Próba Anioła - Uczucia (tom I) - Rozdział 5. cz. 1

13 wrzesień roku Pańskiego 785

 

To nie tak, że nie obchodzi mnie Jadwiga. Żywiłem jednak wielkie nadzieje na spotkanie z Elżbietą. Zawiodłem się, kiedy zobaczyłem tylko jedną z dziewcząt.

Czy ja naprawdę utraciłem najważniejsze więzi z czasów dzieciństwa?

Dlaczego nie ucieszyłem się widokiem Jadwigi po tak długim czasie?

Dlaczego nie zwróciłem należytej uwagi na to, jak bardzo zmieniła się wewnętrznie i zewnętrznie? Dlaczego nie zrozumiałem wtedy, a dopiero teraz, jak bardzo ryzykowała zdejmując swój czepiec i welon tylko po to, by pochwalić się swoimi włosami, sięgającymi teraz pasa?

 

Nie powinno mieć to teraz dla mnie takiego znaczenia. Złożyłem śluby.

Poza tym Elżbieta uciekła z klasztoru. Dwa lata po tym, jak do niego przybyła. Pogardziła naszą szansą na połowicznie normalne życie.

 

***

 

Nikola

 

Zakończenie lekcji jest niczym cudowny rarytas, przepełniający słodyczą wszystko wokół. W momencie, kiedy kończy się piątek popołudnie, człowiek zaczyna żyć ponownie, owładnięty myślą, że nareszcie poświęci trochę czasu dla swojej przyjemności.

Ogromna szkoda, że to ogromna bujda.

Szłam deptakiem w kierunku akademika. Było dość chłodno, więc od czasu do czasu przecierałam dłonie, by je ogrzać. Z przodu powoli wyłaniała się restauracja, a po prawej mijałam jezioro, które coraz częściej kreował mój umysł. Wydawało mi się okropnie smutne, jeśli można tak określić jezioro. Wszędzie wokół było widać oznaki życia: trawa poruszana przez wiatr, uczniowie chodzący po chodniku, ptaki lecące na niebie. Tylko ono jedno było nieugięte wobec wszystkiego, co chciało zakłócić jego stałość. Ta ogołocona z upływu czasu, nieruchoma tafla wody sprawiała, że czułam lekkie przerażenie, smutek i współczucie.

Poczułam wibracje dochodzące z mojej torebki.

- Nikoola! - usłyszałam z tyłu znajomy głos Sylwii, ale go zignorowałam.

Wyciągnęłam telefon i odczytałam SMS’a, którego przed chwilą odebrałam.

“Hej. Strzelam, że nie jesteś już w szkole. Znalazłem kilka ciekawych informacji i, jeśli mnie za nic nie pozwiesz, mogę się nimi podzielić~ A, i jeśli nic nie odpiszesz, prześlę MMS’a, za którego będę potem chciał rekompensatę~ Pieniążki rzecz święta, c’nie? xD”.

- Heej! Co ty, niedosłysząca?! - wydarła mi się do ucha zadyszana Sylwia, która właśnie do mnie dobiegła. Spojrzała na telefon i wyrwała mi go z ręki. Pomachała nim na boki. - TO jest uzależnienie. To się leczy. - wzruszyłam ramionami, na co tamta się krzywo uśmiechnęła. - Za karę nie dostaniesz go do końca dnia.

- Ej, tak nie moż…

- To są też możliwości. - przerwała mi Ania, która spokojnie szła obok mnie.

- Tak, możliwości na zmarnowanie wartościowego weekendu. - odpowiedziała jej Sylwia, która powoli uspokajała oddech.

Zamachnęłam się, by odebrać telefon, ale Sylwia zgrabnie schowała go do swojej torby.

- Nie pozwalasz sobie za bardzo?

- Rany, dziewczyno, kilku godzin bez tej cegiełki wytrzymać nie umiesz?

- Owszem, nie potrafię. - odparłam zirytowana. - Możesz mi oddać moją “cegłę”?

- Oczywiście, że mogę, ale każda cząstka mojej dobroduszności wrzeszczy, że w głębi serca pragniesz, bym wybawiła cię od tego balastu. Czego sobie pani życzy na obiadek? - otworzyła drzwi restauracji, na którą dopiero teraz zwróciłam uwagę i weszła do środka.

Podążyłam za nią. Muszę zacząć skupiać się na otoczeniu, bo moje rozkojarzenie potrafiłoby udusić kosmonautę. Sylwia przysiadła się do stolika zajętego oczywiście przez Joshuę i Nataniela. Nie wiem, jakim cudem w tym stoliku są jeszcze niezajęte miejsca. Nie zdziwiłabym się, gdyby ta dziewczyna codziennie z rana rezerwowała sobie połowę wszystkich krzeseł w tym budynku.

- Hej. - powiedziałam, siadając przy stole.

- Cześć. - odpowiedział mi Nataniel, który już kończył posiłek.

- Ania, przyniosłabyś nam coś? Proooszę. Jak już tu siedzę, to nie chce mi się wstawać, a nie będziemy księżniczki zmuszać do samodzielności. Zresztą i tak masz ode mnie lepszą formę. - odezwała się Sylwia.

- Ty to wiesz, jak wykorzystać ludzi, co? - odpowiedziała sarkastycznie Ania. Sylwia uśmiechnęła się.

- Jesteś tak dobrą duszyczką, że wiedziałam, iż nie odmówisz. - Ania westchnęła i odeszła. Sylwia tymczasem spojrzała na Joshuę penetrującego sałatkę. - Joshua, co ty robisz?

- Ciii! - przyciszył ją szatyn. Powoli układał poszczególne składniki sałatki, tworząc coś w rodzaju wieży lub zamku. Najwidoczniej uznał, że uzyskał satysfakcjonujący efekt, bo się uśmiechnął. - A teraz uwaga, przypatrzcie się porządnie. Oblężenie! - z okrzykiem podniósł nieco widelec, by chwilę potem razić nim swoje dopiero co utworzone dzieło.

Zaniemówiłam. Jak on może robić z siebie takiego idiotę?

- Mam dość. Z tym debilem nie da się spokojnie przeżyć popołudnia. - powiedział Nataniel wstając od stołu i poszedł w kierunku wyjścia.

- Hej, Natan, zaplanowałem naszą drugą randkę! Ubierz coś ładnego! - oznajmił nam oraz całej kuchni i dopiero teraz na nas spojrzał. Jego oczy od razu przybrały wyraz przerażenia i niemalże walnął głową o stolik między swoimi dłońmi. - Wybaczcie mi, o panie. Gdybym tylko wiedział… Ubrałbym się stosowniej...

- Ja ci wybaczę, jeśli tylko dasz mi namiary na Nataniela. - odpowiedziała mu Sylwia.

Joshua spojrzał na nią badawczym wzrokiem, podniósł się i skrzyżował ręce.

- Ten mustang ma już jeźdźca. - machnął teatralnie ręką, jak gdyby chciał nas odgonić i ruszył w kierunku wyjścia. Nagle się zatrzymał. - Widzimy się później. - rzucił wywyższonym tonem przez ramię i wyszedł z restauracji z podniesionym podbródkiem. Jakie “później”?

- No i mam problem. - westchnęła Sylwia i oparła głowę na dłoniach. W tym samym momencie przyszła do nas Ania z naszym obiadem.

 

Sylwia machała sobie moim telefonem przed twarzą. Już od dobrych pięciu minut. Zirytowałam się.

- Oddasz mi go wreszcie? - syknęłam.

- Nie wiem. Zobaczę. - uśmiechnęła się do mnie i wstała. Razem z Anią wyszłyśmy za nią z restauracji, zostawiając talerze po zjedzonym obiedzie na stoliku. Już z daleka było widać małą, rzucającą się w oczy grupkę na dziedzińcu przed wejściem do akademika.

- Coś się stało? - zapytałam Aleksandra, kiedy dotarłyśmy do grupy.

- Joshua chce wyjść na miasto. - odpowiedział krótko, wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

- To my idziemy z wami! - zaklepała sobie miejsce Sylwia, wciągając w to przy okazji biedną Anię, którą chwyciła za rękę i podniosła w górę niczym zwycięzcy Mistrzostw EURO w piłce nożnej.

- Im nas więcej, tym weselej. - powiedział wniebowzięty Joshua, a ja najwidoczniej źle ukryłam swoją irytację, ponieważ wyszczerzył się jak debil, kiedy na mnie spojrzał. - Za niedługo powinien się pojawić nasz gość honorowy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • katharina182 21.11.2016
    Jednak czytam dalej:D Ciagle jest genialnie. Cos czuje, ze pochlone jeszcze jedna czesc:) Daje 5:*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania