Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica - część 80, 81, 82

Rose, Gabriela, Bianco (jako panda), kard. Perucci vel Nikodem Brylski (jako słowik), Tara Nagbo (Anna). Bardo.

 

- No i macie te wasze zaburzenia czasoprzestrzenne – podsumowała sytuację Rose. – I co teraz?

- Spróbujemy jeszcze raz, ale nie ukrywam, że za każdym razem ilość permutacji przyczynowo-skutkowych będzie się zwiększała. Może to spowodować, że po powrocie, nie rozpoznasz już nic w twoim świecie – odpowiedział słowik. – A teraz musimy ruszać, jeśli chcemy uratować Natana. Pozostało nam coraz mniej czasu. Mandala jest też zależna od zdarzeń w twoim świecie. Profesor odda wkrótce Koronę Przeorowi, a bez ceremonii spowoduje to absolutny rozpad wszystkiego, co tu zbudowano. Jeśli do tej pory nie znajdziemy wyjścia, będziemy skazani na wieczne przemierzanie piekieł Bardo.

Wyruszyli kilka klepsydr później. Rose miała przy sobie relikwiarz. Do drugiej kieszeni schowała komórkę Natana.

- Czym tak naprawdę jest Relikwiarz, Nikodemie? Teraz już chyba możesz mi powiedzieć, prawda?

- Owszem, ale nie wszystko.

- Jesteś mi to winien! – Rose nawet nie zauważyła, że komunikuje się z Nikodemem za pomocą śpiewów i gwizdów.

- No dobrze. Ale to zupełnie inna historia, niż do tej pory ci się wydawało.

- Zatem zamieniam się w słuch.

Słowik usiadł jej na ramieniu.

- Zacznijmy od Jezusa z Nazaretu. W wiedzy o jego żywocie jest ogromny wyłom. Faktem naukowym pozostaje, że w latach młodości sporo podróżował, a my nie wiemy o tym kompletnie nic. Niektórzy, co gorliwsi, zaczęli więc snuć teorie o tym, jakoby w tych latach Jezus podróżował po świecie, by zgłębiać tajemną wiedzę.

- To znaczy?

- Znasz przypowieść o Łazarzu?

- Znam.

- Jezus wskrzesił go dzięki Relikwiarzowi. A otrzymał go podobno od stu Dakiń, podczas jednej z ceremonii intronizacji w Norbugang.

- Wiesz co jest w środku?

- Bochen chleba, który ma moc przywracania życia. Razem z Koroną, potrafią także dokonać cudu niepokalanego poczęcia, czyli utkać nowe ciało dla starej duszy.

Rose raz jeszcze wzięła w ręce inkrustowaną skrzynkę, spojrzała na Gabrielę, po czym rzuciła nią w jej stronę.

- Rose! – krzyknęła Gabriela – Ty jesteś powierniczką, nie ja! – chwyciła jednak skrzynkę, by po chwili podać ją Antonio. Panda podbiegła do Rose, ta jednak nie chciała przyjąć jej ponownie. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Zanim ktokolwiek z nich zdążył zwócić uwagę, z sufitu puściły się kruczoczarne włosy i owinęły wokół futrzanego pyska Antonio. Uniosły pandę do góry, razem z relikwiarzem. Ostanim, co poczuł Antonio, było uderzenie w sufit, i nieprzyjemny posmak skrzynki wyrywanej mu z pyska. Następnie upadek i strata przytomności. Gdy się obudził, po włosach i relikwiarzu nie było ani śladu. Panowała cisza. Gabriela przykładała mu lód do pyska, a Rose ledwo powstrzymywała się od płaczu.

- A więc stało się. Nagbo ma już pierwszy artefakt. Nie mam wątpliwości, że wkrótce skompletuje całość – wykwilił smutno słowik, po czym wzbił się w powietrze. Cała drużyna w milczeniu udała się w ślad za ptakiem. Nikt nie odezwał się przez kolejne kilka klepsydr.

 

Przeor (Padmaheruka), Szczyt Kanczendzongi

 

Przeor spojrzał na zegarek. Tlenu pozostało jeszcze na około 15 minut. Próbował sobie przypomnieć wydarzenia z młodości, kiedy trafił na szczyt pierwszy raz. Wejście do jaskinii musiało tu wciąż być. Podszedł do południowej krawędzi, wpiął się w obręcz i zaczął spuszczać ku dołowi. Dziesięć metrów niżej, był już prawie pewien, że jest na dobrej stronie. Po chwili, jego stopy sięgnęły ukrytej półki skalnej, którą ze szczytu przysłaniały zwały lodu. Upewnił się, czy dobrze stanął i wypiął z uprzęży. Wyciągnął czekan i zaczął przesuwać się wzdłuż ściany. Wkrótce półkę całkowicie przykryły sople lodu. Spojrzał na zegarek: pięć minut. Przyspieszył, jednak nie było to już konieczne, ponieważ metr przed nim, zamiast ściany znajdował się wyłom w lodzie. Kiedy stanął nad jego krawędzią, ukazał mu się rodzaj gładkiego, jakby specjalnie przygotowanego stoku. Nie zastanawiał się długo. Postąpił naprzód, by wkrótce płynąć w dół ze sporą prędkością. Po około trzydziestu sekundach, stok wygładził się, i można było wytracić impet. Wkrótce zarył w miękkim puchu. Zegarek pokazywał 60 sekund. Otrzepał się, przetarł szybkę, na której powoli zaczął już odkładać się dwutlenek węgla. Rozejrzał się. Nie zdziwił się, gdy zobaczył przed sobą mnicha w średnim wieku, odzianego tylko w sandały i pomarańczową togę. Postać oddychała swobodnie, bez żadnego wspomagania.

- Nie musisz już tego dłużej używać – odezwała się i wskazała na hełm Przeora. Tenże spojrzał na zegarek, który migał na czerwono.

- Już raz tu byłeś, Padmaheruko, tylko mnie nie rozpoznajesz. Jesteś w jaskini, na wysokości około siedmiu i pół tysiąca, na skraju strefy śmierci, lecz tu to bez znaczenia. W całym systemie komnat panuje jednakowa temperatura i ciśnienie. Takie jak w twoim skafandrze.

Przeor ledwo już słyszał, co postać do niego mówiła. Jednym ruchem przekręcił odpowiednią obręcz, a ze skafandra wydostał się cichy syk. Nie miał nic do stracenia. Najwyżej różnica ciśnień wyrwie mu bębenki z uszu, a krew zagotuje się. Minęło kilka kolejnych oddechów, jednak nic takiego nie nastąpiło.

Mnich cierpliwie czekał, uśmiechając się delikatnie kącikami ust.

- Pamiętasz małego chłopca, który przywitał cię tutaj ostatnim razem? – zapytał, gdy uznał, że pierwszy szok u gościa już minął.

- Tak, ten tulku był nawet pomocny – odparł Przeor z wyraźną ulgą.

- Choć nie ma to najmniejszego znaczenia, to właśnie ja – skwitował sytuację tulku. – A teraz ponownie pragnę zaprosić Cie dalej. Proszę za mną. - Skłonił się, po czym, obaj bez dalszych cergieli udali się wzdłuż oświetlonego lampami oliwnymi korytarza, prowadzącego do królestwa od lat niepodzielnie rządzonego przez innego Polaka, profesora Nataniela Saskiego Seniora.

 

***

 

Tloqe wspinał się po krawędzi lodowej, używając idealnie do tego przystosowanych pazurów chwytnych. Tara Nagbo przepuściła go już przez pola ochronne i człowiek lodu znajdował się po wewnętrznej strefie kompleksu lodowych komnat. Teraz wystarczyło dostać się do sali tronowej. Musiał zachować uważność, ponieważ wciąż mógł natknąć się na jakieś lokalne pułapki, lub magiczne sidła, a tutaj moc Tary malała z każdym metrem. Był zdany wyłącznie na siebie. Doskonale znał cel misji: „Przynieść Tarze Czarną Koronę.”. Miał też świadomość, że łamie jedną z odwiecznych zasad ustalonych jeszcze w czasach, gdy na niebie nie latały stalowe smoki, a po ziemi nie wiły się węże połykające w swe stalowe trzewia setki nizinnych karmitów. Pozostało jeszcze tylko kilka żerdzi i wkrótce człowiek lodu znalazł się na szczycie ściany. Lodowa komnata była na wyciągnięcie łapy. Na śnieżnej półce wiła się ścieżka oświetlona olejnymi lampami. Kiedy już miał odwrócić się w odpowiednim kierunku, usłyszał głosy. Błyskawicznie schował się za śnieżnym obwisem. Liczył, że czar niewidzialności wciąż tu działa. Ludzie lodu użyczali go od bogów od zarania dziejów. Dzięki temu pozostawali nieuchwytni i mogli żyć nie niepokojeni przez ludzi, wśród których do dziś krążyły o nich legendy.

- Profesor już na Przeora czeka – zwielokrotnione słowa tulku odbiły się echem od lśniących, lazurowych ścian wnętrza Kanczencongi.

- Miło mi to słyszeć. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tak gościnnego powitania.

- Można powiedzieć nawet, że w takim stanie nie widziałem go od momentu pana pierwszej wizyty.

- Za długo był odpowiedzialny za zbyt wiele.

Tulku tylko przytaknął w odpowiedzi. Obydwaj uznali, że cisza jest tu warta więcej, aniżeli larwy dżdżownicy yartsa gunbu na nizinach. Kiedy znikli w kolejnym przejściu, Tloqe odetchnął. Wychynął zza zasłony i podążył ścieżką, zachowując odpowiednią odległość.

 

***

 

Profesor poprawił Czarną Koronę. Dziś wyjątkowo zsuwała mu się na czoło. Coś się święciło. Można było wyczuć posmak elektryczności, jakby magia wzmagała wszędzie wokół. Tyle lat, pomyślał. I dziś się to wszystko skończy. Zobaczy się z Gabrielą! Razem wybiorą odpowiednią łąkę, by rozpłynąć się w kryształach tęczy i nigdy więcej nie odrodzić! Już nie mógł się doczekać! Gdzie ten Przeor?! Niech bierze tą przeklętą Koronę, zawsze miłował władzę i rygor. Bezwzględnie rozprawi się z demonami czeluści, nie będzie musiał z nimi chodzić na kompromisy, jak tego setki razy próbował Profesor. Stworzy swoją własną mandalę. Będzie decydował o losie wszystkich. Koło Samsary kręcić się będzie dla niego. A Profesor będzie wolny. Westchnął. Pozostaje sprawa Natana. A ten tym razem narozrabiał tak, że nawet nieoświecone demony zadziwił.

No i musiał powitać Przeora. Oparł się o kamienne siedzisko i wsłuchał w dźwięki odwiecznie płynące przez komnatę. Przyzwyczaił się do nich tak bardzo, że zdziwił go fakt, iż jego mózg znów je zarejestrował. Wszystko zwiastowało koniec pewnego rozdania. Przyszło mu na myśl, że tu nic nigdy się nie kończyło, ewentualnie zmieniało stan skupienia.

Wkrótce poprzez krystalicznie czyste wibracje przenikły odgłosy dwóch par stóp. Wytężył słuch. Czyżby były trzy pary? Nie, dobrze wiedział, że poza tulku i Przeorem nikt nie miał prawa tu przebywać. Zabezpieczenia magiczne były zbyt silne, żeby przepuścić choćby mysz. Zebrał się w sobie i przyjął pozę króla wyczekującego na nieunikniony finał własnego panowania. Jego długie, siwe włosy, opadły na ramiona, a dłonie pełne pierścieni ochronnych, wzmagających zmysły, lub oferujących siły witalne i zdrowie opadły na kolana. Korona zaczęła mu ciążyć jak nigdy. Wydawało się, że wręcz wwierca się w każdą komórkę jego ciała. Cóż, pomyślał. Umarł król, niech żyje król.

Pierwszy do komnaty wkroczył tulku. Skłonił się wpół i zapowiedział przybysza.

- Przybył Przeor, Czcigodny.

W odpowiedzi Profesor tylko skinął głową, a do komnaty wtoczył się zapowiedziany gość. Jego super-kombinezon zupełnie nie licował z antycznym wystrojem otoczenia.

- Długo się nie widzieliśmy – zagaił na powitanie.

- Zaiste – głos Profesora brzmiał, jakby wydobywał się gdzieś głęboko spoza ściany.

- Widzę, że Korona ci służy, Natanielu.

- O tak, potrafi zadbać o właściciela. Jeśli tylko jest to odpowiedni kandydat.

- Nie ukrywam, że przybyłem tu, aby zwolnić cię z twego przywileju.

- Ale czy to właśnie ty powinieneś go dostąpić? Jako Padmaheruka od niepamiętnych czasów dopraszałeś się o władzę. Za każdym razem sam próbowałeś ją wydzierać, zazwyczaj podstępem, kawałek po kawałku. Często bezskutecznie...

- Dużo wiesz o moich żywotach. W tym życiu nawet więcej, niż ja sam.

- Korona daje wgląd. Sam zobaczysz.

- Co więc stoi na przeszkodzie?

- Piąta Tajemnica.

- Co takiego?

- To skomplikowane.

- To opowiedz mi w jednym zdaniu.

- Około stu lat temu ludzkość otrzymała więcej łaski, aniżeli by się mogło wydawać, że mogłaby udźwignąć. Stała się Fatima.

- Być może masz i rację, ale co to ma wspólnego z tu i teraz, Profesorze?

- Otóż to, więcej niż ci się wydaje. Jeden z moich poprzedników miał wizję. Zobaczył ludzkość pogrążoną w epidemiach, wojnach światowych, walczące ze sobą dwa atomowe supermocarstwa, w końcu unicestwiające same siebie, raz na zawsze. Postanowił działać. Korona przekazała mu wtedy cztery tajemnice, które ten zaś za pomocą Dakiń podarował Siostrze Łucji.

- A nie było tych tajemnic trzy?

- Nie. Istnieje również czwarta, której Watykan nie chce ujawniać. Jej treść jest znana garstce wybrańców. I właśnie potwierdza się w pełni.

- Znasz jej przekaz?

- Tu i teraz, nie ma to znaczenia. Wszystkie odpowiedzi uzyskasz po nałożeniu Korony.

- W czym więc tkwi problem?

- Już ci powiedziałem, W Piątej Tajemnicy, jest ruchoma. Tak jak przestrzeń i czas wokół nas, posiada więcej, aniżeli trzy wymiary. Moja wypełniła się całkowicie, a dotyczyła splątania czasu i przestrzeni, w które Bardo wpadło przez mojego syna. Oś czasu odwróciła się. Od tej pory, to co w przyszłości oddziaływało na to co w przeszłości. I dziś znów się to wydarzy. Koło dopełni obrotu.

- I ty to wszystko udowodniłeś podczas koronacji?

- Nie sam. – Nataniel uśmiechnął się. – Korona jest miłosierna i mi pomogła. Widocznie wydałem się jej odpowiednim kandydatem.

- Nic się nie dowiemy, jeśli nie spróbujemy – skwitował sytuację Przeor.

- Cóż, możemy zacząć nawet teraz, jeśli chcesz. Rozburz mandalę. Sypałem ją przez całe moje panowanie. – Profesor wskazał ręką wielką konstrukcję z wielobarwnego piasku skomponowaną u stóp jego siedziska.

- A jeśli mi się nie uda?

- Nie chcę nawet o tym myśleć. Wszystko jest teraz zależne od dobrych wrażeń nagromadzonych w twoim umyśle, Padmaheruko. Jeśli ich wystarczy, Tajemnica będzie twoja, jeśli nie, Mandala nie odnowi się przez kolejny obrót.

Przeor spojrzał na arcydzieło u stóp Profesora. W środku poruszały się poszczególne kolory. Mógł się tylko domyślać, czym były, lub kogo symbolizowały. Jedno było pewne. Wkrótce miał stać się macherem, kierującym losami ich wszystkich.

Zanim postąpił naprzód, jego myśli uderzyły w dach świata. Usłyszał je nawet Wielki Architekt. Jego jednak nie interesowało to, co działo się na poddaszu. Miał ważniejsze sprawunki „na głowie”. Dach zawsze można było później załatać. Gorzej z istnieniami, które były od niego zależne. Stracić jedno, nawet poprzez zaniedbanie, to morderstwo, pomyślał Architekt, jeśli miałby jednak stracić miliony, zapiszą mu to w słupkach i statystykach. Wszytko zresztą jedno, odgonił złe myśli, rachunek zawsze musiał wychodzić na zero.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 04.07.2020
    No i poznaliśmy trochę prawdy o Relikwiarzu. Chociaż Nikodem pod postacią słowika niewiele mówi. Świetne liczenie czasu klepsydrą… Ile oznacza przesypanie piasku i odwrócenie od nowa? Dlaczego Rose rzuciła skrzynką i co za tym idzie, cała grupa poniosła konsekwencje? Nagbo zdobył część artefaktu.
    Ciekawe spotkanie w jaskini przeora z mnichem i odważne manipulowanie ze skafandrem. Wspomnienie o małym tulku i skierowanie się do pracowni Natanaela Saskiego Seniora. Nie wiedzą, że są obserwowani przez Tloge. Sala tronowa kusiła wielu śmiałków.
    Wiele tajemnic kryje wnętrze Kanczencongi. Rozmyślania profesora o rozprawieniu się z demonami czeluści i wykonaniu własnej mandali i marzenie o wolność… Jednak obok los Natala jest najważniejszy. Korona i Piąta tajemnica, trzecia i gdzieś nieodgadniona czwarta… dopiero po nałożeniu korony zostanie odkryta. Zawsze władza dominowała i o nią się dozgonnie upominają i walczą możni tego świata.
    Zburzenie mandali usypanej przez profesora jest niebezpiecznym przedsięwzięciem. Umysł tutaj gra główną rolę. Czy profesor dobrze zrobił?
    Pozdrawiam
  • drohobysz 04.07.2020
    Jesli chodzi o klepsydrę to tam odmierza normalny kwadrans. Tu ten czas jest jednak krótszy.
    Rose. Nawet miałem napisany komentarz dlaczego to rzuciła ale skasowałem zeby nie robić niepotrzebnie tzw. ekspozycji. Bycie powiernikiem tej skrzynki to ogromna odpowiedzialność a ona ma pretensje do nich ze wmanewrowali ja w to wszystko i ze de facto skończyła z brzuchem. Do tego nie jest pewna ojca. Znają sie zbyt krótko. No i nie ma pojecia jak ważne fla swiata będzie jej dziecko. Ledwo trzyma emocje na postrąku.
    A Profesor nie miał wyboru bo przepiwiedziane zdarzenia są juz w toku. Koło sie kręci. Pozdr Pasjo. Fajnie że czytasz dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania