W ciele wilka - Lea (1)

Lea

 

Okrywam się szczelnie kołdrą i z zamkniętymi oczami czekam aż pan Jon zamknie za sobą drzwi. Przełykam tłumione łzy. Nie będę płakać. Nie przez niego. Wsłuchuję się w oddalające się kroki. Teraz jest moja szansa. Za niedługo pewnie wróci sprawdzić, czy już śpię. Zawsze miał taki rytuał: przychodził, robił swoje, wychodził, wracał i sprawdzał, czy śpię. Kilkanaście dni temu postanowiłam to zmienić. Nie mam pojęcia, gdzie się podzieję, ale wiem, że wszędzie jest lepiej niż tutaj.

Wychodzę z łóżka i przecieram zaschnięte na policzkach łzy. Jednak nie udało mi się powstrzymać każdej kropli przed stoczeniem się wzdłuż twarzy.

Mam dość. Nigdy więcej nie pozwolę, aby ktoś mnie skrzywdził. Ubieram się w szorty, koszulkę z krótkimi rękawami, na nią zarzucam bluzę. Na stopy wsuwam stare, dziurawe i jedyne jakie posiadam trampki. Spod łóżka wyciągam plecak. Spakowałam go już kilka dni temu. Kilka ubrań, trochę prowiantu i wisiorek w kształcie srebrnego wilka wyjącego do księżyca. Wszystko, co posiadam mieści się w plecaku. Z jednej strony to przerażające, a z drugiej sprawia, że zawsze mogę mieć wszystko przy sobie.

Otwieram okno i patrzę w dół. Nie jest bardzo wysoko. To pierwsze piętro, więc może uda mi się nie skręcić karku. A jeśli nawet, to i tak to będzie lepsze niż mieszkanie tutaj. Zarzucam plecak na ramiona. Ostrożnie wychylam się przez okno. Tuż obok znajduje się stalowa krata, na której rosną róże. Łapię za pręty i powoli po nich schodzę, uważając, by zbyt mocno nie poranić sobie dłoni. Czuję ulgę, gdy moje stopy dotykają ziemi. Z cichym sykiem wyciągam kolec, który utkwił w jednym z palców. Rozglądam się, upewniając, że nikt mnie nie widzi i zaczynam biec do ogrodzenia. Siatka nie jest dla mnie żadną przeszkodą. Już tyle razy się po niej wspinałam, że teraz przejście na drugą stronę zajmuje mi nie więcej niż kilka sekund.

Po tej stronie znajdują się pola porośnięte zbożem, a za nimi las. On jest moim celem. Nie mam gdzie uciekać, więc będę musiała myśleć na bieżąco. Patrzę za siebie. Duży budynek, w którym się wychowywałam, nie był już taki straszny. Teraz czułam się wolna i w końcu bezpieczna. Spojrzałam na okno mojego pokoju. Już nigdy do niego nie wrócę. Teraz zaczynam żyć na nowo.

Znajduję miedzę dzielącą dwa pola. Biegnę nią prosto do lasu, starając się nie zostawić za sobą zbyt wielu śladów. Wbiegam między drzewa. Jedyne światło pochodzi z blasku księżyca. Przez korony drzew nawet ono jest mocno ograniczone. Wyciągam z plecaka małą latarkę, którą ukradłam jednemu z chłopaków w ośrodku. Świecąc pod nogi, szybkim krokiem idę przed siebie. Nie minie dużo czasu aż ktoś zorientuje się, że mnie nie ma.

Włóczę się już kolejną godzinę, a las zdaje się nie mieć końca. Wiedziałam, że ośrodek znajduje się na uboczu, ale w tej części nigdy nie byłam i nie zdawałam sobie sprawy, że to ubocze to tak naprawdę jedno wielkie zadupie. Idąc w przeciwną stronę do miasta trafiłabym już po kilku minutach. Tu jest tylko las.

W końcu trafiam na jakieś ogrodzenie. Siatka ma przynajmniej trzy metry wysokości, a co kilka słupków znajduje się tabliczka z napisem: „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony.” Rozglądam się. Ani po lewej ani po prawej stronie nie wygląda na to, że ogrodzenie gdzieś się kończy. Kto zbudował takie ogromne ogrodzenie w środku lasu? No i po co? Przecież nic tu nie ma.

Patrzę za siebie. Cisza. Chyba jeszcze nikt mnie nie gonił. Po drugiej stronie siatki las gęstniał jeszcze bardziej. Ani pan Jon ani nikt inny by mnie tam nie szukał. Może tam byłoby bezpieczniej?

Strzelam knykciami, podciągam rękawy bluzy, przytrzymuję latarkę w zębach i zaczynam wspinać się po siatce. Trzy metry nie są jednak takie proste do pokonania, jak ogrodzenie ośrodka.

Będąc prawie na górze noga, na której akurat oparłam ciężar ciała, wyślizguje się z oczka siatki, a ja lecę na plecy. Syknęłam cicho. Dobrze, że plecak zamortyzował upadek. No nic. Nie poddam się tak łatwo. Czuję, że po drugiej stronie ogrodzenia będzie mi lepiej. Coś mnie tam ciągnie, a ja nie zamierzam się przeciwstawiać temu dziwnemu magnetyzmowi. Muszę przejść na drugą stronę. Tam będzie mi lepiej. Nie mam pojęcia skąd to przekonanie, ale jest ono tak silne, że nie potrafię mu się oprzeć.

Ponownie zaczynam swoją wspinaczkę. Tym razem dokładniej zaczepiam się o każde oczko siatki. Będąc na górze sprawnie przekładam jedną potem drugą nogę. Schodzę trochę niżej i skaczę. Ląduję na miękkiej ściółce. Prostuję się i ponownie patrzę za siebie.

Czuję przyspieszone bicie serca. Nie jest ono spowodowane biegiem i ucieczką, lecz podekscytowaniem i ciekawością, jak smakuje życie na wolności. Do tej pory czułam się jak zwierzę na uwięzi. Teraz mogę odetchnąć pełną piersią.

Wolność.

Smakuję tę chwilę. Jest mi dobrze, spokojnie, chociaż moja przygoda dopiero się zaczyna.

Idę w głąb lasu. Mijam duże drzewo o sporej gałęzi rosnącej tuż nad ziemią. Gdzieś niedaleko mnie pęka mała gałązka jakby ktoś na niej stanął. Wzdrygam się. Wsłuchuję w otaczające mnie dźwięki: szum liści, mój niespokojny oddech i szaleńcze bicie serca. Oprócz mnie nie ma tu nikogo. Mijam kilka kolejnych zarośli aż dochodzę do drzewa o grubej gałęzi i coś mi w nim nie pasuje. Kilkanaście minut temu już je mijałam. Albo mi się po prostu wydaje? W nocy, w ciemności wszystko jest do siebie podobne, a przecież drzewa nie różną się od siebie aż tak bardzo.

Idę dalej. Gdy kolejny raz stoję przed identycznym drzewem, cicho wzdycham. Zgubiłam się. Chodzę w kółko. Nie widzę ani wielkiego ogrodzenia, ani drugiego końca lasu. Tylko drzewa i kompletna ciemność, rozjaśniana wątłym światłem latarki. Nawet to światło zaczyna mrugać. Nie, proszę, tylko nie to. Baterie powoli przechodzą na emeryturę i światło robi się coraz bardziej blade.

Zaczekam do rana. Może za dnia będzie prościej się wydostać z tych zarośli. Siadam pod tak dobrze znanym mi drzewem. Wówczas dostrzegam, że u jego podnóża znajduje się dziura, a w niej sportowa torba. Kto i po co ją tutaj zostawił? Choć nie powinnam jej ruszać, ciekawość wzięła górę nad rozumem.

Ku mojemu zaskoczeniu, wyglądała na prawie nową i zadbaną, jakby dopiero niedawno ktoś ją tu zostawił. Otworzyłam ją. W środku znajduje się kilka par męskich spodni oraz koszulek.

Ok? To już w ogóle jest dziwne.

Pocieszające jest to, że skoro są ubrania, to najwidoczniej ktoś tu przychodzi. Może kogoś spotkam i ten ktoś pomoże mi trafić do miasta po drugiej stronie lasu? Ten las przecież kiedyś musi się skończyć.

AAA-UUU!

Moje rozmyślania przerywa wycie wilka. Wilka? Przechodzi mnie dreszcz, a przed oczami staje mi tabliczka z ogrodzenia: „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony.” A co, jeśli zakaz wstępu miał chronić przed atakiem wilków? Wilki żyją w watahach, więc to wycie mogło przyciągnąć inne wilki. Nagle ponownie słyszę dźwięk złamanej gałązki.

Skaczę na równe nogi i rozglądam się wokoło. Nic nie widzę. Do moich uszu dobiega jedynie niskie warczenie. On tu jest. Wilk! Powoli cofam się, nie spuszczając z oczu krzaka, z którego dobiegało warczenie. Po chwili widzę dwoje przerażających oczu wlepionych prosto we mnie.

Wilk szczerzy kły, a serce w mojej piersi zamiera. Cofam się o kolejny krok, a wilczur rzuca się w moją stronę. Odwracam się i biegnę, ile sił w nogach. Jednak potykam się o jakiś korzeń i padam na ziemię. Widzę czarne, olbrzymie bydle wiszące nade mną. Jest gigantyczne nawet jak na wilka. Patrzy ma mnie czarnymi jak noc ślepiami, szczerzy ostre kły i oblizuje pysk. Zamykam oczy i czuję rozdzierający ból w nodze. Ugryzł mnie i zaczął ciągnąć.

Krzyczę z bólu. Wiem, że zaraz umrę zjedzona przez krwiożerczego potwora. Próbuję się jeszcze złapać jakiejś gałązki, korzenia, czegokolwiek, ale to nic nie daje. Krzyczę, ile sił w płucach. Łzy cieknął mi strumieniem po policzkach. Piszczę i próbuję się wyrwać. Za wszelką cenę walczę o przetrwanie. Wiem, że moje działania są nic niewarte. Wilczur zaciska mocniej kły na mojej nodze i groźnie warczy. To koniec. Wzrok zamazuje mi się przez łzy. Nie chcę umierać! Jeszcze nie!

Nagle nade mną przelatuje inny wilk, spychając tamtego z mojej nogi. Mój wilk obrońca jest brązowy i jeszcze większy. Za nim pojawiają się dwa kolejne, trochę mniejsze. Świetnie. Teraz zostanę zjedzona nie przez jednego, ale co najmniej trzy wilki. Słyszę skomlenie i wściekłe warczenie. Trzy wilki rzucają się wściekle na czarnego, który zostaje powalony na ziemię uderzeniem łapy mojego obrońcy. Czarny ucieka, za nim biegną dwa, a brązowy odwraca się w moją stronę i uważnie mi się przygląda. Zaciekawiony przekrzywia łeb i warczy cicho. Kulę się na ziemi, podciągając kolana do piersi i staram się zignorować rozdzierający ból rozchodzący się od nogi po całym ciele. Strach, przerażenie i adrenalina krążąca w żyłach częściowo odwracają od niego uwagę. Zasłaniam rękami głowę. Słyszę, że wilk dokładnie mnie obwąchuje. Czuję jego zimny i mokry nos na dłoniach. Po chwili także ciepły język na mojej nodze. On mnie liże?

Pewnie chce, żeby jego kolacja była w miarę czysta, pomyślałam z wilczym humorem. „Wilczym” cóż za ironia.

Ból w nodze jednak przestaje być aż tak dokuczliwy. Słyszę cichy dźwięk, jakby się coś łamało, a potem kompletną ciszę. Boję się tego, co zobaczę, więc kulę się jeszcze bardziej. Nie chcę nic widzieć ani słyszeć. Dobrze mi jest schowanej w sobie. Czuję czyjąś rozpaloną dłoń na mojej dłoni zasłaniającej głowę.

– Otwórz oczy – mówi ktoś szorstko.

Nie ruszam się. Ktoś łapie mnie za rękę i ściąga ją z moich oczu. Nieufnie odsłaniam twarz. Tuż obok mnie klęczy mężczyzna. Nagi mężczyzna. Więc nie zjedzą mnie wilki, tylko zgwałci obcy człowiek. Świetnie. To już chyba wolę wilki.

Patrzę wystraszona w jego oczy. Są zmrużone, skupione i brązowe. Usta zaciska w wąską kreskę. Prawą ręką przeczesuje brązowe włosy do tyłu. Przez chwilę obserwuję mięśnie jego klatki piersiowej i biceps. Napinają się z każdym jego ruchem. Obraz zaczyna mi się zacierać, a przed oczami pojawiają się mroczki. Jego kamienna twarz jest ostatnim, co widzę. Później jest już tylko ciemność.

 

Dajcie, proszę, znać, co myślicie. Każdy komentarz i ocena są dla mnie bardzo ważne.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Vespera ponad rok temu
    Narracja pierwszoosobowa i w czasie teraźniejszym - odważny wybór. Raz spróbowałam pierwszoosobowej, może nie było strasznie, ale jednak do niej nie wrócę.
  • Nysia ponad rok temu
    Fakt, trzeba się pilnować.
  • MKP ponad rok temu
    Cześć :)

    "Okrywam się szczelnie kołdrą i z zamkniętymi oczami czekałam aż pan Jon zamknie za sobą drzwi." - okryłam.
    "Powoli łapię za pręty i schodzę na dół,..." - bardziej logicznie jest "Łapię za pręty i powoli schodzę na dół,..."
    "Biegnę nią prosto do lasu, starając się nie zostawić za sobą zbyt wielu śladów. Wbiegam w las." - można by zastąpić las może: "Wbiegam między drzewa"
    "Świecąc sobie pod nogi, szybkim krokiem idę przed siebie." - trzeba ładniej to opisać: chodzi mi o to sobie/siebie
    "Będąc prawie na górze moja noga, na której akurat oparłam ciężar ciała" - bez moja: tu wiadomo z kontekstu czyja to noga:)
    "Baterie powoli przechodzą na emeryturę i światło powoli robi się coraz bardziej blade." - to jest ładna metafora tylko drugie powoli można wywalić.

    Uważam, że jest bardzo dobrze napisane. Akcja jest wartka, a sceny dynamiczne i całość czyta się płynnie. Narracja odważna, ale dobrze ci poszło:)
  • Nysia ponad rok temu
    Dziękuję :)
  • Józef Kemilk ponad rok temu
    Jest dobrze.
    Sprawnie napisane, akcja dosyć interesująca, bohaterka dobrze zarysowana
    Pozdr 5
  • Nysia ponad rok temu
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania