Poprzednie częściW ciele wilka - Lea (1)

W ciele wilka - Lea (10)

Lea

 

– Lea?

Otwieram oczy. Nade mną kuca nagi Blake. Uśmiecha się przyjaźnie. Staram się nie spuszczać wzroku z jego twarzy. Czuję się trochę niezręcznie. Nawet to, że przed chwilą mogłam zginąć, jakoś nie ma teraz większego znaczenia.

– Nic ci nie jest? – pyta, pomagając mi wstać.

– N…Nie – szepczę.

– Zostaliśmy zaatakowani przez łotrów. Musisz wrócić do domu watahy. – Trzyma ręce na moich ramionach.

– Domu watahy?

– Tłumaczyłem ci, tak? Wilkołaki żyją w watahach. Ten dom, w którym byłaś przez ostatnie dni, nazywamy domem watahy – tłumaczył spokojnie, choć szybko, uważnie rozglądając się dookoła. Chyba przez strach mój mózg wyparł pewne kwestie.

Widzę, że kilka wilków biegnie do lasu i znika między drzewami. Słyszę wycie. Po chwili oczy Blake`a zmieniają się w zupełnie czarne i puste. Kilka sekund później wracają do naturalnej jasnoniebieskiej barwy.

– Hunter mówi, że już jest bezpiecznie. Możemy wracać spokojnie – informuje, uśmiechając się.

Blake patrzy na coś za moimi plecami z kwaśną miną. Odwracam się szybko i widzę gigantycznego wilczura o srebrno-szarej sierści i szarych oczach. Skąd znam te oczy? Robię krok w stronę Blake. On obejmuje mnie w pasie. Wilczur warczy groźnie, szczerząc kły. Gamma odsuwa się ode mnie i zabiera rękę.

– Spokojnie, Sky, nie warcz. Straszysz ją – prosi spokojnie.

– Sky? – Skaczę wzrokiem między Blakiem i wilczurem.

– Tak, Lea. To jest Sky w swojej wilczej postaci. – Jego oczy robią się czarne. Po chwili wracają do naturalnego koloru. – Walczył w czarownicą, która rzuciła na niego urok i teraz nie może się zmienić z powrotem. Nie bój się, on jest jedyną osobą, która nie jest w stanie cię skrzywdzić.

Wilczur zbliża się do mnie, a ja wtulam się w Blake. On obejmuje mnie ciasno ramieniem. Krok dzieli mnie od wpadnięcia w panikę i ucieczki.

– Zabierz go – łkam spanikowana, wtulając się w tors, gdy czuję na nogach obwąchujący nos wilczura. Nie obchodzi mnie nawet, że mężczyzna jest kompletnie nagi. Jego też to nie rusza.

– On się tylko upewnia, że nic ci się nie stało. – Gładzi mnie delikatnie po kręgosłupie.

– Weź go! – Drżę ze strachu. Podświadomie szykuję się na ucieczkę. Przysięgam, że gdy tylko będę miała okazję, ucieknę stąd i wrócę do ośrodka, albo będę spać pod mostem.

– Sky – patrzy na sierściucha – odsuń się, ok? Ona jest przerażona.

W odpowiedzi słyszę tylko głośniejsze warknięcie i mocniej wtulam się w Blake.

– Lea, nie możesz się do mnie przytulać, bo Sky nerwicy dostanie. – Śmieje się i odsuwa.

Wykorzystuję to i pędem biegnę w głąb lasu. Słyszę za sobą tylko zrezygnowane wołanie Blake`a. Po chwili zastępuje je dźwięk potężnych łap biegnących tuż za mną.

Nie chcę umierać. Nie chcę być rozerwana na strzępy przez wkurzonego wilka. To się nie dzieje. To tylko sen. Zaraz się obudzę i znowu będę w tym przeklętym ośrodku. Czuję, że wilk skacze na mnie i przygniata mnie do ziemi. Z krzykiem upadam na brzuch. Momentalnie zakładam ręce na głowę, próbując ją jakoś ochronić.

– Nie jedz mnie, proszę! – łkam przerażona.

Całe moje ciało się trzęsie ze strachu. Wilk mnie obwąchuje i liże moją dłoń.

– Nie jedz – szepczę zrezygnowana przez łzy. Zostanę kolacją wielkiego wilczura.

– Sky, na miłość Bogini, złaź z niej! Chcesz, żeby dziewczyna dostała zawału? – Blake ręką spycha wilka, który o dziwo nie stawia oporu. Podnosi mnie i sadza na swoich kolanach. Zauważam jedynie, że zdążył założyć spodnie. – Ciii… Już dobrze, Lea. On cię nie skrzywdzi. Spokojnie. – Gładzi mnie po plecach. – Jesteś ranna? – Spogląda na dłoń.

– Musiałam się zadrapać, gdy upadałam. – Wtulam się w niego. Ciepło skóry ogrzewa mnie i trochę uspokaja. Mięśnie jednak w dalszym ciągu pozostają napięte do granic możliwości.

– Chodź do domu. Opatrzymy to.

Podnosi mnie. Patrzę na srebrnego wilczura. On patrzy na mnie przez chwilę, potem warczy na Blake`a, prycha i rusza do domu. Blake, widząc, że nie zamierzam się ruszyć z miejsca, kładzie jedną rękę na moich plecach, a drugą pod kolanami i unosi. Łapię go mocno za szyję. Wilczur warczy głośno na ten widok.

– On też z nami idzie? – szepczę do Blake, obok którego podąża wilczur, nie spuszczając nas z oczu. Widzę, że Sky kuleje na tylną łapę. Co mu się stało?

– On jest alfą. On tu rządzi, czy nam się to podoba, czy nie. – Uśmiecha się cwaniacko.

W domu Blake obmywa mi dłoń. Nie jest to poważna rana, nawet nie trzeba plastra. Wilczur cały czas waruje przy mojej nodze, uważnie przyglądając się poczynaniom gammy. Warczy ostrzegawczo za każdym razem, gdy, choć minimalnie się skrzywię. Sykam cicho, gdy mężczyzna wyciąga niewielki kamyk z rany, a wilk o mało nie rzuca się na biednego Blake`a.

W tym czasie Hunter obmywa wodą łapę wilka. Nie jestem pewna, czy Sky to w ogóle czuje. Jest zbyt zapatrzony we mnie, by zaprzątać sobie głowę Hunterem.

– Zasadniczo wilkołaki leczą się same, ale oczyszczenie rany nigdy nie zaszkodzi – tłumaczy mi Hunter, widząc, że śledzę jego poczynania.

Z jakiegoś powodu martwię się o Sky`a. Nie chciałabym, żeby coś mu się stało. Choć jego wilcza postać mnie przeraża i nie czuje komfortowo, gdy siedzi przy mojej nodze, wolałabym, żeby jego rana szybko się zagoiła.

– Nic mu nie będzie? – Patrzę na betę.

– Nie, za kilka godzin nie będzie śladu. Nie musisz się martwić. – Posyła mi uspokajające spojrzenie.

Uśmiecham się na tę wiadomość. Wilk trąca mokrym nosem moją nogę. Napinam mięśnie i momentalnie się odsuwam . Iskra radości znika z jego tęczówek, a zastępuje ją rozgoryczenie, troska i zmartwieniem. Opuszcza łeb. Czuję jakieś dziwne ukłucie w sercu. Żal? Wyrzuty sumienia? Na pewno nie chciałam sprawić mu przykrości, ale nie chcę, by mnie dotykał. Powinien się cieszyć, że może siedzieć obok mnie. To i tak duży postęp z mojej strony.

Po oczyszczeniu ran, Blake i Sky odprowadzają mnie do pokoju. Zamykam drzwi na klucz. Wolałabym nie obudzić się z wielkim wilczym pyskiem u boku.

Do rana nie mogę spać. Widzę, że szpara w drzwiach jest czymś zasłonięta i domyślam się, że wilk nie daje za wygraną. Nakrywam głowę kołdrą i po prostu leżę, aż słońce nie zaświeci w okna. Czuję się samotna. Zawsze byłam sama, a jednak samotność w takim natężeniu jest dla mnie czymś nowym. Chciałabym poczuć na sobie ręce Sky`a. Chciałabym, żeby mnie objął i wtulił w swój tors. Potrzebuję jego ciepła i obecności. Spoglądam na szparę pod drzwiami. Mam ochotę wstać i usiąść obok niego. Powstrzymuję się jednak. Nie potrafię zaufać wilczurowi.

Gdy wstaję, wilka nie ma już pod moimi drzwiami. To dobrze. Przynajmniej nie muszę się bać. Po szybkim prysznicu, ostrożnie wychodzę z pokoju, upewniając się, że bestia nie wyskoczy na mnie zza rogu. Wchodzę do kuchni. Ledwo przechodzę przez drzwi, a odwrócony tyłem Blake mnie wita:

– Dzień dobry, Lea. Jak się spało?

– Skąd wiesz, że…

– Wilczy słuch i węch. – Odwraca się z uśmiechem, puszczając do mnie oczko.

Siadam przy stole. Anny podaje mi talerz z owsianką bananową, a potem znika gdzieś w głębi domu. Spoglądam na Blake. Z zapałem pałaszuje smażoną kiełbasę, przegryzając ją jajecznicą z chyba tuzina jaj i pomidorami. Rozglądam się uważnie, zatrzymując na dłużej wzrok na wejściu do kuchni.

– Nie ma go – mówi Blake, przełykając kęs. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że mnie obserwuje. – Poszedł upolować sobie śniadanie. – Upija łyk kawy.

– Upolować? – Dziwię się.

– No wiesz, teraz raczej nie zadowoli się zwykłą jajecznicą. – Wskazuje widelcem na swój talerz.

Widzę, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu. To przecież oczywiste, że wilk nie jest wegetarianinem.

– Masz rację. Zające, sarny i te sprawy?

– Dokładnie. – Odgryza kawałek kiełbasy.

– Często polujecie na zwierzęta? – pytam nieśmiało, dziobiąc łyżką w owsiance.

– Nie. Jemy raczej w ludzkiej formie. Polowanie na zwierzęta jest głównie rytuałem wprowadzenia. – Wkłada do ust ćwiartkę pomidora. – Ewentualnie, gdy jesteśmy daleko od domu i nie możemy jeść normalnie, to skłaniamy się do zwierząt. – Czy nikt mu nie powiedział, że nie mówi się z pełnymi ustami?

– Rytuał wprowadzenia? – Przełykam owsiankę.

– Gdy grupa szczeniaków kończy osiemnaście lat, urządzamy im przyjęcie. Schodzi się wtedy cała wataha. Grupa szczeniaków razem z alfą wybierają się na polowanie. Celem są zazwyczaj zające i dziki. Każdy szczeniak powinien upolować jedno zwierzę i przynieść, by pokazać je stadu. Wówczas uważany jest za dorosłego. Potem te zwierzęta się przyrządza i zjada – tłumaczy machając widelcem z nabitą kiełbasą.

– To ohydne – Krzywię się na tę wizję.

– Dla ciebie może i tak, ale dla nas to norma. Każdy przez to przechodził.

– Ty też?

– Aha – przełyka łyk kawy. – Upolowałem wielkiego dzika. – Uśmiecha się do swoich wspomnień. – Sky, jako alfa, musiał upolować coś większego: sarnę lub jelenia. Przytargał naprawdę dorodnego jelenia. Jego poroże Sky powiesił sobie w sypialni.

– Wręcz cudowna pamiątka – ironizuję, po przełknięciu łyżeczki owsianki.

Słyszę łapy cicho uderzające o podłogę i od razu zaczynam się denerwować. Sky, a raczej jego wilk, pojawia się w przejściu, a ja czuję, że śniadanie podchodzi mi do gardła. Cały jego pysk pokryty jest krwią, która skapuje nawet z kłów. Odsuwam się na drugi koniec ławy stojącej przy stole.

– Sky, litości – wzdycha z politowaniem gamma. – Czasami zachowujesz się, jak niedorozwinięty. Wiesz, że ona się ciebie panicznie boi, a przychodzisz do niej z zakrwawionym pyskiem i oczekujesz, że cię pokocha? Myślisz czasem, chłopie? Idź się umyj, a nie biedną dziewczynę straszysz. – Zgania go.

Wilk warczy chwilę na niego, potem patrzy na mnie i znika gdzieś w głębi domu. Wraca po kilku minutach z czystym pyskiem. Idzie prosto do mnie i siada przy moich nogach, kładąc mi łeb na kolanach. Spinam się. Podnoszę ręce w obronnym geście, by przypadkiem go nie dotknąć. Z jednaj strony przeraża mnie to, a z drugiej czuję przyjemne iskierki. Skomli cicho, wyczuwając moje zdenerwowanie. Patrzy mi w oczy tymi swoimi szarymi ślepiami. On nie chce, bym się go bała, ale to silniejsze ode mnie. Powoli opuszczam ręce i kładę je na stole.

– Załatwiłem wam spotkanie z czarownicą. – Hunter wchodzi do kuchni i bierze porcję jajecznicy z patelni.

– Czarownicą? One istnieją? – Patrzę na nich zszokowana.

Hunter wzdycha z politowaniem.

– A kto go tak urządził? – Wskazuje widelcem na wilka i siada obok brata.

No, tak. Lea, używaj czasami mózgu. Przecież po coś go masz. Ganię się, za swoją głupotę.

– Istnieją wilkołaki, wampiry i czarownice. Wspominaliśmy ci o tym. – Blake delikatnie przypomina mi naszą wspólną kolację.

– No tak, faktycznie. Zapomniałam. – Spuszczam wzrok na owsiankę, ale nie mogę powstrzymać się od kolejnego pytania. – A Święty Mikołaj, skrzaty i gobliny?

Hunter prycha z kpiącym uśmieszkiem i kręci głową, wilk wydaje z siebie przyjemne dudniące dźwięki, a Blake patrzy z lekkim pobłażaniem.

– Nie, oni nie. – Blake sprowadza moje dziecięce marzenia do parteru.

– Szkoda.

– Czarownica przyjdzie pojutrze wieczorem. – Hunter wraca do tematu. Patrzy na wilka, a jego oczy robią się czarne. Po chwili patrzy na mnie. – Będzie wiedzieć, jak go odczarować – mówi lekceważącym tonem. Orientuję się, że to wytłumaczenie było tylko dla mnie, bo chłopaki znali cel jej wizyty.

Sky warczy ostrzegawczo na Huntera, ten tylko podnosi ręce w poddańczym geście i zabiera się za jedzenie śniadania.

– A co z wczorajszym atakiem? Dużo naszych ucierpiało? – Łapię się na nazywaniu wilkołaków „naszymi”, jakbym była częścią stada. Blake`owi wyraźnie się to podoba. Uśmiecha się zwycięsko. – Znaczy, czy dużo waszych wilków ucierpiało?

– Na szczęście nikt. Było ich tylko kilku i bardziej szukali czegoś do jedzenia, niż mieli chęć do prawdziwego ataku. Czarownica była z nimi, tylko żeby zająć Sky`a.

– Powinnam ci podziękować, Blake. Uratowałeś mnie wczoraj. – Przypominam sobie z lekkim opóźnieniem.

– Do usług. – Szczerzy się. – Ten wilk już ci nie będzie zagrażał.

– No właśnie, skoro o wilku mowa… Wiesz, kim on był? – Hunter patrzy na mnie badawczo.

Wzruszam ramionami.

– Wilk jak każdy inny. Jakbyś nie zauważył, nie znam zbyt wielu z was. Nie ma pojęcia, kim on był. – Wkładam do ust śniadanie.

– To on cię zaatakował, gdy tu przyszłaś.

– Tyle wiem, ale nie widziałam go ani wcześniej, ani w międzyczasie.

– Jesteś pewna? – Jego wzrok za chwilę wywierci mi dziurę w brzuchu.

– O co ci chodzi, Hunter? – Z irytacją odkładam łyżeczkę na talerz. Straciłam apetyt.

Wilczur podnosi łeb z moich kolan i warczy na Huntera. Jemu też nie podobało się to przesłuchanie.

– Skoro po raz drugi zaatakował akurat ciebie, możesz go kojarzyć. Tuż przed tym, jak Blake go zabił, zmienił formę na ludzką. Chciałbym, żebyś spojrzała na niego.

– Co? Nie mam najmniejszej ochoty patrzeć na trupa człowieka, który próbował mnie zabić! – Wstaję z ławki. – Sam sobie go oglądaj!

Wychodzę z kuchni. Idę na taras. Może świeże powietrze trochę ukoi moje nerwy. Nie dość, że nie spałam praktycznie całą noc, to jeszcze Hunter wpada na głupie pomysły. Nie interesuje mnie, kim był ten człowiek. Dla mnie liczy się to, że mi już nie zagraża.

Gdy tylko czuję, że udało mi się wyciszyć, chcę iść do swojego pokoju, by nie mieć do czynienia z Hunterem i srebrnym wilkiem. Jednak wilczur ma inny pomysł. Gdy tylko kieruję się w stronę schodów, on łapie zębami za skaj mojej bluzki i delikatnie ciągnie do drzwi.

– Czego chcesz? – buczę. Chyba jednak mi nie przeszło. Czułam, że na sam jego widok, skacze mi ciśnienie.

Futrzak patrzy na mnie, potem na drzwi i znowu na mnie?

– Mam iść za tobą? – pytam, choć wiem, że przecież mi nie odpowie. Za to ciągnie ponownie.

Nigdy jeszcze nie byłam z nim sam na sam. Serce podpowiada mi, że będę bezpieczna, jednak rozum jak zwykle wie swoje. Jeśli do tej pory mnie nie skrzywdził, to może teraz też nie. Nigdy się tego nie dowiem, gdy nie sprawdzę. Dość niechętnie, ale idę za nim.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera ponad rok temu
    Wielki wilk, alfa watahy - sierściuch :) Jak słodko...
  • MKP ponad rok temu
    "Sykam cicho, gdy mężczyzna wyciąga niewielki kamyk z razy" - rany

    ???

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania