy więc.

- Dokąd?

- Do twojego mieszkania.

Spojrzałam na Azę w chwili gdy on zrobił to samo. Czy bezpiecznie było wprowadzać go na mój teren? Dopóki nie wiedział gdzie mieszkam miałam szansę się przed nim schować, a tak… mogłam stracić kryjówkę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania