Poprzednie częściZły duch, cz.1

Zły duch, cz.3

Isabel otarła łzy płynące po policzkach i zdławiła krzyk narastający w gardle. Tak bardzo liczyła na obecność męża, ale dla niego, jak zawsze, ważniejsza była praca.

- Za dwa dni wracam. Trzymaj się, kochanie – tymi słowami pożegnał się z nią, nim wsiadł do limuzyny.

Nawet jej nie pocałował. Może to przez to, że od śniadania była dla niego oschła i nie chciała z nim rozmawiać.

Sama jestem sobie winna, pomyślała Isabel, kładąc się na łóżku. Powinnam to inaczej rozegrać. Złość nigdy nie jest dobrym doradcą.

W wyobraźni zaczęła tworzyć różne scenariusze sceny przy śniadaniu. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, z pewnością postąpiłaby inaczej. Choć, z drugiej strony doskonale wiedziała, jak bardzo Paul potrafił być uparty.

Kiedy o tym pomyślała, już nie była tak bardzo pewna swojego. Przypomniała sobie o przykrym zdarzeniu, które miało miejsce przed kilkoma tygodniami.

Tamtego dnia do Isabel przyjechała jej serdeczna przyjaciółka, Marie, z propozycją wybrania się na wspólne zakupy. Oczywiście, Paul nie pozwolił na to, by jego żona wyruszyła gdziekolwiek bez niego, w efekcie czego Marie odjechała, niepocieszona i zawiedziona, a Isabel nie odzywała się do męża przez kilka następnych dni, nie mogąc zrozumieć dlaczego ukochany nie zwracał uwagi na jej potrzeby.

Podczas gdy on spełniał się zawodowo, jako adwokat, ona, zamknięta w posiadłości, niczym księżniczka w wieży, była znużona swoim życiem. Pragnęła jakiejś odmiany, ale Paul, za każdym razem, gdy próbowała podjąć rozmowę na ten temat, był tak samo okrutny i podcinał jej skrzydła, za każdym razem mówiąc stanowcze „Nie.”

Isabel przebaczyła mężowi tamto wydarzenie, co jednak nie było równoznaczne z zapomnieniem. Za każdym razem, gdy o tym myślała, na usta cisnęło się jej jedno słowo: niesprawiedliwość.

Nieobecność męża uświadomiła jej coś: będzie musiała w pojedynkę stawić czoła złemu duchowi. Postanowiła, że tym razem nie podda się bez walki. Złość, którą czuła na męża, zamierzała obrócić przeciwko potworowi, który czaił się w piwnicach posiadłości.

W głowie zaświeciła jej pewna idea, która momentalnie pobudziła ją do działania. Isabel szybko podniosła się z łóżka i stukając obcasami, skierowała się w stronę drzwi. Dlaczego nie wpadła na to wcześniej?

Kiedy zbiegła po schodach, u ich stóp niemal zderzyła się z Michaelem.

- Gdzie się pani tak spieszy? - zapytał, lekko mrużąc oczy.

Kobieta postanowiła zignorować całkowicie jego pytanie.

- Proszę, by kolację podano o osiemnastej – odparła, zauważając na twarzy lokaja grymas niezadowolenia. - Do tego czasu niech nikt mi nie przeszkadza.

- Oczywiście, proszę pani – skinął głową mężczyzna.

Isabel wyminęła go i zaczęła iść sprężystym krokiem przez hol, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że służący się w nią wpatruje.

Przyspieszyła kroku i chwilę później przekroczyła próg jednego ze swoich ulubionych pomieszczeń w całej posiadłości. Była to prywatna biblioteka, którą Paul urządził specjalnie z myślą o niej.

- Gdzie jesteś? - wymruczała kobieta, chodząc od regału do regału w poszukiwaniu odpowiedniej książki.

Jej serce wypełniło się nadzieją, kiedy wreszcie dostrzegła upragniony tytuł - „Dracula” Brama Stokera. Chwyciła lekturę i siadając w fotelu, zaczęła czytać.

Nie wyjdę stąd, póki nie skończę tej książki, postanowiła.

 

***

- Czy w naszym ogrodzie rośnie topola? - zapytała Isabel podczas kolacji.

Jej oczy łzawiły i piekły. Czytanie przy sztucznym świetle nikomu nie służyło, ale tym razem nie kobieta zważała na to. Sytuacja, w której się znalazła, zmusiła ją do poświęceń.

Michael wysoko uniósł brwi i popatrzył na nią tak, jakby straciła rozum. Zaraz potem jednak jego spojrzenie znów stało się obojętne, jak przyszło na profesjonalistę.

- Nie wiem. Musiałaby pani spytać o to ogrodnika.

- Zatem odnajdź go i zapytaj – rozkazała kobieta i poczęła jeść tak, jak przystało na wiejską dziewuchę.

Służący, który przez chwilę się jej przyglądał, nie mógł powstrzymać obrzydzenia. Po tym, jak Isabel ponagliła go kilkoma niezbyt przyjemnymi słowami, wyszedł pośpiesznie, by wypełnić jej zlecenie.

Wiedziała, że później poniesie konsekwencje swojego zachowania, ale na razie ją to kompletnie nie obchodziło. Na zapłatę za błędy przyjdzie jeszcze czas.

Nie ma czasu do stracenia, uświadomiła sobie, ocierając pośpiesznie usta serwetką.

Za niecałe dwie godziny miało zacząć się ściemniać, a ona musiała jeszcze wykonać parę rzeczy. Miała nadzieję, że Bram Stoker nie kłamał. Inaczej ta noc mogła się skończyć dla niej tragicznie.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kamelia 15.05.2015
    Dlaczego takie krótkie? Nie zaczęłam jeszcze czytać, a już musiałam kończyć. :(
  • wolfie 15.05.2015
    Kamelia, niestety brak czasu robi swoje :(
  • KainaBref 16.05.2015
    Wolfie, chyba mam dzień zachwycania się waszą twórczością, ale na prawdę pracujesz. Bierzesz sobie do serca uwagi, zamiast unosić dumą i pracujesz. Co raz mniej powtórzeń, ale nadal są. Zwróć też uwagę, że czasami nie potrzebnie podkreślasz jej/ona itp. Jeśli wiemy, ze bohaterka jest sama w pomieszczeniu to nie musisz podkreślać "ona zrobiła, pomyślała", sam kontekst zdania daje takie wnioski:) Tyle, wielka 5 :)
  • wolfie 16.05.2015
    Dziękuję za miłe słowa Kaina :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania