Próba Anioła - Uczucia (tom I) - Rozdział 4. cz. 2

Nikola

 

- Dlaczego zrobiłaś mi coś takiego? - spytałam z rozpaczą w głosie.

- “Coś takiego”? Musisz dorosnąć. Nasz świat nie jest miejscem, który lituje się nad słabszymi jednostkami. - zimne spojrzenie i ton.

- Ale mamo…

- Czas, byś nareszcie zauważyła, że każdy jest zależny od innych. Ród przetrwa taką ignorantkę jako zwierzchniczkę, ale na pewno nie będzie się tobą chlubił. Przestań śnić ten swój piękny koszmar i się obudź, bo masz okazję zmarnować życie nie sobie, a swoim bliskim.

 

- Haaalo. Może się obudzisz, bo za kwadrans rozpoczęcie roku? - poczułam potrząsanie i otworzyłam oczy. - Teraz przynajmniej nikt mi nie powie, że cię nie obudziłam.

Przetarłam oczy dłońmi i spojrzałam na uszykowaną Sandrę. Poczułam chwilowy napływ złości na matkę. Mimo że słowa we śnie nie należały tak naprawdę do niej, nie zmienia to faktu, że bezczelnie mnie tu wysłała. Co gorzej, nie udzieliła mi nawet porządnych wyjaśnień, tylko całkowicie mnie zignorowała i się rozłączyła w połowie rozmowy.

- Słuchasz ty mnie w ogóle? - usłyszałam lekko zirytowany ton Sandry. Spojrzałam akurat w momencie, kiedy machnęła na mnie dłonią. - Po co ja się pytam? Za mało na to zarabiam.

Wzruszające. Sięgnęłam ręką po telefon, a Sandra wyszła z naszego mieszkania. Automatyczny, niepotrzebny odruch, który zawsze wykonuję po przebudzeniu się z czystej ciekawości, czy tym razem mogę nazwać ten czas snem, a nie drzemką.

Tym razem był to sen. Coś, co od dłuższego czasu postanowiło mnie nie nachodzić. Może pojawiałoby się częściej, gdybym sama nie uciekała przed zamknięciem powiek.

Zaczęłam bawić się telefonem. SMS’y, facebook, mail. Postanowiłam przestać, kiedy zmarnowałam na tę nic nieznaczącą czynność około godziny. Leniwie wstałam z łóżka i wyciągnęłam z szafy swój nowy mundurek. Mogę sprawiać chociażby pozory tego, że byłam na dzisiejszej uroczystości. Kiedy już się ubrałam, umalowałam i uczesałam, wyjrzałam przez okno w salonie.

Piękne, ogromne lazurowe jezioro, którego jeszcze wczoraj tutaj nie było. Przez całe moje życie widziałam różne krajobrazy oraz ludzi. Powoli uczyłam się, jak odróżniać fikcję od rzeczywistości. Nie ma na to jakiegoś złotego środka. Trzeba umieć zapamiętywać i logicznie myśleć. Łącząc wszystkie fakty można dojść do tego, co się wyobraziło. Jednak nie zawsze to działa.

Obok jeziora siedział mały chłopiec, który splatał kwiatki. Podeszła do niego kobieta i wzięła go za rękę. Chwila protestów, chłopczyk wstał i poszedł razem z kobietą. Niedaleko stała również młoda jasnowłosa dziewczyna, ubrana w kolorową sukienkę. Chociaż wiem, że jezioro jest fikcją, nie dowiem się, czy ludzie wokół niego są prawdziwi, dopóki jakoś się z nimi nie porozumiem. Zawsze mogłabym to sprawdzić za pomocą wiatru, ale poważne treningi zaczynają się dopiero po zdaniu szkoły. Muszę poczekać do tego czasu.

Oderwałam się od okna i wyszłam z mieszkania. Tyle dobrego, że mam niewiele schodów do przejścia. Biedna Mitsuru będzie musiała się trochę namęczyć.

Powoli przemierzałam jasny korytarz i jego ozdoby. Nie miałam problemu z odnalezieniem dobrej drogi. Na początku tego nie zauważyłam, bo szłam tylko głównym korytarzem, na dodatek nie byłam wtedy w najlepszym nastroju, lecz po czasie zwróciłam uwagę na dwa razy mniejsze korytarze, odchodzące od głównego i prowadzące do różnych pokoi. Wyszłam z dormitorium, przeszłam hol i znalazłam się na dziedzińcu.

Mimo że nie jest to możliwe, poczułam świeży zapach wody z jeziora. Wypełniłam nim nozdrza i podeszłam do przejrzystej wody. W tafli widziałam odbicia różnych rzeczy, które tak naprawdę nie istniały. Piękne, wysokie kwiaty, molo, gęsty las. Usiadłam na ziemi i wyciągnęłam dłoń ku wodzie, ale poczułam trawę.

Racja, przecież to złudzenie. Czasem tak ciężko przyjąć do wiadomości fakt, że coś nie istnieje. Czasem tak bardzo pragniesz, by to istniało, że tracisz świadomość nieistnienia tej rzeczy.

- Można samemu zapomnieć o tym, że to wyobraźnia, co nie?

Odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka mojego wzrostu o rudawych włosach.

- Długo już tu sterczysz? - spojrzałam w jego kasztanowe oczy. Nie siliłam się na uprzejmości. Z końcówki pytania i ubioru chłopaka wywnioskowałam, że nie jest to uczeń naszej szkoły.

- Na pewno nie krótko. - przechylił głowę i uśmiechnął się. Usiadł obok mnie i przejechał dłonią po trawie, nawet nie będąc świadomym tego, że w moich oczach właśnie nurza ją w jeziorze. - Co widzisz?

Spojrzał na mnie, a ja odwróciłam wzrok i wstałam. Wstał zaraz po mnie. Ruszyłam w kierunku holu. Słyszałam za sobą jego kroki. Przez cały czas coś mówił, ale nie skupiałam się na jego słowach.

- Dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać? - zapytał, łapiąc mnie za rękę.

- Mam z kim o tym rozmawiać. - powiedziałam, wyrywając rękę z jego uścisku.

Prychnął.

- Psycholog? Poważnie? Przecież wiesz, że oni i tak tego nie rozumieją. - chciałam odejść, ale raz jeszcze mnie złapał. Odwróciłam się gwałtownie i ponownie wyrwałam mu swoją rękę. - Wiem, co mówię. Jestem świrem, ale wiem, co mówię.

Podniosłam lekko brew i delikatnie uniosłam jeden kącik ust na jego słowa. Po chwili do niego również doszedł bezsens tego zdania i krótko się zaśmiał.

- Naprawdę wiem, co mówię. - powiedział, kiedy trochę spoważniał.

- Oczywiście, że wiesz. - znów się odwróciłam, lecz złapał moją rękę po raz trzeci. - Wcześniej tego nie zrobiłam, ale teraz poproszę. Puść mnie i idź tam, skąd wypełzłeś.

- Nie pójdę. Tu nie chodzi o ciebie. To ja chcę porozmawiać. - spojrzałam na niego badawczo. - Uwierz, że też to widzę.

Nie miałam całkowitej pewności, ale postanowiłam mu uwierzyć.

- Nawet jeśli też coś widzisz, to idź porozmawiać sobie z kimś innym. Nie zawracaj głowy ludziom na terenie, na który nawet nie masz wstępu.

- Wow, ale jesteś wygadana.

- A ty uparty.

- Na terenie, na który wstęp mam załatwiony, bez tej cechy nie ma co żyć.

- Więc sobie tam idź i jakoś korzystniej spożytkuj tę cechę.

- Co widziałaś? - nie ustępował.

- Jezioro. Pasuje? Teraz sobie pójdziesz? - może nareszcie się go pozbędę.

Puścił mnie i zamyślił się na chwilę.

- Piękne jezioro otoczone bujnym lasem i kwiatami.

Oniemiałam. Skąd może o tym wiedzieć?

- Większość jezior tak wygląda. - otrząsnęłam się.

- Ale ty wiesz, że to jedno jest wyjątkowe, co nie? - nie odpowiadałam. - Nazywam się Alan Koterski. Przestałaś mnie w końcu olewać? - wystawił w moim kierunku dłoń. Bynajmniej nie zamierzałam zrobić tego samego. Cofnął dłoń i sięgnął nią do kieszeni. Znowu wysunął ją w moim kierunku, ale tym razem trzymał karteczkę. - To jest mój numer.

Patrzyłam na niego zdezorientowana. Na co mi jego numer?

- Sami decydujemy, co jest rzeczywistością. Ludzki mózg daje nam chociaż tyle luksusu. - uśmiechnął się z nie do końca jasnym wyrazem twarzy. Jakby kpiącym i smutnym.

- Podrywy pierwszego dnia i to jeszcze z kimś spoza szkoły? Masz tupet, dziewczyno. - usłyszałam młody damski głos i poczułam klepnięcie w plecy. Chłopak na siłę wcisnął mi swój numer do ręki i poszedł. - Ojej… Biedaczek się chyba zawstydził.

Dziewczyna wyszła zza moich pleców i stanęła przede mną. Była średniego wzrostu i miała długie, lekko kręcone kasztanowe włosy. Spojrzałam na karteczkę w mojej dłoni. I co ja mam niby z tym teraz zrobić?

- Hmm… Jeśli tego nie chcesz, to ja chętnie przywłaszczę. - wysunęła rękę w moją stronę, a ja szybko zacisnęłam dłoń w pięść i włożyłam skrawek papieru do jednej z kieszonek w marynarce. Odwróciłam się i prawie wpadłam na inną dziewczynę, podobnego wzrostu, co poprzednia, ale z jasnymi blond włosami i ściętą na krótko grzywką. Obie były z naszej szkoły, bo miały na sobie mundurki. - Ania, nie stój tam jak słup soli. - okrążyła mnie i znów stała przede mną. - Nazywam się Sylwia Kalasz. - zrobiła znak salutu. - A to jest Ania Jaskier. - wskazała na blondynkę. - Miło cię poznać.

- Mów za siebie. - wyszeptała pod nosem jej towarzyszka.

Czułam się tak, jakbym oglądała żeńską wersję Joshuy. Nie zwracając na nie więcej uwagi, ruszyłam w kierunku akademika.

Słyszałam kroki idące za mną.

- Chwila moment. Ty jesteś Monsun, nie? - żeńska wersja Joshuy podbiegła i szła równo ze mną. - Tak! To ty jesteś ta Nikola. Co by twoi rodzice powiedzieli, gdyby zobaczyli tę akcję z tym chłopakiem. - teraz szła tyłem przede mną. - Wyobraź sobie te wszystkie tabloidy i nagłówki mówiące o miłości dziedziczki Monsunów.

- Chcesz mnie tym zastraszyć, panno Kalasz? - odpowiedziałam jej bezbarwnym głosem.

- Oj, proszę, mów mi po imieniu.

- Nie marnuj tak łatwo swoich próśb.

Uśmiechnęła się szeroko.

- Akurat ta była wysokiej wagi. Nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebyśmy się z tobą zaprzyjaźniły, prawda?

- Będę miała.

- No to świetnie! - klasnęła w dłonie. - I tak nie masz tutaj prawa wyboru. - mrugnęła do mnie.

Przyspieszyłam i wyminęłam ją. Ignorowałam jej dalsze wywody i nareszcie doszłam do holu naszego akademika.

- Nikoola!

Bo przecież jak nie kopia, to oryginał.

- Słucham. - odpowiedziałam Joshule.

- Hello, my dear. - powiedział, kłaniając mi się ostentacyjnie. Widocznie nawet ceremonia rozpoczęcia roku szkolnego nie ma dla niego większego znaczenia, bo jego mundurek nie był bynajmniej założony przepisowo. Cały Joshua i jego typowo, luzacko założony krawat, rozpięta marynarka i podwinięte rękawy koszuli. - Doszły do ciebie wieści?

Mogłabym przysiąc, że zobaczyłam błysk w jego oczach.

- Jakie wieści? - zapytałam niezainteresowana.

- Nie słyszałaś? - dołączył do rozmowy nowy głos.

Spojrzałam za Joshuę i zobaczyłam mojego dobrze znanego, najlepszego przyjaciela. Już trochę minęło, odkąd ostatni raz go widziałam, więc od razu zauważyłam, że jego blond włosy nieco urosły. Teraz niemal sięgały mu połowy karku.

- Gabrijel. - uśmiechnęłam się szeroko, a on odwzajemnił uśmiech.

- Błee… Niech nasze młode narzeczeństwo się uspokoi, bo w innym wypadku będziecie pierwszymi, którzy zobaczą złą stronę mej osoby. - Joshua zaczął imitować wymioty.

Narzeczeństwo.

Uśmiech znikł z mojej twarzy, a Gabrijel to zauważył.

- Szybko ode mnie uciekliście. - powiedział poważnym tonem Aleksandr, który właśnie do nas dołączył i założył ręce na krzyż. - Cześć. - odezwał się w moją stronę i uśmiechnął się.

- Witaj. - odpowiedziałam.

Nawet nasz zamknięty krąg musi zachować tę fałszywość. Wspólna tajemnica od wieków i równie stare maniery dławiące nasze życie towarzyskie.

Joshua leniwie się wyprostował.

- Masz szczęście, że przyszedłeś dopiero teraz. Minęło cię mdłe widowisko z udziałem twojego brata.

W złotawych oczach Gabrijela pojawił się gniew.

- Zazdrość cię zżera, Joshua? Nie szykanuj mnie za to, że sam nie masz narzeczonej.

- Ha! Nie mam jeszcze narzeczonej, bo musi być nią tylko jedna.

- Wybaczcie, że wam przerywam. - musiałam to uciąć, nim doszłoby do wojny. - Aleksandr, możesz mnie oświecić, o czym nie wiem?

Joshua wzruszył ramionami, lecz Gabrijel dalej był widocznie zdenerwowany.

- Pewnie. - powiedział Aleksandr i położył dłoń na ramieniu Gabrijela, przez co ten się opanował. - Zwołali dzisiaj spotkanie Czwórki Prezydentów.

Otworzyłam szerzej oczy, ale chłopak nie przestawał mówić.

- Dowiedzieliśmy się o tym rano. Najwidoczniej Fantom podjął tę decyzję w pośpiechu. Zastanawialiśmy się z Gabrijelem, jaki może być powód. Później natknęliśmy się na Joshuę. - wskazał ruchem głowy szatyna.

Spojrzałam na niego.

- Moja reakcja nie była zbyt różna od tej twojej, słońce. Nie mam bladego pojęcia, po co ci dziadkowie znów otworzyli swoje kółeczko wzajemnej adoracji.

Po wypowiedzeniu tej kwestii znów nonszalancko wzruszył ramionami, a potem spojrzał gdzieś za plecy Aleksandra. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam Sandrę w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Przez chwilę o czymś rozmawiali i chłopak spojrzał w naszą stronę. Wymieniliśmy spojrzenia i znów szepnął coś do Sandry, która poszła za nim i znikli nam z oczu.

Spojrzałam na Joshuę, ale był już zajęty rozmową.

- … naprawdę mieli coś do gadania w tej sprawie, to już dawno wszyscy skończylibyśmy jako żarcie dla ich pupili. - powiedział Joshua z uśmiechem, ale reszta lekko spochmurniała.

- A nasuwa ci się jakiś inny powód? - powiedział Aleksandr i lekko potarł sobie dłonią kark.

Chciałam zapytać, o co chodzi, jednak nie zdążyłam, gdyż właśnie podchodziła do nas Mitsuru.

Kiedy ją widzę, jakoś automatycznie odechciewa mi się mówić.

- O czym tu konspirujecie? - zapytała bezceremonialnie.

Aleksandr najwidoczniej nie zwrócił uwagi na jej zachowanie.

- Czwórka Prezydentów ma dzisiaj spotkanie. - odpowiedział.

- No i co z tego? Niech się spotykają, kiedy chcą. Mam gdzieś tę ich politykę.

Powiedziała, co miała powiedzieć, i poszła.

Joshua szturchnął mnie łokciem. Spojrzałam na niego pytająco. Wskazał podbródkiem na wyjście z męskiego dormitorium. Aleksandr i Gabrijel również to zauważyli.

Wszyscy w ciszy wpatrywaliśmy się w adoptowanego syna prezydenta, który szedł w asyście polskiego ministra spraw zagranicznych ku wyjściu.

- Niespotykany widok, nie sądzicie? - odezwał się Gabrijel. - Dalej zamierzasz go bronić, Joshua?

Spojrzałam na Joshuę, ciekawa jego odpowiedzi. Spojrzał na mnie.

- Jesteście dość podobni. - powiedział.

- Jesteś bezczelny. - wytknął mu Gabrijel.

Joshua uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Mógłby dać sobie z tym spokój. Wie, jak łatwo wpłynąć na uczucia Gabrijela.

Gabrijel spojrzał na mnie, machnął przepraszająco głową i odszedł. Aleksandr pożegnał się i poszedł za bratem.

- Naprawdę byłeś bezczelny. - powiedziałam do Joshuy.

- A ty naprawdę jesteś do niego podobna. - odpowiedział.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • katharina182 21.11.2016
    Zawiła historia;) ale takie są przynajmniej ciekawe. Później poczytam dalej. Tutaj zostawiam 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania