Poprzednie częściBrunetka

Brunetka 5

Po skończonym posiłku, Ana wstała od stołu i pożegnała się z matką Irka wymawiając się pracą. Irek uśmiechnął się pod nosem, wziął Anę pod rękę i poprowadził ją do sypialni, gdzie miała iść po torebkę jedyną rzecz którą miała i wrócić do domu. Sypialnia była już posprzątana przez pokojówki, które pracowały w tym domu. Zamknąwszy drzwi obrócił ją przodem do siebie tak, że Ana musiała zadrzeć głowę, aby na niego spojrzeć swymi brązowymi oczami. Wiedział, że nie da rady okiełznać chęci pocałowania jej pięknym ust. Nie opierała się już wcale, lecz przywarła do jego torsu i pogłębiła ich pocałunek. Czuł jej pożądanie, tak namacalne, że aż bolało. Przerwał pocałunek, a ona nic nie mówiąc poszła po swoją torebkę leżącą na łóżku, kiedy usłyszała przekręcany zamek w drzwiach i oniemiała. Podbiegła do drzwi chcąc sprawdzić czy się nie przesłyszała. Nacisnęła klamkę i drzwi były zamknięte. Opanował ją gniew.

- Irek ty wstrętny porywaczu! Otwórz do jasnej cholery, co ty sobie wyobrażasz?

- Miałem chwilę słabości, kiedy obiecałem ci wolność, cofam dane moje słowo. Jesteś mi tutaj potrzebna. – po chwili usłyszła kroki oddalającego się mężczyzny i zapadła głucha cisza. Nie wierzyła co to za mężczyzna, który nie dotrzymuje obietnicy. Z wściekłości zbiła wazon z różowymi kwiatami, który idealnie pasował do tego pomieszczenia. Zerwała firany i podarła je na strzępy. Krzyczała z furii aby ktoś otworzył drzwi, lecz po godzinie jej gardło było zdarte i ledwo co mówiła. Usiadła zmęczona tą całą sytuacją i zaczęła opracowywać plan. Liczyła, że ktoś obiad jej przyniesie i miała nadzieję, że będzie to Merida i że ona pomoże jej w tym planie. Jeszcze nie wszystko stracone.

 

::You make me wanna die.::

 

Po długim oczekiwaniu nadszedł wieczór, jak się okazało bez obiadu, tak burczało ci w brzuchu że zjadłabyś wszystko. Spojrzałaś na piękny bordowy kryształowy zegar, który wybijał godzinę dziewiętnastą. Drzwi zostały otwarte i weszła Mer z kolacją wjeżdżając wózkiem kelnerskim, a tuż za nią zmora twojego życia, jak zawsze nienagannie ubrana. A twoje serce zabiło tak szybko, że oblałaś się rumieńcem. Mer podawszy kolację posprzątała bałagan, który podczas napadu wściekłości uczyniłaś, i było ci wstyd, że ktoś to widział a tym bardziej, że nie potrafiłaś tego po sobie posprzątać. Mer na to nie zasłużyła, westchnęłaś głęboko i oczekiwałaś co dziś jeszcze się wydarzy.

Kolacja była pyszna. Kurczak w ziołach, pieczone ziemniaczki i lemoniada to było niebo dla niej. Rozmawiali dużo o przeszłości, choć to zasadniczo Irek mówił a Marianna słuchała tego co miał do powiedzenia. Nie miał z kim porozmawiać, otworzył się dla ciebie czułaś że to nie jest jedna z jego zagrywek. Po skończonej kolacji Mer sprzątnęła naczynia . Irkowi milion myśli kłębiło się w głowie. Wiedział, że nie ma sensu jej wypuszczać, z dobrej woli do niego nie wróci. Bał się zostać sam, a miał wiele obowiązków. Musiał dać monarsze dziedzica, i chciał żeby to Marianna była matką jego dzieci.

- Mari mam do ciebie propozycję. Znasz już moje obowiązki wobec narodu na którego stanę czele. Potrzebuję dziedzica, a bez prawowitej małżonki dziecko nie odziedziczy tronu po mnie. Proszę cię w imieniu mojego narodu, w imieniu jego dobra, abyś została moją żoną i urodziła mi dziecko, płci męskiej.

- Jasne skarbie, nie ma problemu. Jutro? Szybki ślub, a tuż po urodzeniu dziecka rozwód? A w zamian za to wolność? Jak ustalisz szczegóły, to nie zapomnij mnie poinformować, a teraz proszę zostaw mnie samą.

- Wiesz to nie jest do końca…- Irek próbował wytłumaczyć jej do końca sens tejże transakcji, ale Mari zamknęła się w łazience i puściła wodę w wannie zagłuszając jego słowa. Wyszedł z nadzieją, że zdąży przemówić jej do rozsądku i że kiedyś będzie pragnęła tego samego co on.

 

Mari leżała w wannie zamyślona. Poczuła się zniewolona bardziej niż kiedykolwiek propozycją Irka. Wiedziała, że się zgodzi, chociaż to nigdy nie będzie ani małżeństwo, ani nawet przyjaźń. Westchnęła głęboko, zastanawiając się czy będzie w stanie zostawić mu swoje dziecko i patrzeć z daleka jak dorasta nie mając nic wspólnego z jego życiem. Czy zostanie z nim, pozwalając mu na romanse? Patrzeć jak obnosi się z nową zdobyczą? Z miłości do dziecka przejdzie wszystko, o ile od razu po porodzie, tudzież połogu nie zostanie odesłana. O ile szybko uda się zajść w ciążę bezproblemowo. Będzie czerpać z tych krótkich wspólnych chwil maksymalnie. Z taką myślą wyszła z wanny i otuliwszy się ręcznikiem poszła do sypialni i włączyła telewizor, oglądając cokolwiek, co by nie myślała o dzisiejszej sytuacji.

Następnego dnia Irek obudził ją tuż po siódmej rano.

- Zastanowiłaś się? Zgadzasz się? – Ana była otumaniona resztkami snu. W ciągu chwili oprzytomniała. Za oknem padał śnieg i słońce dopiero budziło się do życia, pomyślała, że to piękny dzień na to, aby zacząć nowe życie, chociaż na chwilę u jego boku.

- Tak zgadzam się. – wiedziała, że z każdymi warunkami ustała na taki układ, dla niego. Serce jej biło jak szalone, wiedząc co ją czeka. Będą odgrywać zakochaną parę. Cudownie.

- Bardzo dobrze. Dzisiaj jest ceremonia pogrzebowa mojego brata. Oczywiście musimy się tam pojawić z wiadomych względów. Pokojówka przyniesie ci odpowiednią odzież, kosmetyki czy co tam uznasz za stosowne. Jutro będziesz mogła zabrać swoje rzeczy ze swojego domu. Tak myślę, że przez ten czas kiedy będziesz mieszkać ze mną w stolicy, aż do urodzenia dziecka. Oczywiście za urodzenie dziecka otrzymasz ekwiwalent pieniężny w wysokości jednego miliona, a potem nasze drogi się rozejdą.

- Jesteś śmieszny myślisz że przyjmę od ciebie jakiekolwiek pieniądze? Nie chcę od ciebie ani grosza. – i już zaczynał ją denerwować swoimi gadkami o pieniądzach.

- Dobrze więc. Możemy wynająć twoje mieszkanie, abyś po rozwodzie miała jakieś pieniądze. Założymy ci konto i tam będą wpływać te pieniądze. Moi ludzie się tym zajmą. Za godzinę przyjdę z umową, porozmawiamy o jej warunkach.– Irek uznał rozmowę za zakończoną i po prostu wyszedł bez słowa. Mari powiedziała w przestrzeń:

- Oczywiście, jak miło że pytasz. A wiesz mam parę pytań, ale przecież po co rozmawiać ze mną? Wystarczy rzucać rozkazy. Król. Phe.

Nie wiedziała jak to dalej będzie wyglądać. Ubrała się, posprzątała w pokoju oczekując na narzeczonego. Chciało jej się śmiać. Udało mu się, powiedział, że z własnej woli go poślubi. Wygrał, a jakże. Czuła, że szybko zwariuje w samotności, ale ile to może potrwać? Rok maksymalnie. A potem odejdzie, da mu wolną rękę, aby żył sobie jako wolny człowiek.

Następne częściBrunetka 6 Brunetka 7 Brunetka 8

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • levi 05.09.2015
    no coś takiego :O
    robi się coraz ciekawiej, tak się zastanawiam czy jej się coś w głowie nie poprzestawiało :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania