Poprzednie częściOpiekunowie snów cz.1

Opiekunowie snów cz.6

Szybciej niż się tego spodziewałam, zaczęłam zwalniać aż w końcu zatrzymałam się. Było mi zimno, ale byłam spokojna widząc obok siebie Franciszka. Stanęliśmy naprzeciwko dwojga drzwi, przy których świeciły się trzy kinkiety. Otrzepałam się z kurzu parząc na zamyślonego przyjaciela. Ten po chwili zerknął na mnie i odsuwając się od drzwi gestem pokazał, bym to ja zadecydowała, którymi pójdziemy. Nie chciałam tego robić ale z Franciszkiem nie można było dyskutować.

Drzwi wyglądały tak samo. Różniły się jedynie drobnymi żłobieniami na rogach. Wybrałam te po lewej. Gdy złapałam jednak za klamkę poparzyłam sobie dłoń. Odskoczyłam o kilka kroków piszcząc i podskakując. Franciszek podszedł do mnie spokojnie i złapał w obie ręce moją poparzoną dłoń. Ból po chwili ustał, ale on wciąż mnie trzymał.

- Wybrałaś.

- Pójdziemy tymi drugimi- powiedziałam natychmiast ale on pokręcił na to głową.

- Jeszcze nie weszłaś i już chcesz odpuścić? Nie wiesz, co jest po drugiej stronie. A jeśli tamta klamka także cię poparzy, nie przejdziesz żadnymi?

- Warto spróbować.

- Bea, nie wszystko jest łatwe.

- Nie mów mi, co mam robić!- zabrałam od niego rękę.- Wciąż mnie pouczasz!

- Podpowiadam, żebyś łatwiej to wszystko przeszła.

- Bzdura! Wymądrzasz się i tyle!

- Chcę dla ciebie jak najlepiej. Po co miałbym sprawiać ci przykrość lub cię złościć?

Nie odpowiadając na to pytanie, usiadłam oparta o ścianę i patrzyłam w podłogę. Franciszek wciąż stał w miejscu. Nawet nie drgnął. Minęło na tyle dużo czasu, że zaczęło mi się nudzić to całe obrażanie na niego. Jakby to wyczuł, podszedł bliżej i przykucnął na jedno kolano uśmiechając się do mnie ciepło.

- To, że na początku jest ciężko nie oznacza, że droga jest zła. Chodź, przejdziemy to razem.

Niby niechętnie podałam mu rękę ale szczerze mówiąc cieszyłam się, że znów odzywaliśmy się do siebie i mogliśmy iść dalej.

Stanęliśmy przed drzwiami, które wybrałam. Franciszek zdjął swoją płócienną koszulę i z uśmiechem patrząc na mnie obwiązał sobie nią rękę i otworzył drzwi. Założyłam ręce na piersi odwracając od niego głowę, ale zamiast się mną przejąć, ubrał z powrotem koszulę na swoją obszerną bawełnianą szarą, pomiętą koszulkę i chwycił mnie za rękę.

Gdy weszliśmy do środka drzwi za nami zamknęły się i zniknęły. W środku zapaliło się światło i okazało się, że jesteśmy w zwyczajnym pokoju, tyle tylko, że jak długi i szeroki, wszędzie stały lustra, lusterka, nawet ściany były z luster.

Ruszyliśmy powolnie przed siebie, starając się nie tracić orientacji, ale po chwili trafiliśmy do miejsca skąd przyszliśmy.

- Przynajmniej wiemy, gdzie jesteśmy- pocieszał mnie Franciszek.

- Tak, wciąż nie tam, gdzie trzeba. Może jednak pójdziemy drugimi drzwiami?- nalegałam.

- Skoro już tutaj jesteśmy, to spróbujmy wszystkiego, czego się da.

Westchnęłam ciężko, bo jeśli podjął decyzję jedynie tyle mogłam zrobić. Nim poszliśmy znów szukać wyjścia przed nami pojawił się mały człowieczek. Po chwili dotarło do mnie, że to chłopiec ze szkoły, przez którego koleżanki przestały mnie lubić. Franciszek od razu zapytał go, czy wie jak dojść do wyjścia. Szarpnęłam go i rozzłoszczona chciałam powiedzieć, że nie życzę sobie jego pomocy, ale on spokojnie zaczął mówić nim ja w ogóle otworzyłam usta:

- Nie pytam się go o drogę, by zrobić ci na złość. Czasami trzeba poradzić się kogoś innego, zapytać go o zdanie. Pomaga to podjąć najwłaściwszą decyzję, a nie błądzić w koło.

- Akurat tego czegoś musisz się radzić?!

- Nie uwierzysz ale to coś, to człowiek jak ty i tak jak tobie, nie jest mu miło jeśli tak się go traktuje- powiedział z niezadowoleniem.

Włóczyłam się za nimi długi czas. Oboje dyskutowali wciąż czy iść prosto, w prawo, w lewo, czy zawrócić. Nie umiałam znieść obecności Bogumiła, czego nie ukrywałam. Franciszkowi moje zachowanie nie przypadło do gustu na tyle, by nie odezwać się do mnie ani razu. Kiedy pożaliłam się rozeźlona, że przez niego ani razu nie sprawdził nawet, czy wciąż za nimi idę odparł: "Nie jest to konieczne. Twoje miauczenie, wzdychanie i szuranie butami dobrze słychać." Jeszcze bardziej rozgniewana ale i zawstydzona starałam się nie wydawać żadnych odgłosów. Wtedy dopiero Franciszek zaczął zerkać za siebie, czy wciąż tam jestem.

Mijały już chyba godziny, kiedy chłopcy zatrzymali się i zaczęli kręcić się w kółko. Zaniepokoiłam się, bo wyglądali bardzo bezradnie. Zapytałam z dozą niepewności, czy się zgubiliśmy, na co dostałam twierdzącą odpowiedź. Zrezygnowana usiadłam na ziemi chowając twarz w dłoniach. Tupałam nogami rozzłoszczona na Franciszka.

- Spokojnie, pewnie to nie daleko.

- Nie odzywaj się! To twoja wina! Mogliśmy iść tamtymi drzwiami ale uparłeś się, żeby iść tędy. Już od początku mieliśmy sygnały, żeby się tutaj nie pchać!

- Bea, zaraz będziemy...

- Nie mów do mnie już nic! Gdybyś się nie wymądrzał, dawno byłoby po sprawie! Teraz to jakoś napraw. Nie obchodzi mnie jak. Zamień się w ptaka i zobacz, gdzie iść!

- Nie wydaje mi się...

- Już!

- Ale Bea...

- Już!- powtórzyłam jeszcze głośniej. Franciszek zrezygnowany zamienił się w szpaka i wzleciał ponad lustrzane mury, ale jak szybko znalazł się pod sufitem, tak szybko opadł. Przerażona podbiegłam do niego. Wciąż miał postać zwierzęcą i był nieprzytomny. Wołałam go ale ani drgnął. Widziałam w odbiciu lustra, że wszystkiemu przypatruje się Bogumił. Zerwałam się i krzycząc, że to jego wina, pchnęłam go z całej siły. Był mniejszy ode mnie i bardzo drobniutki toteż poleciał jak piórko na lustro, które wchłonęło go do swojego wnętrza i zniknął. Złość ustąpiła zdziwieniu a zaraz potem wróciła do mnie obawa o Franciszka. Gdy znów do niego podeszłam, miał już ludzką postać, nie licząc kilku zapodzianych piórek we włosach, które troskliwie wyciągnęłam.

- Złość ci w niczym nie pomoże, Bea.

- Czy możesz choć na chwilę mnie nie pouczać?

- Ja ci tylko dobrze radzę, byś do tego wszystkiego nie musiała dochodzić sama i nie daj Boże za późno.

- Franciszku...

- Wyjście jest gdzieś tam- pokazał pacem w swoją prawą stronę.- Ale nie wzlecę tam drugi raz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • motomrówka 27.04.2017
    Ode mnie piątka z małym zastrzeżeniem - przed czy zazwyczaj powinien być przecinek, są jakieś wyjątki, ale ich nie pamiętam.U ciebie powinny być przecinki przed każdym czy. Fajnie pokazałaś fochy małej dziewczynki, chociaż po kilku godzinach chodzenia w dziwnym świecie to i tak jest cierpliwa. I wcale nie głodna. Czekam, co dalej ♥♥♥
  • kusik 27.04.2017
    O przecinkach chyba będę zmuszona trochę poczytać. Cieszę się, że przed "czy" należy je stawiać. Nawet nie wiesz jak mnie bolało, gdy mi zabronili to robić. Pozdrawiam cieplutko (:
  • detektyw prawdy 30.04.2017
    ,,- Wybrałaś." dlaczego nie ma znaku zapytania?
    na koncu stawiamy kropke
    chcialem dac cztery, ale juz piatke walnalem z przyzwyczajenia.
  • kusik 01.05.2017
    Znaku zapytania nie ma, bo to było stwierdzenie, a nawyk rozdawania piątek bardzo mi się podoba, choć uczciwie przyjmuję do świadomości czwórkę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania