Poprzednie częściBrunetka

Brunetka 9

12 miesięcy później...

 

Już dziewiąty miesiąc. Tak było ci ciężko, dziecko kopało niemiłosiernie. Nie widziałaś swoich stóp, wielki brzuch zasłaniał ci je już od jakiegoś czasu. Irek śmiał się z ciebie czule, zakładając ci buty. Spakowana do szpitala byłaś już od jakiegoś czasu, chociaż proponowali ci abyś rodziła w zamku, nie zgodziłaś się. Wolałaś sterylne pomieszczenie i więcej kobiet w takim stanie jak ty. Nie chciałaś zostać sama, chociaż koniec waszego małżeństwa się zbliżał nieuchronnie. Starałaś się o tym nie myśleć, nie denerwować się bo bałaś się że może to zaszkodzić dziecku. Nie wybraliście imienia, chociaż myślisz że imię zmarłego brata Króla byłoby najlepszym pomysłem. Nie rozmawialiście jeszcze o tym z Irkiem, nie mieliście na to czasu. Twój mąż sprawował rządy w tym państwie i często nie miał czasu, nawet na taką ważną rzecz jak imię dla dziecka. Został już tydzień do rozwiązania, wszyscy w zamku chodzili na paluszkach, z rozkazu króla, ponieważ w nocy nie spałaś dziecko nie dawało ci spać i spałaś raczej w dzień. Kopało to w żebra, to w pęcherz, ale było to wasze dziecko i promieniałaś szczęściem. Leżałaś już w łóżku, kiedy drzwi się uchyliły i wszedł twój mąż. Uśmiechnęłaś się do niego, na powitanie. Tęskniłaś za nim przeogromnie, cały dzień go nie widziałaś. Hormony sprawiły, że zrobiłaś się ckliwa, czuła i delikatna. Podobało mu się to niezmiernie. Pamiętasz jak trzymał ci włosy, kiedy mdłości po raz pierwszy zaatakowały cię rano. Wściekła byłaś na niego strasznie, że widzi cię w takim stanie. Później byłaś tylko wdzięczna.

 

Obudził cię ból. Ocknęłaś się natychmiast. Oddychałaś tak jak cię nauczył twój prywatny położnik. Wstałaś mając nadzieję, że to chwilowe skurcze, fałszywy alarm. Skierowałaś się do łazienki, i stało się. Odeszły ci wody.

-Irek. Irek. Irek! - wcale nie byłaś spanikowana, przecież to tylko wasze pierwsze dziecko.

- Mari? Och boże już?. Dzwonię do położnej, czy nadal chcesz jechać do szpitala? – Irek szybko ubrał się w dżinsy i podkoszulek. Brakowało ci tchu, usiadłaś na fotelu i powiedziałaś:

- Jeśli położna pozwoli to wolę szpital. Buty? – nie mogłaś przecież iść boso chociaż, ani myślałaś się przebrać w cokolwiek innego niż koszula którą miałaś na sobie. I tak był sierpień, więc nie miałabyś okazji nawet zmarznąć porządnie. Irek gdzieś dzwonił, jednocześnie szukając twoich butów. Położna nie pukała. Weszła z impetem uśmiechnieta i gotowa na wszystko. Cieszyłaś się że miałaś Carlę, ta blond czupryna pomogła ci przejść ciężkie chwile w czasie ciąży.

- Mari gotowa? Rodzimy?- twoja położna znała twoje zdanie na temat rodzenia w zamku. Zajęła się tobą i kiwnęła głową z aprobatą. Gotowi zeszliście do wyjścia, gdzie czekał samochód z kierowcą. Trzymałaś kurczowo za rękę Irka i szeptałaś do niego żeby cię nie zostawiał. Zawieźli cię od razu jak się okazało na porodówkę. Pielęgniarka odeszła od ciebie na chwilę i Irek podszedł do ciebie mówiąc:

- Nigdy was nie zostawię. - czule pogłaskał twój brzuch. Nie miałaś okazji wiele mu powiedzieć, bo zostałaś zawieziona na porodówkę. Po ogłuszającym bólu, usłyszałaś płacz dziecka. Odetchnęłaś z ulgą. Udało się…

 

 

Położna powiedziała do ciebie, że urodziłaś chłopca i poczułaś ten słodki ciężar na swoim ciele, którym niedługo dane się było nacieszyć, bo ogarnęła cię ciemność i tak bardzo chciałaś spać.

 

- Gratuluję, urodził się panu syn.- lekarz uścisnął ci dłoń, a twój uśmiech rozjaśniłby najciemniejsze zakamarki. Trwało to około dwóch godzin, kiedy kręciłeś się po Sali, twoja matka przybyła pół godziny po was. Próbowała cię pocieszyć, ale i tak byłeś podekscytowany jak i równie przerażony.

- A jak moja żona? Mogę ją zobaczyć? – nie przeżyłby jakby coś jej się stało. Wiedział, że ich małżeństwo już bardziej prawdziwe być nie może i że nie pozwoli jej odejść. Chciał, aby żyli sobie szczęśliwie we trójkę.

- Pańska żona straciła przytomność. Jej stan jest stabilny, chociaż straciła dużo krwi. Na razie czekamy. – usiadłeś blady. Miałeś nadzieję, że to tylko sen.

- Mogę zobaczyć syna? – twoja matka wzięła cię pod rękę. Nie wiedziałeś czy utrzymasz się sam na nogach. Zobaczyłeś swojego synka takiego malutkiego, patrzył się na ciebie swoimi dużymi oczami i pokochałeś go od razu. Twój śliczny chłopiec. Zastanawiałeś się jaka cena będzie jego narodzin. Błagałeś w myślach boga, aby nie odbierał ci żony, którą masz rok czasu, a tak na poważnie od pół roku. Dużo czasu zajęło, abyście normalnie ze sobą funkcjonowali. Mari nie należała do najłatwiejszych osób w obyciu. Ale kochałeś ją, nadal kochasz. Po koniec ciąży zrobiła się taka słodka i czuła, że drżałeś na myśl o porodzie i o tym co się może stać kiedy nie będzie cię przy niej. Najgorsze obawy się ziściły, marzyłeś by Mari się obudziła i żebyście mogli żyć normalnie. Dziecko musiało zostać w inkubatorze, karmiła je jakaś pielęgniarka, widziałeś jak płacze i łzy lecą mu po twarzy. Matka cały czas milcząco wspierała cię. Zapytałeś lekarza czy możesz się zobaczyć z żoną, a on zgodził się i zaprowadził cię do Sali gdzie leżała podłączona do różnych urządzeń twoja żona i matka twojego syna. Serce rozpadło ci się na części, patrząc na jej postać, tak bladą i nieruchomą. Trzymałeś ją za rękę i szeptałeś że będzie dobrze, żeby wróciła do ciebie i syna, że czekasz na nią.

- Kochanie wiem, że musisz zregenerować siły. Dam ci tyle czasu ile zechcesz. Kocham cię. – przełknąłeś łzy i odszedłeś od łóżka ukochanej do domu gdzie nie czeka na ciebie ani żona, ani syn.

 

***

 

Pół roku później twoja matka straciła nadzieje. Twój kraj modlił się za królową, a mały Symeon ochrzczony, rósł zdrowo, choć bez matki. Tuliłeś go i szeptałeś mu godzinami w jego dziecięcym pokoiku, aby nie mieć czasu na smutki. Musiałeś szybko wrócić do normalnego trybu życia bez Mari, co niebyło łatwym zadaniem. Puste łoże, samotne śniadania i twój syn tak podobny do ciebie jak i do Marianny. Lawinia zaczynała cie denerwować, mimochodem coś wspominała o jakiś kobietach, które są wolne i tylko czekają na jego znak. Mówiłeś jej setki razy że interesuje cię tylko jedna kobieta, która jest w śpiączce i tylko na nią czekasz i nie chcesz nikogo innego. Ale najważniejszy argument sprawiał, że się zawahałeś. Syn potrzebuje matki.. To był argument nie do przebicia. Wiedział, że położna Carla świetnie radzi sobie z małym. Nie wiedziałeś co uczynić. Musiałeś zadbać o dziecko. Wiedziałeś, że Carla nie może mieć dzieci i opieka nad Symeonem to czysta przyjemność i czerpie z tego jakby była jego matką. Bałeś się o nadmierne przyzwyczajenie do dziecka, ale była idealna do tej roli. Jej delikatne rysy i ta jasna cera do blond włosów nadawały jej aurę anioła, którym w istocie była. Rozmawialiście często, kiedy siedziałeś w pokoju dziecięcym, a ona zmieniała Symkowi pieluchy. Stan Mari nadal był bez zmian, trzeba było liczyć na cud. Byłeś bezsilny, często jeździłeś do niej kupowałeś kwiaty, przywoziłeś zdjęcia Symeona i wracałeś do siebie zapłakany. Pewnego dnia w takim stanie zauważyła cię właśnie Carla. Trzymałeś dziecko w ramionach i płakałeś rzewnie nad własnym losem, co rzadko ci się zdarzało. To była rocznica waszego ślubu. Mały zasnął w twoich ramionach, więc włożyłeś go do łóżeczka i patrzyłeś jak śpi. Carla dotknęła twojego ramienia pokazując, żebyś wyszedł na balkon, aby porozmawiać.

- Twoja matka prosiła mnie, abym z tobą porozmawiała o Mari. Uważa że to już czas, aby odłączyć ją od aparatury. Zbyt długo to trwa, tak kazała mi przekazać. Zanim coś powiesz, wiem tak jak ty, że ludzie latami leżą w śpiączce i się budzą. Po roku czasu powinien nastąpić jakikolwiek przełom. Jeśli takowy nie nastąpi, to lekarze to zasugerują, wiem że to niedługo, matka chciała cię na to przygotować. Nawet nie wiesz jak bardzo jest mi żal Symeona, i tak mi przykro Irku, że nie masz pojęcia. – łzy Carli szokują cię. Zawsze była taka twarda. Dezorientują cię, a kiedy wtula się załzawiona w twe ramiona poddajesz się, i płaczesz razem z nią. Po chwili Carla unosi głowę i wasze usta się spotykają, w pocałunku, który niesie spokój i pocieszenie. Łapiesz ją za rękę i prosisz:

-Nie zostawiaj mnie jak Mari, proszę. Nie zniosę już więcej cierpienia. - i podjąłeś wtedy najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. - Ukląkłeś na balkonie i łkałeś jak dziecko, a Carla tuliła cię do swojej piersi, i czułeś ulgę.

Następne częściBrunetka 10 Brunetka 11 Brunetka 12

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • levi 07.11.2015
    o matko co się tu dzieje, szalejesz :) ale dobrze dobrze, zaskoczyłaś mnie pozytywnie :) nie spodziewałam się totalnie czegoś takiego :D 5 i pisz dalej
  • Rosa 11.11.2015
    Ojej! Jak się cieszę, że dalej czytasz :D Piszę tylko dla Ciebie :D Dziękuję za komentarz . :) Wyobraźnia mnie ponosi :D Mówiłam, że to będzie telenowela :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania