Poprzednie częściPod osłoną nocy - prolog (horror)

Pod osłoną nocy - rozdział 7

Rozdział 7

 

W szkole panowało ożywienie od samego rana. Informacja o organizowanym biegu na orientację w celu zebrania funduszy, spowodowała podekscytowanie wśród uczniów. Dyskutowali o tym, gdzie i jak to się odbędzie. Liana nie skakała jednak z radości. Po ostatnich wydarzeniach była ostrożna, a taka wyprawa dawała idealne warunki do ataku. Z drugiej strony ilość ludzi mogła odstraszyć napastnika. W końcu świat cieni miał pozostać za zasłoną dla zwykłych śmiertelników. Nawet demony to wiedziały i nigdy nie doprowadziły do ujawnienia. Możliwość ta była więc raczej znikoma. Bieg odbywał się za dwa tygodnie. W związku ze zbiórką musiała kupić dres, który w normalnym sklepie kosztowałby dwa razy mniej. Mówi się jednak trudno. Miała chociaż nadzieję, że te pieniądze pójdą na dobry cel.

Uczestnicy mieli dobrać się w pary. Lysander został jej partnerem, więc ten etap miała za sobą. Cieszyło ją, że mogli wybierać sami. Nie zniosłaby za partnera kogoś, kogo nie trawi. No i póki to ona będzie dowodziła, nie grozi im żadna wpadka. Bo z całym szacunkiem dla Lysandra, ale zbyt ogarnięty to on nie był. Wiecznie roztargniony, z głową w chmurach nie nadawał się na prowodyra. Jednak był wysportowany i szybki, więc mieli szansę na wygraną. Poza tym obecność przy niej człowieka, jeszcze bardziej zniechęci tego, kto jej zagrażał. Kentin miał inne zdanie, próbował ją przekonać, że udział w przedsięwzięciu nie jest najlepszym pomysłem, a wzięcie za partnera białowłosego, jeszcze gorszym. Uważał, że nie powinna wałęsać się bez wsparcia, ale szybko uciszyła protesty. Prawdopodobieństwo ataku było bardzo małe, nie chciała psuć sobie zabawy, słuchając nieustannego mentorskiego tonu. Nie była idiotką, potrafiła o siebie zadbać. Rodzicom jednak nic nie mówiła o wyborze partnera. Powiedziała tylko ogólnie co będą robić. Byli wspaniali, ale czasami nadopiekuńczy, a nie chciała żeby zabronili jej uczestnictwa w biegu. To była świetna odskocznia od codziennej rutyny i nauki, i przewidywała, że będzie ciekawie.

W wyznaczonym dniu, o piątej rano wszyscy zebrali się przed szkołą, gdzie czekały na nich dwa autokary. Każdy miał ze sobą plecak z prowiantem i innymi niezbędnymi rzeczami. Przewidywano, że zabawa potrwa cały dzień. Liana oprócz żywności i wody, wzięła ze sobą linę, nóż myśliwski i folię przeciwdeszczową, a pod bluzę nałożyła pas z bronią. Na nogi wzuła wygodne trepy, a na głowę wcisnęła czapkę z daszkiem, choroniącą przed słońcem. Tak gotowa odnalazła w tłumie Lysandra i razem zajęli siedzenia w autobusie.

Po dwóch godzinach byli na miejscu, znajdowali się w samym środku głuszy. Wychodząc, poczuła przyjemny, lekko ostry zapach lasu i świerków. Do jej uszu dotarły śpiewy ptaków i szum drzew. Rozpromieniona rozejrzała się dookoła, chłonąc niesamowitą atmosferę. Uczniowie potworzyli małe grupki, rozmawiając z ożywieniem. Dołączyli do niej Lysander, Violetta z Alexym, Kentin z Kim oraz Iris, wraz z jakąś nieznajomą dziewczyną.

- Liana, poznaj Melanię. Jest zastępcą gospodarza szkoły.

- Miło cię poznać – powiedziała niezbyt przytomnym głosem, bo jej uwagę przyciągnął zamęt przy autokarach. Dookoła zebrali się uczniowie, a w samym centrum wszystkiego, stali Kastiel i Nataniel.

- Biedny Nataniel, w tym całym zamieszaniu związanym z przygotowaniami i w ogóle, całkiem zapomniał o wyborze partnera, i na koniec wylądował z Kastielem.

- Nie lubią się? - spytała łowczyni.

- To mało powiedziane. Oni się wręcz nienawidzą. Jeśli ktoś nie zainterweniuje, dojdzie do rękoczynów.

Jakby na jej słowa, Kastiel chwycił gospodarza za bluzę. Na szczęście właśnie pojawił się nauczyciel i uspokoił oboje. Straciła zainteresowanie i zwróciła się ku Lysandrowi.

- Gotowy na wyścig?

- Tak, a ty?

- Jak najbardziej. Zamierzam dziś wygrać - uśmiechnęła się promiennie.

- Z takim nastawieniem, na pewno nam się uda - powiedział ciepło, za co nagrodziła go kolejnym uśmiechem. Kentin chwycił ją za ramię i odciągnął od pozostałych, mówiąc, że muszą porozmawiać. Przeprosiła przyjaciół i dała się pociągnąć, posyłając chłopakowi wściekłe spojrzenia. Kiedy oddalili się już trochę od pozostałych uczniów, wyrwała rękę z uścisku i stanęła, patrząc wrogo.

- Czego chcesz? Mówiłam ci już, że nie zmienię zdania.

- Możesz przestać traktować mnie jak wroga? Przecież ja to robię dla twojego bezpieczeństwa - syknął.

- Nie jesteś moją niańką, potrafię o siebie zadbać.

- Powinniśmy przedsięwziąć jakieś środki ostrożności. Najlepiej byłoby tak wszystko zorganizować, żebym mógł być stale w twoim pobliżu, w razie gdyby coś się działo.

- Wiesz czym jest bieg na orientację? Polega na odgadnięciu zagadek i jak najszybszym dotarciu do mety. Myślisz, że ułatwię ci zadanie i po prostu powiem gdzie idę?

- Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi! Co będzie jeśli ktoś zaatakuje?

- Żaden demon nie ośmieli się zaatakować przy tylu ludziach kręcących się wokół. Poza tym jak już mówiłam, sama sobie potrafię świetnie radzić.

- Tak jak wtedy na klifie? - spytał ironicznie, na co zezłościła się jeszcze bardziej.

- Wtedy byłam bez broni, teraz jestem przygotowana – warknęła. - Jeżeli to wszystko co miałeś mi do powiedzenia, to wybacz, ale idę do swojej pary.

Odwróciła się i wściekła wróciła na miejsce. Jak on w ogóle śmie?! Dlaczego myśli, że może jej mówić co ma robić? To, że wtajemniczyła go we wszystko, nie znaczy, że może decydować za nią! Lysander chyba zauważył, w jakim jest nastroju, bo spojrzał pytająco, ale nic nie powiedziała, tylko machnęła ręką. Na środek właśnie wystąpiła dyrektorka, po chwili rozmowy ucichły.

- Witam serdecznie wszystkich uczniów. Cieszę się, że tak wiele osób zechciało wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Bieg składa się z trzech etapów. Po każdym z nich dostaniecie pieczątkę, bez niej nie będziecie mogli przejść do następnego etapu i ukończyć wyścigu. W każdym będziecie mieli inne zadanie. Ta para, która ukończy go najszybciej, ostrzyma nagrodę sponsorowaną przez szkołę i biuro podróży Falcon.

Wśród tłumu przebiegł szmer. Czyżby w nagrodę wchodziła jakaś wycieczka? Zważywszy na to, że jest to impreza mająca na celu zbiórkę pieniędzy, na pewno nie będzie to jakaś droga i daleka podróż. Sama jednak perspektywa wyjazdu choćby na weekend, była niezwykle kusząca. Teraz rywalizacja będzie jeszcze ostrzejsza, ale jej to nie przeszkadzało. Z niecierpliwością czekała na rozpoczęcie.

- Nauczyciele rozdadzą instrukcje, dotyczące pierwszego etapu, mapy oraz kompasy. Będziecie musieli wykazać się znajomością kartografii oraz orientacji w terenie. Po ich orzymaniu, będziemy was wypuszczać w dwu minutowych odstępach czasowych, kolejność została wcześniej wylosowana. Życzę wszystkim powodzenia i dobrej zabawy.

W instrukcji był też rozkład poszczególnego wypuszczania uczniów. Par było czterdzieści pięć, byli dwudziestą ósmą drużyną. Wszyscy stłoczyli się przy starcie, tymczasem Liana się zatrzymała.

- Lepiej, żebyśmy przedyskutowali najlepszą trasę. Potem nie będzie czasu, teraz jest najodpowiedniejsza chwila – powiedziała do Lysandra. Pochylili się nad mapą i uważnie przestudiowali.

- Są cztery trasy. Każda innej długości i o różnym stopniu trudności. Najłatwiejsza, ale i najdłuższa jest ta przez tę dolinę. Kolejna wiedzie krótko przez las, a potem trzeba przeprawić się przez rzekę, niestety trzeba będzie nadrobić drogi, żeby dotrzeć do mostu. Następna idzie przez gęsty las, ta jest krótsza, ale łatwo można zabłądzić i kręcić się w kółko, jesli ktoś nie zna się na nawigacji. Moim zdaniem najlepsza będzie ta przez skały. Trzeba się wspinać, ale jest najkrótsza. Co ty na to, poradzisz sobie?

- Lubię naturę i jestem przyzwyczajony do wycieczek, nie powinno mi to sprawić problemu – uśmiechnął się.

- W takim razie decyzja podjęta. Bez urazy, ale to ja będę trzymać mapę – wyszczerzyła zęby, na co on się roześmiał.

- Rozumiem i nie mam pretensji.

- W porządku. W takim razie chodźmy, część uczestników już wystartowało, nie możemy przegapić naszego wyjścia. – Pociągnęła go za rękę na start.

Widziała że Kentin startował jako jeden z ostatnich, ucieszyło ją to, bo oznaczało, że nie mógł bezpośrednio podążyć za nią ani czekać. Kiedy nadeszła ich kolej, wystartowali. Przebiegli kawałek, zanim zniknęli z oczu pozostałym, po czym zagłębili się w gęstwinę. Co jakiś czas, Liana zerkała na mapę i upewniała się, że idą w dobrym kierunku. Po godzinie stanęli u podnóża skalistego zbocza. Było dosyć strome, ale nie na tyle, by nie dało się na nie wspiąć na własnych nogach. Łyknęli wody przed wspinaczką, a Liana wyjęła linę. Każde złapało za koniec i na wszelki wypadek obwiązało się w pasie, zostawiając po środku dość dużo sznura, żeby nie krępował im ruchów i zwisał luźno. Ruszyli w górę, rozmawiając i żartując po drodze. Wspinaczka była mozolna i długa, ale i tak dotrą szybciej, niż uczestnicy, którzy wybrali inną trasę. Końcówka była najgorsza. Okazało się, że ściana była prawie pionowa, co bardzo utrudniało wspinaczkę. Z dołu nie dało się tego dostrzec. Po prawej stronie było łagodniej, ale nie dało się tam dostać. Musieliby zejść na dół i wspiąć się z drugiej strony.

- Musimy iść dalej – zadecydowała. - Zejście zajęłoby zbyt wiele czasu.

- Jesteś pewna? Wygrana nie jest najważniejsza, bezpieczeństwo przede wszystkim.

- Dam radę, zostało już niewiele, poza tym mamy linę w razie czego. Widzę szczeliny dla oparcia, więc nie będzie tak źle.

- W porządku – kiwnął głową i ruszyli dalej.

Podążali obok siebie, szukając oparcia dla rąk i nóg. Lysander naprawdę jej imponował. Wiedziała już, że potrafił być szybki i miał dobry refleks, ale teraz dowiedziała się, że jest także bardzo wytrzymały i silny. Byli już prawie na górze, kiedy nagle w miejscu, gdzie postawiła nogę, ukruszyła się skała i opadła w dół, trzymając się na samych dłoniach. Zawisła, trzymając się kurczowo i modląc, żeby nie spociły jej się dłonie.

- Nic ci nie jest? - spytał wystraszony Lysander.

- Nie, muszę tylko znaleźć oparcie dla stóp. - Poruszyła nogą, ale poczuła, że palce się zsuwają, więc znieruchomiała. - Chyba nie dam rady, ześlizgnę się – wyjąkała.

- Poczekaj, do szczytu zostało już niewiele, wejdę tam i cię wciągnę. Wytrzymasz?

- Tak - odparła z pewnością, której wcale nie czuła. Nie zamierzała się jednak poddać. Białowłosy zaczął się wspinać i w krótkim czasie był na górze.

- Teraz cię wciągnę – krzyknął, po czym poczuła szarpnięcie w okolicy pasa. Chciała powiedzieć, żeby znalazł dobre oparcie, ale nie zdążyła. Musiała skupić się na tym, żeby się nie poobijać. Kiedy dotarła do krawędzi i wyszła na twarde podłoże, zdyszana opadła na plecy, patrząc w niebo.

- To było coś! - Zaśmiała się. - Dziękuję za pomoc, gdyby nie ty, pewnie nie dałabym rady sama.

Tuż nad swoją głową zobaczyła nagle twarz Lysandra. Miał bardzo poważną minę.

- Nigdy więcej tak nie ryzykuj. Co by się stało, gdyby mnie tu nie było? - spytał.

- Ale byłeś. – Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedział tym samym.

- Od teraz ja decyduję którędy podążymy. – Chciała zaprotestować, ale nie zdążyła. - Bez dyskusji. Nie będę ryzykować niczyim zdrowiem ani życiem dla głupiej wygranej.

Jego mina sprawiła, że zrezygnowała. Miał rację, nie było sensu się sprzeczać.

- W porządku. – Kiwnęła głową, a partner wreszcie się uśmiechnął.

- Został nam już tylko kawałek, jeśli się pospieszymy, będziemy pierwsi.

Poderwała się na równe nogi i zgodnie ruszyli do następnego etapu. Kiedy znaleźli się na miejscu, okazało się, że faktycznie dotarli pierwsi. Liana uśmiechnęła się triumfalnie, otrzymali pieczątki i instrukcje dotyczące następnego etapu, razem z niedużym słoikiem.

- Musimy znaleźć coś stworzonego przez człowieka, liść wielkości dłoni, robaka, coś, co się świeci oraz mieszkańca lasu.

Przy ostatnim Lysander zmarszczył brwi.

- Mieszkańca lasu? Skoro mamy robaka to raczej nie chodzi o niego. Ale chyba nie myślą, że będziemy łapać jakieś zwierzęta?

- Chyba nie... A przynajmniej nie sądzę. Może na razie skupmy się na pozostałych rzeczach, a najtrudniejsze zostawimy na koniec?

- W porządku. Zacznijmy od liścia, to będzie dość proste.

W krótkim czasie znaleźli odpowiedniej wielkości i wsadzili go do otrzymanego słoja. Z robakiem również szybko sobie poradzili. Liana złapała dużą tłustą dżdżownicę i dorzuciła do liścia. Chodzili po lesie, szukając dwóch pozostałych rzeczy. Lysander wskazał na pustą plastikową butelkę, porzuconą przez turystę.

- Może to się nada? W końcu stworzył to człowiek.

- Czy ja wiem... Widziałam parę innych śmieci, chyba nie jest to takie proste. Jak myślisz? - W tym momencie zauważyła pień, na którym leżała mała podręczna latarka. - Może to? - Wykrzyknęła i pokazała o co chodzi.

- Myślę, że się nada - Lysander schował ją do kieszeni i podążyli dalej.

- Coś co się świeci... Kurczę, nie mam pojęcia, o co może chodzić. Może szkło? W słońcu się świeci. - Zaczęła się rozglądać, ale nie znalazła nic takiego. Do jej uszu dotarł szum. - Słyszę wodę, może zatrzymamy się tam na chwilę, odpoczniemy i zjemy coś?

- Dobry pomysł - przytaknął i oboje poszli w tamtym kierunku. Okazało się, że był to strumień. Usiedli na kamieniach, wyciągnęli kanapki i pożywili się. Nagle Lysander pochylił się ku wodzie, tak, że prawie spadł z kamienia. Liana odruchowo złapała go za ramię, żeby przytrzymać.

- Zaraz wpadniesz - zaśmiała się. - Co jest aż tak ciekawego, że ryzykujesz zmoczeniem od stóp do głów?

- Popatrz tam. - Wskazał ręką, ku przezroczystej toni. - Czy tam się coś nie błyszczy?

Spojrzała w tamtym kierunku.

- Tak! - Wykrzyknęła podekscytowana i zaczęła ściągać buty.

- Co robisz? - spytał skonsternowany.

- Jak to co? Zamierzam po to iść głuptasie – zaśmiała się.

- O nie. Tym razem ja się tym zajmę, a ty po prostu patrz.

Puścił do niej oczko, przez co na chwilę straciła rezon. Wykorzystał to i szybko zsunął obuwie, po czym zanurzył stopy w wodzie, wzdrygnąwszy się przy tym. Na pewno była lodowata, mieli przecież dopiero środek wiosny. Szybko ruszył w kierunku błysku, po czym schylił się i wyjął tajemniczą rzecz. Okazała się nią bryłka złota. Oczywiście fałszywa, ale nie umniejszało to ich radości ze znaleziska. Ubrali się i ruszyli na dalsze poszukiwania. Minęła kolejna godzina z ich cennego czasu, musieli szybko znaleźć mieszkańca lasu, jeśli chcieli zwyciężyć. Inni na pewno niedługo tu dotrą. Rozglądali się bezradnie po leśnym gąszczu, sami nie bardzo wiedząc czego szukają. Przeszli już trzy razy wyznaczony teren, ale na nic nie natrafili. W końcu Liana westchnęła zrezygnowana i poszła w kierunku kamienia, żeby na chwilę przysiąść.

- Nigdy tego nie znajdziemy, bo przecież nie będziemy łapać jakiejś wiewiór... - nie skończyła, bo wydała z siebie okrzyk zdziwienia, gdy jej noga wpadła w dziurę. Zaniepokojony Lysander znalazł się obok.

- Nic ci nie jest?

- Nie, nie zauważyłam tylko tej jamy... - Pochyliła się i rozszerzyła oczy ze zdumienia. - Popatrz! - Wyjęła stopę, a tam ujrzeli pluszowe, szare króliczki. Chłopak roześmiał się na ten widok.

- Dobra robota.

- Świetnie! Teraz mamy już wszystko. – Wzięła jednego i schowała do plecaka. - Czas ruszać po kolejną pieczątkę.

Szybkim krokiem ruszyli do kolejnego miejsca, zaznaczonego na mapie. Tam czekał już na nich uśmiechnięty nauczyciel. Podał kolejne instrukcje, które składały się tylko z jednej kartki. Zdziwieni pochylili się nad nią.

 

Gdzie zbieg rzeki się układa

i pieniąca pędzi fala,

nurt początek ma i koniec

oraz tęcza doskonała.

Pośród skał, korytarz ciemny,

znajdziesz tam ostatnią drogę

Lecz niech oczy cię nie zwiodą,

prosto przecież być nie może.

Szukaj ścieżki tuż za ścianą,

błękit nieba ci przypomni.

Tam ostatni etap znajdziesz

I ukończysz swą przygodę.

 

Popatrzyli na siebie lekko skonsternowani, zastanawiając co może to znaczyć. Postanowili usiąść gdzieś w spokoju i pomyśleć. Znaleźli zwalony pień i tam usiedli.

- Wiadomo, że chodzi o rzekę – zaczęła Liana. - Nurt początek ma i koniec... Z tego co wiem, to płynąca tędy rzeka, nie zaczyna się w tym miejscu. Może nie rzeka, a ten strumyk? Pokaż mapę. - Rozłożyli papier na pniu i pochylili się nad nim, uważnie studiując.

- Zarówno rzeka jak i strumyk nie zaczynają się na tej mapie...

Nagle Lysander pochylił się bardziej, prawie dotykając czołem jej głowy. Odsunęła się, lekko zażenowana, czerwieniąc delikatnie. Nie zwrócił jednak na nią uwagi.

- Popatrz tutaj. – Wskazał coś palcem. - Czy tym znakiem nie są przypadkiem oznaczane na mapach wodospady? - zapytał. Pochyliła się żeby lepiej widzieć, a włosy chłopaka załaskotały ją w twarz.

- Chyba tak...

- Nurt początek ma i koniec, może chodzić o wodospad! Strumyki wychodzą ze skał, często tworząc małe wodospady, w tym miejscu można też powiedzieć, że rzeka się kończy, jeśli wpada na przykład do jeziora - powiedział podekscytowany, a ona również się ożywiła.

- Tak, to mogłoby być to. – Pokiwała głową. - I nie znajduje się aż tak daleko od miejsca, w którym jesteśmy obecnie.

- Świetnie. W takim razie ruszajmy, zanim ktoś nas wyprzedzi.

Wstał szybko, a ona uśmiechnęła się, widząc jego podniecenie.

- Przyznaj, wciągnąłeś się. Też chcesz wygrać.

- Przyznaję, że sprawia mi to więcej radości, niż przypuszczałem. Idziemy?

- Oczywiście.

Podniosła się i szybkim krokiem ruszyli w kierunku wodospadu. Przed czternastą byli na miejscu. Liana wydała z siebie okrzyk zachwytu, patrząc na kaskadę, która z hukiem wpadała do małego jeziorka u podnóża wodospadu. Światło słońca odbijane przez krople, tworzyło piękną tęczę, która zachwycała żywymi kolorami. Dookoła kwitło pełno kwiatów, a motyle i pszczoły unosiły się nad ich delikatnymi główkami. Przez chwilę oboje stali w kompletnej ciszy, podziwiając ten wspaniały widok. Liana dostrzegła wśród skał dwa ciemne otwory. Przypomniała sobie dalszą część zagadki.

- Lysander popatrz, jaskinie. “Pośród skał, korytarz ciemny, znajdziesz tam ostatnią drogę”. To o to na pewno chodziło.

Przytaknął i oboje ruszyli w tamtym kierunku. Musieli najpierw okrążyć jezioro. Przedostali się na drugą stronę i zaczęli wspinać kamienną ścieżką. Kiedy dotarli do pierwszej jaskini, Lysander wyjął latarkę i weszli do środka. Szybko jednak okazało się, że daleko nie zajdą. Jaskinia była płytka i nie przeszli dalej niż sto metrów.

- Może to ta następna – powiedziała dziarsko łowczyni i wrócili na ścieżkę. W krótkim czasie znaleźli się w kolejnej, jednak i tam czekało ich rozczarowanie. Tamta jama okazała się nawet płytsza niż poprzednia. Skonsternowani wyszli na zewnątrz, rozglądając dookoła. - Widzisz jakąś inną? - spytała, na co chłopak pokręcił tylko głową.

Miała właśnie powiedzieć, żeby wrócili na dół, kiedy zauważyła nagły ruch i cień przykrywający słońce. Zdążyła jeszcze odepchnąć Lysandra, kiedy coś spadło na nią z dużą siłą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania