Poprzednie częściNawiedzona Prolog

Nawiedzona częśc 11

Siedziałam cicho na krawędzi ośmio piętrowego budynku. Psychiatryk wydawał mi się najlepszym miejscem na odebranie sobie życia. Spoglądając w dół i obserwując biegnących ludzi, których deszcz zaczął moczyć rozmyślałam nad tym czy będę tęsknić za życiem. Doszłam do w niosku, że możliwe. Z jednej strony przeżyłam tu dobre chwile, mam co wspominać, ale z drugiej strony żyć ze świadomością, że mój najlepszy przyjaciel oddał za mnie życie sprawiłoby, że sama bym nie dała rady z tym żyć.

-Dlaczego wszystko musi być tak zajebiście trudne?-zapytałam siebie. Nikt nie odpowiedział. Siedząc na krawędzi i czekając na odpowiedni moment do skoku miałam wrażenie, że "istoty", które nigdy mnie nie opuszczały zniknęły. Dostały to czego chciały. To smutne, że zostawiam tu wszytskich. Nawet tych, których nienawidzę, bo kto im będzie zatruwał życie jak mnie zabraknie?

Co poczują rodzice na wieść, że ich jedynaczka odebrała sobie życie bez większego powodu? Na pewno ich to za boli.

Wstałam powoli z ziemi i przybliżyłam się do krawędzi budynku. Zakręciło mi się w głowie od tej wysokości.

Nabrałam powietrza w płuca i powoli je wypuściłam.

-Nigdy nie sądziłam, że tak skończy się moje życie. A Ty Kastaniel też tak uważałeś?-zapytałam prawie krzycząc

Nie wiem gdzie on jest, czy już umarł, jak umarł, czy go to bolało? Liczę na to, że nie cierpiał.

Nie bardziej niż ja teraz. Spojrzałam w dół. Kilka osób spoglądało w moją stronę unosząc wysoko głowy, by mnie dostrzec. Deszcz coraz bardziej zaczął padać. Mimowolnie i ja zaczęłam płakać jak małe dziecko. Nigdy nie myślałam, że odebranie sobie życia mogło by być tak trudne.

Kilka sekund, kilka minut i nachyliłam się nad przepaścią. Zacisnęłam dłonie, przygryzłam dolną wargę i pomyślałam " Liczę na to, że tam będzie mi lepiej", po czym skoczyłam w dół. W głowie wyświetlały mi się wszelkie wspomnienia, od dzieciństwa aż do teraz. Zamrugałam kilka razy. Do uderzenia zostało mi jeszcze trzy metry. Dlaczego to przychodzi tak powoli? Liczyłam na szybsze uderzenie.

W głowie rozległy się krzyki. Przechodnie panicznie krzyczeli widząc dziewczynę, która spadała w ich stronę. Auta zatrzymywały się, ludzie rówinież, zaczęło grzmieć błyskawice rozświetlały czarne niebo. Strach, panika. Tylko to mi doskwierało a teraz doskiwera również i osobom, które były świadkami mojego skoku. Nagle trzask, bół i mój cichy krzyk. Nim ogarneła mnie ciemnośc zobaczyłam jak przez mgłę ludzi, którzy podbiegają do mnie i dzownią po pogotowie.

-A teraz wielki finał- szepnęłam i zamknełam oczy.

Ciemość, pustka. Nikt nic do mnie nie mówił. Cisza która szumiała w mojej głowie była upiorna.

Stałam na zimnej i mokrej drodze w lesie. Wszędzie były tylko drzewa. Szumiały cicho, jakby bojąc się, że zakłucą ciszę.

Nagle niewiarygodny pisk i głos klaksonu. Dochodził od mojej prawej strony. Wzniosłam się w górę i poszybowałam w tamtą stronę.

Moim oczom ukazał się mój przyjaciel, który stał na torach i wpatrywał się we mnie. Szeptem wypowiadał słowa:

-Czekaj na mnie..

Kiwnęłam głową. Pociąg z niewiarygodną siłą uderzył w mojego przyjaciela sprawiając, że wyleciał w górę. Krzyknął.

Podeszłam do niego. Krwawił z każdego miejsca, jego piękne szczere oczy zaczłęy wypełniać się łzami. Uniósł dłoń i dotknął mnie, lecz ja jak i on nic nie czuliśmy:

-Już nie długo- szepnął.

Pociąg zatrzymał się. Wszędzie krew, strach i panika. Przerażony maszynista wybiegł z pojazdu i skierował się w naszą stronę:

-Coś Ty zrobił!- krzyczał- Dlaczego to zrobiłeś?!

Ludzie zaczeli wychodzić z pociągu, czy na prawdę jest im potrzebny ten widok? Muszą widzieć umierajacego dwudziestolatka?

Usiadłam koło mojego przyjaciela, by dodać mu otuchy. Mężczyzna, który go potrącił zaczął dzownić na pogotowie, ale wszyscy wiemy, że na próżno. Zbyt mocne uderzenie, zbyt rozległe rany, krwotok wewnętrzny, wstąśnienie mózgu.

Nagle poczułam prąd w mojej klatce piersiowej. Przeniosłam sie do miejsca gdzie leżało moje ciało. Zostawiłam Kastaniela. Rannego... Umierającego...

-Ratujcie moją córkę!- krzyczała mama

Mama? Kobieta po czterdziestce stała na de mną trzymana przez policjanta. Ojciec jak kamień stał nieruchomo wpatrując się we mnie. Tylko łzy spływały mu po czerwonych od zimna policzkach.

-Taka młoda....

-Miała całe życie przed sobą- słyszałam gdzieś w oddali

Nagle pisk. Zatrzymana akcja serca. Trzydziesto minutowa reanimacja w niczym nie pomogła. Leżę teraz martwa nie czując nic. Spoglądam sama na siebie. Tyle nieznajmoych ludzi patrzy na drobną, martwą dziewczynę.

Jak to możlwie, ze byłam do tego zdolna?

Czy to koniec?...

Następne częściNawiedzona... Informacja

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania