Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [31]

https://www.youtube.com/watch?v=m54WNWCUAE8

 

– Proszę pani, kto będzie na nocce? – pytam, gdy pielęgniarka akurat spogląda w moją stronę.

– Dobrze wiesz, kto – mruga do mnie, uśmiechając się. Przez chwilę nie rozumiem, o co jej chodzi, ale szybko orientuję się, że miała na myśli pana Roberta. Cholera, oby nie rzucała mi takich sugestywnych spojrzeń w jego towarzystwie, bo spalę się ze wstydu.

– I ktoś jeszcze? – dodaję.

– Tego już nie mogę zdradzić.

Wzdycham i wracam do jedzenia. Grzebię widelcem w rybie, przyklepuję ziemniaki, jeszcze bardziej rozdrabniam brokuły. Odwlekam to, co nieuniknione. W końcu nabijam mały kawałek mięsa i biorę go do ust. Dokładnie przeżuwam, tworząc w ustach jednolitą papkę i połykam. Dobrze pogryzione jedzenie szybciej się przetrawi i prędzej zniknie z mojego organizmu. To ważne. Mimo że kalorie, tak czy owak, przyswajają się już w jamie ustnej.

– Jutro niedziela, nie? – rzuca Luiza. Przytakuję, żując tym razem ziemniaki. Są trochę surowe. A koperek włazi mi między zęby.

– Potem poniedziałek, wtorek, środa... I tak minie mi drugi tydzień, jak tu jestem. Czternaście dni. Czyli zostanie jeszcze siedemdziesiąt.

– Na pewno wyjdziesz szybciej. Przytyjesz i wyjdziesz.

– W poniedziałek rano jest ważenie, więc zobaczę, ile jeszcze mi zostało do wypisu. Dopiero od czterdziestu siedmiu mogę wyjść. Od czterdziestu dwóch przepustka, ale… Nie mam nikogo bliskiego, więc cóż, przepadnie mi to.

– A twoja mama? Nigdy o niej nie mówiłaś.

– Umarła. Dla mnie. Nic dla niej nie znaczę, ale vice versa.

– Może, mimo wszystko, warto się z nią skontaktować? Wiesz, gdzie mieszka?

– Dziewczyny, nie rozmawiamy, tylko jemy – przerywa nam pielęgniarka.

Wywracamy oczami, ale do końca posiłku nie odzywamy się już ani słowem. Po obiedzie idziemy na salę, gdzie Luiza ponawia swoje pytanie.

– Nie wiem. Babcia nigdy mi o niej nie opowiadała. A ja sama nie chciałam pytać – wzruszam ramionami. – Wiem tylko tyle, że oddała mnie do adopcji i pracowała w kartelu narkotykowym. Czuję do niej żal, nie nienawiść.

– Mam pomysł. Ale potrzebny nam komputer.

– O piętnastej sala komputerowa będzie otwarta. Co to za pomysł?

– Zobaczysz.

 

***

 

Przysuwam krzesło, żeby dokładniej widzieć monitor. Iza klika ikonkę przeglądarki i wybiera wyszukiwarkę. Odwraca się do mnie.

– Jak nazywa się twoja mama?

– Agnieszka Wilga. Ale mogła zmienić nazwisko. Pewnie znalazła sobie jakiegoś faceta.

Dziewczyna pisze coś szybko na klawiaturze i wciska „enter”. Otwiera się spis stron internetowych, zawierających imię i nazwisko mojej matki. Po kilku minutach rolowania w dół, Luiza wykrzykuje podekscytowana:

– Jest! Profil na portalu społecznościowym.

– I co z tego?

– Ala. Jeśli to ona, będziemy mogły się dowiedzieć gdzie mieszka, albo nawet jaki ma numer telefonu.

– Wątpię, że to coś da.

– Nie marudź – Luiza wchodzi w link i chwilę potem widzimy stronę w pełnej okazałości. Zdjęcie profilowe, tło, wydarzenia z życia i inne internetowe bzdury. Przyglądam się temu obojętnie.

– Jest do ciebie podobna. To musi być twoja mama.

– Nie… – stwierdzam, chociaż też zauważyłam pewne podobieństwo. Nie chcę się do tego przyznać na głos. A co, jeśli to naprawdę jest moja matka? Co wtedy? Mam dowiedzieć się, gdzie mieszka i tak po prostu tam pojechać? Powiedzieć w progu: „Hej, to ja, twoja córka, którą oddałaś”?

Iza klika zdjęcie profilowe. Spoglądam w piksele oczu swojej, być może, rodzicielki. Jest uśmiechnięta. Szczęśliwa. Beze mnie.

– To nie ma sensu, Iza. Ona pewnie zapomniała, że w ogóle miała córkę.

– Nie da się zapomnieć o kimś takim, jak ty... Powinnaś chociaż spróbować się z nią skontaktować. Każdy potrzebuje mamy.

– Dobra, możemy sprawdzić. Ale nie będę sobie nic obiecywać.

Luiza patrzy na monitor.

– Mieszka we Wrocławiu. To nie tak daleko.

– Jak zamierzasz się tam wyrwać?

– Przepustka?

– Nie mam prawnego opiekuna.

– Wcale nie musisz mieć. Wystarczy, że sąd uzna cię za dorosłą.

– Daj spokój. Mam siedemnaście lat, anoreksję, straciłam babcię i przebywam w szpitalu psychiatrycznym. Jedyne, co jeszcze mam, to czarny kot. Nic więcej. Gdybyś była sędzią, uznałabyś kogoś takiego? Bo ja nie.

– Potem nad tym pomyślimy.

– Ala, leki – pani Wiktoria staje w progu sali komputerowej.

– Chyba nie mam leków na popołudnie.

– Teraz masz. Nastąpiły drobne zmiany w twojej karcie.

Wstaję z krzesła i idę do dyżurki. Tam pielęgniarka daje mi kieliszek z małą, białą tabletką.

– Co to?

– Coś na uspokojenie.

– To przez to, że byłam w pasach?

– Nie wiem, Ala, musiałabyś spytać swojego lekarza.

Połykam tabletki, popijając wodą, którą kobieta nalewa do kieliszka z czajnika.

– Pojutrze rano masz ważenie – mówi, bardziej stwierdzając, niż zadając pytanie.

Przytakuję.

– Nie chcę tyć, ale wiem, że jeśli nie przytyję, to nie wyjdę. Tylko, że mam świadomość, że jeżeli wyjdę, to będę robić to samo. Cały czas.

– Mów prawdę.

– Komu?

– Nam. Pani psycholog. Lekarzowi. Nie wypuścimy cię chorej. Ale jeśli uparcie będziesz ukrywać, co naprawdę czujesz i myślisz, to nikt z nas nic nie zdziała. Musisz się otworzyć, choć na początku jest cholernie trudno.

– Nie wiem, czego chcę. Nie wiem, jak postąpić.

– Po pierwsze, nie buduj sobie sztucznej presji. I nie traktuj tego, co ci mówię, jako presję, że musisz wyzdrowieć. Rób wszystko w swoim tempie, bez pośpiechu – oznajmia, a potem dodaje – Leć na salę, bo muszę rozdać resztę leków.

Rzucam pielęgniarce ostatnie spojrzenie, mijam się z Jankiem w progu pomieszczenia i wracam na komputerową. Luizy jednak tam nie ma, więc idę do pokoju. Widzę ją i Michała. Rozmawiają. Podchodzę do nich.

– Hej. Poznaliście się już?

– Michał mówił, że zostałaś dilerem – śmieje się Luiza.

– Bez przesady. To tylko jeden psychotrop – na mojej twarzy mimowolnie pojawia się lekki uśmiech. Siadam obok dziewczyny na łóżku. – Dziś na nocce będzie pan Robert.

– Ale super. I kto jeszcze?

– Tego nie wiem, ale oby nie Tamara.

– Tamara? – Michał robi grymas, który ma chyba oznaczać, że nie wie, o co chodzi.

– Taka wredna pielęgniarka. Czarnowłosa, niska, brzydka, gruba – wymieniam. – Lepiej jej unikać, wierz mi.

– Jutro mam EKG i morfologię – oznajmia Luiza. – A wy? Jakieś badania?

– Ja mam ciśnienie – odzywa się Michał. Ja milczę. Z tego, co wiem, nie mam żadnych dodatkowych badań. Jestem wpisana tylko na poniedziałkowe i bodajże piątkowe, albo czwartkowe, ważenie. Nie wiem dokładnie, nie orientuję się w tych oddziałowych notatkach. Ogarniam tylko jadłospis, pory posiłków i rozdawania leków.

– Po co EKG? – zwracam się do Izy.

– Sama nie wiem. Chyba zawsze w przeciągu pierwszych kilku dni od przyjęcia ma się te wszystkie badania. Są obowiązkowe, czy coś. EKG, EEG, morfologia, ciśnienie, i tak dalej. Nie wywiniesz się.

– Czuję się jak w więzieniu – wzdycham – Tylko tam rzadziej jedzą.

W rozmowę wcina nam się dźwięk dzwonka. Nie jest to sygnał dochodzący z telefonu, lecz odgłos czegoś, co znajduje się na ścianie obok drzwi prowadzących na oddział. Ktoś, kto przychodzi na odwiedziny, wciska dzwonek i wtedy pielęgniarz lub pielęgniarka, słysząc charakterystyczny dźwięk, idą mu otworzyć. Niezły ktoś miał pomysł.

Idziemy wyjrzeć na korytarz. Przy wejściu zauważamy dziewczynę w wytartych, jasnych dżinsach i czarnej, skórzanej kurtce. Ma długie, proste, jasnobrązowe włosy. Nosi okulary. Towarzyszy jej dwójka mężczyzn. Widzimy, prawdopodobnie nową koleżankę z oddziału, tylko chwilę, bo znika za drzwiami gabinetu zabiegowego, czyli dyżurki.

– Kolejna nowa twarz. Ciekawe, czym podpadła – mówię.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Canulas 24.08.2017
    Kurde, jak tylko znajdę wolną chwilę i pokończę inne, to na pewno Twoje teksty przeczytam. Tak tylko sygnalizuję, bo dane mi było wpaść na kilka fragmentów i (że tak powiem) zrobiły robotę.
  • Drżączka 24.08.2017
    Mam nadzieję, że moje Przekleństwa Cię nie zawiodą ;)
  • Little Brunette 24.08.2017
    Genialnie jak zwykle :) Czekam na więcej :)
  • Little Brunette 24.08.2017
    Daję 5
  • Drżączka 24.08.2017
    Dzięki :)
  • Pasja 24.08.2017
    Czy to jej matka. Fajnie, że dziewczyny razem kumulują. Coraz bardziej zacieśnia się między nimi więź. I chyba dobrze. Fajna część, bo taka lekka i w innej atmosferze.Pozdrawiam 5
  • Drżączka 24.08.2017
    Dziękuję za ocenę i komentarz, również pozdrawiam ♥
  • Tanaris 25.08.2017
    Bardzo przyjemnie się czyta myśli i dialogi. 5 :)
  • Drżączka 25.08.2017
    Cieszę się :)
  • KarolaKorman 25.08.2017
    A ja byłam zdziwiona tą matką, myślałam, że Alicja jest z babcią i poza nią nie ma nikogo innego bliskiego na tym świecie. Tak mocno mi to zasugerowała wiecznym powtarzaniem, że pozostał jej tylko kot, że jej uwierzyłam :) Naiwna ze mnie istota :)
  • Drżączka 25.08.2017
    Może i matka istnieje, żyje, ale czy jest dla Alicji bliska? To się jeszcze okaże :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania