Poprzednie częściW ciele wilka - Lea (1)

W ciele wilka - Sky/Lea (12)

Sky

 

Leżę obok mojej partnerki i niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia. Odnoszę wrażenie, że już się mnie nie boi, albo nie aż tak bardzo. Wczorajszy dzień nad jeziorem sporo zmienił w jej zachowaniu. W dalszym ciągu jest wobec mnie trochę nieufna i ostrożna, ale nie wpada w panikę na mój widok. To bolało najbardziej. Widok jej przerażonej twarzy w lesie, gdy mnie pierwszy raz zobaczyła, wyrył mi się w umyśle. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do sytuacji, w której będzie się tak bała. To moja partnerka. Powinna mi bezgranicznie ufać, a nie uciekać.

Teraz przyglądała mi się uważnie. Sunie wzrokiem po ciele. Dłonią powoli badała sierść. Układam się wygodnie przy jej boku i po prostu pozwalam na tę eksplorację. Dotyka łapy. Nie lubię tego. Łapy są punktami, które są drażliwymi miejscami i nikt nie mógł ich dotykać. Nikt, oprócz mnie i teraz Lei. Jej na to pozwalam. Drobna ręka koi napięcie, które automatycznie rodzi się w moim ciele, gdy gładzi poduszeczki pod przednią łapą. Jest ciekawa mnie i wilka. Wiem, że pierwszym krokiem do pokonania strachu jest zapoznanie się z jego nosicielem. Im szybciej poczuje, że mnie zna, tym szybciej mi zaufa. A tego pragnę najbardziej.

Schodzimy na śniadanie. W domu jesteśmy sami. Chłopaki poszli już wypełniać swoje obowiązki, a ja chciałem zjeść spokojne śniadanie z towarzyszką. Lea nakłada na talerz jajecznicę. Smaruje kromkę chleba grubą warstwą masła. Obok jajek kładzie pokrojone pomidory. Najwidoczniej lubi takie samo śniadanie jak ja. Kładzie talerz na stole. Po chwili obok stawia jeszcze duży kubek z herbatą. Patrzy chwilę na śniadanie, jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. Spojrzała na mnie z uśmiechem.

– Nie potrafię polować na dziczyznę, ale wierzę, że jakbyś był bardzo głodny, to sam byś sobie ją upolował. Skoro siedzisz tu, to zjedz ze mną coś dla towarzystwa. – Otwiera lodówkę. Wyciąga z niej laskę kiełbasy. – Może być? – pyta niepewnie.

Kręcę łbem i prycham. Nie będę w wilczej formie wyżerał najlepszego mięsa w okolicy. Szczególnie że ta kiełbasa to przysmak Blake`a. Nie byłby szczęśliwy, gdyby się dowiedział, że w dwóch kęsach pochłonąłem jego zapasy.

– Och – Lea wzdycha zdezorientowana i trochę zawiedziona. Więź podpowiada jej, że musi mnie nakarmić. Dopóki tego nie zrobi, będzie niespokojna. Ja mam tak samo. Widzę parujące jedzenie na talerzu i wiem, że gdy wystygnie, to nie będzie mogła go zjeść.

Wstaję i kieruję się do szafki z miskami. Lea idzie za mną i bierze jedno naczynie.

– Jak chcesz wody, to tam stoi. – Wskazuje palcem zieloną miskę napełnioną po brzegi chłodną wodą. Postawiła ją tam wczoraj zaraz po kolacji, abym cały czas miał możliwość nawodnienia organizmu.

Mijam dziewczynę, pokazując tym samym, że woda nie jest aktualnie w centrum mojego zainteresowania. Staję przy jednej z szafek. Lea ją otwiera.

– Aaa… Trzeba było tak od razu. – Śmieje się i przysięgam, to najpiękniejszy dźwięk, jaki w życiu słyszałem.

Wyciąga z szafki puszkę z karmą dla psów. Nie jest to moje ulubione jedzenie, ale w obecności tej dziewczyny wszystko smakuje lepiej. Wygrzebuje łyżką zawartość puszki do miski i stawia ją obok tej z wodą. Nosem szturcham plastik aż do stolika. Teraz jestem tuż przy nogach Lei i ze spokojem obydwoje możemy skupić się na śniadaniu.

Siedzę i nieustannie gapię się na moją partnerkę. Stoi przy zlewie i myje naczynia po śniadaniu. Płucze z piany moją miskę, odstawia na suszarkę, po czym odwraca się do mnie, wycierając dłonie w ścierkę. Ma na sobie czarny fartuszek, który sięga niewiele dalej niż spodenki. W zasadzie, gdyby ktoś teraz ją zobaczył, mógłby pomyśleć, że w ogóle nie ma na sobie spodenek.

Kuca przede mną z szerokim uśmiechem. Wyciąga rękę i drapie mnie za uchem. Nikt nigdy tego nie robił. Dopiero Lea uświadomiła mi, jak bardzo to lubię. Patrzymy sobie w oczy. Widzę w tęczówkach spokój. Czuje się dobrze w moim towarzystwie, a to jest dla mnie bardzo ważne. Jakby nieświadomie przejeżdża językiem po delikatnie różowych wargach.

Marzę, by być teraz w ludzkiej formie. Móc skosztować słodkich ust dziewczyny i zatopić dłonie w jej włosach. Posadziłbym ją na blacie i nie przestawałbym jej pieścić, dopóki nie doszłaby na moich palcach, wołając moje imię. Cholernie chciałbym się w niej znaleźć i poczuć zaciskające się w ekstazie mięśnie. Prycham rozdrażniony, bo nic takiego się nie stanie. A przynajmniej w najbliższym czasie. O ile w ogóle wiedźma będzie wiedziała, jak mi pomóc i jeszcze raczy zechcieć mi pomóc.

Lea szybko zabiera dłoń. Czuję pustkę w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą mnie dotykała. Odsuwa się niespokojnie o dwa kroki.

– Coś nie tak? – pyta Lea w reakcji na moje prychnięcie. – Przepraszam, wiem, że nie powinnam patrzeć wilkowi w oczy, ale jakoś tak wyszło. – Jest…zlękniona? – Nie chciałam cię zdenerwować. – Wyciąga przed siebie rękę, gdy wstaję.

Świetnie, po prostu świetnie. Już było między nami całkiem dobrze, a ja znowu ją straszę. Nie chciałem, żeby odebrała prychnięcie w ten sposób. W zasadzie nie pomyślałem, że mógłbym ją w ten sposób wystraszyć. Muszę szybko pokazać, że to nie na nią się zdenerwowałem.

Powoli podchodzę bliżej. Lea cofa się aż do blatu. Cały czas trzyma rękę przed sobą, jakby to była tarcza, mająca na celu ochronienie jej przede mną. To mentalnie boli. Jest przecież moją partnerkę. Każdy strach, który wywołuję, skutkuje moim dyskomfortem psychicznym.

Staję tuż przed nią i podstawiam łeb prosto pod dłoń. Sam się o nią lekko ocieram, żeby zobaczyła, że nie jestem zły. Owszem, patrzenie wilkowi w oczy, szczególnie wilkowi alfa, może być potraktowane jako rzucenie wyzwania. Z Leą było inaczej. Ona mogła się wpatrywać w moje oczy, ile tylko dusza by zapragnęła. Pozwoliłbym na to. Nawet tego chcę. Chcę widzieć, jak z zafascynowaniem wlepia we mnie duże oczy i próbuje przejrzeć na wylot.

– Nie jesteś zły?

Wystawiam jęzor i liżę jej dłoń. Uśmiecha się delikatnie. Dobrze, ponownie wracany na dobre tory.

– To, co będziesz dzisiaj robił?

Patrzę na godzinę wyświetlającą się na kuchence. Czas na trening i wyrównanie rachunków.

 

Lea

 

Stoję przy placu treningowym. Kilku mężczyzn walczy ze sobą. Jedni są w ludzkiej formie, inni w wilczej. Słyszę warczenie, skomlenie, okrzyki i dźwięki walki. Hunter sędziuje sparing dwóch wilków. Gryzą się, walą łapami i szczerzą kły. Szary wilk wymierza coś łapą prosto w pysk czarnego przeciwnika. Ten pada na ring, ciężko dysząc. Krzywię się lekko.

– Koniec! – ogłasza Hunter, patrząc na wilki. – Dobra robota.

Szary wilk zmienia się w człowieka. Podchodzi do mężczyzny, który jeszcze przed chwilą otulony był czarnym futrem. Podaje mu rękę i pomaga wstać. Klepią się po plecach, gratulując walki, po czym schodzą z ringu.

Hunter podchodzi do nas.

– Jak ci się podobało? – zwraca się do mnie.

– Sama nie wiem – przyznaję. – Trochę brutalne.

– To jeszcze nic. Zaraz zobaczysz, jak walczy twój chłopak. – Patrzy na srebrnego wilczura, który już truchta po arenie. Kiedy on tam poszedł?

Uśmiecham się krzywo. Mam złe przeczucia. Naprzeciw Sky`a staje jasnobrązowy wilk. Podnoszę brwi w zaskoczeniu.

– Hunter, przecież Blake nie da sobie rady ze Sky`em. – Mój głos drży z obawy o przyjaciela.

Widzę, że oczy Huntera na moment ciemnieją. Gdy wracają do naturalnego brązu, patrzy na brata, a potem na mnie.

– Blake właśnie powiedział, że uraziłaś jego męską dumę.

– Ale…

– Nigdy – przerywa mi ostro – nie wątp ani w niego, ani we mnie, ani w Sky`a. To, że Blake jest miły, nie oznacza, że jest słaby. Zrozumiałaś?

– Tak, przepraszam. – Szepczę, spuszczając wzrok.

Słyszę wrogie warczenie. Podnoszę głowę, myśląc, że walka właśnie się zaczyna, ale ku mojemu zaskoczeniu Sky wskakuje między mnie a Huntera i to na niego tak warczy. Chyba uznał, że mężczyzna potraktował mnie zbyt ostro.

– Spokojnie, alfo. Nie chciałem jej urazić. – Hunter podnosi ręce w obronnym geście.

Wilczur patrzy chwilę na niego. Po oczach bety widzę, że się komunikują. Mężczyzna opuszcza głowę i ukazuje szyję. Musiał dostać niezłą reprymendę.

Sky odwraca się do mnie. Trąca wilgotnym nosem dłoń. Gładzę go za uchem.

– Wszystko jest dobrze, Sky. Wracaj na trening – mówię uspokajająco. Nie chcę, żeby przeze mnie pokłócił się z przyjacielem.

Liże dłoń, odwraca się i wraca na ring. Staje naprzeciwko gammy. Jeży futro, warczy ostrzegawczo i przykuca, przygotowując się do ataku.

Blake przyjmuje podobną pozycję. Krążą wokół siebie. Szczerzą kły. Czekają. Pierwszy zrywa się Sky. Skacze na Blake`a. Tem odskakuje w bok, po czym odpycha się i ląduje na grzbiecie Sky`a. Mój partner jednak przetacza się na plecy, zrzucając tym samym gammę. Blake ląduje z hukiem na ziemi. Sky uderza go łapą w pysk, staje nad nim i gryzie w bok. Głośne skamlenie rozchodzi się w powietrzu. Alfa odchodzi kilka kroków. Widać, że chce dać przyjacielowi chwilę na zebranie sił. Gdyby teraz Sky go zaatakował, walka skończyłaby się w ciągu kilku sekund, a to przecież nie o to chodzi. Mają się szkolić, walczyć, ćwiczyć technikę i wytrzymałość, a nie jak najszybsze dobicie wroga.

Blake staje pewnie na łapach i tym razem pierwszy wymierza cios. Sky pochyla się, sprawnie unikając uderzenia. Bokiem ciała spycha kolegę na skraj ringu. Przyparty do lin Blake, próbuje wydostać się spod ciężaru Sky`a, ale średnio mu to wychodzi. W końcu gamma podcina łapy alfy. Skacze na niego i rani w szyję.

Piszczę wystraszona. Nie trzeba znać się na anatomii, by wiedzieć, że rana szyi może okazać się śmiertelną. Wątpiłam, żeby Blake celowo poważnie skrzywdził Sky`a, ale w ferworze walki mogło stać się wszystko.

Sky reaguje na mój pisk. Patrzy na mnie, uważnie skanując moje ciało. Serio upewnia się, że ze mną wszystko jest dobrze? Przecież to on odnosi rany, nie ja. Srebrno-szary wilk wali łapami w jasnego przeciwnika. Udaje mu się go zrzucić. Przygniata go własnym ciałem. Wali łapą w pysk. Furia aż bije z szarych tęczówek. W końcu, gdy Blake traci siły, Sky zawisa tuż nad jego szyją, szczerząc kły. Gamma przekręca łeb, dając alfie swobodny dostęp do wrażliwej części. Sky warczy chwilę, po czym odsuwa się.

Patrzę jak Blake zmienia się w człowieka. Wstaje i prostuje plecy. Z całych sił staram się nie patrzeć nigdzie poza jego twarzą. Nie mam najmniejszej ochoty oglądać jego nagiego ciała. Niestety jest to trudniejsze, niż mi się wydaje. Widzę sporo siniaków na jego ciele. Zadrapania i rana po ugryzieniu zdobią bok. Nie wyglądają najlepiej. Według mnie powinien zobaczyć go jakiś lekarz.

Blake chyba widzi moją wykrzywioną w obawie twarz, bo uśmiecha się uspokajająco i mówi do mnie:

– Samoleczenie, pamiętasz? Do jutra nie będzie śladu. Odgrywał się za to, że cię przytulałem. – Uśmiecham się delikatnie. Nic mu przecież nie jest. Za bardzo panikuję.

Sky podchodzi do mnie. Widzę jego zakrwawione futro w okolicach szyi. Nie wygląda to poważnie, jednak czuję potrzebę upewnienia się, co do faktycznego zdrowia mojego partnera.

Mojego partnera.

Już drugi raz w ciągu kilkunastu minut myślę o nim w kategorii mojego chłopaka. Chyba faktycznie się w nim zakochuję.

Pochylam się nad wilczurem. Dokładnie oglądam jego ranę. W zasadzie przypomina mocniejsze zadrapanie. Na ringu wyglądała dużo gorzej. Czasami też chciałabym się sama leczyć. Moje życie byłoby na pewno mniej bolesne.

Gładzę go za uchem i sprawdzam, czy nie ma jakiś innych ran, ale nic nie dostrzegam. Oddycham z widoczną ulgą. Sky szczerzy radośnie kły, merda ogonem i trąca nosem mój bark.

– Nic mu nie jest. Więź podpowiada ci, żeby sprawdzić jego stan zdrowia, ale nie musisz się martwić. Wyleczy się jeszcze szybciej niż ja. – Blake tłumaczy z lekkim uśmiechem.

– Naprawdę musicie tak ostro się bić?! – Podnoszę głos, podchodząc bliżej dwójki zastępców.

– Jakbyśmy się głaskali po łebkach, nie potrafilibyśmy obronić ani siebie, ani naszej watahy. – Hunter patrzy na mnie z politowaniem.

– Treningi dają nam pewność, że wygramy starcie z łotrzykami. Myślisz, że bez ostrych walk moglibyśmy obronić naszą rodzinę, w tym ciebie? – Blake staje tuż przede mną, kładzie mi ręce na ramionach i lekko je pociera. Uspokaja mnie to, mimo że znajduje się bliżej niż ustawa przewiduje. – Podczas treningów wszystko jest pod kontrolą, chociaż tobie może się wydawać, że jest inaczej. Kilka siniaków i zadrapań to żadna cena za możliwość bezpiecznego życia.

– Tak, masz rację. – Wzdycham. – Po prostu wystraszyłam się, że coś mogło się wam stać. – Widzę jego pogodny uśmiech. Utwierdza mnie on w przekonaniu, że naprawdę to był tylko sparing, który nie przyniesie przykrych konsekwencji.

Gamma przytula mnie, mocno chowając w swoich objęciach. Sky wciska się między nas. Mruży oczy na Blake`a, warcząc ostrzegawczo. Chyba muszę przyzwyczaić się do jego nadopiekuńczości i zazdrości.

– Bez obaw, ona jest twoja. – Blake podnosi ręce w poddańczym geście. – Kieruję się czwartą zasadą dynamiki Newtona. – Staje wyprostowany i dumny. Prawą rękę kładzie na sercu, a lewą wyciąga przed siebie. – Gdzie ciało A działa na ciało B, tam ciało C się nie wpierdala – głosi z uduchowioną miną.

Wszyscy parskamy śmiechem. Nawet Hunter. Chyba powinnam zaznaczyć to w kalendarzu. I to na czerwono.

– Także spokojnie – kontynuuje gamma – nie zamierzam wpychać się między wódkę a zakąskę.

Sky odwraca się i wtula łeb w moje piersi. Obejmuję go ramionami. Po chwili przenosi pysk na szyję. Obwąchuje mnie, wręcz zaciąga się zapachem. Muska mnie nosem, na co się śmieję.

– To łaskocze, Sky!

Wilczur zastępuje nos językiem, a z moich ust wydostaje się ciche jęknięcie. Czuję, jak pieści do bólu wrażliwy skrawek szyi tuż pod uchem. Setki przyjemnych iskier rozchodzi się po moim ciele. Jak na złość wszystkie przebiegają wzdłuż kręgosłupa i kumulują się w podbrzuszu. To jest cudowne. Chcę, żeby to uczucie nigdy się nie kończyło. Gdyby teraz był człowiekiem…

Z odmętów fantazji wyrwa mnie chrząknięcie.

– Miło patrzeć, że luna i alfa się kochają, ale po pierwsze – zaczął Hunter, podnosząc palec – zoofilia, Leo, jest nielegalna. Po drugie, Sky, ona nie ma jeszcze osiemnastu lat. Po trzecie jesteście w miejscu publicznym i aktualnie wszyscy się na was patrzą. Po czwarte nie skończyliśmy treningu. – Wyliczał na palcach.

Wtulam twarz w futro ulubionego wilczura. Czuję, jak policzki przybierają buraczany odcień. Przez chwile zapomniałam, że to, co robiliśmy, nie było do końca poprawne. Choć lubię dotyk Sky`a, jesteśmy aktualnie różnymi gatunkami i faktycznie moje fantazje były trochę dziwne.

Patrzę w szare tęczówki. Bije on nich pewność siebie. Mogę się założyć, że gdyby mógł mówić, właśnie stwierdziłby, że na gdzieś wszystko i wszystkich, że jestem jego, a on mój i forma nie mu tu nic do rzeczy.

Szturcha lekko mój nos swoim, po czym idzie do chłopaków.

– Mamy w planach bieg wzdłuż granic, więc nie będzie nas kilka godzin – informuje mnie Blake. – Sky mówi, że możesz wrócić do domu watahy, albo pochodzić po watasze, bylebyś tylko nie przekraczała granic stada.

– Jasne. Miłego biegania! – wołam za nimi, gdy całą trójką kierują się w stronę zarośli.

Rozglądam się po terenie. Kilka osób kontynuuje trening, kilka kobiet krząta się po watasze, a dzieciaki bawią się chyba we wszystkie znane mi zabawy. Muszę znaleźć sobie coś do roboty na najbliższe kilka godzin. W domu watahy pomagam Anny w sprzątaniu, potem w gotowaniu, a na koniec w pielęgnacji ogródka.

Wieczorem siedzę w salonie, czekając na chłopaków. Boli mnie brzuch i nawet tabletki za bardzo mi nie pomagają. Wczoraj zaczął mi się okres. Zawsze drugi dzień jest najgorszy. Mimo to cieszę się, że trwa on tylko cztery dni. Marzę tylko o tym, by wtulić się w szare futro. Zasnąć z myślą, że w końcu mam kogoś, komu na mnie zależy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP ponad rok temu
    "To najbardziej mnie bolało" - a jakby tak: "To bolało najbardziej"?

    "Posadziłbym ją na blacie za jej plecami i nie przestawałbym jej pieścić, dopóki nie doszłaby na moich palcach, wołając moje imię. Cholernie" - proponuję usunąć: "za jej plecami"

    "wlepia we mnie duże oczy i próbuje przejrzeć mnie nimi na wylot." - jest dobrze tak jak jest, ale przemyśl: "i próbuje przejrzeć na wylot".

    "Sky wskakuje między mną a Huntera i" - mnie

    "Tej odskakuje w bok, po czym" - ten

    "Bokiem ciała spycha kolegę na bok ringu." - na skraj może?

    "Kieruję się czwartą zasadą dynamiki Newtona. – Staje wyprostowany i dumny. Prawą rękę kładzie na sercu, a lewą wyciąga przed siebie. – Gdzie ciało A działa na ciało B, tam ciało C się nie wpierdala" - ????

    No to jestem na bierząco.
    Bardzo dobrze wychodzą ci dynamiczne sceny, a to oznacza, że umiesz dobrze balansować na tej cienkiej granicy pomiędzy nadmiernym opisem a kompletnym chaosem.
  • Nysia ponad rok temu
    Tej scenie walki poświęciłam spoko czasu. Pisałam, kasowałam i pisałam od nowa, bo coś mi nie pasowało. Tym bardziej cieszę się, że wyszła dobrze :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania