Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Serce nie sługa cz.5
Na szczęście dla mnie, etap opalania na "rannego Indianina" miałem już za sobą. Po całym dniu spędzonym na plaży, moja skóra nabrała pięknego, złocistego koloru. Zadowolony z tego, co ujrzałem w lustrze po powrocie, z namysłem przejrzałem skromną garderobę i z dna torby, wygrzebałem ogniście czerwoną koszulkę polo i dżinsowe niebieskie bermudy. Odświeżyłem się, przebrałem i poszedłem na obiad. Jeszcze nie zdążyłem skosztować smakołyków, których nakładłem na talerz, gdy pojawiła się Maja i po chwili namysłu, bez pytania, zajęła miejsce naprzeciw mnie.
- Gdybym była tobą, to nie jadłabym tyle. Już i tak widać te kilka zbędnych kilogramów.
Z premedytacją nabrałem na widelec soczysty kawałek mięsa, z rozkoszą zatapiając w nim zęby. Był jednak chyba odrobinę zbyt soczysty, bo po brodzie pociekł mi strumyczek tłuszczu. Kobieta obserwowała z wyraźnym rozbawieniem, jak w pośpiechu usiłowałem obronić przed plamami moje "wyjściowe" ciuchy.
- Smaczne?
- A żebyś wiedziała!
- I potem rośnie, i rośnie pewna część ciała.
- Mojej pupie nie mam nic do zarzucenia - powiedziałem obrażonym tonem. - A jak ktoś woli wychudłe manekiny na ubrania, to jego osobista sprawa.
- To nie manekiny, tylko zgrabni i umięśnieni mężczyźni o cudownych, proporcjonalnych ciałach.
- Aha. - Tym razem ukroiłem sobie mniejszy kawałek. - A do snu będziecie liczyć wszystkie wystające żebra zamiast baranów.
- Szybciej pójdzie niż rachowanie dziurek na skórze od cellulitu.
- Paskuda z ciebie, ale i tak nie zepsujesz mi humoru. - Pomachałem jej przed nosem widelcem. - Po pierwsze, to ja kocham swoją pupę i wcale nie wydaje mi się, żeby jej coś brakowało...
- Ja mówiłam raczej o nadmiarze, a nie o braku.
- A po drugie - ciągnąłem niezrażony - co to za życie na jednym liściu sałaty dziennie?
Zakrztusiła się właśnie popijanym sokiem.
- To metafora - dodałem z satysfakcją, patrząc jak próbuje normalnie oddychać. - Jakbyś nie wiedziała...
- Za parę lat będą cię kopem przepychać przez drzwi i zobaczymy, co wtedy powiesz! I to nie jest metafora.
Wzruszyłem ramionami i z wyraźną przyjemnością wziąłem się za ogromny kawałek czekoladowego tortu. Był cudownie delikatny i tak pyszny, że aż rozpływał się w ustach. Musiałem mieć ciekawą minę, bo Maja spoglądała na mnie podejrzliwie i jakby z zazdrością.
- Chcesz kawałek?
Nie odpowiedziała, więc pomachałem jej przed nosem sporym kęsem na widelcu.
- No spróbuj sobie - zachęciłem. - Za to przez tydzień będziesz jadła nie cały, a pół liścia sałaty.
Prychnęła, ale nie odsunęła mojej dłoni. Widziałem jak wzrokiem śledzi ruch ciasta, a potem załamała się i przytrzymawszy moją rękę, zjadła go.
- I co?
- Faktycznie niezły. - Obróciła się i spojrzała na stół szwedzki, ustawiony w rogu jadalni. - Idę po swoją porcję.
Kiedy wróciła, ja już skończyłem jeść. W milczeniu przyglądałem się, jak pałaszuje dość spory trójkącik.
- Nie bardzo rozumiem. Naprawdę trzymasz tak restrykcyjną dietę?
- Po prostu zdrowo się odżywiam. Co w tym złego?
- No wiesz... Raczej kojarzy mi się z zakompleksionymi nastolatkami, którzy koniecznie chcą zrobić karierę modela lub wzbudzić podziw dziewczyn. Ale ty?
- Sprawia mi to przyjemność.
- Większą niż pyszny kawał czekoladowego ciasta lub wilgotna babeczka z czapeczką przesłodkiego kremu?
- Czekolada jest podobno substytutem seksu? - Posłała mi złośliwe spojrzenie. - Czyżby aż tak bardzo ci go brakowało?
- Nie wiem. - W zamyśleniu oblizałem łyżeczkę. - Zresztą jak może brakować czegoś, czego nigdy się nie próbowało...
Tym razem udało mi się ją ustrzelić. Zamarła z podniesioną ręką, a na jej twarzy odmalowało się tak potężne zdumienie, że o mało nie roześmiałem się w głos.
- No co? Zachowujesz się jakbyś zobaczyła ducha.
- Prawie. - Sięgnęła po kieliszek z wodą, nie spuszczając ze mnie zachłannego wzroku. - Usiłuję znaleźć powód, dla którego przystojny, seksowny chłopak, o dużym temperamencie, zachowuje się jak mnich z klasztoru. Zawód miłosny czy oziębłość seksualna?
- Taa... Każdy, który nie bzyka się na prawo i lewo, jest z pewnością nienormalny. - Zmusiłem się do sarkazmu, bo wciąż dźwięczały mi jeszcze w uszach wypowiedziane przez nią komplementy. - Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? I seksowny?
- No... Stosunkowo. Ach! Zapomniałem ci powiedzieć, że zapraszam cię dziś na przyjęcie w ogrodzie hotelowym. Tylko ubierz się w jakieś efektowne ciuszki, żebyś nie przyniósł mi wstydu. Pogłębimy naszą znajomość. - Mrugnęła do mnie okiem i wypiwszy jednym haustem to, co miała w kieliszku, wstała i wyszła, nie zważając na moją oburzoną, pełną pretensji minę.
"Stosunkowo"! Takie niewinne słówko, a tyle pogardy się za nim kryło. "Już ja ci pokażę stosunkowo" - pomyślałem buntowniczo, nakładając sobie na talerz jeszcze jeden kawałek ciasta. Po chwili miałem gotowy cały plan i udałem się na bardzo długi spacer po miasteczku. Do hotelu wróciłem późnym wieczorem. Było już po zachodzie słońca i na stole w salonie znalazłem dużą kartkę: "Czekam na ciebie na dole. Maja".
A czekaj, czekaj...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania