Poprzednie częściOpiekunowie snów cz.1

Opiekunowie snów cz.10

W oddali snuł się szary dym. Im bliżej niego byliśmy, tym mniej drzew porastało ziemię, trawa zamieniała się w suchą, bezbarwną ziemię i wiał nieprzyjemny, ciepły wiatr parząc policzki. Na linii horyzontu zaznaczała się nikła figura, która im była większa i bliższa, tym więcej kształtów w sobie zawierała. W końcu rozpoznałam w niej swoją szkołę, choć wyglądała przerażająco pusto. Franciszek złapał mnie mocniej za rękę zapewniając, że jest przy mnie i nic mi nie będzie. Chcieliśmy obejść budynek, ale po obu stronach aż do chmur wyrastały dwa płoty z falistej blachy. Rozciągły się hen daleko, gdzie wzrok już nie sięgał.

- Na pewno nie ma innej drogi?- miauknęłam.- Zmień się w ptaka i przelecieć nad nim?- zaproponowałam niepewnie. Nie chciałam naciskać na niego po tym, co się stało, gdy ostatnim razem wymusiłam na nim zmianę formy.

- Bea, wiem, że tego nie chcesz, ale nie ma innej drogi. Jeśli będziesz myśleć o czymś miłym jakoś sobie poradzimy. Tutaj dzieje się tylko to, co jest w twojej głowie.- Przytknął palec wskazujący do mojego czoła.- A ja jestem tutaj z tobą i cię samej nie zostawię.

- Ale...

- Jesteś silniejsza niż myślisz, Bea. Tylko musisz to zrozumieć i uwierzyć. To trudne, ale ty możesz wszystko. Każdy może.- Podał mi Mruczka. Znów przybrał postać zwykłego pluszaka, którego włożyłam do torby.

Pewnym krokiem weszliśmy do budynku, gdy dałam mu znak skinieniem głowy, że jestem na to gotowa. Ze ścian sączyły się strumyki wody niknące w dziurawej podłodze. Okna bez szyb przepuszczały do środka ten sam piekący wiatr. W pewnym momencie Franciszek zatrzymał się. Szepnął, że wie, co zrobić, bym bała się nieco mniej. Zniknął w eksplozji gęstego dymu, a gdy ten opadł, zobaczyłam przed sobą prawdziwą, czarną pumę. Odeszłam na kilka kroków, mimo iż wiedziałam, że to on. Odwrócił się ociężale na plecy patrząc na mnie. Podeszłam bliżej i pogłaskałam go nieufnie po brzuszku. Westchnęłam ciężko zastanawiając na głos, jak teraz będziemy rozmawiać, na co usłyszałam w głowie jego śmiech.

- Faktycznie, zapomniałam.

- Porozumiewam się myślami niezależnie od formy.

Faktycznie bałam się mniej. Wielki kot z czarną, połyskującą sierścią, na której jeszcze lepiej widoczne były białe kły oraz te świecące, bystre oczy, dodawał pewności. Ruchy miał takie pewne, choć mogłoby się wydawać, że zaraz się potknie, tak nisko unosił łapy.

- Nie ciężko się utrzymać mając dodatkowe dwie podpory- powiedział do mnie w myślach. Spojrzałam na niego zdziwiona i zła.- Przepraszam. Myślałem, że mogę to wiedzieć- zreflektował się i odwrócił pysk w drugą stronę.

- Franciszku, zostaw moje myśli w spokoju.

- Przyzwyczajenie- odparł.

Niedługo po tej rozmowie zobaczyliśmy grupkę uczniów stojących na końcu korytarza. Zatrzymałam się z naburmuszoną miną patrząc w ich kierunku. Czarny jak węgiel zwierz, obszedł mnie dookoła kilkukrotnie, przyglądając mi się, z ciekawością przekręcając głowę.

- Wiem, że się na nie gniewasz. Powinnaś jednak zapomnieć o tym. Tylko sobie robisz krzywdę.

- Śmiały się ze mnie! Zostawiły! Teraz ja je zostawię, to zobaczą jak to jest.

- Nie sądzę, by to cokolwiek zmieniło- powiedział po chwili zastanowienia.- Skoro tak zrobiły, znaczy, że nie zależy im za bardzo na tobie, więc dlaczego miałyby się przejmować tym, że je unikasz i złościsz się? Dasz im tylko kolejny powód do podśmiewania.

- To co mam zrobić według ciebie?- syknęłam ze złością, choć warga drżała mi i byłam bliska płaczu.

- Zapomnij i zachowuj się, jakby nic się nie stało. Ale zapamiętaj, że takie są. Wybacz i nigdy nikomu tak nie rób. Bea, nie zmienisz tego, jacy są inni, ale możesz zmienić towarzystwo oraz świat jaki tworzysz, przez to, co robisz.

Przez dłuższą chwilę to, co do mnie powiedział było bzdurą, ale gdy się o mnie otarł pyszczkiem, olśniło mnie. Franciszek we wszystkim miał rację. Byłam na nie wściekła za to, jak mnie potraktowały, a tak samo potraktowałam kogoś innego, jeśli nawet nie gorzej. Nie chciałam jak one sprawiać komuś przykrości. I faktycznie moje obrażanie się obchodziłoby je tyle, ile obchodziło mnie obrażanie Bogumiła, a przez to wszystko źle się czułam. Było mi ciężko. Podjęłam decyzję, by zmienić siebie i tak jak poradził, zapomnieć ale pamiętać. Jak klepsydra, która pozwala, by piasek powoli się w niej przesypał ale pył wciąż pokrywał jej szkło.

Mijając moje... znajome z klasy uśmiechnęłam się i nie interesując o czym rozmawiają i z czego się śmieją, poszłam dalej. Jedna z nich zatrzymała mnie i dała mi zwinięty w rulon gruby papier. Podziękowałam jej odruchowo i zerknęłam w stronę Franciszka. Wyciągnął papier z moich rąk już w ludzkiej postaci, choć za nim wciąż wił się czarny smukły ogon.

- To mapa do Pamięci- oznajmił.

- Franciszku, jak można dostać mapę do czegoś, co biega tak szybko, że trudno to złapać?

- W życiu poznasz wiele rodzajów map. Niekoniecznie takich, jak pokazują w szkole. W mapie najważniejsze jest to, by się odnaleźć i nie zgubić bezpowrotnie. Wiedzieć, którędy iść, by dotrzeć do celu. A teraz chodź. Musimy ją złapać.

Wyciągnęłam Mruczka z torby, gdy byliśmy już na dworze i znów wsiedliśmy na jego grzbiet z tą różnicą, że zamiast spacerkiem pędził na złamanie karku. Zatrzymał się na szczycie wzniesienia skąd był bardzo dobry widok na całą okolicę. Z lewej strony majaczyły zgliszcza i dogasające, drewniane chaty. W oddali było słychać szczękanie metalu i krzyki ludzi.

- Pojedziemy na wprost, a potem skręcimy w lewo- oznajmił Franciszek.- Lepiej omijać to miasto. Pamiętasz jak kiedyś oglądałaś film o wojnie trojańskiej, kiedy rodzice zasnęli na kanapie?

- Nie.

- A jednak pamiętasz, tylko nie jesteś tego świadoma. Wszystko, co widzisz, zostaje w twojej głowie. To utkwiło właśnie w tym miejscu. Wieczna wojna...- Pokręcił głową- Lepiej takich miejsc unikać. Nie chcemy, byś się bała- dorzucił obojętnie i ruszyliśmy.

O ile jazda na kocie w górę jest niczego sobie, o tyle przy schodzeniu ze zbocza kołysało jak łódeczką podczas sztormu. U podnóża góry znów ruszył kłusem przez las. Był o wiele zwinniejszy niż szczur, który został gdzieś hen daleko, gdy wpadliśmy do podziemia.

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Mruczek zatrzymał się. Razem z Franciszkiem spojrzeliśmy w to samo miejsce, w które wpatrywał się kot. Za zaroślami zobaczyliśmy zarys różowej kuleczki. Szeptem powiedział "goń" i kot zerwał się do pościgu. Królik z daleka zwęszył zagrożenie i rzucił się do ucieczki ale Mruczek był o wiele szybszy, choć mniej zwinny. Przy pierwszym ostrym zakręcie oboje spadliśmy na ziemię i obserwowaliśmy bieganinę zwierząt. W końcu Mruczek przyszedł do nas dysząc ciężko, trzymając w pysku Pamięć za fałd skóry. Franciszek wziął ją na ręce i pogroził jej palcem. Następnie podszedł z nią do mnie i kazał ją pogłaskać. W tym samym momencie trafiłam do szarego, zadymionego pomieszczenia. Nie wiedząc, w którą stronę i gdzie idę, czy w ogóle gdzieś idę a nie drepczę w miejscu, poszłam poszukać przyjaciela.

Następne częściOpiekunowie snów cz.11

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania