Próba Anioła - Uczucia (tom I) - Rozdział 5. cz. 6
Nataniel
Chwyt za ramię, potem objęcie za szyję, zakrywając przy tym usta. Nie potraktował mnie delikatnie. Czy na pewno Albert przekazał im jaki jest plan? A może tylko ja zostałem poczęstowany tą słodko upieczoną ściemą? Śmierć w takim miejscu? Zacząłem się wyrywać. Mężczyzna wbił palce mocno w moje ramię, ciągnąć coraz bardziej to w głąb ciemnego zaułka. Może nie są ludźmi Alberta, a ja stałem się celem postronnych złodziejaszków? Do cholery!
Chcąc się wyswobodzić, zacząłem się szarpać. Wystraszony, zdecydowałem się zawołać o pomoc, co zaskutkowało bełkotem. Wszystko przez jego dłoń, którą trzymał na moich ustach. To co planowałem przekazać, wychodziło tylko jako niezrozumiały dźwięk.
Dawałem wszelkie oznaki swojego protestu, co do jego brutalnego zaciągania mnie niczym już gotowy worek ze zwłokami. Ponownie otworzyłem usta i ugryzłem go w palec.
- Pierdolony gówniarzu! - ryknął porywacz i syknął mi do ucha: - Co ty za pieprzony kabaret odstawiasz? Nie wczuwaj się tak. Cholernego Nicolasa Cage’a nie musisz odgrywać.
W tym momencie zdenerwowanie i jakiekolwiek wątpliwości, że coś może mi grozić odeszły. Dałem się mu zaciągnąć, tym razem aż za bardzo lekceważąc swoje zadanie, by uwiarygodnić “ściśle” zaplanowane porwanie. Teraz to poczułem się oburzony jego bezpośredniością z jaką się do mnie zwrócił. Śmieć, który czerpie zysk z tak odrażającego działania śmie mnie obrażać. Kiedy się ze mną zatrzymał, dalej stanowczo uciskał moją szyję swoim przedramieniem.
Minęła dobra minuta, a za moim ratunkiem ani śladu. Aż tak bardzo nie chcą zaryzykować życia dla mojej osoby? Pomyślałem o Eryku. Najwyraźniej byłem wyrodnym synem.
- Chyba będzie trzeba to… - nie dokończyłem. Dostałem mocnego kopa w zgięcie kolan i padłem. Po sekundzie mogłem poczuć swój własny brzuch wpychający się do żołądka. Odkaszlnąłem, czując, jakbym właśnie go wypluwał.
- No chyba tego nie przemyślałeś, debilu. - rzekł jeden do drugiego i pochylił się nade mną. Chwycił moje włosy w dłoń i odchylił moją głowę do tyłu. Miałem idealny widok na jego kominiarkę.
- To będzie tylko odrobinę boleć. - dostrzegłem, jakby w okolicy jego ust zrobiło się wgłębienie w kominiarce. Mężczyzna się uśmiechnął. Usłyszałem świst i kątem oka spostrzegłem wyciągnięty scyzoryk. Z niesamowitą precyzją i szybkością zrobił mi nim, ciągnącą się w górę, ranę ciętą na ramieniu.
- Ghaa…! - Uzewnętrzniałem swój ból, czując jedynie to dobrze znane uczucie kreowania się właśnie nowej to blizny. Zacząłem wdychać powietrze przez zaciśnięte zęby. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Ktoś zaczął zmierzać w naszą stronę.
- Zostawcie go! - krzyknął Eryk, trzymając spluwę w dłoniach. Poruszał się ostrożnie, próbując do mnie dojść.
Kiedy mężczyzna uświadomił sobie, że wciąż trzyma mnie za włosy. Nie miał wyjścia. Zostałem uprzejmie za nie pociągnięty, zmuszając mnie do powstania. Porywacz ponownie zakleszczył moją szyję i przyłożył mi do skroni lufę pistoletu. Zadygotałem. Zimny metal, który odczułem na skórze wydawał się tak dobrze znajomy i dalej budził we mnie odruchy wymiotne.
- Nie podchodź, bo inaczej ten dzieciak dorobi się jeszcze jednej dziurki! - ostrzegł ten, który mnie trzymał.
- Nikola! Stój! - Usłyszałem kobiecy głos, który, jak się okazało, należał do Sandry.
Obie dziewczyny dały się złapać.
- Uciekajcie stąd! Tu jest niebezpiecznie! - Mój ochroniarz szybko poinformował licealistki, chcąc zapobiec katastrofie.
Kiedy Nikola znalazła się w centrum tej pułapki momentalnie znikła mi z oczu, a przed nią pojawiła się Sandra. Zobaczyła dwóch typów z pistoletami i osłoniła przed jednym z nich, skierowanym w ich stronę, dziedziczkę fortuny Monsunów.
Błąd.
Za nimi pojawił się trzeci opryszek i pochwycił Nikolę. Wykorzystałem oszołomienie dziewczyn i odebrałem od swojego wspólnika scyzoryk, którym jeszcze wcześniej zranił moją rękę. Odpłaciłem się pięknym za nadobne. Wbiłem w jego rękę, którą mnie trzymał, mały nożyk. Chyba nie spodziewał się aż takiej rany, bo wydał się z siebie niespodziewanie nieudawany krzyk bólu. Puścił mnie, jak było w planach.
- Nataniel! Uciekaj! - Rozkazał mi Eryk, a ja nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem w odwrotną do nich stronę, szukając wyjścia. Pościgu się już nie spodziewałem. Po kilku minutach, oparłem się o jeden z budynków i osunąłem się w dół. Spojrzałem na rękę, która krwawiła coraz bardziej.
- Cholera… - zacisnąłem zęby, kurczowo się za nią trzymając. Dam im pół godziny, potem dokończę swoje zadanie i zadzwonię po policję...
Komentarze (7)
Rozdział po prostu super. Biedny ten Nathaniel.
Bardzo fajnie wszystko opisałaś. Jestem ciekawa co będzie dalej.
Życzę dużo weny do pisania bo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Czuję niedosyt; )
Pozdrawiam serdecznie i czekam bo ciąg dalszy.
Ocena chyba oczywista... piątencja;)
Kolejny rozdział jest już napisany. Jak tylko znajdę czas, to wstawię. I nie zapomnę oczywiście zerknąć do Ciebie i nadrobić zaległości.
No i przepraszam za tak późną odpowiedź. W każdym razie zdecydowanie nie zapomniałam o tej stronie xD
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania