Poprzednie częściŚwiadek - Prolog

Świadek ~ 3

Kiedy rozpakowałam się do mojej ławki, dosiadła się Nathalie. Powitała mnie z radością i ciepłym uśmiechem. Nie pytając, czy mam ochotę na jej towarzystwo, po prostu zaczęła się rozpakowywać. W sumie nie przeszkadzało mi to. Ona coś do mnie mówiła, a ja cały czas kiwając głową, udawałam, że jej słucham. Ucichła, gdy do sali weszła nauczycielka. Od razu zaczęła sprawdzać obecność. Zatrzymała się przy mnie, z zainteresowaniem oczekując, że jej się pokażę. Ja jedynie podniosłam rękę.

- Miło Cię poznać panno... - Spojrzała ukradkiem do dziennika i znowu obdarowała mnie spojrzeniem - Evans - Znowu zerknęła w dziennik. Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej mnie - Przepraszam Catherino, ale nie widzę w dzienniku żadnych ocen, z poprzedniej szkoły.

- Nie chodziłam do szkoły - Odpowiedziałam. W klasie nastało poruszenie.

- Jak to? - Zdziwiła się nauczycielka. Do moich uszu, dotarły różne szepty.

- Uczyłam się w domu... z rodzicami - Wypowiedziałam dość niepewnie ostatnie słowo. W rzeczywistości przecież, uczył mnie tylko tata, ale według nowej historii, miałam obojga rodziców... Moja odpowiedź wywołała u niektórych ciche śmiechy.

- To co się stało, że do nas dołączyłaś Koteczku? - Usłyszałam pogardliwy głos, gdzieś z końca sali - Znudziłaś się rodzicom, że przestali Cię uczyć?

- Nie tyle znudziłam, co już nie mogli tego robić. Nie żyją - Popatrzyłam obojętnie, przez ramię, na chłopaka, któremu było tak do śmiechu. Słysząc moje słowa natychmiast zamarł, a w klasie nastała grobowa cisza - Ludzie są tacy płytcy - Prychnęłam cichym, kpiącym śmiechem i pokręciłam przecząco głową - Dopiero, kiedy dowiedzą się, że ktoś zginął, potrafią powstrzymać śmiechy i komentarze - Dodałam jeszcze.

Nauczycielka odchrząknęła, zwracając tym samym, na siebie uwagę wszystkich.

- Catherino, będę musiała sprawdzić Twoją wiedzę - Powiedziała spokojnie.

- To niech pani sprawdza - Uraczyłam ją spojrzeniem i oschłym tonem.

- Teraz? Nie chcesz zagadnień? Czasu? - Zapytała zaskoczona.

- Chciała pani sprawdzać moją wiedzę, a nie to, czego zdążę się nauczyć.

Po dłuższej chwili zastanowienia, pani Brel, zadała mi kilka pytań. Na wszystkie odpowiedziałam dobrze. Niektóre wychodziły ponad program, ale i z nimi poradziłam sobie bez problemu. Nie obyło się bez pozytywnego zaskoczenia, od strony nauczycielki i kilku uwag reszty uczniów, typu "kujonka".

Zadzwonił dzwonek, a ja jako ostatnia wychodziłam z klasy. W ostatniej chwili zatrzymała mnie nauczycielka.

- Nie - Powiedziałam. Kobieta nawet o nic mnie nie zapytała, a ja tak po prostu jej odmówiłam.

- Nawet nie wiesz o co chodzi - Odpowiedziała zdziwiona nauczycielka.

- Konkurs chemiczny - Ona popatrzyła na mnie zagadkowo - Wszędzie wiszą plakaty - Wskazałam ręką na jeden z nich - Klasa, z resztą pewnie, jak i większość szkoły to chemiczne tumany... i nagle pojawiam się ja.

- Jestem nauczycielką! Nie powinnaś tak ze mną rozmawiać! - Powiedziała poważnym tonem - Uważaj, nie powinnaś mieć o sobie tak wysokiego mniemania... Jest w szkole kilka asów, lepszych od Ciebie.

- Wątpi pani w tych asów. Sprzęt chemiczny jest podstarzały, potrzebny jest nowy, ale dyrektor raczej nie jest przychylny, do jego zakupu. Warunek prosty, prawda? Wygrany konkurs, nowy sprzęt - Jestem na prawdę świetnym obserwatorem - Gdyby byli tacy świetni, nie prosiłaby mnie pani o udział w konkursie. Jeszcze zastanowię się nad pani propozycją - Stwierdziłam wychodząc z sali.

Szłam korytarzem z uporem szukając klasy, w której miałam mieć kolejne lekcje. W pewnym momencie pod drzwiami jednej z klasy, dostrzegłam Leo. Nasze spojrzenia spotkały się. Szybko odwróciłam wzrok i poszłam w swoim kierunku, nie mając ochoty na rozmowę. Chłopak podążył za mną, a ja usilnie starałam się go zgubić.

- Hej Koteczku! - Usłyszałam czyjś głos. Nie byłam pewna, czy to do mnie, więc odwróciłam się w poszukiwaniu właściciela głosu. Zobaczyłam chłopka. Tego, któremu było tak do śmiechu. Był to blondyn, ubrany w czarne spodnie i chyba za duży, biały T-shirt. Szedł w moim kierunku, z szerokim uśmiechem.

- Koteczku? Żartujesz sobie? - Zapytałam wkurzona, na co ten się tylko zaśmiał.

- Przecież zdrobnienie Twojego imienia, oznacza kot - Zaśmiał się, a ja jedynie zacisnęłam mocno zęby. Żadnych bójek, pamiętaj. Muszę nad sobą panować - No mniejsza. Chciałem Cię przeprosić za...

- Posłuchaj chłopcze - Przerwałam mu.

- Ryan - Teraz to on przerwał mi - Z trzeciej.

- No nieważne. Jak zacznie mnie obchodzić, co mówią do mnie ludzie i co o mnie myślą, to obiecuje Ci, że przyjdę do Ciebie i posłucham tych Twoich zasranych przeprosin! - Chłopak zrobił wielkie oczy, nie spodziewając się takiej reakcji.

- Kotek ma pazurki. - Zaśmiał się. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Słyszałam jak mnie woła, ale nie obchodziło mnie to.

Krótka "podróż" skończyła się, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w cichy kąt. Moim oczom ukazał się szarooki szatyn, ubrany w ciemne dżinsy i czarną koszulkę. To Leo. Popatrzyłam na niego z niechęcią i już chciałam iść, ale ten złapał mnie za nadgarstki.

- Lepiej trzymaj się od nich z daleka - Jego głos nie brzmiał już tak łagodnie, jak wczoraj. Był oschły i poważny.

- O co Ci chodzi?

- O Whitford'a - Odparł - Najpierw Eric, teraz Ryan. Czy Ty na prawdę chcesz, żeby oni Cię zdemaskowali?

- Whitford, przecież ich ojciec jest policjantem. To nie mogą być synowie tego Whitford'a! - Powiedziałam wyraźnie zaskoczona. Nagle rozmowa z Leo, stała się interesująca.

- Na prawdę myślisz, że synowie zwykłego komendanta policji, jeździliby takimi samochodami?! Nie bądź głupia! Trzymaj się od nich z daleka! Zrozumiano?! - Nie lubię kiedy, muszę się komuś podporządkowywać, ale teraz nie mam wyjścia. Westchnęłam z miną, nie wyrażającą żadnych emocji.

Whitford to brat, pierwszej żony Collinsa. Kiedy wyszło, że są po przeciwnych stronach to wzięli szybki rozwód. Był taki okres, kiedy między dwoma gangami miało dojść do wstępnego porozumienia. Wszystko ze względu, na jeszcze nienarodzonego syna Collinsa. Byłam głównym łącznikiem. Nie raz miałam styczność z Whitford'em. Dobrze mnie znał i nie rozumiem dlaczego Program Ochrony Świadków przysłał mnie tu, przecież doskonale wiedzą, że mogę zostać rozpoznana. Rozmowy porozumiewawcze zostały zerwane, gdy żona Collinsa, poroniła.

Teraz jestem wrogiem dla jednego, jak i dla drugiego...

Reszta dnia minęła mi stosunkowo spokojnie. Udało mi się nie napotkać, żadnego z Whitford'ów. Dużo czasu spędziłam z Nathalie. Często byłam obserwowana przez Leo. Irytowało mnie to, ale nie reagowałam.

Wychodząc ze szkoły, założyłam okulary przeciwsłoneczne. Mam jeszcze dwadzieścia minut do autobusu i nieodpartą chęć zapalenia. Ile bym dała, chociażby za jednego papierosa, ale nie, muszę być silna! Nie mogę palić! Idąc w kierunku przystanku, na parkingu zauważyłam czarne cudeńko i opierającego się o nie, Erica. Przeszłam obok, doznając lekkiego, wcześniej mi nieznanego stresu. Moja postawa, wywołała u chłopaka głośny śmiech.

- Gdzie się tak śpieszysz Koteczku? - Zawołał chłopak, a kiedy go zignorowałam, natychmiast do mnie podszedł - Już Ci mówiłem, żebyś mnie nie ignorowała - Złapał mnie dość mocno za ramię i zmusił bym na niego popatrzyła.

- Nie przypominam sobie, żebym Ci się kiedykolwiek przedstawiała, a tym bardziej przyzwalała, na mówienie do mnie Koteczku! - Wysyczałam i z trudem uwolniłam się z jego uścisku.

- Braciszek się pochwalił - Zaśmiał się i przybliżył do mnie - Ładnie wyglądasz - Wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszły przyjemne ciarki.

Na moje szczęście, zatrzymało się przed nami białe BMW, z którego wysiadł Leo.

- Cat wsiadaj! - Powiedział ostro.

- Ale ja jeszcze nie skończyłem rozmowy! - Odparł Eric. Szatyn spiorunował go spojrzeniem. Wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy z piskiem opon.

Samochód zatrzymał się przed domem Belli i Richarda. Leo wysiadł razem ze mną, tłumacząc, że ma coś do załatwienia z panem X.

Siedzieliśmy w biurze Richarda. Mnóstwo książek, komputerów i elektrycznych gadżetów. Zdziwiło mnie to, co przed chwilą usłyszałam, a do szału doprowadzało mnie, ciągłe chodzenie Leo, w tę i z powrotem.

- Przecież ona może zginąć! - Odparł po dłuższej chwil ciszy, wkurzony.

- Nic jej nie będzie! - Stwierdził spokojnie Richard - Będzie tylko naszą wtyką u Whitford'a.

- Zgadzam się! Ale co mam robić? - Powiedziałam, a spojrzenia obu mężczyzn powędrowały na mnie.

- Zwariowałaś?! - Krzyknął Leo.

- Nie - Urwałam krótko.

- Rozkochaj któregoś z braci - Ogłosił Richard i wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie i Leo, samych.

Stoję przed dużym lustrem, w swoim pokoju. Mam bardzo proste zadanie, uwieść chłopka, przecież to nic trudnego. Miłość... nie potrafię jej czuć, zrozumieć, ani wierzyć w nią. Moim zdaniem istnieje jedynie miłość platoniczna, nieszczęśliwa i ślepa. Nie przyjmuję do wiadomości miłości szczerej, prawdziwej oraz trwałej. Ale moje zdanie staje się mniej ważne, kiedy w grę wchodzi współpraca z Programem Ochrony Świadków i Federalnym Biurem Śledczym.

***

Kolejny dzień jako Catherina Brown. Kolejny dzień jako ktoś nowy... Nie mam dużo czasu, z szafy wyciągnęłam czarne spodnie, z dziurami na kolanach i żółty T-shirt. Kiedy zeszłam na dół, w holu dostrzegłam, siedząca na podłodze, z uporem próbującą zawiązać buty, Letti. Belli, Richarda, czy Oscara, nie było w pobliżu... nie było nikogo, kto pomógłby dziewczynce. Bez słowa podeszłam i przykucnęłam przy niej. Ściągnęłam plecak z ramienia i w ręce pochwyciłam końce dwóch sznurówek. Zadowolona Letti, podziękowała mi, a ja jedynie uśmiechnęłam się do niej. Wstałam, gdy byli już przy nas Bella i Oscar. Przez moje ciało przebiegło dziwne uczucie... nie często zdarza mi się robić dobre uczynki.

Wychodząc z samochodu, mocno ściskałam w dłoni telefon. Miałam mętlik w głowie, tysiące błahych tekstów, które brzmiały dobrze, tylko w myślach. Bycie sobą to podobno najlepsze wyjście. Nieustanny natłok myśli, nie pozwalał mi się skupić, na tej jednej, najważniejszej. Mój wzrok spoczął na dwóch braciach, a następnie na grodzącym mi przejście Leo.

- Coś się stało? - Zapytałam zirytowana.

- Masz okazję. Możesz się popisać - Odparł.

- Może jaśniej?

- Starszy Whitford Ryan robi dzisiaj imprezę. Musisz się tam wkręcić. Najlepiej jakby zaprosił Cię któryś z nich, albo ktoś ze świty - Powiedział z ironią, wypowiadając ostatnie słowo.

- Da się zrobić! - Odparłam i wyminęłam chłopaka.

Zrobiłaś kilka kroków, po czym zatrzymałam się. Z oddali obserwowałam Whitford'ów. Twój wzrok balansował między Ericem i Ryanem. Chyba wolałabym zbliżyć się do kogoś ze świty...

Następne częściŚwiadek ~ 4 Świadek ~ 5 Świadek ~ 6

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Zozole 27.07.2016
    Podziękujcie Lei bo to ona... PRZEKONAŁA mnie na wstawienie tego już teraz.
    Przepraszam za błędy ale musiałam szybko wstawić.
    Pozdrawiam xddd
  • Tina12 27.07.2016
    Opowiadanie jest super. Ciekawe jak dalej potaoczą się losy naszej pani świadek.
    5
  • lea07 27.07.2016
    Opowiadanie cudownnneeeeeee <3 <3 <3. Boże nie mogę się doczekać ciągu dalszego :). Proszę wstaw jak najszybciej bo ja tu uschnę i nawet mnie nie zdążysz podlać. Dziękuję za wyróżnienie <3. Chciałabym pisać tak jak ty. Tak ciekawie i interesująco. Oczywiście 5 :)
  • Zozole 27.07.2016
    Ty też piszesz bardzo interesujące i ciekawe opowiadania *-* To ja chciałabym pisać jak ty <3
    Dziękuję
  • lea07 28.07.2016
    Nominowałam Cię. Zajrzyj na mój profil, a zrozumiesz :)
  • Zozole 28.07.2016
    Wiem wiem wiedziałam. I już wstawiłam wierszyk xd
  • lea07 28.07.2016
    tak wiem ale nie moge go otworzyć :(
  • Margerita 13.08.2016
    55555
  • Zozole 13.08.2016
    :************

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania