Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Karmazynowe kły - rozdział 10
!!!!!!UWAGA!!!!!!
Ten rozdział kończy wątek, który przez nie które osoby mógłby być uznany za "zgłoszę cię do *sami wybierzcie gdzie*" więc jeśli to TY albo po prostu nie rozumiesz fikcji literackiej tam są drzwi ------> DRZWI
Rozdział 10
Krew odwrotnością wina
Nie ukrywam, nie pisałem przez dłuższy czas bo nie miałem kurwa ochoty. Zlecenie w Yerran, było… mam już dosyć. Minęło parę miesięcy a ja nadal go nie przetrawiłem (przetrawiłem, heh ale to zaraz). Kilka tygodni zlewało się w jeden dzień. Dzień stający się pętlą wisielca. Kto nie lubi seksu, no każdy lubi, ale ja już nim rzygałem i to jeszcze z małolatą. Zaczynając od loda, przez ssanie jaj i minetę na strzale w kakao kończąc. I tak codziennie. Czasami szczególnie w późniejszym okresie zdarzały się małe urozmaicenia. Tu też ciężko wymienić wszystko. Zdarzyło mi się robić palcówkę wkładając nawet pięć palców czy całą pięść (ale to tylko raz i była to nieudana próba).
Przez ten czas zmieniło się nie tylko czerwoność mojego nadgarstka od kajdan. Przede wszystkim, ta młoda dziewczyna się zmieniła. Z każdym dniem jej oczy były coraz bardziej suche, a usta wymawiały coraz głośniejsze i profesjonalniejsze jęki. To samo z podejściem do każdej pozycji czy sposobu, ale o tym chyba nie muszę mówić. Jej ciało też się zmieniało, było…było coraz bardziej czerwone i posiniaczone. Czasami z innymi ranami i to na całym ciele.
Jeden dzień był inny, przyszedł od siedmiu kurw zrodzony. Wasza niższość, jaskółcze jajca, burmistrz Królestwa Yerran.
- Wybacz jeśli twoja dupa dostała odleżyn czy coś - zaczął, gdy zamknął się ze mną w celi. - Myślę, że rozumiesz, że nie mogłem sobie pozwolić na twoją ucieczkę.
- Pomińmy uprzejmości i po prostu mnie wypuść - widziałem w lewej ręce pęk kluczy, liczyłem, że któryś z nich jest od kajdan.
- Jak się domyślasz, po to tu przyszedłem. Jednak mam do ciebie jeszcze jeden etap zlecenia.
- Do rzeczy.
- Co wyjdzie z pochwy dziewicy gdy zaciąży z pół wampirem?
- Odmienitinus netoperus albo zwykły człowiek. Zależy od wielu czynników, ale raczej to pierwsze.
- Zgadza się łowco, odrobiłeś lekcje. Dla tego zabijesz dziewczynę - przepraszam co kurwa?
- Co kurwa? - ups, powiedziałem to na głos. - Wygląda na to, że jesteś bardziej wykształcony niż wyglądasz, więc zapewne wiesz, że…
- Gdy z jej ciała poleci krew, te gówna rodzą się od razu. Dlatego badaliśmy ją co drugi dzień, no i wczoraj jej się nie poszczęściło. Tobie chyba też skoro zajęło ci to ponad cztery miesiące.
- Dlatego nie chcesz ryzykować i to jakże łatwe zadanie powierzysz mi.
- Mądry jesteś. Dostaniesz do dyspozycji pokój sprzęt. Idziemy.
Podszedł do mnie i zdjął łańcuch. Nie bał się, nie wyglądał na pijanego czy naćpanego ale kto tam go wie. Zbyt głupi na taką odwagę, ale znając przypadek tej dziewczyny. Zabicie jej było najlepszą opcją.
Będąc nagi, prowadzony przez karła, wszedłem do typowego pokoju BDSM…no może nie typowego, takiego dla prawdziwym amatorów ostrego rżnięcia. Łózko…łóżko też było i nawet miało materac i dwie poduszki.
Dziewczyna przyszła chwilę później, przyprowadziła ją ta sama kobieta. Bez słowa, wręcz wepchnęła ją do środka. Zamknęła i zakluczyła drzwi. Na dwa razy.
- Chce pan abym się panem zajęła, czy woli pan przejąć inicjatywę? - zapytała wystraszonym i delikatnym głosem.
- Ja się tobą zajmę - odpowiedziałem równie spokojnie.
Podszedłem do niej. Poprawiłem kosmyk włosów, wchodzący w jej usta. Powoli zacząłem zdejmować jej ubrania. Nie chciałem niepotrzebnych emocji, nie w takiej sytuacji. Od razu odpowiem, że aborcja też nie wchodzi w grę. Odmienitinus netoperus są jak grzyb, aby je zabić trzeba, zabić nosiciela. Gdy była ubrana jedynie w siniaki i blizny, podeszliśmy do kajdan zwisających z sufitu. Zapiąłem ją a potem kołowrotkiem na ścianie podniosłem lekko, tak, że palce jej stóp nie dotykały podłogi.
Przypominała prosiaka dyndającego na zapleczu rzeźnika, chociaż ona była bardziej żywa. Potem, aby nie przegryzła warg, założyłem na jej usta tą dziwną kulkę przewleczoną przez sznurek.
Pas. Szeroki, skórzany pas miał dokończyć jej żywota. Krótkiego, biednego i niezbyt szczęśliwego żywota. Zamachnąłem się i usłyszałem cichy pisk, zaraz po mocnym uderzeniu, które na jej plecach zostawił czerwony pas. Równy, od lewego barku do prawego pośladka. Minęła krótka chwila, gdy próbowała krzyczeć z bólu, walczyła z kulką. Walczyła by pokazać co czuje. Uderzyłem jeszcze raz, praktycznie w ten sam sposób. Czułem, że bolało ją to. Słyszałem jej oczy. Słyszałem jak oczy wydobywają kolejne łzy. Uderzyłem trzeci raz, i czwarty, i piąty, i szósty, nieprzerwanie jeszcze siódmy i ósmy. Plecy były bardziej czerwone niż piekło. Wyła z bólu, tak, że nawet knebel na ustach, nie był wstanie tego zagłuszyć. Dziewiąte uderzenie coś zmieniło, usłyszałem nie tylko jej szloch, lecz również jak drewniana kulka spada na ziemię. Odbija się z każdym jękiem, każdą łzą. Ból, jaki ból jest piękny. Dziesiąte uderzenie, przegryzło wargi. Poczułem, zapach podobny do dziewiczej krwi. Nie wiem, kiedy ale już ją całowałem. Czułem w ustach łzawą sól, a także tą jakże pyszną krew. Językiem przejechałem od brody do czubka jej nosa. Lewą ręką chwyciłem za tył jej głowy, a prawą trzymałem na gardle. Zaciskając z każdą sekundą. Patrzyłem w jej oczy, nigdy nie zapomnę tego przerażenia. Puściłem jej szyję, twarz zrównała się kolorem z plecami. Znów tam stałem, znów za jej plecami. Powoli trzymając prawą dłoń na plecach, padłem na kolana. Całując i gryząc jej pośladki. Słyszałem jak jej macica jest bita od środka jak jej najmniej wymarzone dziecko, chce poznać ten brutalny świat. Co wtedy we mnie wstąpiło? Włożyłem chuja w dziurę między zakrwawionymi pośladkami. Delikatnie podnosząc ją, by za chwilę wróciła na starą wysokość. To już nie było powoli.
Moje tętno przyspieszyło z każdym jej jękiem, bólem, strachem. Wiedziała co ją czeka, a mnie to jeszcze bardziej napędzało. Dziewicza krew, chciałem więcej. Puściłem ją, nie oddalając się na więcej niż trzy metry. Chwyciłem za bicz, na każdym rzemyku kilka kamyczków. Uderzenie, jedno, drugie, trzecie…nie wiem ile wiele. Jej plecy, stały się wodospadem, czegoś piękniejszego niż wino. Zlizując jak biedak talerz resztek. Nagle, pociągnąłem ją mocniej wyrywając dłonie w nadgarstkach. Zawała prawie tracąc głos A ja. Ja włożyłem, jej nadgarstki do ust i sączyłem jak ze słomki. To było ostatnie co zobaczyła. Jej krew stała się zimna, z jej dołu narodziło się gówno będące czymś pomiędzy płodem a nietoperzem. Chwyciłem za ten sam bicz, i zatłukłem paskudztwo, za nim zabiło więcej osób. Skwaszone jak jabłko breja, wydała z siebie okropny odór. Łatwopalny na dodatek.
Zapukałem w drzwi, otworzyła mi nauczycielka dziewczyny, obok stał ten kretyn burmistrz.
- Wrzuć do środka pochodnie, tylko ostrożnie bo wszystko tam jebnie - powiedziałem, łapiąc oddech i dochodząc do siebie. - A teraz dawaj moje rzeczy!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania