śladami 7.
SIOSTRA
Moc. Wielka siła. Zodiakalna waga. Elegancka. Pracowita. Niezły styl. Zdolna. Piękna.
Byłam w dzieciństwie o nią zazdrosna i to mocno. Kochałam tatusia, a dla niego siostra była najpiękniejsza, najzdolniejsza i najbardziej pracowita. To dla niej sprzedał krowę, by ukochana córeczka mogła kupić nowe dżinsy. W zeszłym roku zadałam jej pytanie, co zawdzięcza ojcu? – Nic – usłyszałam. Zrobiło mi się przykro. To dla niej sprzedał łąkę, by mogła zrobić porządne wesele, a teraz ona pierdoli, że „nic”.
Urodę odziedziczyła po matce, inteligencję po ojcu, charakter chyba po matce chrzestnej, czyli po rodzonej siostrze ojca – Agnieszce.
W dzieciństwie budowała mi domki na cegłach, na maszynach, gdzie się tylko dało. Ale nie lubiła się ze mną bawić. Starsza o dziesięć lat.
Zawsze czułam i czuję, że traktuje mnie jak niedorozwiniętą siostrzyczkę. A przecież jestem kobietą. I to już starszą kobietą.
Różnie z nią bywało. Wraz z jej ślubem coś się urwało. Coś znikło z domu. Płakałam w dniu jej ślubu. Kochałam ją mimo wszystko. I nadal kocham, choć też spotkało mnie sporo zła z jej strony. Ale dawała trochę wsparcia, może nie emocjonalnego, ale przecież pomagała finansowo, jeśli chodzi o młodego.
Wczesną jesienią 2003 roku:
– Jagusia? – siostra mówiła płaczliwym głosem przez telefon. – Słuchaj, pamiętasz Kasię z Kurpi? Nie żyje, pogrzeb jutro. Miała dziewięć lat. Otruła się grzybami, wyobrażasz sobie?! Przyjedziesz na pogrzeb? My będziemy.
– Tak, przyjadę.
Siostra zdążyła jeszcze zadzwonić na uczelnię. W tamtym roku, gdy zmarła Kasia kończyłam licencjackie studia pielęgniarskie. To wtedy po raz pierwszy zachorowałam – wykipiałam psychozą maniakalną. Wówczas zmarła też moja matka.
– Jak to siostra nie skończyła studiów?! Co z pracą licencjacką? Mówiła, że dobrze jej idzie. No chyba może mi pani powiedzieć. Jestem jej siostrą.
– To nie jest rozmowa na telefon. Przykro mi, nic więcej nie mogę pani powiedzieć – powiedziała kobieta z Wydziału.
Spakowałam dużą, czarną torbę, dobrze schowałam pieniądze (dostałam dodatkowe od brata. Wyliczyłam, że przez najbliższy miesiąc nie muszę martwić się o finanse).
Na dworcu centralnym dałam się oszukać na pięćdziesiąt złotych jednemu z taksówkarzy.
„Ale mnie wyruchał!” - pomyślałam gniewnie.
Wiele osób ostrzegało mnie przed taksówkarzami z centralnego, że „drą w chuj, ile się da”.
Ale nie miałam wyjścia, torba była maksymalnie ciężka by włóczyć się po mieście, poza tym miałam mało czasu.
Gdy Kasię zobaczyłam w trumnie, nie mogłam uwierzyć, że to ona. Wyglądała w moich oczach na więcej niż dziewięć lat. Może przez to, że była bardzo spuchnięta, a największą uwagę zwrócił duży, wystający brzuch. Podeszłam do niej bliżej, pogłaskałam po dłoni, pocałowałam w policzek i szepnęłam:
– Nie martw się kochana, Pan jest z tobą. Jesteś w ciąży, moja droga – uśmiechnęłam się i szeroko otworzyłam błyszczące oczy.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo byłam chora.
Nagle podeszła do mnie siostra, chwyciła mocno za dłoń, odciągnęła na bok i szepnęła:
– Jak ty wyglądasz?! Masz dziurę na tyłku. Nie miałaś innych dżinsów?!
Po pogrzebie podeszła jeszcze do mnie, pytając:
– Wracasz z nami? – miała na myśli siebie i męża.
– Z judaszami nie wracam! – odparłam głośno i w tej chwili zobaczyłam mojego szwagra, jak leży na podłodze i liże moją nogę. Odepchnęłam go drugą, wolną stopą.
Podeszła ciocia Renatka.
– To może u nas przenocujesz, Agnieszko?
– Dziękuję ciociu, bardzo chętnie.
– Jak sobie radzisz na studiach?
– Bardzo dobrze. Jestem dziekanem wydziału nauki o zdrowiu – i wybuchnęłam śmiechem.
Byłam obdarowywana biżuterią i kosmetykami. Ciocia pracowała w firmie kosmetycznej.
Po dwóch tygodniach pobytu, cioci Renatce skończyła się cierpliwość.
– Raz jej gorąco, raz zimno – narzekała głośno. - Nie wytrzymam już z tą dziewczyną.
I pewnego dnia rzeczywiście nie wytrzymała. Wróciłam pijana ze spaceru z wujkiem Staśkiem.
– To on mnie upił – powiedziałam ze skruszoną miną.
– Nie! Ja już nie wytrzymam! – krzyknęła Renatka. - Dzwonię do twej siostry!
– My na pewno po nią nie przyjedziemy. Chcieliśmy wziąć zaraz po pogrzebie. Niech się teraz martwi – Renata usłyszała w słuchawce.
– Stasiek! Jutro zawieziesz Agnieszkę do domu! I koniec! Ja nie będę tolerować pijaństwa w moim domu!
Następnego dnia weszłam do domu przez okienko od piwnicy, gdyż drzwi były zamknięte.
I tutaj zaczął się horror:
Dzwonił czarny telefon – diabeł. Nie odbierałam. Czarny pies też był diabłem, a dom to duże, czarne oczy wygłodniałego dziecka – wchodziły we mnie.
Matki już nie było, a na telewizorze postawiłam ślubną fotografię, obok zapalony znicz. „Śpiewające fortepiany” milczały. Z monitora wyszła czarna dziewczynka, skurczyły się moje ramiona, ale szeroko otworzyłam oczy.
Trzaskały drzwi, krzyczały wszędzie okna.
” To matka tak krzyczy?” – myślałam.
Wieczorem przyszedł brat. Bałam się go okropnie. Bałam się, że mój własny, rodzony brat zaraz mnie zgwałci. Potem gdzieś znikł, zostałam sama z cieniami i duchami wyobraźni, chorej głowy, dramatu, którego ofiarą padł mój umysł.
Następnego dnia, wieczorem przyszedł Grzesiek – olbrzymi, miejscowy parobek.
– Brata nie ma? – spytał.
– Nie ma.
– Co porabiasz?
– Nic, chcesz to ci coś pokażę – powiedziałam, naiwna. – Chodź ze mną na strych, tam są książki, których nie zdążyłam w dzieciństwie przeczytać przez przeżycia.
– Dobra – odpowiedział.
Gdy znaleźliśmy się na górze, popchnął mnie na trociny. Zamurowało mnie, zabolało psychicznie i fizycznie. Tego się nie spodziewałam. Włożył rękę głęboko pod majtki i powiedział:
– Już ja ci pokażę książki!
Po latach, gdy opowiadałam tę historię ze strychem, spytałam drżącym głosem lekarkę:
– Ma pani chusteczki?
GARŚĆ
– Tfu! – splunęła siostra. – Ale kurwa! Jak mogłaś robić to z byle kim?! - krzyknęła, gdy byłam u niej w mieszkaniu.
Niedobrze mi się zrobiło. Widziałam jej twarz, ten wyraz twarzy, gdy człowiek czegoś się brzydzi, lub czymś gardzi.
„Został zapas tabletek”: pomyślałam i poczułam ulgę.
W domu wzięłam sporą garść. Usiadłam na łóżku i czekałam. Czekałam na sen, ale zamiast tego serce zaczęło szybciej bić i odczułam silny niepokój. Przeraziłam się. Nie tak łatwo było umrzeć.
– Edo! – wrzeszczałam po chwili do słuchawki. – Zażyłam tabletki i to sporo, nie chcę umierać! – wołałam rozpaczliwie.
– Wzywam karetkę, spokojnie – usłyszałam. – I zadzwonię do twojej siostry.
Po chwili zadzwonił telefon. Odebrałam.
– Ja nie mogę z tą twoją siostrą. Odmówiła przyjazdu karetki. Brak słów. Jestem wykończony. Idę spać, słoneczko. To nie na moje nerwy. Karetka już jedzie. Dobranoc słoneczko.
W szpitalu zrobili czyszczenie żołądka, poza tym badania wykazały silną anemię i z oddziału ratunkowego przeniesiono mnie na wewnętrzny. Podali krew. Gdy już nieco lepiej było ze mną, odwiedziła mnie siostra.
– Jeśli ktoś chce popełnić samobójstwo, to nie mówi o tym wszem i wobec głośno – powiedziała z wyrzutem. – Brat założył sprawę o spadek po matce – dodała, uśmiechając się tajemniczo.
– Jak to? Przecież mama wyraźnie z dzierżawcą sporządziła umowę, w której cztery hektary ziemi w razie jej śmierci będą należały do mnie, wiesz te po cioci Władzi – powiedziałam.
– Umowa to jeszcze nie testament! – usłyszałam apodyktyczny ton głosu siostry.
Między nami powstała podwójna cegła. Znowu zaczęłam bać się dziewczynki z zapałkami.
Zapukaj do twojej upośledzonej siostrzyczki.
Są bowiem we mnie leśne ściany płaczu, poszarpana linia rzeki, wschody i zachody pośród śpiewu ptaków. Podaj dłoń. Nie kruszę, nie parzę, jak cegła po cegle powstaje we mnie coś nowego, nowa róża, ogrodzenie. Tymczasem mówisz, że jestem brzózką – małym chwastem, którym nie warto się przejmować w zagajniku sosen. Dziękuję za domki budowane czasem w dzieciństwie, za opowieści o Maderze, Chorwacji, Majorce. Przepraszam, że skarżyłam do mamy, gdy paliłaś fajki, albo ukradłaś jej szpilki na obóz harcerski. A teraz chodź, usiądziemy na wysokiej ławce, pośmiejemy się z rzeczywistości, pomachamy nogami.
Komentarze (13)
To trudne, ale trzeba się uczyć cieszyć z małych rzeczy, wtedy tylko te wielkie się dostrzeże.
Słońce świeci, już jest powód do zadowolenia. Ktoś się uśmiechnął mówiąc dzień dobry, trzeba odwzajemnic itd, itp.
Małymi kroczkami można daleko zajść...
Narrator dziękuję. Posyłam uśmiech mądre twoje są słowa :)
Serdeczności:)
Pozdrawiam!
I znów rozwalająca końcówka. Zapis choroby - przerażający. Generalnie to Twoje pisanie jest piękne i przerażające na przemian, a czasem jednocześnie.
Jako komentarz do treści mogę jeszcze dodać, że czasem ludzie płacą za zbyt wielką wrażliwość.
Uściskiserdeczne
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania