Poprzednie częściW ciele wilka - Lea (1)

W ciele wilka - Sky (4)

Sky

 

Nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok. Patrzę w sufit, liczę wilki skaczące przez płot, liczę do stu. Nic nie działa. Wstaję z łóżka. Najpierw przez pół godziny krążę po pokoju. To nic nie daje, więc idę do kuchni. Biorę mały dzbanek i nalewam do niego trochę mleka. Stawiam na płycie indukcyjnej i cierpliwie czekam aż się podgrzeje. Potem wypijam wszystko duszkiem, nie zawracając sobie głowy szukaniem szklanki. W dzieciństwie ciepłe mleko zawsze mnie usypiało. Liczyłem, że i tym razem tak będzie. Minęły kolejne dwie godziny, a mój sen nie nadszedł. Czuję się nabuzowany. Mój wilk jest zirytowany, nie może usiedzieć spokojnie. Warczy na mnie i wyje mi w głowie.

Decyduję się na krótką przebieżkę po lesie. To powinno ukoić zarówno moje, jak i jego nerwy. Wychodzę na taras i zdejmuję ubranie. Zmieniam się w swojego wilka i sprintem kieruję się w stronę drzew. Przedzieram się przez kolejne zarośla. Przeskakuję nad powalonym drzewem i grząskimi kałużami. Na zmianę przyspieszam i zwalniam. Biegam prosto i slalomem, chcąc wytracić jak najwięcej siły. W końcu czuję, że mi lepiej. Zawracam w stronę domu.

Zatrzymuję się dopiero przed wejściem do lochów. Drzwi są zamknięte, a przed nimi stoi dwóch strażników. Kłaniają mi się. Kiwam łbem i powoli przechodzę obok nich. Kilka kroków. Tylko tyle dzieli mnie od mojej partnerki. Mojego szczęścia. Mojego świata. Chciałbym zawrócić i móc zabrać Leę z tego obskurnego miejsca. Jeszcze nie. Kilka godzin i będzie w moich ramionach. A przynajmniej taką mam nadzieję. Blake musi z nią pogadać i liczę, że przyniesie to dobry skutek. Musi tak być.

Rankiem wchodzę do salonu. Hunter rozłożył mapy na całym stole i razem z dwoma tropicielami śledzą trasę łotra, który zaatakował dziewczynę. Blake stoi przy oknie i patrzy na bawiące się przed domem szczeniaki. Podchodzę do niego.

– Byłeś u niej? – pytam, krzyżując ręce na piersi.

– Tak. Trzeba ją wypuścić. Trafiła tu przypadkiem. – Patrzy na mnie.

– Skąd ta pewność? Nic nie mówi. Nie powiedziała nawet, jak ma na imię.

– Lea – odpowiada spokojnie, zasłaniając okno firanką.

– Skąd wiesz? Powiedziała ci? – warczę zły.

– Tak. Mówiła, że uciekła z ośrodka opiekuńczego i myślała, że na naszym terenie będzie bezpieczna. – Widząc złość gotującą się pod moją skórą, od razu odsłania szyję. – Alfo, wiesz, że czasami zdobywanie informacji lepiej wychodzi mnie niż tobie. – Spuszcza wzrok.

– Tak, masz rację – prycham, przełykają gorycz porażki. Moja własna partnerka bardziej ufała mojemu gammie niż mnie. Beznadziejny ze mnie partner. Muszę to naprawić. – Powiedziała coś jeszcze?

– Nie zna tego wilkołaka. Zaatakował ją i zniknął. Myślę, że ona po prostu znalazła się w złym miejscu i o złym czasie. To wszystko. Niech idzie dalej.

– Nie może iść dalej. – Teraz ja patrzę przez okno na szczeniaki, które bawią się w chowanego.

– Dlaczego? – Marszczy brwi.

– Bo to moja partnerka. – Patrzę mu prosto w oczy. Obydwoje wiemy, co to oznacza.

Gdy tylko wszedłem do celi Lei, wiedziałem, że ona jest moją partnerką. Kontakt wzrokowy tylko to zweryfikował. Była taka drobna, mała, bezwładnie przykuta do ściany. Jasnobrązowe włosy miała spięte w rozwalający się kucyk, a kilka pasemek spoczywało niechlujnie na jej twarzy. Ani ja ani mój wilk nie mogliśmy na nią patrzeć, gdy była tak wystraszona. Jej duże, zielone oczy aż błagały o pomoc. Musiałem ją rozkuć. Była moją bratnią duszą. Musiałem zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała, ale nie wiedząc, co robiła na moim terenie, nie mogłem jej ot tak po prostu wypuścić. Teraz, gdy wiem że trafiła do mnie przypadkiem, mogę uwolnić ją z lochów i zaprowadzić do mojej sypialni, a potem się z nią pieprzyć bez opamiętania. Od początku miałem na to ochotę. Mógłbym wziąć ją nawet na tej przeklętej pryczy. Już widziałem, jak wbijam kły w jej szyję, żeby ją naznaczyć, jak wije się pode mną i jęczy moje imię, gdy dochodzi. Chcę, żeby była moja. Tylko moja.

– W takim razie musisz jej powiedzieć o wilkach. – Blake wyrywa mnie z rozmyślań.

– Tak, tylko jeszcze nie wiem jak.

– Pomóc? – Szczerzy się.

– Nie. – Warczę ostro, aż przykuwam uwagę Huntera i tropicieli. – To sprawa między mną, a Leą – dodaję spokojniej.

Kiwa głową i odchodzi.

– Blake! – wołam za nim.

– Tak, Alfo?

– Mówiła, ile ma lat?

– Musisz poczekać jeszcze miesiąc. – Uśmiecha się, bo doskonale wie, po co mi ta informacja.

Według naszego prawa nie można kopulować ani naznaczyć szczeniaka, który nie ukończył osiemnastego roku życia. Za złamanie tego przepisu obowiązywała kara lochów. Mnie by to oczywiście nie dotyczyło, ale uważam, że skoro wymagam od innych przestrzegania prawa, sam muszę je stosować. Ponad to szczeniak poniżej osiemnastu lat to dziecko, więc zwykła etyka tego nie dopuszcza.

Miesiąc. Miałem miesiąc, żeby przygotować małą Leę do nowego życia i coś czułem, że nie będzie to proste zadanie.

Podchodzę do Huntera i tropicieli. Patrzę na rozłożone na stole mapy.

– Macie coś? – pytam, śledząc wzrokiem czerwoną kreskę markera, którą zaznaczona jest droga obcego wilka.

– Łotr przyszedł z zachodniej granicy. – Hunter wskazuje punkt na mapie. – Według zapachu krążył chwilę po okolicy, aż spotkał dziewczynę. – Przesuwa palec na miejsce znalezienia Lei. – Gdy go odstraszyliśmy, również uciekł za zachodnią granicę. Prawdopodobnie szukał tu jedzenia, bo przy granicy znaleźliśmy resztki sarny.

– Przenieś jedną jednostkę patrolującą ze wschodniej granicy na zachodnią. Mają mieć oczy i uszy dookoła głowy. Nie możemy być pewni, że jego wizyta się nie powtórzy.

– Tak jest, Alfo. – Hunter zwija mapy i wychodzi razem z tropicielami.

Patrzę za okno na szczeniaki ganiające za piłką. Może za kilka lat mój szczeniak będzie biegał tak ze swoimi rówieśnikami. Synek miałby brązowe włosy po Lei i szare oczy po mnie. Byłby idealnym połączeniem moim i Lei. Byłby idealny. Silny, bystry, mądry, odważny. Najlepszy alfa jaki chodził po tym terenie.

Najwyższa pora by uwolnić matkę moich przyszłych dzieci. Czy to normalne tak myśleć o obcej dziewczynie? Chyba nie. A już na pewno nie dla mnie.

Wchodzę do celi, w której przebywa moja partnerka. Nie zamierzam pozwolić jej spędzić kolejnej nocy w tej stęchliźnie i zimnie. Już od mojej pierwszej wizyty u dziewczyny, mój wilk na mnie warczał, żebym zabrał ją do domu i traktował jak przystało na partnerkę.

Lea siedzi skulona na pryczy. Włosy już całkiem wyślizgnęły się jej z kucyka. Zielone oczy ma zmrużone ze zmęczenia i zaczerwienione zapewne od płaczu, a pod nimi szare podkówki. Widzę, że lekko dygocze z zimna. Momentalnie moje poczucie winy sięga zenitu. Złoszczę się sam na siebie. Jak ona ma mi zaufać, skoro doprowadziłem ją do takiego stanu? Naprawdę jestem beznadziejnym partnerem. Muszę to szybko naprawić. Nie chcę widzieć jej smutnej i wystraszonej.

Podchodzę bliżej i siadam obok niej. Odsuwa się w kąt. Mój wilk, widząc jej niechęć do mnie, cicho warczy. Staram się go stłumić, jednak to nie wystarcza i na twarzy dziewczyny maluje się strach. Super, teraz myśli, że na nią warczę. Robi się coraz lepiej.

Odchrząkuję i biorę głębszy wdech. Zaciągam się zapachem szarlotki.

– Cześć, ładnie pachniesz – zaczynam spokojnie. Marzę już tylko o tym, żeby móc zanurzyć nos w jej włosach i do końca życia uspokajać się tym zapachem. On działa na mnie jak narkotyk. Bardzo mocny narkotyk. – Powiesz mi jak masz na imię?

Spuszcza wzrok, ignorując moje pytanie. Wzdycham. Tym razem nie odpuszczę.

– Posłuchaj mnie, Lea. – Specjalnie zwracam się do niej po imieniu. Chcę wywołać u niej jakąś reakcję. I udaje mi się. Patrzy na mnie niepewnie. – Nie chcę cię skrzywdzić. Nie chcę, żebyś spała tutaj i marzła. Mogę zabrać cię w cieplejsze miejsce, ale musisz zacząć ze mną rozmawiać. Wiem, że umiesz, bo z Blake`iem całkiem dobrze ci poszło.

– Wypuścisz mnie? – pyta z nadzieją. – Przecież nie jestem dla was zagrożeniem.

– Najpierw zabiorę cię z tej celi. Nie powinnaś w ogóle tu trafić. Chodź. – Wstaję i wyciągam do niej rękę. Oczywiście, że jej nie wypuszczę. Nie mogę. Jest moją partnerką. Ostatniej nocy nie mogłem spać, wiedząc, że ona tu jest i nie chciałem męczyć się ponownie. Jej także przyda się odpoczynek.

– Gdzie mnie zabierasz?

– Do pokoju. Jest tam normalne łóżko i łazienka. – Domyślam się, że może jej tego bardzo brakować.

Powoli ześlizguje się z pryczy i nieufnie podaje mi dłoń. Czuję iskierki przeskakujące między nami. Są przyjemne i jednoznaczne. Jesteśmy partnerami. Skoro ja to czuję, ona też musi.

Prowadzę ją korytarzem na zewnątrz. Gdy tylko otwieram drzwi i przepuszczam ją przodem, ona zaczyna pędem biec na oślep przed siebie. Naprawdę wierzy, że mi ucieknie? Jest niższa ode mnie o dobrze trzydzieści centymetrów. Ma zatem krótsze nogi. Nie mam najmniejszych problemów, by dogonić ją w kilka sekund. Łapię ją w pasie i przerzucam sobie przez bark. Idę w kierunku domu watahy.

– Puszczaj mnie! – krzyczy, uderzając pięściami w moje plecy i kopiąc zawzięcie nogami. Jest lekka jak piórko.

– Nie wierć się, bo spadniesz – mówię spokojnie, zacieśniając uścisk. Jedną ręką trzymam jej uda, a drugą kładę na tyłku. Okrągłym i jędrnym tyłku. Z mojej piersi wydobywa się radosne dudnienie mojego wilka.

Och, uspokój się, ganię go.

Dziewczyna na chwilę nieruchomieje, ale zaraz od nowa zaczyna wierzgać.

– Puść mnie, słyszysz? Nie boję się twojego warczenia, dudnienia, czy co to było. Jesteś nienormalny. Puszczaj!

Owszem, nie jestem normalny i niedługo się o tym doskonale przekona. Podrzucam ją lekko do góry. Piszczy przerażona. Ma zamknięte oczy i pewnie czeka na upadek. Łapię ją tuż nad ziemią. Praktycznie w ogóle nie czuję jej ciężaru i mógłbym podrzucać ją w nieskończoność, niczym ojciec bawiący się z małym dzieckiem. Gdy jej wyczekiwany upadek nie nadchodzi, otwiera wystraszone oczy.

Mój wilk cicho skomli. Nie podoba mu się, że ją straszę. Wilki są bardziej uczuciowe w stosunku do swoich partnerów niż ludzie. Działają w oparciu o czysty instynkt. Dla nich liczy się przede wszystkim, by partnerka była cała, zdrowa, bezpieczna, najedzona i wypoczęta. Cała reszta pozytywnych emocji to miły dodatek. Te instynkty udzielają się również naszej ludzkiej formie, przy czym jako ludzie musimy sobie radzić z większą ilością problemów.

– Mówiłem, żebyś się nie wierciła, bo spadniesz. – Uśmiecham się i stawiam ją na nogi.

W dalszym ciągu mocno trzymam jej dłoń. Patrzy na mnie zbuntowanym wzrokiem. Szarpnięciem próbuje wyrwać swoją rękę z mojego uścisku. Uroczo wygląda, gdy próbuje być groźna.

– Nie tak szybko, mała, bo znowu będziesz chciała mi uciec. –Patrzę na nią z góry. Przy mnie naprawdę wydaje się mała.

– Puść, to boli. – Krzywi się, a mój wilk razem z nią.

Lekko luzuję uścisk, jednak nie pozwalam jej się wymknąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • MKP ponad rok temu
    Najwyższa pora by uwolnić matkę moich przyszłych dzieci. Czy to normalne tak myśleć o obcej dziewczynie? Chyba nie. - czyli zaiskrzyło tak, że podpaliło kilka okolicznych wiosek:)

    "Uroczo wygląda, gdy próbuje wyglądać na groźną." - ja bym dał "być groźna"

    Z zaimkami się poprawiło:) Generalnie lekko się to czyta i z zaciekawieniem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania