Niesamowita przygoda w krainie Tolkiena Rozdział 12

Rozdział 12

Udałam się do miejsca ćwiczeń, gdzie trenowałam poprzedniego wieczoru. Strzelanie z łuku wychodziło mi już prawie idealnie. Rzuciłam norzem w pień drzewa. Ze świstem odpadła kora i opadła na ziemię. Coraz lepiej - pomyślałam.

Jednak jest jeden problem. Z kim mam trenować walkę na sztylety? Dopóki nie przeproszę Tauriel, a ona nie będzie już na mnie zła, to marne szanse, że będzie chciała ze mną trenować. Nikogo zresztą poza nią nie znam. Zostaje tylko... Legolas. Ale czy mogę mu ufać? Parę godzin temu przecież próbował mnie zabić. Jednak teraz gdy z nim rozmawiałam wydał mi się w porządku. Chyba muszę go jednak trochę poobserwować. Zresztą muszę się w końcu dowiedzieć gdzie oni mnie ze sobą zabierają. Prędzej czy później i tak się wyda, że nie jestem stąd. Będę musiała się tłumaczyć. Tyle że ja  nie wiem jak się tutaj znalazłam. To na pewno jakaś pomyłka.

Moje rozmyślania przerwała czarna strzała lecąca w pobliskie drzewo. Błysnęła złowrogo i wbita w korę, wydała przeraźliwy trzask, na co instynktownie cofnęłam się o krok. Błyskawicznie naciągnęłam strzałę na mój łuk i odwróciłam się skąd strzelono. Było ciemno i nic nie widziałam. Moje serce biło jak oszalałe. Nagle ktoś przyłożył palec do moich ust. Nie szarpałam się, tylko lekko odwróciłam i spojrzałam na twarz tajemniczej postaci. Ujrzałam Legolasa, wpatrywał się w ciemność.

- Nie ruszaj się - wyszeptał. - idź powoli do namiotów i obudź Tauriel - rozkazał.

Posłusznie udałam się do miejsca w którym rozbiliśmy obóz.

- Tauriel, Tauriel, no obudź się - delikatnie poruszyłam jej ramię.

Ona tylko otworzyła oczy i spytała.

- Czy możesz mnie chociaż raz zostawić w spokoju? - jej głos był lekki ale słychać w nim było nutkę zniecierpliwienia.

- Czarna strzała, czarna strzała z Mordoru, jeżeli się nie mylę. Zaatakowali nas, potrzebujemy Twojej pomocy!

Tauriel wstała jak oparzona i chwyciła broń.

- Prowadź i mów gdzie jest Legolas! - krzyknęła.

- Spokooojnie, on już jest na miejscu i nad wszystkim panuje. Ale wiesz lepiej, żebyśmy mu pomogły. - powiedziałam pewna siebie.

Tauriel jak widać ta informacja nie ucieszyła, bo jej oczy jeszcze bardziej przepełnił strach. Pierwszy raz zobaczyłam, że naprawdę się boi.

Po minucie byłyśmy na miejscu. Legolas walczył swoimi sztyletami z pięcioma orkami. Mały obrót, cios i  już kolejna głowa leżała na drodze. Niespodziewanie z tyłu nadszedł go jakiś większy ork. Ale nie, Legolas nie dał się przechytrzyć. Rzucił za siebie jeden ze sztyletów, który trzymał w kołczanie. Wielki ork już leżał na  ziemii. Trzeba powiedzieć, że elf nieźle sobie radził, ale z głębi lasu, przybywało nowych orków i musiałyśmy mu pomóc. W końcu mogłam się sprawdzić. Sprawdzić swoje umiejętności. Niestety na początku nie szło mi zbyt dobrze. Tauriel albo Legolas w ostatnim momencie zabijali orka, z którym walczyłam. Inaczej dawno by mnie tu już nie było.

Strzelałam z łuku idealnie. Moja strzała nie chybiła ani razu. Lecz posługiwanie się łukiem, to głównie na większe odległości. Przyszedł czas również na sztylety. W tym szło mi gorzej. Walcząc z jakimś silnym orkiem nie miałam żadnych szans. Po prostu on, wytrącał mi sztylet z ręki. Na szczęście, zawsze w porę pojawiała się strzała od moich przyjaciół. (Jeżeli tak można ich nazwać) Lecz oni coraz to bardziej zapuszczali się w głąb lasu i w końcu straciłam ich z pola widzenia. Nie mogłam już liczyć na ich pomoc. Musiałam radzić sobie sama.

Na moje nieszczęście, nagle otoczyło mnie kilka orków. Już od razu mogłam się domyślać, że nie mieli przyjaznych zamiarów. Uzbrojeni po zęby podchodzili do mnie coraz bliżej. Drżałam cała, muszę powiedzieć, że wtedy naprawdę się bałam. Ale mimo to nie dałam po sobie tego poznać. Zachowałam zimną krew i udałam, że  są mi obojętni.

- Proszę proszę, kogo my tu mamy? - odezwał się pierwszy.

- Małą dziewczynkę.

- Bezbronną - dodał drugi.

- Już nie taką małą - zauważył trzeci - ale to nie oznacza, że potrafi się sama obronić.

- Nie ma szans - zaśmiał się inny.

Coś we mnie pękło. Chwyciłam sztylet i wykonałam mój pierwszy cios temu, który mnie wyśmiał. Odcięłam mu dłoń. Ork zawył z bólu.

Nikt się tego nie spodziewał.

- Już ja ci pokażę, wstrętna smarkulo! - wrzasnął i drugą ręką dobył miecza.

Na początku tylko odpierałam ataki. Dopiero później stwierdziłam iż bezsensu jest trwać w jednej pozycji. Postawiłam krok do przodu. Wykonałam cios zza głowy potem w bok, w czułe miejsce, tak jak uczyła mnie Tauriel. W efekcie ork upadł na kolana, następnie osunął się na ziemię. Z każdym kolejnym robiłam podobnie, choć tym razem dołączyli do mnie Tauriel i Legolas.

W końcu wykończyliśmy już wszystkich. Legolas i Tauriel popatrzyli na siebie i kiwnęli głowami. Nic nierozumiejąc podeszłam do nich i spojrzałam pytająco.

- Zdałaś - stwierdził krótko Legolas.

- Nie rozumiem.

- No pewnie, że nie rozumiesz. - odezwała się Tauriel. - Przecież Legolas nawet nie wie, że Ty nie wiesz o tym całym zamieszaniu. - elfka popatrzyła pretensjonalnie na Legolasa, jakby to była jego wina.

- Zamieszaniu? - powtórzyłam jeszcze bardziej zmieszana.

- Eh... Tak, chodzi nam o to, że specjalnie tym razem Ci nie pomogliśmy, inaczej byś się nie otworzyła, nie uwierzyła w siebie.

To był taki jakby test... Który zdałaś jak już powiedział Legolas.

- Załatwiłaś ich wszystkich koncertowo - Legolas kiwnął głową z uznaniem.

Tylko uniosłam do góry brwi.

- Naprawdę - dodał.

- Dodatkowo, ustaliliśmy z Legolsem, że będziesz mogła do końca uczestniczyć w tej niezwykłej wyprawie.

- Kiedy my zdążyliśmy to ustalić? - spytał Legolas.

Tauriel tylko szturchnęła go w ramię.

- No to wszystko jasne - Powiedział zadowolony elf.

- No nie do końca... Musimy omówić jeszcze pewne sprawy... - zaprzeczyłam.

- Ale to już w namiocie - zakończyła rozmowę Tauriel.

Nikt się jej nie przeciwstawiał, więc wolnym krokiem odeszliśmy od miejsca zbrodni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania