Poprzednie częściPod osłoną nocy - prolog (horror)

Pod osłoną nocy - rozdział 5 (horror, szkolne)

Rozdział 5

 

Wrzask, który wkrótce wydobył się z jej gardła, obudziłby umarłego. Do pokoju wpadli przerażeni rodzice, z pytaniem co się stało. Amber kuliła się w kącie, wpatrując w kąt sypialni obłąkanym wzrokiem. Pan domu z westchnieniem spojrzał w tamtą stronę, pewien że znów zobaczy pająka, ale poza resztkami jakiegoś białego pyłu na podłodze, wyglądającego jak mąka, kilku zgaszonych świec i odsuniętego dywanu, niczego nie zauważył.

- Amber, dlaczego krzyczałaś? - spytał zły, że oderwano go od obowiązków. Poza tym mówiłem ci, żebyś uważała, gdzie stawiasz świece, w końcu coś się zapali.

- Czy wy tego nie widzicie?! - zawyła obłąkańczo. - Przecież stoi niedaleko was!

- Co to za wygłupy? - zdenerwowała się matka. - To ma być jakiś kawał? Bo jeśli tak, to nie jest zabawny.

Tuż obok nich przemknęło nieduże stworzenie, wielkości małego psa. To jednak nie był uwielbiany przez wszystkich przyjaciel człowieka. Przed nią stanęło ohydne tłuste cielsko larwy, podpierane przez sześć małych, krótkich nóżek. Miało ogromne wyłupiaste oczy i wielkie krzywe zęby, a jego ciało pokrywała obrzydliwa zielona maź. Patrzyło prosto na nią, przekrzywiając głowę. „Coś” wywaliło długi obrzydliwy jęzor i zaczęło dyszeć, a blondynka poczuła śmierdzący odór na swojej twarzy. Jej rodzice skrzywili nosy w obrzydzeniu.

- Mogłabyś wywietrzyć pokój - wzdrygnęła się pani domu.

Larwa podeszła jeszcze bliżej, ocierając się o nogi Amber. Poczuła jej miękkie, przelewające się ciało, a blade łydki pokryła obrzydliwa ciecz.

- Zabierzcie to ode mnie! - zawyła histerycznie, wyciągając przed siebie ręce.

- Co się dzisiaj z tobą dzieje? - spytał, na dobre już rozeźlony ojciec.

- Dzwonię po doktora Hendersona - zawyrokowała żona, po czym wyciągnęła komórkę i wybrała numer, wychodząc przy tym z pomieszczenia.

Mężczyzna został sam na sam z córką, która siedziała w kącie, kiwając się w przód i w tył, i mamrotała do siebie.

- Tego tu wcale nie ma, to tylko sen. Ohydny, paskudny sen, zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku...

Stał tak do przyjazdu lekarza, który zjawił się w ciągu kwadransa. Odbył krótką rozmowę z zatroskanymi rodzicami, po czym poprosił o zostawienie go sam na sam z pacjentką. Opuścili sypialnię, a pan domu chodził niecierpliwie po korytarzu, co chwila zerkając na drzwi do pokoju córki. Matka natomiast stała z założonymi rękami, czekając. Do holu wyszedł Nataniel, pytając co się dzieje, ale ojciec natychmiast go odesłał. Po dwudziestu minutach drzwi się otworzyły, a w przejściu ukazał się lekarz.

- Doktorze, co jej jest? - spytała kobieta.

- Państwa córka miała halucynacje i napad lękowy. Nie wiem jednak czym spowodowane. Miała przyspieszony puls i rozszerzone źrenice. Podałem leki uspokajające i teraz śpi - zrobił krótką przerwę, po czym z łagodnym spojrzeniem, kontynuował. - Na państwa miejscu obserwowałbym przez jakiś czas córkę. Mogę się oczywiście mylić, ale tak silny napad lękowy mógł być spowodowany jakimiś używkami. - Dodał ostrożnie.

- Że niby moja córka coś brała?! - rozeźlił się pan domu.

- Robercie, opanuj się - próbowała go uspokoić żona, ale ten aż poczerwieniał z gniewu.

- Jak mam to zrobić, kiedy ten konował sugeruje coś takiego! Niech to będzie dla pana jasne, żadne z moich dzieci na pewno nie robi takich rzeczy! Moja córka to dobre dziecko.

- Oczywiście - odparł doktor. - To tylko jedna z opcji, takie objawy mogą być również wywołane silnym stresem, ale trzeba wykluczyć wszelkie możliwości. Tak czy inaczej, należy obserwować ją przez jakiś czas.

- Rozumiemy - zapewniła kobieta. - Dziękujemy za opiekę nad naszą córką, odprowadzę teraz pana do drzwi.

Kiedy wróciła na górę, zastała męża w pokoju syna, wycofała się do sypialni i położyła spać, biorąc proszki nasenne. Od tego wszystkiego rozbolała ją głowa.

Tymczasem pan domu stał nad biurkiem, przy którym siedział Nataniel i patrzył na niego srogo.

- Czy to dla ciebie jest jasne? Masz od teraz pilnować siostry, żeby nie miała żadnych stresów oraz doglądać czy wszystko z nią w porządku. W nocy też zajrzyj do niej i sprawdź czy niczego nie potrzebuje.

- Dobrze tato.

- Jeśli dowiem się, że coś się stało z twojej winy... - ścisnął syna boleśnie za ramię, patrząc na niego groźnie. On jednak nawet się nie skrzywił, patrząc mu prosto w oczy.

- Będę jej pilnował.

- Mam nadzieję.

Puścił go, po czym posławszy mu jeszcze ostatnie spojrzenie, wyszedł z pokoju. Nataniel pochylił się znów nad lekcjami, rozmyślając o dzisiejszych wydarzeniach. Czy to wszystko mogło być przez ich dzisiejszą kłótnię? Z Amber było naprawdę źle, skoro lekarz musiał podać leki uspokajające, tym razem na pewno nie udawała. Czuł wyrzuty sumienia z powodu dzisiejszego wybuchu. Obiecał sobie, że od tej pory będzie na nią uważał i strzegł, żeby nie działo jej się nic złego.

 

***

 

Obudziło ją słońce świecące prosto w oczy. Przekręciła się z jękiem, zasłaniając powieki poduszką. Bolała ją głowa i nadal była senna. Jak przez mgłę przypominała sobie wczorajsze wydarzenia. Nie bacząc na ból, poderwała się do pozycji siedzącej, z lękiem przeszukując pokój. Kiedy nie dostrzegła niczego niepokojącego, z jej piersi wyrwało się westchnienie ulgi. Do sypialni zajrzała matka, a widząc, że córka nie śpi, podeszła do łóżka.

- Jak się czujesz?

- Głowa mnie boli. - Skrzywiła się w grymasie i opadła teatralnie na poduszki, trzymając za czoło.

- Amber, odpowiedz mi szczerze, czy ty coś brałaś?

Zdecydowanie w głosie kobiety i twarde spojrzenie, mówiło, że nie żartuje.

- No co ty? Oczywiście, że nie! Znasz mnie przecież mamo. - Zrobiła skrzywdzoną minę, która zawsze działała na rodziców.

- No dobrze. - Gospodyni złagodniała. - Dzisiaj jeszcze odpocznij, a jutro już pójdziesz do szkoły. Wychodzę, więc zostaniesz sama. Potrzebujesz czegoś?

- Nowych butów, ale po nie sama się wybiorę - odparła, odzyskawszy pewność siebie.

Kobieta wstała i zostawiła ją samą.

Amber przez chwilę rozważała, czy się jeszcze nie zdrzemnąć, ale doszła do wniosku, że jednak nie jest aż tak śpiąca. Sięgnęła po pilot i włączyła telewizor, wiszący na ścianie. Przerzucała kanały, kiedy usłyszała szelest pod łóżkiem. Wyłączyła głos i zamarła, wsłuchując się w ciszę. Po chwili dźwięk się powtórzył, a spod łóżka wypełzło to coś. Krzyknęła przeciągle, zrywając się na równe nogi. Larwa podniosła się do pozycji stojącej i niczym piesek stała na dwóch śmiesznych nóżkach, przekrzywiając ciekawie łepek. Amber złapała poduszkę i cisnęła nią w robaka.

- Wynoś się paskudo! Wynoś się! - wrzasnęła, chcąc go odpędzić, ale robal najzwyczajniej w świecie się odsunął. Chyba uznał to za zabawę, bo chwycił w zęby poszewkę, przez chwilę nią tarmosił, po czym rzucił nią w jej stronę, wydając z siebie ochrypłe dźwięki, przypominające ni to charkot, ni warczenie. Blondynka aż podskoczyła, kiedy poduszka przeleciała tuż obok niej.

Co to do licha jest? Jeśli to ma być demon, którego próbowała wezwać, to ona podziękuje! Dlaczego wciąż tu był?! Rzuciła w niego kolejną rzeczą, którą miała pod ręką, czyli budzikiem, ale on nic sobie z tego nie zrobił.

- Wracaj tam, skąd przyszedłeś! - krzyknęła, wymachując rękami i próbując go wystraszyć, ale na nic się to nie zdało. Potwór podszedł bliżej, stając tuż przy krawędzi łóżka i wydając z siebie te dziwne odgłosy. Zrobiła w odruchu dwa kroki do tyłu i z łoskotem spadła na ziemię. Bolące pośladki i robal, który zbliżył się do niej i prawie na nią wszedł, sprawiły, że zaczęła szlochać. Poczuła na łydce szorstki język, wzdrygnęła się i rozpłakała na dobre. Czy nigdy już nie pozbędzie się tego czegoś?

 

***

 

Widok, który Liana ujrzała po weekendzie był tak komiczny, że mało brakowało, a roześmiałaby się w głos. Słyszała, że Amber jest chora i podobno nawet miała załamanie nerwowe. Myślała że zwyczajnie nie chce się pokazać w szkole, po upokorzeniu, którego doznała, ale to było coś zupełnie innego. Blondynka szła środkiem korytarza, co chwila oglądając się za siebie i patrząc dookoła, na twarze osób, które mijała. Tuż za nią szedł familiar. Był to pomniejszy demon, przeważnie trzymany przez wiedźmy lub czarowników jako chowaniec. Choć musiała przyznać, że pierwszy raz widziała w tej roli larwę. Ten był jeszcze młodziutki, dreptał za nią z wywieszonym jęzorem, kiwając się zabawnie na boki i pochrząkiwając co jakiś czas. Amber wzdrygała się za każdym razem, kiedy słyszała ten dźwięk i z nadzieją rozglądała się na boki, jakby chciała, żeby ktoś potwierdził istnienie robala. Nikt jednak nie reagował. Podeszły do niej dwie koleżanki, a ona nerwowo się z nimi przywitała. Widać było, że nie jest w stanie się rozluźnić. Liana obserwowała ich kątem oka i zastanawiała, jak to się dzieje, że Amber go widzi. Jeżeli nie była łowcą, ani nie należała do świata cieni, musiała go przywołać. Czyżby ta idiotka naprawdę to zrobiła? W takim razie w jej rodzinie musiał być kiedyś jakiś czarownik. Podszedł do niej Nataniel, ale zachowywał się normalnie. Zabawne, że z tej dwójki to akurat ona odziedziczyła magię. Powinna ją ostrzec, że bawienie się zaklęciami może źle się skończyć, ale sądząc po jej minie, więcej tego nie spróbuje.

Przez chwilę zastanawiała się, czy nie odesłać demona z powrotem, ale doszła do wniosku, że jest nieszkodliwy. Zachowywał się jak piesek i nie przejawiał żadnej agresjii, natomiast blondynce przyda się nauczka. Lepiej, żeby z jej kurzym móżdżkiem nie próbowała więcej takich rzeczy. Poza tym pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z własnej wyjątkowości i dobrze by było, żeby tak zostało. Po jej reakcji wnosiła, że to pierwszy demon jakiego spotkała. Przy odrobinie szczęścia będzie też ostatnim.

Zauważyła Kentina, który z oddali przyglądał się całemu zamieszaniu. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały, odwróciła wzrok i szybkim krokiem ruszyła do klasy. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. To już nie był jej ciasteczkowy potwór. Teraz to zimny i cyniczny chłopak, którego ani trochę nie znała. Czas skończyć z przeszłością.

Weszła do sali, w której miały się odbyć zajęcia i usiadła w środkowym rzędzie, tuż za Lysandrem.

- Witaj Liano, jak ci minął weekend?

- Tak jak zwykle - wzruszyła ramionami. - Nie robiłam nic ciekawego, a ty?

- Byłem z bratem u rodziców na wsi.

- Nie mieszkacie razem z nimi? - zdziwiła się.

- Nie, mój brat ma butik, a i ja czuję się lepiej w mieście.

Chciała go jeszcze o coś zapytać, ale do sali wkroczyła nauczycielka. Nie była w zbyt dobrym nastroju, sądząc po srogim spojrzeniu, jakim zmierzyła klasę. Usiadła za biurkiem i zaczęła sprawdzać obecność.

Tego dnia lekcje dłużyły się Lianie niemiłosiernie. Wciąż wyglądała tęsknym wzrokiem przez okno, czekając, kiedy wreszcie będzie mogła wyjść na zewnątrz. Pogoda dla większości ludzi nie była zachwycająca. Wiatr i nieustanne deszcze sprawiały, że ulice wiały pustką. Tylko co jakiś czas chodnikiem przemykał skulony przechodzień, kurczowo trzymając miotającą się na wszystkie strony, parasolkę. Ona jednak kochała deszcz. Uwielbiała jego zapach na swoich włosach, gdy wracała do domu. Nie było dla niej nic piękniejszego. Wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę, kiedy z uśmiechem na twarzy, całkowicie przemoczona, szła radosnym krokiem przez miasto, ale nie zwracała na to uwagi.

Dzisiaj jednak nie od razu wracała do domu. Najpierw miała zajęcia z Borysem. Jak zwykle czekała na nie z niecierpliwością. Kiedy rozległ się ostatni dzwonek, szybko spakowała rzeczy, wrzuciła je do szafki i uśmiechnięta poszła do szatni. Przebrała się w dres i wkroczyła na salę gimnastyczną. Tam jednak czekała na nią niespodzianka. W rogu właśnie rozciągał się Kentin.

- Co tu robisz? - spytała niezadowolona. To miały być spotkania tylko jej i trenera. Specjalnie wybrali inny dzień i późną godzinę, żeby nikt im nie przeszkadzał.

- Będę ćwiczył razem z wami, Borys się zgodził.

Zdenerwowało ją, że nagle mówi o nim po imieniu. Ostatnie czego teraz pragnęła, to wspólne treningi. Jednak skoro trener się zgodził, nie miała większego wyboru. Westchnęła ciężko i również zaczęła się rozciągać. Po piętnastu minutach do sali wszedł Borys.

- To jak? Gotowi na ostrą jatkę? - Dobry humor jak widać mu dopisywał.

- Nie mówiłeś, że ktoś do nas dołączy - powiedziała, a w jej głosie słychać było nutkę wyrzutu.

- Nie miałem kiedy tego zrobić - rzekł ze skruchą. - Ale skoro Kentin także jest łowcą, to nie widzę żadnego problemu. - Uśmiechnął się.

No oczywiście, że nie. Szkoda, tylko, że ona patrzyła na to trochę inaczej. Nic jednak nie odpowiedziała.

- Zaczynamy od rozgrzewki. – Trener klasnął w dłonie.

Ruszyli jednocześnie. Biegli obok siebie, oboje nie chcąc pozwolić, żeby drugie ich wyprzedziło. W rytm gwizdka wykonywali odpowiednie komendy, praktycznie na wyścigi. Żadne nie chciało ustąpić, więc po czterdziestu minutach rywalizacji, oboje byli już mocno zdyszani. Wtedy Borys zarządził koniec.

- Podczas ostatniej walki, miałem okazję przyjrzeć się waszym niedostatkom. Kentin masz braki w obronie i szybkości, musimy to dopracować. Liana ty także musisz popracować nad szybkością oraz większą pracą nóg. Nie mówiąc już o tym, że choć może wam się wydawać, że jesteście dobrzy, to w walce z przykładowym wampirem, macie marne szanse. Będziemy trenować waszą szybkość i siłę. Na mój znak padacie na podłogę i wstajecie, macie to zrobić jak najszybciej. Hop, hop, hop, hop.

Mówił to w takim tempie, że praktycznie nie nadążali. Oboje jednak dawali z siebie wszystko, za wszelką cenę próbując być lepszym od siebie nawzajem. Po kwadransie, z Liany pot lał się strumieniami. Tymczasem nadeszła pora na ciosy. Trener wyjął dwa worki i powiesił je na miejscu lin do wspinaczki. Przynajmniej to będzie łatwe - pomyślała, z trudem łapiąc powietrze. Wzięła kilka głębszych wdechów i stanęła przed wałkiem. Był od niej wyższy i zapewne z dwa razy cięższy.

- Teraz założę wam ciężarki na ręce i nogi. Macie uderzać przynajmniej raz na sekundę, na zmianę rękoma i nogami. Nie stójcie w miejscu, tylko cały czas się przemieszczajcie. Będę patrzył czy dobrze wyprowadzacie ciosy i z odpowiednią siłą, więc nawet nie ważcie się robić na odpierdziel, inaczej będziecie to robić dwa razy dłużej.

Kiedy wreszcie skończyli, mięśnie tak jej drżały, że ledwo była w stanie ustać na nogach. Razem z Kentinem, nie mieli nawet siły na potyczki słowne, tylko ruszyli prosto do szatni. Wzięła szybki prysznic, ciesząc się z gorącej wody obmywającej jej zmęczone ciało. Następnie wytarła się, ubrała i wyszła na korytarz, gdzie prawie zderzyła się z brunetem. Był w nie lepszej formie od niej.

- Czy on zawsze taki jest? - spytał.

- O tak, a potrafi być gorszy - odparła, na co brunet wydał z siebie przeciągłe westchnienie.

- A jutro znów to samo.

- Owszem - uśmiechnęła się szeroko.

- Lubisz to, co?

- Tak. Nie ma nic lepszego, od satysfakcjonującego wyczerpania fizycznego.

- To fakt.

Posłał jej cieplejsze spojrzenie, które sprawiło, że na chwilę zapomniała o ich wzajemnych animozjach. Wyszli razem przed szkołę i skierowali się do parku. Deszcz przestał już padać, teraz tylko wokół unosiło się wilgotne powietrze, pomieszane z dymem i spalinami. Mieli właśnie wejść do środka, kiedy nagle się zatrzymał.

- Wybacz, zapomniałem, że muszę jeszcze coś załatwić.

Zdziwiła się, co takiego miał do zrobienia o dwudziestej pierwszej, ale nic nie powiedziała, tylko pożegnała się i przekroczyła bramę. Była w połowie, kiedy zobaczyła zbliżającą się mgłę. Mlecznobiałe opary, leniwie przesuwały się tuż przy ziemi, aż w końcu dotarły do jej nóg i zakręciły się wokół nich. Cały skwer skryty był w puszystym obłoku, a ona uśmiechnęła się na ten niesamowity widok. Ruszyła dalej, dziwiąc się zaskakującej ciszy, panującej wokół. Jakby cały świat się zatrzymał w tej jednej chwili. Nagle niedaleko niej pojawiła się jakaś postać. Zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć, a kiedy dostrzegła rysy twarzy, zamarła.

- Liana... - Postać wyciągnęła ku niej bladą niczym ściana dłoń, pokrytą gęsto, krwistą czerwienią. - Dlaczego mi nie pomogłaś? Czyż nie byłyśmy przyjaciółkami?

Zdawała sobie sprawę z tego, że to tylko omamy, jednak nie mogła się powstrzymać i odpowiedziała.

- Wiesz, że to nie tak, próbowałam... - wyjąkała, a przed oczami jak żywe stanęły obrazy z przeszłości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 21.01.2022
    Hm, na ten moment to opowiadanie podoba mi się bardziej, zwłaszcza ze względu na postać Amber i jej perspektywy na przyszłość w tym uniwersum :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania