Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [9]

https://www.youtube.com/watch?v=8RhAP0fG2y0

 

Czekamy pod gabinetem psychiatry. Naprzeciwko znajduje się także pokój psychologa oraz wejścia na dwa oddziały zamknięte dla dorosłych. Jeden jest z pododdziałem wzmożonego nadzoru psychicznego.

Obok nas siedzi tylko matka z małym dzieckiem na kolanach, nikt poza tym. Ze stresu wydrapuję sobie skórki przy paznokciach.

– Wilga – wywołuje lekarz. Podnoszę się z krzesła i razem z babcią wchodzimy do gabinetu. Zajmujemy dwa fotele, które stoją przy dosyć pokaźnym biurku.

– No, więc w czym leży problem?

Nie odzywam się.

– Ona prawie w ogóle nie je. Ostatnio zemdlała przez to w szkole.

Nadal milczę.

– Długo to trwa? – pyta lekarz, zapisując coś na komputerze.

– Rok - mówię wreszcie. – Rok temu zaczęłam się odchudzać. Ważyłam wtedy sześćdziesiąt pięć kilogramów.

– Ile teraz ważysz?

– Czterdzieści. I mam metr sześćdziesiąt cztery wzrostu.

– Dobrze, rozumiem. Dlaczego nie jesz? Co czujesz, jedząc?

– Słyszę głosy – przyznaję się. – No, to nie są do końca głosy, ale takie jakby impulsy, podświadomość, czy coś. I one tak trochę każą mi robić różne rzeczy. A przynajmniej proponują, bym je robiła.

– Na przykład proponują, by nie jeść?

– Między innymi. Ale głównie tak.

Dźwięk szybkiego klikania po klawiaturze dudni mi w uszach.

– Ja nie wiem już, co mam robić. Jak jej pomóc. Przecież nigdy nie kazałam jej jeść za dużo! – czuję, że babcia za chwilę się rozpłacze. Jak ja nienawidzę, gdy ludzie wokół mnie płaczą. Nie wiem wtedy, jak się zachować. To niezręczne i głupie. Sama też nie lubię płakać.

– Pani wnuczka ma sporą niedowagę. Poza tym, niezbędna jest kuracja w szpitalu psychiatrycznym.

Co? W jakim szpitalu? Czemu?

– Dlaczego? – pytam.

– Objawy, o których mówisz, prawdopodobnie są objawami anoreksji. Musisz bezzwłocznie zostać poddana leczeniu i unormowaniu, a potem, jeśli nadal będzie źle, możliwe, że zostaniesz skierowana do specjalnego ośrodka leczenia zaburzeń odżywiania.

Nie wiem, co powiedzieć.

– Kiedy mam ją tam zawieźć? – mówi babcia. Czy ona naprawdę chce mnie zostawić w jakimś szpitalu?

– Jak najprędzej. Skierowanie wyznaczę na środę.

– Dlaczego tak szybko? – jestem zaskoczona.

– Twój stan jest poważny. Liczy się każdy dzień. Na oddziale lekarz prowadzący ustali ci jadłospis, będziesz jeść sześć posiłków dziennie, by uregulować organizm i przytyć, żeby wyjść ze stanu zagrożenia życia tak ogromną niedowagą. Poza tym raz w tygodniu będziesz mieć sesję z psychologiem. Resztę oddziałowych przyzwyczajeń poznasz już na miejscu.

– A jeśli nie zgodzę się na pobyt? Mam siedemnaście lat. Mogę się nie zgodzić.

– Anorektyczki i bulimiczki zazwyczaj zostają ubezwłasnowolnione dla ich dobra. Podobnie będzie w twoim przypadku.

Zaciskam pięści. Nie chcę tego. Nie chcę zostać zamknięta w obcym miejscu, musząc jeść sześć razy dziennie. To sześciokrotnie razy więcej, niż dotychczas. Cholera.

– Coś jeszcze, panie doktorze? – babcia łapie mnie za rękę, rozluźniając ją.

– Nie. Proszę, oto skierowanie – psychiatra podaje mojej babci dwustronnie zapisaną kartkę. Mój bilet do piekła.

Wychodzimy, a ja zaczynam płakać, mimo że obiecałam sobie, że już nigdy tego nie zrobię. Nie wytrzymuję. Mam dość.

– Nie mam na to wpływu, Alu. Jednak nawet, gdybym miała, nie zaprotestowałabym. Musisz tam iść. Tam ci pomogą. Rozumiesz, że jesteś chora?

– Nie jestem chora. Chcę być szczupła, to chyba dobrze?

– Wyglądasz jak zjawa, a nie ktoś szczupły. Jesteś przeraźliwie chuda. Wygłodzona.

Nic nie mówię.

Istnieje chyba tylko jeden plus tego, że idę do szpitala psychiatrycznego - to, że już nie będę musiała użerać się z Leną, Wiktorią i innymi dziewczynami z mojej klasy. Z chłopakami też nie.

Wzdycham.

– Babciu, idę dziś na imprezę do koleżanki.

– To świetnie! Do której?

– Do Leny.

– Nigdy jej nie widziałam. Dobrze się uczy? Jak wygląda? Długo się znacie?

– W sumie to od soboty. Przyszła wtedy pod nasz blok i zaprosiła mnie na tę zabawę. Jest całkiem okej, chyba. Zresztą, przekonam się.

W rzeczywistości, wcale nie mam zamiaru iść na tę domówkę do Leny. Poszwendam się po dworze do późnej nocy i powiem babci, że zjadłam trochę czipsów, prażynek i dwa kawałki pizzy. Odpuści mi kolację.

Przechodzimy przez ulicę, gdy nagle zza rogu wyjeżdża samochód. Jedzie bardzo szybko, babcia odpycha mnie do przodu. Słyszę pisk opon, odwracam się. Widzę krew. Z szoku tracę przytomność.

 

 

Znowu to samo - budzę się, otwieram oczy, słyszę pikanie maszyny do monitorowania funkcji życiowych. Rozglądam się wokół i kolejny raz widzę szpitalne łóżka, odgrodzone parawanami - jednak teraz nie wszystkie są puste. Na jednym z nich, obok mnie, za odsuniętym parawanem, leży moja babcia, podłączona do kilku rurek, z maską tlenową na twarzy.

Jestem podłączona do kroplówki. Przeklinam pod nosem i wstaję, chcąc podejść do kozetki obok. Celowo się potykam i czuję okropny ból w dłoni - wyrwałam wenflon. Rurka od kroplówki robi się czerwona. Krzyczę.

W mgnieniu oka przybiega pielęgniarka, potem woła drugą, która przynosi duży plaster, watę, bandaże i inne takie rzeczy.

Wyłączają kroplówkę, po czym do końca wyciągają mi rurkę z żyły. Jedna z nich szepcze, że na szczęście nie rozerwałam sobie ręki i nie wygląda to tak źle. Szkoda. Zakładają mi plaster, bandażują dłoń, w której miałam wkłucie i pilnują, bym położyła się z powrotem na łóżku.

– Co z moją babcią? – pytam, wskazując na leżącą pod respiratorem kobietę.

Pielęgniarki spoglądają po sobie znacząco.

– Musisz spytać lekarza. O czternastej będzie wizyta – stwierdza jedna z nich. Odchodzą do swoich spraw, do innych pacjentów, na innych salach.

Po moich policzkach spływają łzy. Mam ochotę się porzygać z tej swojej słabości. Nie dość, że leżę teraz w jednym szpitalu, to pojutrze idę do drugiego. Wprost cudownie. A miałam jeszcze tyle planów. Nie tylko na dziś, ale jeszcze najbliższe dwa, trzy tygodnie.

I jeszcze babcia. Mam nadzieję, że nic jej nie jest.

Zauważam zegar, który wisi na jednej ze ścian - nad wyjściem z sali. Trzynasta trzydzieści siedem.

Zastanawiam się, na jakim oddziale jesteśmy, skoro leżymy tu razem. Na pewno nie na pediatrii. Może nadal pogotowie? Nie...

Odwracam się, by spojrzeć na babcię, ale jej tam nie ma. Zamykam oczy, ponownie je otwieram, ale nadal nie widzę tego, co widziałam przed kilkoma minutami. Co do cholery?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • blaackangel 29.07.2017
    Robi się bardzo ciekawie. Interesuje mnie sam koniec. Może jej dolegliwości to nie tylko anoreksja skoro widzi coś, a potem tego nie ma. A może jest aż tak osłabiona. Czekam na kolejną część :)
  • Tanaris 30.07.2017
    Koniec bardzo mnie zaciekawił. Coś nowego, innego i szybko lecę czytać dalej. 5 :)
  • KarolaKorman 30.07.2017
    Końcówka świetna :)
  • Alicja 30.07.2017
    Cieszę się, że dziewczyna w końcu przyznała się - i przed samą sobą i przed innymi. Zazdroszę jej odwagi i tego, że potrafiła powiedzieć o swoim problemie przy babci.
    Fajnie, że akcja toczy się szybko. Dzięki temu jest coraz ciekawiej. Końcówka mnie rozwaliła. Pozdrawiam :)
  • Marzycielka29 16.08.2017
    Wszystkie części, których nie komentowalam ocenilam na 5 i ta także. Bardzo lubię Twoj styl jest plynny, lekki.
  • Pasja 19.08.2017
    Tak wszystko delikatnie opisujesz i płyniesz. Widać, że choroba Alicji jest już zaawansowana i wymaga leczenia. Koniec wbił mnie doszczętnie. Czyżby to najgorsze? 5 Pozdrawiam
  • Tina12 23.08.2017
    Naprawdę robi się i ciekawie i strasznie. Czytając o tym odziele czułam się jakbym sama miała tam iść. Strasznie realne.
  • RubyCrystal 24.08.2017
    "– Nie mam na to wpływu, Nadziu. Jednak nawet, gdybym miała, nie zaprotestowałabym. Musisz tam iść. Tam ci pomogą. Rozumiesz, że jesteś chora?"
    Imię do poprawki :)

    Czasami człowiek ma wrażenie, że nad niektórymi znęca się los. Tak jest i w tym wypadku. Oby bohaterka czerpała z tego siłę na przyszłość, a nie ugięła się pod ciężarem trosk.
  • Elorence 29.08.2017
    Mamy chyba bardzo podobną playlistę :)
    "Chcę być szczupła" - tyle absurdu w tych kilka słowach, biorąc pod uwagę, jak ona się krzywdzi. Mam nadzieję, że z czasem wyjdzie z tego, chociaż podobno z anoreksji nie można się wyleczyć tak do końca.
  • Drżączka 29.08.2017
    Można się wyleczyć, ale potrzeba na to długich lat, nie miesięcy, czy dni. Trzeba wyleczyć zarówno ciało, jak i psychikę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania