Poprzednie częściŚwiadek - Prolog

Świadek ~ 2

Długo się wahałam, zanim zeszłam po schodach. Byłam już w połowie drogi, kiedy wzrok skierowałam na jadalnię, gdzie stał duży stół, a przy nim siedziały już dzieci. Richard i Bella, pojawiali się co jakiś czas w pomieszczeniu, przynosząc jedzenie. Właśnie patrzyłam na szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Czyli coś, czego nigdy nie doświadczyłam. Mama umarła jak miałam osiem lat. Ojciec...był dobrym tatą, lecz tylko tata to nie cała rodzina...

Niepewnie pojawiłam się, w progu jadalni i jeszcze, przez chwilę, w milczeniu, patrzyłaś na ten idealny ''obraz''.

- Cat! Chodź, mama zrobiła same pyszności! - Z rozmyślań, wyrwał mnie radosny głos Oscara.

- Cat? Jak kot? - Zapytałam już coraz lepszym, łagodniejszym głosem.

- Tak! - Teraz dziewczynka wzruszyła ramionami.

- Taki skrót - Stwierdził chłopiec o.

- Jeśli Ci przeszkadza to... - Zaczęła, lekko zawiedziona Letti.

- Nie! Nie przeszkadza, może być - przerwałam jej, a wypowiedziane przeze mnie słowa, wywołały u niej promienny uśmiech.

Kolacja była naprawdę dobra, muszę przyznać, Bella świetnie gotuje. Resztkami sił weszłam na górę, a pierwsze o czym teraz marzyłam to prysznic. Miałam własną łazienkę, więc nie będzie problemu z kolejkami. Po umyciu się, postanowiłam, że rozpakuję się jutro. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Cicho zaprosiłam gościa do środka. Kiedy drzwi otworzyły się, zobaczyłam Richarda. Na jego widok, podniosłam się z pozycji leżącej. Patrzył na mnie badawczym wzrokiem, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi.

- Posłuchaj. Znasz zasady i dobrze wiesz, że musisz się ich trzymać. Wiem, to Twoje życie i nie mogę nim kierować, ale teraz jesteś pod moją opieką.

- O co chodzi? - Zapytałam, coraz bardziej zaniepokojona.

- Oddaj fajki - Odparł poważnie, ale spokojnie.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Byłaś na odwyku. Nie wrócisz do tego. Nie pod moim dachem.

Nie byłam zła na Richarda, dobrze wiedziałam, że to moja wina. Sięgnęłam do małej kieszeni swojej torebki i wyciągnęłam z niej dwa opakowania papierosów i oddałam je mu.

- To wszystkie, jakie mam - Dodałam.

- Wierzę Ci na słowo - Wyszedł.

Kiedy zniknął za zamykającymi się drzwiami, westchnęłam ciężko i weszłam pod kołdrę.

***

Na zewnątrz szaleje burza, co jest dość częstym zjawiskiem w tej części kraju. Siedzę przy stole, przywiązana do krzesła. Przez wybite okna, do i tak już wilgotnego pomieszczenia, dociera chłód i deszcz. Ubrana w cienką koszulkę, drżę z zimna. Nad moją głową miga światło. Jest denerwujące do tego stopnia, że mam już mroczki przed oczami.

Dobrze wiem, co się zaraz stanie... dobrze wiem co mi zaraz zrobią. Biorę kilka głębokich wdechów. Nabieram powietrza, którego zaraz mi zabraknie. Rany cięte, na mojej szyi, znowu krwawią, niesamowity ból przeszywa moje ciało.

Widzę jak mężczyzna wciąga nosem, biały proszek, który leży na stole. Chwila otumanienia i jest już blisko mnie. Przyciska rany, wywołując większy ból. Zaciska ręce tak mocno, że brakuje mi powietrza, którego jeszcze przed chwilą, gorączkowo starałam się nabrać na zapas.

Obraz coraz słabszy. Sił coraz mniej. Ostatnia chwila mojego życia...

***

Budzę się, gwałtownie podnosząc głowę znad poduszki. Było to nieprzemyślane posunięcie, które wywołało ból szyi. Staram się napełnić, swoje płuca jak największą ilością tlenu, zapominając, że mam go pod dostatkiem. Po moim czole spływają kropelki potu, a po policzkach łzy. To tylko sen, zły sen. Ten sam od dwóch tygodni. Czy to nie dziwne, że co noc, śni mi się moja egzekucja, która nie odbyła się tylko dzięki policji?

Uspokajając swój oddech, patrzę przez okno. Na zewnątrz coraz jaśniej. Zerkam na zegarek. Za pół godziny zadzwoni alarm, który zbudzi mnie do szkoły. Właśnie szkoła, nowa szkoła.

Ciekawe, czy to będzie najgorszy, czy najlepszy dzień.

Leżałam na boku, wpatrując się w okno. Dopiero kiedy zadzwonił budzik wstałam a tak właściwie, to zwlokłam się z łóżka. Usiadłam przed wielką walizką i powoli ją otworzyłam. Popatrzyłam na stos poukładanych ubrań i westchnęłam cicho.

Zważając na to, że w tej części kraju jest zawsze ciepło, a na dodatek jest wiosna, założyłam jasne jeansy z dziurami, kolorową bluzkę z długim rękawem aby zasłaniała tatuaż, szarą apaszkę by zasłaniała moje blizny. Jedyne co zrobiłam z włosami, to je po prostu rozczesałam i zostawiłam tak jak były. Kiedyś mocno nadużywałan czarnej kredki i czarnej szminki... Czas to zmienić. Delikatny zarazem mocniejszy makijaż. Naszczęście mam ładną cerę i nie muszę nakładać żadnego fluidu ani pudru.

Zanim wyszłam z łazienki, usłyszałam jak dzieci zbiegają po schodach. To sprawiło, że trochę przyspieszyłam, wykonywaną przez siebie czynność. Wróciłam do pokoju i wzięłam leżący na łóżku plecak. Zeszłam do kuchni, gdzie Bella i Richard, przygotowywali śniadanie. Wszyscy mnie cieple przywitali, kiedy usiadłam do stołu.

- Codziennie Bella zawozi dzieciaki do szkoły. Będzie Cię rano podrzucała pod liceum - Odparł Richard, w momencie kiedy, przede mną wylądował talerz naleśników. Pokiwałam głową twierdząco, na znak, że rozumiem - Dzisiaj odbiorę Cię ja, ale normalnie będziesz wracać autobusem.

- Dobra - Rzuciłam krótko, będąc zbyt zajęta jedzeniem.

Usiadłam z przodu, na miejscu pasażera. Minęło jakieś pięć minut i byliśmy pod szkołą Letti i Oscara. Dzieci wybiegły z samochodu i skierowały się prosto do środka budynku. Po około kolejnych pięciu minutach, samochód zatrzymał się na przystanku autobusowym. Popatrzyłam przez okno, na duży, szkolny budynek. Większość uczniów, przebywała na dziedzińcu, a reszta nieśpiesznie wchodziła do środka. Kątem oka, spojrzałam na Belle, która posyłała mi ciepły uśmiech. Znowu popatrzyłam przez okno.

Dzięki dokładnym instrukcjom Belli i Richarda, bez problemu trafiłam do sekretariatu. Przedstawiłam się i w miarę grzecznie poprosiłam o plan lekcji. Kiedy wyszłam z gabinetu, nie było już tak kolorowo. Mnóstwo korytarzy, sal i jeszcze więcej ludzi. Zawirowało mi w głowie, a moja aspołeczność, przybrała na sile.

- Sa... Ugh! Cat... dasz radę! - Pomyślałam i znowu spojrzałam na plan lekcji, ani mi się śniło poprosić kogoś o pomoc.

- Geografia. Sale od przedmiotów ścisłych, są raczej wszystkie w jednym miejscu - zaczęłam cicho mówić sama do siebie, analizując wszystko dokładnie - 56c... tu jest - Odwróciłam się, patrząc na drzwi do sekretariatu - 9 no dobra, to mi trochę utrudnia zadanie - ze zdezorientowanym spojrzeniem, kroczyłam przed siebie, uważnie przyglądając się numerkom na drzwiach. Nie po to byłam oczkiem w głowie Collinsa, żeby teraz tak po prostu zgubić się w budynku. Nikt nie miał, takiej orientacji w terenie i fotograficznej pamięci, jak ja! To do mnie należało opracować drogę w jedną i drugą stronę, gdy wyruszaliśmy na napad. To ja zajmowałam się mapami, papierami i wszystkim innym. Swoją drogą ciekawe jak sobie teraz radzą beze mnie.

Kilka sekund przed dzwonkiem, znalazłam sale geograficzną. W klasie było już pełno osób, zadzwonił dzwonek, a ja jak ten słup stałam przy drzwiach na korytarzu. Podszedł do mnie nauczyciel. Zadał mi kilka pytań, przedstawiłam mu się i powiedziałam co i jak. Razem z nim weszłam do klasy. Wszystkie rozmowy ucichły. Każde spojrzenie, było wlepione we mnie.

- Słuchajcie! - Zawołał nauczyciel, a niektóre spojrzenia powędrowały w jego stronę - To Wasza nowa koleżanka. Przypomnij mi, jak masz na imię? - Zapytał lekko zmieszany, a ja słyszałam cichy chichot, z końca sali.

- Catherina - Odparłam nie przejmując się kompletnie niczym.

- No tak. Proszę usiądź, gdzieś gdzie jest miejsce - odparł, pochłonięty już jakimiś papierami. Rozejrzałam się po klasie i zobaczyłam jedno wolne miejsce. Ostatnia ławka obok okna.

Usiadłam naprzeciwko ciemnowłosej blondynki, o dużych, błękitnych oczach i mocno pomalowanych ustach.

- Hej! Jestem Nathali - Powiedziała półgłosem, odwracając się do mnie.

- Taa - Odparłam od niechcenia - Cat.

Dzień mijał dość spokojnie. Trzymałam się blisko Nathalie, żeby się nie zgubić. Okazała się przyjazną osobą, z którą da się porozmawiać. Wcale nie jest, przesadną optymistką, jakby się mogło, na początku zdawać... pozory mylą. Kilku uczniów, z mojej nowej klasy, zaczepiało mnie i pytało o różne duperele. Po prostu wzbudziłam wszechobecne zainteresowanie.

Wychodząc ze szkoły, dostałam wiadomość od Richarda, że spóźni się chwilę i żebym poczekała na dziedzińcu. Długo nie czułam upragnionej samotności, ponieważ ktoś mnie zaczepił.

- Hej! Nowa! - Zawołał i szybko podszedł do mnie, jakiś brązowowłosy chłopak. Na pewno chodził do trzeciej klasy, chociaż i na nią nie wyglądał. Nie odpowiedziałam nic, liczyłam, że dzięki temu szybko sobie pójdzie - Słyszałem, że nowy Świadek miał zjawić się w szkole i to chyba jesteś Ty! - Odparł z łobuzerskim uśmiechem, dokładnie mi się przyglądając.

- O co Ci chodzi?! - Zapytałam.

- Nie udawaj! - Zaśmiał się krótko - Jestem najstarszym z nich tutaj i lubię znać swoich.

- Świadków? Swoich? To ilu tu ich jest? - Zapytałam zdziwiona.

- Nawet nie wiesz, kiedy na korytarzu minie Cię morderca, albo złodziej - Znowu się zaśmiał. Popatrzył na moją prawą rękę i odsunął z niej kawałek materiału, który przykrywał część ręki, od nadgarstka do łokcia. Patrzył na mój tatuaż kierunków świata ze zdziwieniem, a ja jedynie zmarszczyłam brwi - Hetfield czy MacKanzie? - Spytał, a ja natychmiast zasłoniłam rękę.

- Collins - Odparłam oschle, nie mając ochoty, na dalsze kontynuowanie tej rozmowy.

- O proszę! Do naszej szkoły trafiła gruba ryba - Chłopak zaśmiał się.

- Leo! - Usłyszałam czyjś głos - Nie dręcz nowej!

- Wynoś się psie! - Krzyknął Leo.

Podjechał do nas chłopak na rowerze. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a reakcja Leo, na jego obecność, widocznie jeszcze bardziej go rozbawiła.

- Jestem Eric, nie żaden pies.- odparł i uśmiechnął się do mnie.

Chłopak z którym wcześniej rozmawiałam był wyraźnie wkurzony. Chciałam, żeby Richard już przyjechał.

Nie musiałam długo czekać, aby moje życzenie zostało spełnione. Usłyszałam zza siebie klakson. To pan X. Odeszłam bez słowa, zostawiając chłopaków samych. Oni coś jeszcze do mnie mówili, ale ja szybko wsiadłam do samochodu i przywitałam się z Richardem.

- Widzę, że poznałaś Leo - Powiedział uśmiechnięty, zanim ruszył - Trzymaj go blisko siebie.

- Dlaczego?

- To dobry chłopak. Ukrywa się, od dwunastego roku życia. Szkoli się na agenta

- A Eric? - Zapytałam, jakoś nieszczególnie zainteresowana.

- Syn komendanta policji... cwaniaczek.

***

Delikatnie palcami przesusam, po już starym i zniszczonym zdjęciu. Pod nosem cicho nucę piosenkę, której tekst zapisany jest piórem, na odwrocie fotografii. Doskonale pamiętam jak, za dziecka po kryjomu wyciągnęłam, to zdjęcie z portfela ojca.

Wszystko działo się tak szybko. Jeden nie właściwy ruch. Jeden krok do przodu. Jeden piany człowiek, za kierownicą. Mama miała odebrać mnie ze szkoły, a już nigdy nie przyszła. Po tym incydencie, tata natychmiast wypisał mnie ze szkoły i uczył mnie w domu. Szybko wplątał mnie, do swoich interesów. Szybo dziesięciolatka, stała się członkiem gangu Collinsa...

Schowałam zdjęcie pod poduszkę i powoli przekręciłam się na drugi bok. Było po drugiej, a ja dopiero kładłam się spać. Z resztą nie tylko ja. Jakąś chwilę temu, słyszałam jak ktoś ociężale wspina się po schodach.

***

Z trudem otworzyłam zaspane oczy. Zobaczyłam stojącą przede mną, delikatnie mnie szturchającą Letti.

- Zaspałaś - Zachichotała cicho, a kiedy zauważyła, że otworzyłam oczy i wybiegła z pokoju. Dokładnie przeanalizowałam to jedno słowo, które wypowiedziała i wstałam jak poparzona, gdy zrozumiałam jego znaczenie. Rzuciłam się do torby, zapominając że wczoraj nie wypakowałam się. Wybrałam czarną spódnicę i biało czerwoną bluzkę z długim rękawem. Przeciągnęłam maskarą po rzęsach i błyszczykiem po ustach.

Zeszłam na dół. Razem z Bellą i dziećmi ruszyłam w stronę samochodu, nie przejmując się niezjedzonym śniadaniem. W "poprzednim" życiu, często zapomniałam o tej czynności. Zawsze z rana miałam do zrobienia, dużo ważniejsze rzeczy.

Wyszłam z samochodu mówiąc do Belli, ciche pożegnanie. Kobieta odjechała, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam na dziedziniec, nie ruszając się z miejsca. Dokładnie przyglądałam się stojącym tam uczniom. Jestem bardzo dobrym obserwatorem, potrafię dostrzec szczegóły, na które nikt inny nie zwraca uwagi...

Mnóstwo chłopków i jeszcze więcej, kręcących się przy nich dziewczyn. Przeszłam obok nich obojętnie. Swoją całą uwagę skierowałam na czarne Lamborghini Aventador LP700- 4 Roadster. Samochód moich marzeń. Raz w życiu miałam okazje się nim przejechać. To był ten jedyny raz, kiedy zostałam zabrana na napad.

Przeszłam obdarowując spojrzeniem jedynie to czarne cudeńko. Nie zwróciłam uwagi, jak ktoś wita się ze mną, w sumie puściłam to mimo uszu. Dalej kroczyłam przed siebie. Dopiero gdy ktoś szarpną mnie za ramię, odwróciłam się. Przeszyłam osobnika piorunującym spojrzeniem. Przyjrzałam mu się uważnie.

- Nie ignoruj mnie - Powiedział Eric. Zielonooki, rok starszy chłopak, o jasnobrązowych włosach i ciemniejszej karnacji. Popatrzyłam na niego jak na wariata. Nie obchodzi mnie kim jest i co ode mnie chce.

- Taa... no zapisze sobie gdzieś... - Odparłam obojętnie, nie mając ochoty na dalszą wymianę zdań. Kiedy chciałam odejść chłopak znowu mnie zatrzymał - Czego chcesz?! - Zapytałam już lekko wkurzona. Obdarowałam go niechętnym spojrzeniem.

- Eric nie marnuj na nią czasu! - Podeszła do nas jakaś blondynka o krótkich kręconych włosach. Wyzywający strój i mocny makijaż, nie raz miałam styczność z takimi jak ona... Przewiesiła się na szyi Erica i uśmiechnęła się do niego słodko. On nawet na nią nie popatrzył - To dziwaczka - Wyszeptała mu do ucha, a ten się cicho zaśmiał. Obdarowałam ich spojrzeniem typu, mam was daleko gdzieś i odeszłam, nie czekając na ich reakcje.

Weszłam do szkoły i nie spiesząc się, szłam w kierunku sali chemicznej. Do perfekcji miałam opanowany układ budynku. Po jednym dniu, znałam na pamięć każdy szkolny zakamarek. Podążając korytarzem, zupełnie nie przejmowałam się wlepionymi we mnie spojrzeniami. Mimo, że od dawna nie miałam styczności ze szkolnym środowiskiem, to jednak szybko przywykłam. Równo z dzwonkiem dotarłam do sali. Okazało sie, że jakaś klasa ma z nami zastępstwo.

Do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach siarkowodoru.

- Ktoś tu przeprowadzał niezłe doświadczenie - Pomyślałam i usiadłam do jednej z wolnych ławek. To była moja pierwsza chemia w nowej szkole. Może nie wyglądam, ale jestem ścisłowcem. Z resztą z moją pamięcią, z każdego przedmiotu jestem świetna. Przynajmniej tak uważał mój ojciec. A chemia to był mój i jego żywioł. Nie raz zdarzyło mi się, razem z tatą, konstruować ładunki wybuchowe, dla Collinsa...

Następne częściŚwiadek ~ 3 Świadek ~ 4 Świadek ~ 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Tina12 26.07.2016
    Łał super. Daje 5 i życze miłych snów.
  • Zozole 26.07.2016
    Dziękuję. Mam nadzieję, że dalsze części się spodobają. Nawzajem
  • reksio 27.07.2016
    Z tą szkołą zaskoczyłaś mnie, oczywiście w realu to nierealne (mam na myśli program ochrony świadków) i jest twoją absolutną fantazją. Mimo tego, fabuła podoba mi się. Trochę się wtrącę na koniec w twoją relację z eleną, możesz na tym tylko skorzystać i lepiej nie zaprzepaść tego. Nara
  • Zozole 27.07.2016
    Chciała dobrze i pewnie chce dobrze, ale ja jakoś nie jestem przekonana.Chyba zaprzepaszczę bo nie widzę tego czegoś z czego mogę skorzystać. Pozdrawiam
  • lea07 27.07.2016
    Świetne cudeńko. Samochód - bomba <3. Oczywiście 5 :)
  • Zozole 27.07.2016
    Samochód rewelacja *-* hihi Dziękuję
  • Margerita 23.08.2016
    Pięć
  • Zozole 23.08.2016
    Thx

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania