Poprzednie częściZły duch, cz.1

Zły duch, cz.6

Isabel nerwowo poprawiła żabot koszuli w kolorze czerwonego wina i przylepiła do twarzy serdeczny uśmiech. Dokładnie w tym samym momencie limuzyna zatrzymała się na podjeździe. Michael podszedł i otworzył drzwi pasażera, a po chwili z wnętrza samochodu wyłoniła się ciotka Rose, ubrana w elegancką, jasną sukienkę do kolan i białą marynarkę oraz pantofle na niskim obcasie.

Lokaj skłonił się jej z uśmiechem, na co Rose odpowiedziała krótkim skinieniem głowy, po czym poprawiła rudy lok, który wysunął się z koka i rozejrzała się dookoła. Kiedy natrafiła wzrokiem na Isabel, jej usta rozciągnęły się w szerokim, sztucznym uśmiechu.

- Isa, skarbie – zagruchała.

Ruszyła w stronę młodszej kobiety, kołysząc biodrami. Pocałowała Isabel w policzek, zostawiając na nim ślad ciemno różowej szminki.

- Miło cię widzieć, ciociu – skłamała żona Paula. - Jak minęła ci podróż?

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziała Rose z udawaną sympatią i ziewnęła przeciągle. - Pozwolisz, kochanie, że odpocznę, dobrze? Jestem nieco zmęczona.

- Oczywiście, ciociu – zgodziła się Isabel z radością, po czym zarekomendowała: - Michael, zaprowadź naszego gościa do pokoju.

Lokaj, dzierżąc w ręku czarną walizkę, powiedział formalnym tonem:

- Proszę za mną.

Nim ciotka ruszyła za służącym, rzuciła przesłodzony uśmiech Isabel, która automatycznie odpowiedziała tym samym.

Co ty kombinujesz?, pomyślała ta druga, patrząc na idącą za Michaelem znienawidzoną kobietą.

 

***

Podczas wspólnej kolacji napięcie pomiędzy kobietami stopniowo rosło. Isabel była przekonana, że prędzej niż później ciotka zacznie się czepiać. Nie myliła się.

- Nie dopilnowałaś służby – zaczęła Rose, odkładając powolnym ruchem sztućce.

Popatrzyła na małżonkę Paula zmrużonymi oczami, w których błyszczała pogarda. Udawana sympatia gdzieś znikła, zastąpiła ją chęć napsucia komuś krwi.

Isabel spięła się cała w sobie. Postanowiła, że nie da sprowokować się ciotce; chciała też pokazać, że nikt nie będzie nią pomiatał w jej własnym domu. Poza tym, nie leżało w jej interesie to, by dostarczać nowych tematów do plotek służbie.

- W gościnnej sypialni wszędzie jest kurz, a przecież dobrze wiesz o moim uczuleniu – poczęła narzekać, a po chwili kichnęła na zawołanie.

Szybko otarła usta serwetką, rzuciła ją na stół byle jak i podniosła się z krzesełka, odsuwając je gwałtownie.

- Nie nadajesz się na gospodynię – stwierdziła, wyginając usta w lekceważącym grymasie. - Pani domu powinna rządzić twardą ręką, podczas gdy ty...

Isabel z rosnącym napięciem czekała na to, co powie Rose, ale to nie nastąpiło. Ona również wstała od stołu i zmierzyła starszą od siebie kobietę niechętnym spojrzeniem. W tym momencie wiedziała, że jest postanowienie poszło w diabły i jeśli nie odpyskuje czegoś, emocje rozsadzą ją od środka.

- Masz rację, ciociu – przyznała w końcu. - Nie mam w sobie za grosz z pani domu, ale w przeciwieństwie do ciebie umiem być prawdziwą damą – wymownie spojrzała na ciśniętą serwetkę.

Rose na początku była zdziwiona jej słowami, po czym spurpurowiała tak, że jej twarz przypominała kolorem piwonię. Otwierała i zamykała usta niczym ryba, która próbuje złapać łyk powietrza.

- Jak śmiesz! - wrzasnęła wreszcie. - Wkupiłaś się w łaski tej rodziny, bo jesteś zwyczajnie łasa na pieniądze – oskarżyła żonę Paula.

- I kto to mówi? - wysyczała Isabel ze zmrużonymi oczami.

Dla ciotki to było za dużo. Widać nie przewidziała takiego obrotu spraw, gdyż tupnęła ze złością nogą i wręcz wybiegła z jadalni, trzęsąc się ze złości.

Młoda kobieta, pozostawiona samej sobie, uśmiechnęła się z satysfakcją.

 

***

Kiedy emocje po awanturze opadły, Isabel zaczynała czuć poczucie winy. Było jej wstyd za własne zachowanie, ale jednocześnie czuła opory przed tym, by zdobyć się na szczerą rozmowę z ciotką. Szczerze nienawidziła tej kobiety i nie potrafiła przebić muru, który oddzielał je od siebie.

Westchnęła cicho. Dlaczego relacje z niektórymi ludźmi musiały być takie ciężkie?

Podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je na oścież, wpuszczając do środka podmuch chłodnego, wieczornego powietrza, który połaskotał ją po całym ciele.

Marzyła o tym, by wampir znów ją odwiedził. Potrzebowała kogoś, komu mogłaby się wyżalić, a zarazem mieć pewność, że osoba, której się zwierzy, pozostawi to wszystko dla siebie.

- Proszę – mamrotała do siebie, po czym zamilkła, uświadamiając sobie, że zachowuje się identycznie jak Rose, która również zamknęła się w gościnnym pokoju i wyglądało na to, że nie zamierzała już dzisiaj z niego wyjść.

Gdy Isabel kładła się do łóżka, jej myśli wciąż krążyły wokół krwiopijcy. Rozważała, kim mogła być dla niego Julia. Ukochaną? Może niespełnioną miłością?

Zmęczona wydarzeniami dzisiejszego dnia, dała się objąć mackom błogiego snu.

Kiedy do sypialni zaczynały zaglądać pojedyncze promienie słońca, w posiadłości rozniósł się przeraźliwy kobiecy krzyk. Isabel, słysząc to, wyskoczyła z łóżka, szybko narzuciła na siebie szlafrok i wypadła na korytarz, dokładnie w chwili, kiedy ciotka, wciąż jeszcze w nocnej koszuli, przeciągała przez drzwi pokoju gościnnego swoją walizkę.

- Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej! - zaczęła krzyczeć starsza kobieta w momencie, gdy małżonka Paula chciała spytać, co się stało. - Ta posiadłość jest nawiedzona!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 26.05.2015
    Masz rację, ciociu – przyznała w końcu. - Nie mam w sobie za grosz z pani domu, ale w przeciwieństwie do ciebie umiem być prawdziwą damą – wymownie spojrzała na ciśniętą serwetkę - świetne to było.
    Nie przyszedł wampirek, szkoda ; 5:)
  • Anonim 26.05.2015
    + szczegółowość opisów, podkreślenie drobiazgów
    + świetna realistyczna kłótnia, skrojona na miarę
    + wciąga
    - to już koniec? :(
  • Marzycielka29 27.05.2015
    A więc pochłonełam wszystkie części :)Pięć .....Jesteś świetna

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania