Pokaż listęUkryj listę

Piąta Tajemnica - część 84 i 85 (po dłuuuugiej przerwie powracam z kolejnymi rozdziałami)

* Przypisek autora:

Kochani! W końcu wróciłem do tego fascynującego świata mandal, spisków, romansów i przygód. Ostatnio miałem wiele innego życiowego bagażu, i przez to totalny brak weny, aby pisać. Mam nadzieję, że przynajmniej Ci z Was, którzy śledzą losy Natana, Rose, Anny, Gabrieli, Profesora i innych ucieszą się z kontynuacji.

Co więcej, chciałbym to wydać, gdyż książka ma już około 240 stron, a zamierzam się zamknąć gdzieś w okolicach 300+. Tak więc, zapewne będę zbierał kasę na jej wydanie, o czym nie omieszkam Was poinformować. Zachęcam do odświeżenia fabuły i miłej lektury!

 

Rozdział 84

 

Przeor (Padmaheruka), Tulku, Profesor (Nataniel Senior), Tloque, Szczyt Kanczencongi (jaskinia tronowa)

 

Przeor wahał się. Wystarczyło zrobić jeden krok, aby historia zatoczyła koło. Podniósł stopę, która wciąż wtłoczona w obicia skafandra, wydawała się teraz kilka razy cięższa. Niespodziewanie, zatrzymał ją tuż nad wielokolorowymi piaskami mandali. Rozpaczliwie starał się wykorzystać moc gniewu i dumy, które zawsze towarzyszyły mu w nadmiarze, aby w końcu dokonać dzieła zniszczenia. Trwał tak przez dłuższą chwilę, po czym jednak cofnął stopę.

- Nie zrobię tego, dopóki nie zrozumiem.

Profesor i Tulku spojrzeli po sobie.

- Korona rozwieje wszelkie wątpliwości. Uwierz mi – stwierdził Profesor.

- Obawiam się, że przyniesie tylko pustkę.

- Na najwyższym poziomie to błogosławieństwo - Profesor opadł na tron. Pierścienie pracowały pełnią mocy, jednak nawet one nie przynosiły ukojenia. Przeor ciągnął go na dół, do królestwa wątpliwości, podziałów, relacji. Do Samsary. - Zatem pytaj, póki jeszcze mogę odpowiedzieć! – Jego błękitne oczy wyjrzały spod siwej grzywy. Kolorowe piaski mandali przemieszczały się.

- Co tak naprawdę tu usypałeś, Profesorze?

- To reprezentacja, symboliczne nagromadzenie wszystkich wydarzeń z przeszłości, które wciąż na nas wpływają – słowa Profesora wydobywały się spod coraz bardziej zmarszczonego czoła. - To przestrzeń umysłu. Jest jak niekończona wstęga, której krawędzie splatają się marynarskimi węzłami, a każdy z nich to moment wglądu. Pięć szczytów Kanczencongi, pięciu starców strzegących tajemnic. A wszystko to tylko wypromieniowanie zapisanych na wstędze wydarzeń. Zapis, splot, gordyjski węzeł.

Nitki kolorowych piasków cały czas przemieszczały się, tworząc coraz to nowe wzory.

- Sam sobie zaprzeczyłeś starcze – wtrącił Przeor – Jeśli wstęga jest nieskończona, nie da się jej zniszczyć!

- Chciałbym, abyś miał rację, Przeorze. Niestety tak nie jest. Jest jeszcze Korona. Ona zna sposób. I ujawni go tobie, jeśli o to zapytasz.

Tulku podał rękę Profesorowi. Ten ledwo uniósł się z tronu i dał poprowadzić na krawędź labiryntu. Przeor stanął po jego drugiej stronie.

- Jeśli zdecydujesz się przeciąć wstęgę, Padmaheruko, Korona zrobi wszystko, aby ponownie ją splątać. To jej Piąta Tajemnica.

- A co z Relikwiarzem z Norbugang?

- Jest potrzebny do łagodzenia niszczącej mocy Korony. Dlatego nieustannie ciążą ku sobie. – Profesor wyraźnie opadał z sił. Dał znak, a Tulku powstał i złożył Koronę na głowie Przeora. - Od teraz, Padmaheruko, jestem Twoim wiernym sługą – zdążył wyszeptać, po czym poczuł, jak jego kark rozrywa coś bardzo ostrego.

 

***

Pazury Tloque’a zanurzyły się w miękkiej szyi Tulku. Sługa padł na lód jak bezwładna laleczka. Tloque zdał sobie sprawę, że od tej pory nie chroniła go już czapka niewidka. Wciąż zachowywał jednak przewagę zaskoczenia. Całą swoją masą rzucił się na Przeora, ten zaś instynktownie obrócił się próbując zrzucić go z pleców. W wyniku obaj stracili równowagę, chyląc się ku mandali. Ich miotające się cielska zdążyły poczynić w niej spore wyrwy. Ostatnią rzeczą, którą zarejestrował Przeor była korona, którą Tloque strącił mu z głowy. Toczyła się jeszcze przez chwilę po zaburzonych obrzeżach kolorowego labiryntu, zanim człowiek śniegu nawinął ją na swoją potężną łapę.

 

Rozdział 85

 

Natan, Anna, Bardo (mandala)

 

Siedzieli oboje w lśniącej komnacie Anny. On zaczytany w "Tybetańskiej Księdze Umarłych", ona prostująca długie do bioder, kruczoczarne włosy. Światło księżyca sączyło się przez grubociosane okienne obicia.

- Zmienić widok? – zapytała go, zatrzymując szczotkę w połowie drogi.

- Co, co?

- Księżyc za oknem, nie znudził ci się już? – doczesała do końca.

- A, to... Nie, jest idealny.

- Przyzwyczaiłeś się?

Natan przerwał czytanie.

- Chyba żartujesz. Pewnie leżę teraz gdzieś, umierając tam na stoku, a mój mózg uprzyjemnia mi ten proces.

- Naprawdę tak myślisz?

- Inaczej nie da się tego wytłumaczyć.

Anna spojrzała na niego, ale nie odpowiedziała. Czuła, że dzięki jego nieświadomości, łatwiej będzie go okręcić wokół palca. Postanowiła, że musi działać teraz. Inaczej nie zdąży.

- Zrobisz coś dla mnie? - Podeszła do szafy, i pociągnęła masywne, inkrustowane odrzwia. Wewnątrz znajdowała się radiostacja.

Natan spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- To co widzisz jest iluzją, ale działa tak samo jak prawdziwa. Można wysłać z niej komunikat w przeszłość.

- O czym ty mówisz?

- Pamiętasz telefon, który odebrałeś, wtedy... Po wypadku?

Natan odruchowo sięgnął po komórkę, lecz błyskawicznie zdał sobie sprawę, że została gdzieś na szlaku.

- Wiesz, trudno, żebym nie pamiętał.

- Możesz to wszystko odkręcić, Natan. Wystarczy, że prześlesz odpowiedni komunikat z tej szafy. Wszystko jest ustawione. Stacje numeryczne przekażą wiadomość dalej, jak po sznurku. W Watykanie zaś, mój akolita zadzwoni do ciebie tuż po wypadku. Wtedy, będziesz się mógł tu zjawić ponownie.

Natan uniósł czoło.- Przecież to nie ma najmniejszego sensu! Dlaczego mówisz, że mogę coś odmienić, skoro chcesz, żeby to wszystko znów się powtórzyło?! Gdyby nie ta przeklęta wiadomość, dojechalibyśmy wtedy do mamy i wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej!

- Bo wiem jak to działa. Przerabiałam to już setki razy! Nie zdajesz sobie sprawy, w jak skomplikowany węzeł jesteśmy wplątani.

- Oświeć mnie zatem...

- Cóż, najłatwiej chyba dla ciebie będzie wytłumaczyć to za pomocą Wstęgi Mobiusa. Słyszałeś o niej?

- To ta, o której matematyczka wspominała przed maturą?

- Zgadza się! - Anna podniosła rękę, i jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, na drzwiach szafy pojawił się model.

- Szarfa Wstęgi Mobiusa jest spleciona względem siebie tak, aby tworzyć pętlę, chociaż w teorii taki węzeł nie ma prawa istnieć. Przynajmniej w trzech ziemskich wymiarach. Jednak tutaj, w mandali, dostrzegamy również czwarty wymiar, czyli czas. Jest tak samo rzeczywisty, jak długość, szerokość i wysokość. I to właśnie on odpowiedzialny jest za powstanie tego węzła. Jako istoty trójwymiarowe, zaplątaliśmy się w niego, chociaż go nie widzimy. To jak ta teoria płaszczaków, pamiętasz? Ta, w której ktoś w czterowymiarowej przestrzeni, postrzega nas jako płaskie figurki narysowane na kartce papieru.

- No dobra, chyba łapię. Co więc się stanie, jeśli nie wyślę tej wiadomości?

Anna zasmuciła się.

- To niestety nie jest oczywiste. Widziałeś Daimonosa, prawda?

- Tak, przecież sama go przepędziłaś, tak? To demon czeluści, czy jakoś?

- Tak, to demon, Natan. Ale jest też kimś o wiele ważniejszym. I to dla nas obojga. Jest naszym synem, Natan! Synem!!!

Natana oblał zimny pot.

- Urodziłam go, zaraz po tym, jak tu trafiłam po raz pierwszy. A te wszystkie karły... Te karły to efekt kolejnych obrotów koła, w których zdecydowałeś się nie dzwonić! Nie patrz tak na mnie! Tak! To się już wydarzyło. I to nie raz, nie dwa! Musiałam go rodzić setki razy! A za każdym obrotem koła schodził na złą drogę. Nie patrz tak na mnie. To prawda. Twój syn jest jednym z najpotężniejszych demonów czeluści! Pokłosiem twoich decyzji!

- O czym ty mówisz!? To niemożliwe!

- Miiilcz!!!!!!! – Twarz Anny przybrała groźny wyraz, a oczy wypełniły się nieprzeniknioną czernią. – Ty nie masz pojęcia przez co przechodziłam! Jeśli nie wykonasz tego połączenia, to Daimonos po raz kolejny dostanie się do radiostacji, i prześle wiadomość do jego babci, czyli twojej matki! Spowoduje to, że poznasz Rose wcześniej. - Słowa z trudem przeciskały się przez usta Anny - A to przyniesie nam tylko cierpienie! Uwierz mi! Daimonos wzmocni się ponownie, a ja osłabnę! Wypadek znów się wydarzy, ja umrę, trafię tutaj, i po raz n-ty urodzę następnego karła. W ten sposób koło będzie się obracać, wstęga zapętlać, a my nigdy się z niej nie wyplączemy!

- A jeśli zdecyduję inaczej?

- Wtedy dasz mi szansę, abym ciebie tu spotkała. I razem wydostaniemy się stąd, przetniemy węzeł. Rozumiesz?

Natan wziął słuchawki do ręki. Po chwili jednak odłożył je na bok.

- No tak, ale, skoro już tu jesteśmy, to w poprzednim obrocie musiałem mimo wszystko tak zadecydować, bo się już spotkaliśmy, prawda?

- Owszem, ale poprzednim razem ona nas rozdzieliła, zanim zdążyliśmy wyskoczyć – oczy Anny zwęziły się jeszcze bardziej.

- Skąd wyskoczyć? Jaka ona?

- Ta pieprzona Rose, Natan! Zresztą nie pytaj o nic więcej.

Natan przekornie podał słuchawki Annie.

- Ty to zrób!

- Mnie nikt by nie usłyszał. Formalnie nie żyję. To bardzo skomplikowane, ale ty możesz nas stąd teraz wydostać! Ciebie, mnie i dziecko. Nasze dziecko, Natan!

Kontrolki na radiostacji zapaliły się, a zegary i mierniki zaczęły skakać. Z głośników wydobyły się charakterystyczne trzaski i szumy. Natan nałożył słuchawki na uszy.

- Co teraz? - Zapytał, patrząc Annie wprost w oczy. A te wydawały się teraz błyszczeć promiennym uśmiechem, tak jakby chwaliły go za podjęcie najlepszej z możliwych decyzji. Tak jakby próbowały dostać się głębiej, i przełamać tę resztkę wątpliwości, które wciąż się w nim tliły. Te oczy! Mogły należeć tylko do niej. Tak je pamiętał. To oczy Anny. A teraz również oczy matki ich dziecka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania