Poprzednie częściOpiekunowie snów cz.1

Opiekunowie snów cz.8

Po tym, jak posadziłam Franciszka na próg, gdzie mógł choć na chwilę wyjść z chłodnej wody, zaczęłam się rozglądać za inną drogą, bądź czymkolwiek, co pomogłoby mi poradzić sobie z kratami. Tunel był okrągły, wydrążony w litej skale. Przy kracie, w lewej ścianie, z sufitu woda spadała nieprzerwanie, jak lawina. Mimo obaw musiałam zobaczyć, czy da się tamtędy przejść, jednak nie mogłam tego zrobić. Dokładnie w miejscu, gdzie był wodospad, straciłam grunt pod nogami. Nie miałam pojęcia, jak głęboko mogło tam być, dlatego gdy tylko udało mi się wynurzyć, rzuciłam się do ucieczki przed wirem, który powolnie lecz skutecznie wciągał mnie coraz dalej w ciemną otchłań.

Zdyszana usiadłam obok Franciszka zastanawiając się, co zrobić. Nagle usłyszałam stukanie. Podniosłam wzrok, który utkwił na małej tratwie obijającej się o ścianę. Nie wiedziałam, jak to się dzieje, że zawsze, gdy mam kłopot znajduje się ktoś lub coś, co ma mi pomóc, choć czasem nie do końca wiem jak i nie do końca tego chcę.

- To wszystko dzięki tobie Bea. Dzięki twojej podświadomości. Ufaj jej. Ona wie, czego potrzebujesz.

- Ale kiedy ja nawet nie wiem, jak to ma mi pomóc!

- Bea, o ton ciszej. Głowa mi pęka a tutaj nosi się echo. Słuchaj, musisz pomyśleć. Tym razem ci nie pomogę. Musisz poradzić sobie sama ale jestem pewny, że ci się uda. Zaufaj sobie i nie myśl o porażce. Myśl o tym, by zrobić wszystko, co w twojej mocy by dojść do celu.

Niechętnie brnęłam po tratwę wiedząc, że do czegoś będzie mi potrzebna. Miała przywiązane wiosło z dużym piórem. Próbowałam ją z nudów zatopić wciąż patrząc, jak miewa się Franciszek. Dotarło do mnie po chwili, że jakkolwiek bym nie próbowała, tratwa ani trochę nie schodziła pod wodę. Franciszek uśmiechnął się do mnie, jakby czuł, że byłam bliska rozwiązania. Przywiązałam szur jak najmocniej do jednej z desek, drugi koniec oplotłam wokół dłoni, po czym wypuściłam tratwę pod huczącą wodę z trzaskiem spadającą w dół. Ku mojemu zdziwieniu mimo tak tak dużej siły jaka działa na nią, nie zatapiała się. Szybko przyciągnęłam ją z powrotem i końcem sznura, który trzymałam w ręce obwiązałam się w pasie. Nie zastanawiając się, co będzie po drugiej stronie, nabrałam głębokiego wdechu i wpłynęłam pod wodospad. Nie było sensu używać wiosła, bo woda tak mocno lała się z góry, że prawie nie umiałam nim poruszać. Przebierałam rękami jak najszybciej umiałam, ale nie widziałam żadnego końca nawet, gdy udało mi się na sekundę otworzyć oczy. Nic tylko woda uderzająca na mnie. Myślałam, by zawrócić, czułam, że zaraz się uduszę, ale nie mogłam. Wiedziałam, że Franciszek mnie potrzebował i nie chciałam go zawieść, a już na pewno nie przez to, że się poddałam, że pozwoliłam sobie pomyśleć, że nie dam rady. Póki umiałam machać rękoma, dawałam radę. Nie wiedziałam, czy w ogóle jest tam coś innego niż ściana, ale jeśli bym nie spróbowała, nie przekonałabym się.

Nagle szum ustał i w tym samym momencie nabrałam głębokiego oddechu, którego tak bardzo pragnęłam. Odruchowo wyprostowałam się i otworzyłam oczy. Dryfowałam na spokojnej wodzie, gdy obok mnie szalał wodospad, który udało mi się przepłynąć. Rozejrzałam się po małym pomieszczeniu, do którego się dostałam, w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Po chwili przypomniałam sobie, że widziałam już gdzieś to miejsce, choć wyglądało na zniszczone i opuszczone od dawna. Nie umiałam sobie jednak przypomnieć, gdzie i kiedy je widziałam, ale czułam, że byłam tam już kiedyś. W jednej części pokoju stały dwa łóżeczka. Zajrzałam do nich i znalazłam w jednym z nich apteczkę. Rozejrzałam się za jakimiś drzwiami, ale zamiast nich znalazłam torbę, do której schowałam swoje znalezisko. Zapięłam ją sprawdzając uprzednio, czy nie ma nigdzie dziury i poszłam dalej szukać jakiegoś przejścia. Przyszło mi do głowy po bezowocnych starań, że może są tam jakieś ukryte przejścia, po czym usłyszałam w głowie głos Franciszka:

- Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.

- Ja tego nie chcę, ja muszę- pomyślałam w odpowiedzi rozgorączkowana.

- Bea, uspokój się. Przestań się bać. Każda droga gdzieś prowadzi i zawsze można ją zmienić lub zawrócić a czasem zboczyć i iść tam, gdzie wiedzie cię przeczucie. Zaufaj sobie Bea. Poradzisz sobie, tylko przestań myśleć o tym, że może coś pójść nie tak. Ważne jak sobie z tym poradzisz, bo rzadko drogi są gładkie.

Przypomniałam sobie od razu, jak jechaliśmy z rodzicami na wycieczkę za miasto i dostałam mdłości, bo w aucie tak trzęsło i bujało, że czułam się jak na statku, który płynie na wybuchających co chwila minach. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na tym, by ruszyć się o krok dalej. Nie ważne, w którą stronę i czy prosto przed siebie, byle nie stać w miejscu.

Chciałam już iść jednak czułam dziwny sentyment do tego miejsca. Szczególnie do łóżeczka przy oknie, za którego szybami było zupełnie czarno. Rzuciłam okiem jeszcze ostatni raz na te sine ściany, które kiedyś mogły być w różowym kolorze i przeszłam z powrotem na tratwę. Przepływając do drugiej części pokoju poczułam niepokój. Nie pochodził ode mnie a jakby z zewnątrz. Było tam jedno łóżeczko, w którym coś się ruszało. Podeszłam bliżej i szybkim ruchem zabrałam z niego kocyk. Był tam jedynie biały pluszak w kształcie kota i klucze. Ucieszyłam się, bo klucze są po to, by otwierać drzwi. Zabrałam je szybko i wrzuciłam koc z powrotem. Znów w kołysce coś się zaczęło ruszać a niepokój wzrósł. Szybko wskoczyłam na tratwę i przepłynęłam ile sił w rękach na drugą stronę na wszelki wypadek, jakby coś mnie goniło. Nim podeszłam do Franciszka zdążyłam się jeszcze odwrócić ale to, co zobaczyłam, nie było niczym, co choćby przeszło mi przez głowę. Wielka biała łapa wyłoniła się z wodospadu, po czym w tunelu znalazł się cały kot. Nie był tak śnieżnobiały jak tamten pluszak, futro miał wyliniałe i przegniłe jak cały tamten pokój. Syczał zbliżając się do mnie. Jednym machnięciem łapy przewalił mnie pod wodę. Franciszek chciał coś zrobić ale nie umiał się nawet ruszyć. Nie myślałam wcale o sobie. Bałam się tylko, by jemu nie stała się krzywda mimo tego, że wciąż nadawał w mojej głowie, bym się gdzieś schowała.

Wspięłam się na próg i z rozpędu uderzyłam całą sobą w kota z zapadłymi policzkami, który otwierał już paszczę z pajęczyną w pysku, z której wysypywały się pająki, chcąc pożreć mojego przyjaciela w dwóch kawałkach. Obolała wpadłam z powrotem do wody. Trafiłam ramieniem prosto w jego jego zebro wystające spod skóry. Nim się wynurzyłam kot stał nade mną. Uniósł obie łapy w górę, by przygnieść mnie do dna ale nie zastanawiając się nawet co robić, odepchnęłam się od ściany tak, jakbym to już od początku miała zaplanowane. Fala, którą wytworzył wyliniały zwierzak odepchnęła mnie jeszcze dalej. Schowałam się pod mętną wodę i czekałam aż odwróci się z powrotem do Franciszka. Zrobił to o wiele szybciej, niż się spodziewałam i gdy się wynurzyłam chłopak ostatkiem sił odpychał go trzymając jego szare kły jak najdalej. Płynąc do nich widziałam jak ten dystans niebezpiecznie zmniejszał się. Szarpnęłam kota za ogon, byle tylko odwrócić jego uwagę od słabnącego Franciszka. Szybko wdrapałam mu się na grzbiet i uczepiłam futra u szyi. W tym samym momencie poczułam się dziwnie. Łzy same napłynęły mi do oczu nim cokolwiek do mnie dotarło. Poczułam taki spokój, jakbym odnalazła coś, czego szukałam od dawna. Nawet i on stanął, jakby ktoś go odłączył od prądu i ani drgnął.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania