Poprzednie częściOpiekunowie snów cz.1

Opiekunowie snów cz.9

W chwili, gdy przylgnęłam do niego, przypomniałam sobie skąd znałam tamto pomieszczenie, choć to absurdalne, bym sięgała pamięcią tak daleko. Rodzice opowiadali mi, że gdy byłam mała, trafiłam do szpitala. Wyjaśniali, że było ze mną bardzo źle i mogłam już nie wrócić razem z nimi do domu, ale wszystko dobrze się skończyło. Przed oczami miałam dzień, w którym pierwszy raz zobaczyłam tego białego kotka z łóżeczka. Widziałam jak tato z uśmiechem macha mi nim przed oczami. Przypomniałam sobie, jak bardzo pomagał mi, gdy się bałam i było mi smutno. Później rodzice kupowali mi coraz to nowsze pluszaki i ten, który spędził ze mną tyle czasu, trafił gdzieś do szafy tylko dlatego, że był już stary.

Wspomnienia ustały i znów całą sobą byłam w zalanym tunelu. Siedząc na kościstym grzbiecie kota, gładziłam go po mokrym, nieprzyjemnym w dotyku futrze. Gdy patrzyłam w jego oczy wzdrygnęłam się. Były straszne. Wielkie, zaropiałe i puste. Cały był smutny i pusty. Nie bez obaw zbliżyłam dłoń do jego pyszczka i pogładziłam go po nim, jednak on wciąż był tak samo obojętny. Po chwili wpatrywania się w niego, on odwrócił się i podszedł do krat. przełożył przez nie ogon i pociągnął za wajchę, która była daleko po drugiej stronie, gdzieś pod wodą. Usiadł tam, gdzie stał a ja ciągnąc za sobą mdlejącego Franciszka przeszłam na drugą stronę. Z łoskotem krata opadła w dół rozbryzgując wodę dookoła. Odwróciłam się do kota raz jeszcze wyciągając rękę do niego. Pochylił się przykładając policzek do krat i mruczał cichutko, gdy drapałam go za uchem. Szybko wróciłam się tam, gdzie była dźwignia, ale była dla mnie zbyt ciężka.

- Pójdziesz z nami!- powiedziałam. Czekałam na jakąś reakcję, radość, ale wciąż stał obojętny i smutny nie wierząc mi. Nie mogłam tego znieść, więc jeszcze raz pociągnęłam za dźwignię, która tym razem choć trochę drgnęła. Byłam tym tak pochłonięta, że nie zauważyłam nawet, gdy Franciszek stanął obok, by mi pomóc. Kazałam mu odejść ale nic nie odpowiadał, więc nie było mowy o tym, by mnie posłuchał. Z jego pomocą udało się nam unieść kratę na tyle, by kocur prześliznął się pod nią i usiadł przed nami.

- Pomożesz nam iść dalej?- zapytałam niepewnie. Futrzak chwilę stał niewzruszony, po czym zerknął na mnie pustymi oczami i położył się w wodzie, byśmy mogli wejść na jego grzbiet. Będąc na nim, opatrzyłam kilka ran Franciszka i podałam mu leki z apteczki, po których przestał niknąć w oczach, choć jego stan nie poprawiał się.

Nie wiem, jak długo szliśmy, ale w końcu dotarliśmy do końca tunelu, który niestety kończył się w ścianie kilkudziesięciometrowego klifu. Nim zastanowiliśmy się, co robić, kocur skoczył. Zamiast spadać w dół, dreptał w powietrzu jak po niewidzialnym moście. Przytuliłam do siebie jeszcze mocniej na wpół przytomnego Franciszka, bojąc się, by nie spadł.

Byliśmy coraz niżej, bliżej morza, które było dosłownie wszędzie. Nie odwracałam się, by zobaczyć jak daleko już jesteśmy, by nie stracić równowagi, ale z oddali na widnokręgu roztaczał się już jakiś ląd. Gdy kot dotknął łapami wody, myślałam, że dalej będziemy płynąć ale ku mojemu zdumieniu kroczył po tafli wody zostawiając małe kręgi na wodzie jak opadający liść.

W pewnym momencie zobaczyłam, że woda zaczyna wpełzać na kota i jak kulki styropianu oblepiała go kropelkami, które wpijały się w jego futro. Stawało się ono coraz bielsze, czystsze, bardziej puszyste a on sam nabierał masy. Nim trafiliśmy na brzeg, w ogóle nie przypominał kota z tunelu, tylko te oczy wciąż były takie puste.

Położyłam Franciszka pod drzewem, a sama poszłam pobawić się w piasku na plaży. Kocur położył się obok drzemiącego chłopca ruszając od czasu do czasu ogromnym ogonem.

Mając chwilę czasu zastanawiałam się, jak można znaleźć Pamięć. Przez nią mieliśmy same kłopoty i wcale nie byliśmy bliżej, a dalej. Franciszek sam do końca nie wiedział, gdzie byliśmy, a gdyby tego było mało, pochorował się. Poszłam po trochę więcej mokrego piasku i zerknęłam w stronę towarzyszy. Oboje spali. Usiadłam przy swoim dziele, próbując je dokończyć, gdy nagle wszystko się zapadło. Załamałam ręce i dotarło do mnie, że odnalezienie pamięci jest niemożliwe.

- Niemożliwe wymaga tylko trochę więcej czasu i wysiłku- odezwał się Franciszek stojąc obok mnie.- A wieża była za wysoka.

- Skąd wiesz?

- Kiedyś się tego dowiesz. Musimy się zbierać. Trzeba poszukać kolejnych wskazówek, gdzie może być Pamięć. Gdzieś tu będzie. Jest z tobą ściśle związana.

- Czyli ona zawsze jest gdzieś obok?

- Śmieszne, prawda? Biegamy za czymś, co zawsze jest niedaleko. Eh... Gdyby tylko wiedzieć, gdzie tego szukać. Musimy ruszać. Twój mruczek się niecierpliwi.- Wskazał palcem na leżącą bez ruchu kupę sierści. Pomógł mi wstać i wsiąść na Mruczka- jak go sam nazwał i ruszyliśmy w spokojny i przyjemnie szumiący las. Przez sam sposób w jaki się zachowywał wiedziałam, że czuł się o niebo lepiej.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania