Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [22]

https://www.youtube.com/watch?v=BDqj-ZBLJX4

 

Kończę jeść jabłko. Pokazuję ogryzek pielęgniarce i wyrzucam go do kosza, wypijając przed tym ostatni łyk wody.

– Tutaj mam numer – wyciągam karteczkę z kieszeni. Jedna z kobiet podaje mi telefon.

– Do kogo dzwonisz? – pyta.

– Do siostry – odpowiadam, biorąc do ręki komórkę. Wpisuję po kolei wszystkie cyfry i wciskam zieloną słuchawkę, przykładając telefon do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. Czwarty.

– Halo?

– Alicja? – ze słuchawki dobiega przestraszony, a jednocześnie podekscytowany szept. Słysząc znajomy głos, uśmiecham się i siadam na kozetce – To ty?

– Tak. Jak się czujesz?

– Beznadziejnie. Boję się, że on zaraz wpadnie w szał. Jest niesamowicie spokojny, ale... Zawsze tak było. Taka cisza przed burzą.

– Powiedziałam o tym komuś.

– Co? Jak to? Komu?

– Wiesz komu. Mówiłam ci.

– Pielęgniarzowi? Ale po co?

– Tak, jemu. Iza, nie mogę cię tak zostawić, dobrze o tym wiesz.

– Ala, to nic nie da. Proszę cię, zapomnij o tym wszystkim. Zapomnij nawet o mnie. On... On mnie zabije, jeśli tylko się dowie, że...

– I właśnie dlatego nie powinnam milczeć.

Nie odpowiada. Przez dłuższą chwilę słyszę tylko szum w słuchawce i zaczynam się niepokoić.

– Halo? Iza?

– Jestem. Po prostu już nie wiem, co mam ci powiedzieć, serio. Brakuje mi ciebie.

– Mi ciebie też. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym, żebyś tu była.

– Czekaj, ojciec idzie. Potem oddzwonię.

– Okej. Trzymaj się, pa – spoglądam wymownie na ekran telefonu i czuję ukłucie w sercu, widząc czerwoną słuchawkę i wyświetlający się czas połączenia. Odkładam telefon na biurko obok pielęgniarek i siadam z powrotem na kozetce. Rzucam okiem na lewy nadgarstek, na którym mam zegarek i odczytuję dziesiątą dwadzieścia siedem. Jeszcze parę minut i mogę wyjść.

– Jak tam, Ala? – odzywa się jedna z pielęgniarek. – Za ile kilogramów wychodzisz?

– Jeszcze nie wiem, chyba jutro będę rozmawiać z lekarzem, to się dowiem.

Reszta mojego „posiedzenia" mija w ciszy, kobiety obserwują, co dzieje się na monitorach i czasem patrzą w kierunku kozetki. Za dziesięć jedenasta opuszczam dyżurkę i wracam do pokoju, na swoje łóżko. Nie wiem, czy sięgnąć po książkę, czy bezcelowo pogapić się w okno. Może porysuję, napiszę jakiś wiersz? Albo pójdę spać, bo po tej nocy jestem cholernie zmęczona. Z drugiej strony, nie opłaca mi się kłaść. Do obiadu została niemalże godzina. Nie zdążę zamknąć oczu.

– Hej – podnoszę wzrok i zauważam Faustynę. Pierwszy raz mogę jej się przyjrzeć z bliska. Ma ciemny, długi warkocz, grzywkę ściętą na prosto i duże, niebieskie oczy. Jej źrenice są bardzo małe, tak jak Janka. – Jak masz na imię?

– Alicja.

– Wszystko będzie dobrze, prawda? – to pytanie nieco mnie zaskakuje. Odruchowo obracam się w stronę Julki, a ta szeptem mówi, że „ona tak zawsze".

– Jeśli o to zadbasz, to będzie dobrze – odpowiadam niepewnie. Faustyna przytakuje w zrozumieniu, mimo że mam wrażenie, że w ogóle mnie nie usłyszała, i odchodzi.

Wzdycham. Mija jedenasta czternaście.

 

***

 

Na obiedzie ktoś podsuwa mi pod talerz czerwoną kartkę w kształcie serca, z trochę koślawym napisem „dla Alicji”. Zaczynam się zastanawiać, od kogo to może być, ale szybko przypominam sobie, że Janek wczoraj robił laurkę dla mnie na zajęciach popołudniowych. Pielęgniarki rozmawiają, niezbyt zwracając uwagę na to, co robię, więc odkładam widelec, przerywając na moment spożywanie tego jakże smakowitego posiłku i ostrożnie odchylam stronę walentynki. W środku narysowana jest para – chłopiec i dziewczyna, którzy trzymają się za ręce. Żaden specjalnie wymagający szkic, zwyczajne patyczaki, jakie bazgrze się już w szkole podstawowej, czy nawet zerówce. Nad rysunkiem widnieje napis „Kocham Cię”, parę naklejek-serduszek i to tyle ze starań Janka. Zamykam kartkę i odkładam ją dalej na stół, napisem do dołu, żeby nikt za szybko nie zorientował się, że to „moje”. Wracam do jedzenia. Dzisiaj na obiad znowu ugotowali jakąś podeszwę, ale tym razem z ryby, jak poznaję po zapachu. Do tego surówka z selera i marchewki i dwie kule ziemniaków z koperkiem. Ohyda. Ponad osiemset kalorii. Tłustych, obrzydliwych kalorii. Chyba naprawdę tym razem się porzygam. Mogą dać mi sondę, mam to gdzieś. Spoglądam na innych, jak jedzą. Nie wiem czemu, ale lubię patrzeć na ludzi, którzy jedzą, chociaż mnie to obrzydza. Może dlatego to robię? Pieprzona masochistka ze mnie. Przypomina mi się, jak rok temu ważyłam jeszcze sześćdziesiąt pięć kilo, a potem schudłam jedenaście w trzy miesiące. I przypomina mi się, jak ciężko było mi schudnąć, ważąc pięćdziesiąt cztery kilo. Brakowało mi wtedy dziewięć kilogramów do ideału i jedynie cztery do znośnej perfekcji. Teraz nawet nie wiem, ile chciałabym ważyć. Nigdy nie będę wystarczająca. Nigdy nie będę na tyle głodna, by stwierdzić, że to już. Nigdy nie będę piękna.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 16.08.2017
    ,,zwyczajne patyczaki'' - ja też tak zawsze mówię o takich rysunkach :)
    Mam takie wrażenie, że w miejscu, które opisujesz każdy chciałby mieć kogoś bliskiego bardziej niż na zewnątrz. Ta potrzeba akceptacji, bliskości chyba pomaga przetrwać. Czekam na telefon od Izy :( Zostawiłam 5, pozdrawiam :)
  • Drżączka 16.08.2017
    O, tak, w takim miejscu potrzeba znalezienia sobie kogoś bliskiego, jakiegoś powiernika choćby najmniejszych tajemnic, jest o wiele większa niż na zewnątrz. Ale też łatwiej, wbrew pozorom, o osobę, która naprawdę Cię zrozumie. Bo szpital psychiatryczny, oddział, to miejsce, gdzie przebywają osoby z podobnymi problemami, przeżyciami, nawet myślami. Można poczuć się jak w... domu. Jak z rodziną. Zwłaszcza, jeśli nigdy nie miało się takiej prawdziwej, kochającej i pełnej.
    Dzięki za pięć :)
  • Kiermasz 16.08.2017
    Temat o anoreksji na opowi poruszała Julsia (opowiadanie) i Adelajda (w wierszach). Nie wiem czy jeszcze są na opowi, ale mogłabyś (gdybyś chciała) wesprzeć się ich doświadczeniem z tą chorobą (z tego co mi wiadomo obie się z niej leczyly). A takie obcowanie z człowiekiem dla pisarza bezcenne.
  • Drżączka 16.08.2017
    Wspieram się swoimi doświadczeniami i to mi starczy. Całe opowiadanie składa się tylko z tego, co sama przeżyłam i praktycznie tylko imiona i wygląd postaci, są zmienione, na potrzeby całości. Uwierz.
  • Kiermasz 16.08.2017
    To smutne. Miałem nadzieję że to.jednak fikcja literacka.
  • Drżączka 16.08.2017
    Niestety nie.
  • Pasja 20.08.2017
    Czy Luiza wydaje się spod tyrani ojca. Że szczególną perfekcją opisujesz te poszczególne wymiary. Przechodzisz płynnie i z taką starannością, że aż ci zazdroszczę. No i jakaś miłość platoniczna się wykluwa. Alicja dalej zaprząta głowę jedzeniem. Pozdrawiam 5
  • Tanaris 23.08.2017
    Kolejna bardzo dobra cześć. Martwi mnie Luiza i to, co może jej ojciec zrobić. 5 :=)
  • RubyCrystal 24.08.2017
    "– Nada, to nic nie da. Proszę cię, zapomnij o tym wszystkim."
    "Na obiedzie ktoś podsuwa mi pod talerz czerwoną kartkę w kształcie serca, z trochę koślawym napisem „dla Nadziei”."

    "Nigdy nie będę wystarczająca. Nigdy nie będę na tyle głodna, by stwierdzić, że to już. Nigdy nie będę piękna." - boleśnie, wzruszająco, ale pięknie to opisałaś. Gdybym nie wiedziała, w tym momencie byłabym pewna i nie potrzebowałabym zapewnień, że to Twoje własne doświadczenia.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania