Zły duch, cz.11 - ostatnia
Isabel wpatrywała się martwym spojrzeniem w jeden punkt. Nogi podciągnęła pod samą brodę i oplotła je rękami. Nie wiele brakowało do tego, by zaczęła się kołysać to w przód, to w tył. Jej oczy były podpuchnięte i zaczerwienione. Ciało Paula leżało wciąż w tym samym miejscu. Kobieta nie potrafiła nawet zmusić się do tego, by się do niego podczołgać.
Późnym rankiem do środka wszedł lokaj, Michael i zastał ją w tej pozycji. Omiótł wzrokiem całe pomieszczenie i kiedy dostrzegł zwłoki na podłodze, nieomal dostał zawału.
- O matko – wyszeptał, chwytając się za serce.
Dłuższą chwilę zajęło mu opanowanie się.
- Pani Howard, co się tutaj stało? - zapytał ją, lecz nie otrzymał odpowiedzi.
Jeszcze dwukrotnie próbował uzyskać informacje od niej w ten sposób, aż w końcu zdecydował się na bardziej radykalny krok: kucając naprzeciwko Isabel, uderzył ją w twarz otwartą dłonią.
Wreszcie spojrzała na niego, oczami przepełnionymi smutkiem i żałością. Coś ścisnęło go w sercu na ten widok.
- Zły duch... - wyszeptała, powodując, że jego oczy zaczęły przypominać wyglądem dwa okrągłe spodki. - To on go zabił.
***
Przez kolejne godziny Isabel leżała w łóżku, niczym marionetka, której ktoś odciął sznurki. Nie potrafiła zasnąć. Za każdym razem, kiedy próbowała to zrobić, w jej pamięci odtwarzała się po raz n-ty scena śmierci Paula.
Kobieta nie potrafiła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Miała świadomość, że nie była zbyt szczęśliwa jako mężatka, lecz jako wdowa czuła się naprawdę strasznie. Zupełnie, tak jakby to ona, nie Lucas, była winna śmierci swojego małżonka.
Wezwana przez służącego ciotka Rose, która miała się zająć formalnościami związanymi z pogrzebem ukochanego bratanka kilkakrotnie próbowała dowiedzieć się, jak on umarł, lecz nie udało się jej tego dokonać. Isabel wciąż milczała jak zaklęta.
- Moja biedna – mówiła Rose, siadając na brzegu łóżka i głaszcząc młodą wdowę po głowie.
W jej oczach szkliły się łzy, które bez przerwy ocierała jedwabną chusteczką. Gwałtowna śmierć bratanka zmieniła ją nie do poznania. Złośliwości i knucia zeszły gdzieś na drugi plan, górę wzięła jej matczyna, opiekuńcza część charakteru.
To właśnie ona zajmowała się Isabel, która po śmierci męża straciła całkowicie kontakt z rzeczywistością. Przestała też wychodzić z łóżka i odmawiała jedzenia.
Minuty poczęły zlewać się w godziny, a te w dni.
Pewnej nocy do półprzytomnej Isabel przybył Lucas. Z dumą wyjął z płóciennego worka głowę Duncana i zaczął relacjonować, w jaki sposób zabił wampira, którego kiedyś sam stworzył. Nie miał dla niej litości i nie oszczędził żadnego szczegółu, lecz do kobiety nie docierała jego opowieść, bowiem Isabel była skupiona na czymś zupełnie innym. W ręce, którą miała ukrytą pod kocem, ściskała kołek. I zamierzała go użyć. Było jej obojętne czy umrze teraz, czy później. Chciała zaprzestać rozprzestrzenianiu zła przez Lucasa.
Gdy krwiopijca stał do niej plecami, wysunęła się z pościeli najciszej, jak się tylko dało. Było to trudne, zważywszy na to, że od kilku dni nic nie jadła, jedynie przyjmowała płyny. Odwrócił się przodem do niej, a wtedy Isabel ostatkami sił, jakie miała w sobie, wbiła kołek w lewą część klatki piersiowej Lucasa. Ten stęknął głośno, ale nie zrobił nic, by ją powstrzymać. Chwytając mocno palcami broń, wepchnęła ją głębiej w jego ciało. Było jej gorąco z wysiłku, widziała ciemne plamy przed oczami, a świat tańczył dookoła niej, ale nie ustąpiła.
- Umrzesz wraz ze mną, Julio – wyszeptał wampir, wbijając długie, srebrne ostrze w jej brzuch.
Najpierw poczuła ciepło rozchodzące się po całym ciele, a potem ostry ból. Krew zaczęła wylewać się z rany nieprzerwanym strumieniem.
Obydwoje osunęli się na kolana, pozwalając, by śmierć uniosła ich na swoich ramionach.
KONIEC
Dziękuję Wszystkim, którzy śledzili to opowiadanie. Wasze komentarze były dla mnie cudowną motywacją. Postaram się Was nie zawieść przy pisaniu kolejnych rozdziałów „Blizny z przeszłości”. Jeszcze raz dziękuję i serdecznie Wszystkich pozdrawiam :) :*
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania