Upadły Anioł – Rozdział 4

Tykanie zegara doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Zamknięty w czterech ścianach, zdany na łaskę i niełaskę funkcjonariuszy. Już wiedziałem, jak czują się podejrzani, czekający na przesłuchanie. Choć ja miałem ten komfort, że nie byłem oskarżony, ale no cóż, rozmowa z demonem, nawet tak nieprzeciętnej urody, do najprzyjemniejszych nie należała.

— CoÅ› siÄ™ staÅ‚o, Urielu? JakoÅ› przycichÅ‚eÅ› po wejÅ›ciu tutaj... — Zaczęła stukać dÅ‚ugopisem o rozÅ‚ożone dokumenty. — Czyżby strach przed odkryciem twej tożsamoÅ›ci sparaliżowaÅ‚ również twój jÄ™zyk?

— Jest pani nad wyraz szczera, zważywszy na obecność ludzi... — Wzrokiem wskazaÅ‚em na lustro weneckie. Zapewne sterczaÅ‚ tam stary, próbujÄ…c kontrolować każde sÅ‚owo... W koÅ„cu jego posterunek byÅ‚ idealny.

— Nie tylko anioÅ‚y potrafiÄ… używać magii, Urielu. — WstaÅ‚a i powoli usiadÅ‚a na stole, bokiem do mnie. — Twój szef sÅ‚yszy to, co chciaÅ‚by usÅ‚yszeć. My demony, jesteÅ›my w tym mistrzami.

— WiÄ™c co tutaj robisz? Czyż waszÄ… rolÄ… nie jest polowanie na takich jak ja? Albo jeden z was, albo wieczny sen... No, chyba że Lucyfer zmieniÅ‚ swojÄ… politykÄ™... Od jakiegoÅ› czasu nie jestem na bieżąco z informacjami. — ZiewnÄ…Å‚em z nudów. Aktualnie obojÄ™tne mi byÅ‚o, co dalej siÄ™ stanie. WyleciaÅ‚em z nieba, nie miaÅ‚em kontroli nad modlitwami, przez co zostaÅ‚em ćpunem, żyÅ‚em sam w podÅ‚ej dziurze, liczÄ…c dzieÅ„ za dniem. Bez celu, bez sensu. ZnikÅ‚y obowiÄ…zki, zostaÅ‚o nic. Przez jakiÅ› czas odczuwaÅ‚em satysfakcje z takiego życia, ale ile można...

— Szefostwo nie ma z tym nic wspólnego — odparÅ‚a z uÅ›miechem. — Przydzielono mi takÄ… pracÄ™... TrochÄ™ mi to zajmie, zanim bÄ™dÄ™ mogÅ‚a robić coÅ› innego. Tak to bywa z naszÄ… naturÄ…, że do posÅ‚usznych nie należymy... Czy to do Boga, czy to naszego szefa. Jednak tu trafiÅ‚ mi siÄ™ taki kwiatek... Szczęście w nieszczęściu.

— Skoro poczuÅ‚aÅ› upadÅ‚ego, to powinnaÅ› zgÅ‚osić to komuÅ› wyżej... — Ta kobieta byÅ‚a tajemnicÄ… od samego poczÄ…tku naszej „wesoÅ‚ej” znajomoÅ›ci. Jak kot chadzaÅ‚a swoimi Å›cieżkami, nieznanym mrocznym i Å›wiÄ™tym siłą. Jej przeszÅ‚ość przepeÅ‚niaÅ‚ mrok, wiedziaÅ‚em tylko, że byÅ‚a anioÅ‚em Å›redniego szczebla.

— Å»eby zabrali mi całą zabawÄ™? — PodeszÅ‚a do przeźroczystej tafli. — Przez nastÄ™pne miesiÄ…ce czeka mnie sprawdzenie tego posterunku, wasz komendant to ekspert w kryciu brudów, ale Å›mierdzÄ…ca maź ma to do siebie, że zawsze wypÅ‚ywa... Wystarczy odrobina, by zaczęło cuchnąć. Ogromna nuda, dlatego nie zależy mi, by przybyÅ‚a tu po ciebie mroczna elita. ZaÅ‚atwiÄ… to w dosÅ‚ownie chwile, a mi pozostanie zabawa w Å›ledczego... — Ponownie podeszÅ‚a do mnie i delikatnie, ale stanowczo podniosÅ‚a palcami mój podbródek. — Najbardziej interesujÄ…ce jest to, kim teraz jesteÅ›, Urielu... Mówisz, że coÅ› poczuÅ‚am. To prawda, ale sama nie wiem co. Twoja energia to mieszanina różnej many. Ni to upadÅ‚y, ni to anioÅ‚. Ani czÅ‚owiek, ani coÅ›. WidziaÅ‚am szaleÅ„stwo, ale twe pióra w wiÄ™kszoÅ›ci pozostaÅ‚y biaÅ‚e.

— Skoro tak dÅ‚ugo obserwowaÅ‚aÅ›, to czemu szybciej...

Położyła mi palec na ustach.

— Tu musimy na razie skoÅ„czyć. JeÅ›li użyje wiÄ™cej magii, wasz anielski „radar” mnie namierzy. Niby mamy zawieszenie broni... Tak.... To jest i bÄ™dzie najdziwniejsze... Ale ja piÄ™knisiom nie wierzÄ™, rÄ™ce ich Å›wierzbiÄ…, by wbić ostrze w serce demona. — WróciÅ‚a na miejsce i zaczęła udawać, że coÅ› notuje. — DziÄ™kuje, panie Thomas, to wszystko.

— Jestem tylko woźnym, wiÄ™c za bardzo nie byÅ‚em pomocny... — WczeÅ›niej wiele razy udawaÅ‚em, tworzyÅ‚em fikcyjnej postacie, tylko po to, by wykonać zadanie i nie zwrócić uwagi ludzi. Nie policzÄ™, ile razy zakopywano mojÄ… trumnÄ™. Åšmierć w boju lub wypadek nie wywoÅ‚ujÄ… pytaÅ„. Teraz budziÅ‚o to u mnie tylko odrazÄ™. Kiepski aktor w nudnym teatrze.

— Ależ skÄ…d... — Gdybym byÅ‚ czÅ‚owiekiem, zakochaÅ‚bym siÄ™ w tym uÅ›miechu. Aktualnie wzbudzaÅ‚ we mnie tylko wzmożonÄ… ostrożność. — Ci najmniej widoczni, zauważajÄ… wiÄ™cej, niż można by przypuszczać. — Gdy mijaliÅ›my siÄ™ w drzwiach, udajÄ…c lekki upadek, oparÅ‚a siÄ™ o moje ramiÄ™ i szepnęła. — Deprawacja jest jak uwolniona od tamy rzeka. Bardzo szybko pochÅ‚ania każdego... Dlaczego wiÄ™c u ciebie podziaÅ‚aÅ‚a w tak mizernym stopniu?

Nie odpowiedziałem, patrzyłem, jak znika u boku przymilającego się komendanta. Jej słowa dawały do myślenia. Widziałem wielu braci i siostry, którzy upadli. Ich wewnętrzny opór trwał krótko, nie znałem takiego przypadku, jak mój. Czyżby narkotyki? Nie... One tylko przyspieszyłyby upadek.

Gdy wróciłem do siebie, drzwi zostały już naprawione. Irytujące, o dobry zamek musiałem pisać tonę papierów i czekać bardzo długo. Z pomocą ostatnich litrów środków czyszczących wysprzątałem plamy krwi, zwiesiłem pęknięte lustro, nawet nie wiedziałem, kiedy je zniszczyłem. Usiadłem ciężko na ziemi, wreszcie dotarło do mnie, w jakim bagnie się znalazłem, używając swoich mocy. Obie strony mogły bez żadnego problemu zlokalizować mnie i zabić. Astaroth to tylko jeden demon, kto wie kto jeszcze... Cholera... A chciałem tylko pomóc i oszczędzić sobie babrania... Chyba za mocno przesiąknąłem człowieczeństwem. Zapaliłem zmiętolonego papierosa, następnie kolejnego.

Nawet nie wiedziałem, ile czasu upłynęło, nim skończyła się paczka, która miała być na zapas. Ograniczyć palenie... Pobożne życzenie.

— Ty jeszcze tutaj? — Strażnik cel zajrzaÅ‚ do Å›rodka.

— Która godzina? — Dopiero przy wstawaniu odczuÅ‚em lament moich mięśni.

— Późno... MyÅ›laÅ‚em, że jesteÅ› dawno w domu. — PodrapaÅ‚ siÄ™ po spoconej gÅ‚owie. — Dobra robota... Nigdy nie pomyÅ›laÅ‚bym, że można to tak do czyÅ›cić... Gdybym nie wiedziaÅ‚, kto to zrobiÅ‚, powiedziaÅ‚bym: Magia.

Niewiele się mylił... Pożegnałem go i pozbierałem swoje rzeczy. Dopiero żyjąc trochę bardziej, jak człowiek, zacząłem doceniać wagę odpoczynku i relaksu. Jedyne czego pragnąłem to gorący prysznic i łóżko. Pozamykałem wszystko i opuściłem budynek. Noc już na stale zagościła na niebie, przeganiając jednocześnie cały transport publiczny i taksówkarzy. Po serii napadów nikt nie chciał tutaj jeździć po zmroku. Chciałem zakląć, ale było to zbyt dużo, jak na dzisiaj. Wetknąłem ręce w kieszeni kurtki, kołnierz postawiony, czas na podróż.

Åšrednia ocena: 5.0  GÅ‚osów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania