Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [34]

– Ala, musisz zdawać sobie sprawę z tego, że w końcu będziesz musiała podjąć decyzję – oznajmia. – I to całkiem niedługo, jeżeli mam być szczery. Nikt nie trzyma cię tu siłą.

– Jak to nie? Przecież muszę przytyć. Zostałam ubezwłasnowolniona, do cholery – warczę, zdenerwowana. Jestem tak zmęczona i nieogarnięta, że przekleństwo w towarzystwie pielęgniarza przychodzi mi całkowicie naturalnie, niemalże odruchowo.

– Tak. Ale potem, jeśli nie zechcesz pomocy, nikt ci jej nie udzieli bez twojego przyzwolenia. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od ciebie, rozumiesz?

– Tu nie chodzi tylko o mnie… To znaczy, aktualnie martwię się o Michała – przyznaję. – Wiem, co pan o nim myśli, ale…

– To nie tak. Nie oceniam go, w końcu jest moim pacjentem. Po prostu spotkałem wiele takich dzieciaków i mam świadomość, że bliskie relacje z nimi mogą być niekorzystne… dla obu stron.

– Martwię się o niego, bo przeszedł te próby wątrobowe i strasznie się boję, co z tego wyniknie. Może nawet bardziej niż on sam.

– Wiesz, to z jednej strony dobrze.

To stwierdzenie ze strony pielęgniarza nieco mnie zaskakuje.

– Nie rozumiem.

– Jeśli zależy ci na ludziach, to już pierwszy krok w stronę tego, by zaczęło ci zależeć na samej sobie.

Przytakuję, mimo że na krótką chwilę przestaję kontaktować. Nie jestem w stanie wyłowić żadnego konkretnego słowa, z tego, co mówi. Zastanawiam się, czy powiedzieć o tym, co męczy mnie już od popołudnia, czy to przemilczeć. W końcu jednak się przełamuję.

– Proszę pana. Co mogą wykazać te badania, które miał Michał? Mogę wiedzieć? Proszę, tylko to.

– Ala… – w głosie pana Roberta pobrzmiewa zniecierpliwienie. Gdy już godzę się z „przegraną”, tudzież brakiem odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, mężczyzna dodaje:

– Próby wątrobowe to jedno z szeregu badań, mające wykazać, w jakim stanie jest wątroba danego pacjenta. Potem jest jeszcze codzienna morfologia.

– Co w najgorszym wypadku wykazują? – wymyka mi się.

– Ala – ten ton nakazuje mi sądzić, że w tym momencie jednak nieco przesadziłam. Zabrnęłam zbyt daleko.

– Przepraszam – mówię szybko.

– Jeśli coś będzie nie tak, Michał pewnie ci powie. Teraz… Spróbuj zasnąć, okej? Zadzwonię do lekarza, dostaniesz tabletkę. I weź w końcu przyznaj na wizycie, że nie śpisz w nocy, co? Ja idę.

Kiwam głową i czekam, aż pielęgniarz wyjdzie z pokoju. Kładę się z powrotem na łóżko, przykrywam kołdrą i odwracam w stronę okna. Rolety są zasłonięte, więc tak czy owak, nic nie widzę. A chciałabym. Chciałabym zobaczyć księżyc. Zamykam oczy.

 

***

 

– Wstajemy, śpiąca wiedźmo.

Nie reaguję. Poznaję ten głos. To Michał. Mam ochotę się z nim podroczyć jeszcze krótką chwilę.

– No nie każ mi czekać, Ala. Za pół godziny śniadanie.

Uśmiecham się z satysfakcją pod nosem. Dobrze, że tego nie widzi. Mam twarz ukrytą w poduszce.

– Wstawaj! – ściąga ze mnie kołdrę i wtedy nie wytrzymuję. Wybucham głośnym śmiechem i prawie spadam z łóżka.

– Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać – przyznaję, poprawiając włosy. – Bardzo źle wyglądam, że się tak gapisz?

– Nie… – mówi cicho, patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem, ale po chwili jakby wraca do rzeczywistości i dodaje – Nie, wyglądasz… Całkiem dobrze. Serio.

– Dzięki – odpowiadam, wstając. Sięgam do swojej torby z zamiarem wyjęcia jakichś czystych ciuchów. Znajduję granatową bluzę z bliżej nieokreślonym nadrukiem (niedziwne, kupiłam ją za złotówkę na wyprzedaży w lumpeksie) i sprane, przyduże dżinsy. W dodatku podziurawione. Czy podążam za trendem? Wbrew pozorom, nie. Po prostu któregoś razu, parę dobrych lat temu, straciłam równowagę na rampie, gdy jeździłam na rolkach. Albo wrotkach? Cholera wie. To było jeszcze wtedy, gdy kochałam jeść (bardzo niezdrowo jeść) i, o dziwo, miałam znajomych, więc, owszem, te spodnie są dosyć, powiedziałabym, wiekowe. No, po prostu stare. Ale mam do nich niemały sentyment, dlatego jeszcze nie wylądowały w kontenerze PCK. Może kiedyś oddam je swoim dzieciom? O ile będę mogła je mieć.

– Idę się przebrać – rzucam, wstaję i ruszam w stronę wyjścia z sali. Gdy jestem już na progu, nim wychodzę, zadaję pytanie – Kto jest dziś na dyżurze? Wiesz?

– Tama i Wiktoria, więc spoko.

– Pół na pół. Dostaniesz dziś wyniki?

Chłopak przytakuje, a ja wzdycham. Idę do łazienki. Tam przeglądam się w jedynym lustrze na oddziale, przeczesuję palcami skołtunione włosy i zaczynam żałować, że nie wzięłam ze sobą szczotki, albo chociaż grzebienia. Spoglądam na swoje tragiczne odbicie. Moje cienie pod oczami, zaschnięte usta i ziemista cera pozostawiają wiele do życzenia. Przemywam twarz lodowatą wodą, żeby trochę się rozbudzić. Nadal jestem senna, ale przyzwyczaiłam się do tego. Nigdy się nie wysypiam i nigdy nie jestem pełna energii. Nie tylko z samego rana.

– No i co ty robisz? – pytam samej siebie, ale nie uzyskuję odpowiedzi. Czego innego mogłam się spodziewać?

Odwracam się plecami do lustra i zdejmuję koszulkę, spodnie, bieliznę i zakładam czyste ubrania. Biorę ciuchy pod pachę i wracam do pokoju. Michała już nie ma, jest za to Luiza, która wreszcie zdecydowała się łaskawie obudzić i wstać.

– Wyspałaś się? – pytam dziewczyny, z nieskrywaną ironią.

– Niekoniecznie – przyznaje. – Śniło mi się, że byłam na kebabie, potem na pizzy, frytkach i lodach, a jeszcze pod koniec ktoś kupił mi trzy kubełki w KFC… Myślałam, że się porzygam przez sen. A ty? O której zasnęłaś?

– Nawet nie wiem. Znowu pan Robert do mnie przyszedł w nocy, bo nie umiałam zasnąć.

– No to ładnie.

– Weź. Gdzie Michał?

– Zawołali go na badanie krwi.

– Głodna?

– Jak zawsze.

 

***

 

Zerkam na zegarek. Gdy wskazówki szczęśliwie wskazują dziesiątą czterdzieści osiem, mogę wreszcie opuścić dyżurkę. Odsiadka zakończona sukcesem! Wnet przypominam sobie, że od rana nie rozmawiałam z Michałem. Może powinnam do niego pójść?

– Hej, mogę cię o coś spytać? – słyszę cichy głosik. Odwracam się i zauważam Sarę.

– Pewnie – mówię. – O co chodzi?

– Można samemu zadzwonić do lekarza, czy robią to tylko pielęgniarki?

– Tylko one. Ale do lekarza możesz pójść, bo tam jest gabinet – odpowiadam, wskazując jej drzwi opatrzone pozłacaną tabliczką, na końcu korytarza. – O ile twój lekarz prowadzący akurat nie przyjmuje w poradni na dole, czy coś.

– Aha, dzięki.

– Nie ma za co – uśmiecham się przyjaźnie, po czym omijam brunetkę i idę w kierunku pokoju chłopaków. Zatrzymuję się jednak przed drzwiami mojej sali, widząc coś niepokojącego. Michała, skulonego w ramionach Luizy. A mawiają, że chłopaki nie płaczą. Od razu nasuwa mi się czarna myśl, że coś musiało się stać.

– Iza? Michał? Co…

– Przeszczep – słaby głos dziewczyny uświadamia mnie w moich najgorszych obawach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pasja 27.08.2017
    U Alicji odzywają się uczucia i oznaki lęku o zdrowie Michała. A to już postęp. Koniec jest bardzo przygnębiający. Przeszczep wątroby to już sprawa poważna. Pozdrawiam 5
  • KarolaKorman 28.08.2017
    Smutna końcówka :( Takiej się zupełnie nie spodziewałam. Ala chyba miała przeczucie, że tak ją to nurtowało. 5 i do kolejnego :)
  • Tanaris 20.11.2017
    Nie wiem, ale jakoś gdzieś tam czułam, że właśnie tak się skończy. Smutne to wszystko. Leci 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania