Poprzednie częściZły duch, cz.1

Zły duch, cz.9

Wracam z kolejną częścią "Złego ducha". Przepraszam za błędy, których się nie dopatrzyłam i życzę miłej lektury :)

 

***

Dzień chylił się ku wieczorowi. Isabel, ubrana w długą suknię w kolorze czerwonego wina, weszła żwawym krokiem do jadalni. Poczuła niemiłe rozczarowanie, kiedy dostrzegła przy stole tylko jedno nakrycie.

Michael, widząc jej minę, pośpieszył z wyjaśnieniem:

Pan Howard życzył sobie, by kolację zaniesiono mu do gabinetu.

Kobieta zacisnęła zęby. Z narastającą frustracją zaczęła rozmyślać o porannej scenie, która rozegrała się w tym pokoju. Miała żal do męża, że nawet nie próbował się wczuć w jej sytuację, wysłuchać racjonalnych argumentów, tylko zachował się jak obrażone dziecko, które nie otrzymało wymarzonej zabawki.

Potrząsnęła głową, by pozbyć się myśli o Paulu i zaraz potem całe jej ciało przeszedł niemiły dreszcz, kiedy uświadomiła sobie coś zgoła innego: w posiadłości grasował groźny wampir, który naprawdę mógłby ją skrzywdzić. Albo jej męża. Co jak co, była na niego zła, co nie oznaczało, że życzyła mu śmierci.

Zaczynała rozważać, czy nie powiedzieć mu o wszystkim, ale zaraz potem zrezygnowała z tego pomysłu. Przecież choć nie wiem jak by nie starała i tak by jej nie uwierzył.

Spuściła ze smutkiem głowę i już miała zasiąść przy stole, kiedy usłyszała stukot obcasów, toczący się echem po korytarzu. Wyszła na hol dokładnie w momencie, by usłyszeć głośny wrzask ciotki Rose:

- Nie mogę dłużej zwlekać z tą sprawą, Paul! Muszę ci o wszystkim opowiedzieć!

Isabel gwałtownie przyspieszyła kroku, bo doskonale przeczuwała, o czym ta znienawidzona kobieta chciała powiedzieć jej mężowi.

Na szczęście, pierwsza „dopadła” ciotkę i zatrzymując ją, wysyczała:

- Piśniesz choćby słowem o tym, co się tutaj stało, a przysięgam ci, że dopilnuję, byś nie przespała spokojnie żadnej nocy do końca swojego życia.

Reakcją na słowa Isabel było głośne zaczerpnięcie powietrza i coś na kształt skomlenia przestraszonego zwierzęcia. Zaraz potem kobiety usłyszały kroki, i na korytarz wyszedł Paul.

- Ciociu, co ty tutaj robisz? - zapytał, po czym omiótł szybkim spojrzeniem żonę.

Choć twarz miał neutralną, pozbawioną jakichkolwiek emocji, to zdradził go błysk pożądania w oczach, dzięki czemu Isabel miała pełne przekonanie, że wybrała odpowiednią suknię, by jej mąż zaczął żałować porannej kłótni.

Na usta Isabel wykwitł uśmiech pełen zadowolenia.

- Chciałam ci powiedzieć coś bardzo ważnego – wydyszała Rose, jakby przed chwilą przebiegła maraton.

Rzuciła okiem na Isabel, która wpatrywała się w nią wyczekująco, po czym przełknęła ślinę i zaczęła mówić:

- Chciałam powiedzieć, że myliłam się co do twojej żony.

Młodsza z kobiet z narastającym napięciem czekała na kolejne słowa ciotki. Jeśli coś by nie poszło po jej myśli, była gotowa udusić własnymi rękami Rose. Teraz i tutaj.

- Podczas twojej nieobecności przekonałam się, że to ciepła i serdeczna osoba, idealna gospodyni. Isabel jest idealną współmałżonką dla ciebie i w pełni zasługuje na twoją miłość.

 

***

Isabel, cicho wzdychając, przysiadła na brzegu łóżka. Czuła niewidzialny ciężar na piersi, przez który czuła się bardzo źle. Wciąż jeszcze nie pogodziła się z Paulem, który na tę noc postanowił przenieść się do jednej z gościnnych sypialni. O dziwo, nawet wymyślane na szybko komplementy Rose nie były w stanie złamać jego zaciętego charakteru.

Położyła się na łóżku, a włosy rozłożyły się dookoła jej głowy, niczym wachlarz. Przymknęła oczy, marząc o tym, by cofnąć się w czasie. Musiała przysnąć, gdyż zbudził ją zimny dotyk na ramionach. Otworzyła oczy i lekko uśmiechnęła się na widok wampira, który stał tuż przy łóżku.

- Coś się stało? - zapytał, dostrzegając zmartwienie w jej oczach.

Zaraz potem jego spojrzenie prześlizgnęło się po całej jej sylwetce, po czym on cofnął się parę kroków i wyciągnął w jej stronę dłoń, pytając szarmancko:

- Czy mogę panią prosić do tańca?

Isabel, zaskoczona jego niezwykłą propozycją, podniosła się z łóżka i podała mu rękę. Z zadziwieniem zauważyła, że ich dłonie idealnie pasują do siebie. Wampir delikatnie objął ją w talii, ona położyła mu dłoń na ramieniu.

Zaczął śpiewać czystym głosem:

 

„Oceans apart day after day

And I slowly go insane

I hear your voice on the line

But it doesn't stop the pain

 

If I see you next to never

How can we say forever

 

Wherever you go

Whatever you do

I will be right here waiting for you

Whatever it takes

Or how my heart breaks

I will be right here waiting for you (...)*”

 

Isabel po raz kolejny doznała osłupienia, kiedy usłyszała swoją ulubioną piosenkę. Z rozrzewnieniem oparła głowę na ramieniu wampira, nie zwracając uwagi na straszliwy chłód bijący od jego ciała.

Marzyła o tym, by ta chwila trwała wiecznie.

Wtedy jego głos zmienił się w niemiły dla ucha ochrypły śpiew. Kobieta poderwała głowę, zdezorientowana tą nagłą metamorfozą i krew zastygła jej w żyłach na widok wysokiego blondyna, z dwudniowym zarostem, który uśmiechał się drapieżnie.

Zimne spojrzenie dwukolorowych oczu przytwierdziło ją do podłogi.

- Duncan nie powiedział ci, że niektóre z lamii potrafią zmieniać swoją postać.

 

*W tym rozdziale wykorzystałam fragment piosenki R. Marxa - "Right here waiting"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Anonim 01.07.2015
    Zaczął się melancholijnie. Szczerze mówiąc, sądziłem, że będzie to typowy rozdział na zwolnienie akcji i przemyślenia bohaterów. Właściwy wątek zaczął się pod koniec, a zamiast zakończenia, mamy tu klasyczne urwanie a la Prison Break na Polsacie :P Pomysł z tańcem interesujący, chociaż wygląda jakby znajomo.. :P Daje 4,5 ;)
  • Marzycielka29 02.07.2015
    No wreście!!! Już zaczynałam obgryzać paznokcie;D Ja także robię błędy oczym doskonale wiesz hehe więc nie zwracam na to aż takiej uwagi. Skupiam się na treści, a ta jak zawsze mnie nie zawiodła:) 5 i czekam dalej ahhhh

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania