Niesamowita przygoda w krainie Tolkiena Rozdział 9

Rozdział 9

Oparłam się o drzewo. Czy ja dam radę się tego nauczyć? To nie jest takie łatwe jak myślałam. Jednak Tauriel robi to z taką lekkością, zwinnością, iż chyba jest to do nauczenia.

Muszę się wziąć w garść. - pomyślałam i natychmiast sięgnęłam po łuk. Ćwiczyłam aż do samego wieczora. Nagle usłyszałam jakieś kroki zbliżające się w moją stronę. Błyskawicznie naciągnęłam strzałę i odwróciłam się na pięcie, w stronę odgłosów. Zmrużyłam oko, łuk miałam naciągnięty. Niepokój na mojej twarzy zniknął, a zamiast niego pojawił się uśmiech.

Tauriel cofnęła się o krok, widząc, że w nią celuję.

- Wybacz - powiedziałam opuszczając łuk.

- Widzę, że nieźle to już opanowałaś - uśmiechnęła się. - A jak tym walka sztyletami?

Skrzywiłam się na myśl o tym. Cały czas nie radziłam z tym sobie zbytnio.

- A rzut nożem? Na przykład w drzewo?

- No tak, nie jest źle - odparłam niepewnie i wyciągnęłam sztylet. Odsunęłam się lekko, zrobiłam zamach i rzuciłam w pobliskie drzewo. Trafiłam trochę niżej od celu, lecz i tak całkiem dobrze.

Tauriel pokiwała głową z uznaniem.

- Szybko się uczysz - stwierdziła i poszłyśmy razem do namiotów.

Zapadła noc. Gwiazdy świeciły na niebie, niektóre z nich były przysłonięte drzewami.

Po raz kolejny nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o tym jak się tu znalazłam. Czy to w ogóle możliwe? Czy jeszcze ujrzę dom, moją rodzinę i przyjaciół? Czy jeszcze do nich wrócę? Miałam wiele pytań, a tak mało odpowiedzi... Jednak nie mogę powiedzieć - spodobało mi się tutaj. Polubiłam Tauriel, mimo tego iż na początku, trochę we mnie nie wierzyła. Nie wierzyła, że dam radę. Mam tylko nadzieję, że może chociaż trochę zmieniła zdanie. Może nie będzie próbowała znowu mnie odesłać.

Wyszłam na chwilę z namiotu. Miałam ze sobą łuk i kołczan, przy pasie sztylety, tak na wszelki wypadek. Po ostatniej sytuacji z goblinami, zaczęłam być bardziej ostrożna.

Zbliżyłam się w kierunku drogi. Nasze namioty rozbiliśmy w głąb lasu, aby przejeżdżający nas nie spostrzegli. Lecz teraz byłam bardzo ciekawa czy kogoś znów nie spotkam. Rozum podpowiadał mi, żebym wracała, bo to niebezpieczne. Niestety ciekawość zwyciężyła. Oddalałam się od reszty. Stawiałam ostrożnie kroki i szłam powoli, cały czas nasłuchując. W końcu doszłam do drogi. Padało na nią światło księżyca, więc nie mogłam wyjść z cienia, bo mogłabym być zauważona. Nagle usłyszałam coraz to głośniejszy tętent końskich kopyt. Ktoś jechał drogą, a właściwie nie ktoś, lecz cały oddział. Starałam się zbytnio nie wychylać, lecz nie mogłam dojrzeć ich twarzy, było zbyt ciemno. Byłam prawie pewna, że to orkowie... ale nie... chwila, chwila... Przecież to... A niech mnie!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania