Poprzednie częściHistoria Voxanne 1.

Historia Voxanne 5.

17 lutego 1892 roku, granice Morza Czasu, a Morza Duchów, Wyspa Ferox.

 

 

Morze było wzburzone, gniewne. Fale miotały statkiem jak wiatr źdźbłem trawy, niebo raz po raz przeszywały błyskawice. Nie dało się zapanować nad sterem. Trzymałam się lin, odgarniając mokre włosy z oczu. Pierwszy raz od kilku miesięcy naprawdę się bałam. Majtek, stojący obok mnie, modlił się o łaskę, szepcząc cicho, ale gorączkowo słowa. Czy zginę? Nie mogłam, nie chciałam poznać smaku śmierci. Jednak co raz bardziej się do niej zbliżałam, z dźwiękiem każdego grzmotu byłam co raz bardziej pewna jej obecności na statku. Nie mogła mnie zabrać, byłam jeszcze młoda, tyle miałam przed sobą, tyle niespełnionych marzeń, które zamierzałam zrealizować.

Brye Thyne walczył zaciekle ze sterem, próbując odzyskać panowanie nad łajbą. Wiatr rozwiewał mu włosy, z wysiłku marszczył twarz. Nie poddawał się, choć wiedział, że już nie był tu królem, stracił kontrolę i władzę.

Ludzie coś krzyczeli, próbując wygrać z żywiołem. Chwilę potem jeden z nich zawołał: „Rafy!”, a ja wiedziałam, że to nasz koniec.

Piekło mnie gardło i bolała głowa. Czułam ciepło, rozchodzące się po plecach. Otworzyłam oczy i podniosłam się na rękach, najpierw do pozycji klęczącej, a potem siedzącej. Tępy ból przeszył moją głowę, a ja syknęłam. Ubranie miałam podarte i przemoczone, ręce ubrudzone krwią, a włosy przylepiły mi się do twarzy.

Był dzień, może nawet południe. Wstałam powoli, rozglądając się. Za mną było morze, przede mną las. Nigdzie nie widziałam wraku statku, więc albo poszedł na dno, albo moje ciało dryfowało po wodzie niezwykle długo.

Czy ta wyspa to Ferox? Jeśli tak, to musiałam znaleźć wróżki, jednocześnie uważając, aby nie wpakować się w kłopoty.

Miałam wygodne buty z skóry jaszczurczej, więc mogłam iść i cały dzień. Gorzej było z moim pragnieniem, ale tyle godzin wpatrywałam się w mapę tej wyspy, że wiedziałam, iż niedaleko wróżek biegnie rzeka.

Było mi gorąco, ubrania powoli na mnie wyschły, ale nieprzyjemne uczucie zostało. Rzekę znalazłam dość szybko, ochlapałam twarz i kark wodą, chcąc się schłodzić, a potem ugasiłam pragnienie. Nie miałam w co wziąć zapasu wody, więc zmuszona byłam nie oddalać się zbytnio od rzeki Planowałam dojść do jej źródła, Czystego Jeziora, znajdującego się pośrodku wyspy, a potem pójść wzdłuż jego drugiego ujścia, odbijając na północny-zachód.

Z zainteresowaniem przyglądałam się roślinności. Rosło tu wiele czegoś, co przypominało paprotki, ale liście miały odrobinę inny kształt. Drzewa były wysokie, zazwyczaj o brunatnej, chropowatej korze, porośniętej mchem lub oplecionej jakimś bluszczem. Było tu dużo kwiatów, przypominających biało-złote magnolie. Trawa była soczyście zielona o szerokich, długich źdźbłach. Na mojej drodze leżało wiele zwalonych, przegniłych gałęzi, miały stać się wkrótce runem. Drzewa pięły się jak najwyżej, aby dosięgnąć choć kilku promieni słońca. Słyszałam śpiew ptaków, widziałam też wiele krzewów z jagodami w niebieskim kolorze. Próbowałam przypomnieć sobie czy kapitan Thyne kiedykolwiek wspominał o takich roślinach, ale nie pamiętałam. Wolałam jednak nie ryzykować, wilcza jagodna w naszym świecie też wygląda apetycznie, a jest trująca.

Noc spędziłam pod gołym niebem przy ognisku. Słabo spałam, byłam wystraszona. Nie znałam tego terenu, byłam całkiem sama i bezbronna. Dużo czasu spędziłam na rozmyślaniu o katastrofie. Czy wszyscy zginęli? Dlaczego akurat ja przeżyłam? Czemu syreny nie rozszarpały mnie na strzępy, gdy tylko statek zatonął?

Rano głód dokuczał mi co raz bardzie. Żołądek boleśnie ściskał mi się z bólu, nawet duża ilość wody nie mogła zniwelować tego ssącego uczucia. Byłam też osłabiona, tempo mojego marszu zwolniło, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej osadzie.

W południe zdecydowałam się na ryzykowny krok. Znalazłam żółte, okrągłe owoce na jednym z drzew. Zerwałam dwa i umyłam w wodzie. Były słodkie i mięsiste, zapełniały żołądek.

Do jeziora dotarłam o zmierzchu, nie umarłam, więc uznałam, że owoce są bezpieczne i zjadłam ich po drodze jeszcze kilka.

Polana na której znajdowało się wielkie jezioro, była ogromna. Trawa była soczyście zielona, drzewa niższe niż te, które dotychczas widziałam, o pięknych, różowych i białych kwiatach. Wcześniej nie widziałam zwierząt, jedynie ptaki, tutaj było sporo królików i saren, świetlików i cykad.

Kapitan opowiadał mi o jeziorze. Ponoć jego woda czyniła człowieka wiecznie młodym, potęgowała moce i leczyła. Była krystalicznie czysta. Uklękłam przy niej, widząc wyraźnie swoje odbicie. Czarne włosy miałam potargane, pod ciemno-brązowymi oczami malowały się cienie, a policzki były zaróżowione. Sięgnęłam po wodę i obmyłam twarz, czując przyjemny chłód. Klimat na wyspie był niezwykle gorący i duszny. Później zaspokoiłam pragnienie i w momencie kiedy wycierałam ręce o nogawki spodni, poczułam jak coś ostrego wbija się między moje łopatki.

- Wstań.

Głos był miękki, ale stanowczy, z pewnością męski. Powoli podniosłam się, ostrze nadal znajdowało się przy moim ciele.

- Masz przy sobie broń?

- Nie.

- Przeszukaj ją.

Było ich dwoje. Czyjeś ręce zaczęły mnie przeszukiwać, nic jednak nie znalazły.

- Mam cię na celowniku. Odwróć się powoli.

Spełniłam polecenie. Przede mną stało dwóch mężczyzn, wysocy i smukli, niezwykłej urody. Jeden mierzył we mnie z łuku, strzałą o srebrnym grocie. Miał długie, blond włosy i duże, szare oczy. Rysy twarzy miał dość delikatne, ale męskie, ubrany był w szarawe spodnie, zgniło-zieloną tunikę i brunatną pelerynę z kapturem. Przepasany był skórzanym pasem, przy którym nosił szable, a kołczan nosił na plecach. Drugi był brunetem o krótszych włosach i złotych oczach. Wyglądał na starszego, ale po wróżkach trudno określić wiek, w końcu są długowieczne. Skąd wiedziałam, że są wróżkami? To był ich teren, a ponadto mieli odstające uszy.

- Kim jesteś? Przysłał cię Blackbeard?

Nie miałam nawet pojęcia kto to.

- Nazywam się Voxanne Blackwood. Statek, którym przypłynęłam, rozbił się podczas sztormu.

Nie opuścił łuku.

- To teren wróżek, wkroczyłaś na niego bezprawnie- powiedział brunet.

- Szukałam azylu. Chciałam was prosić o pomoc w powrocie na Trzecią Siostrę.

- Z kim płynęłaś? Nie poznaje twojego nazwiska.

- Z kapitanem Brye Thyne, chciał mi pokazać wyspę. Podejrzewam, że zginął kiedy nasz statek rozbił się na rafie.

- Jak ty przeżyłaś?

- Obudziłam się już na wyspie.

Brunet spojrzał na blondyna.

- Kupujesz tą bajeczkę dla dzieci, Keegan?

- Ani trochę. Zwiąż ją, zaprowadzimy ją przed oblicze króla. Niech on decyduje o jej losie.

Spętano mi ręce za plecami. Do osady wróżek szliśmy może ze dwie godziny. Żaden z wróży nie odezwał się do mnie słowem, ze sobą też nie rozmawiali, więc ja też milczałam. Próbowałam ignorować ból, spowodowany ocieraniem się liny o moje nadgarstki oraz nieprzyjemne uczucie, ręce mi ścierpiały.

Wróżki mieszkały na drzewach. Setki drewnianych domków, połączonych ze sobą mostami, tworzących podniebne miasto. Rozwiązali mi ręce, bym mogła wspiąć się po drabince na jedno z drzew. Zaraz potem drabinkę wciągnięto na górę. Mosty wydawały się być niestabilne, starałam się nie patrzeć w dół. Zaprowadzili mnie na środek swojego miasta, podium miało kształt koła, wszystkie drogi prowadziły do tego miejsca. Stał tu drewniany domek, był dość wysoki i duży, drzwi były rzeźbione, dwuskrzydłowe i posrebrzane. Otworzono je przede mną i wprowadzono mnie do środka. Wnętrze okazało się być dużą salą z dwoma długimi, podłużnymi stołami. Zauważyłam, że ściany błyszczały się, jakby pokryte połyskliwym pyłem. W sali obecne było niewiele osób, kilka siedziało przy stołach, wszyscy byli uzbrojeni, łącznie z kobietami. Na końcu sali stały dwa trony wykonane z drewna i gałęzi, również połyskujące. Podejrzewałam, że ten błyszczący osad to pył wróżek. Na tronie siedział mężczyzna. Był wysoki, poważny i trochę przerażający. Skórę miał bardzo jasną, oczy intensywnie błękitne, a włosy długie do ramion i niemal białe. Był bardzo wysoki, miał szerokie barki i smukłą budowę, ubrany był bogato. Spodnie miał grafitowe, buty wysokie, brunatne z jakiejś skóry, prócz tego granatową tunikę, wyszywaną srebrnymi nićmi oraz białą pelerynę spiętą srebrną broszą z kamieniem szlachetnym przy szyi. Na głowie miał koronę splecioną z gałęzi, wyglądała jak zanurzona w błyszczącym srebrze. Wydawał się trochę znudzony, rozmawiał z człowiekiem, który siedział przy stole w miejscu najbliżej tronu. Popchnięto mnie, przez co padłam przed nim na kolana. Zwróciło to jego uwagę, jak i wszystkich innych w sali. Król Wróżek spojrzał na blondyna.

- Któż to, Nerist? Wytłumacz się.

- Wasza Wysokość, przyłapaliśmy ją przy jeziorze. Twierdzi, że jej statek rozbił się na rafach podczas ostatniej burzy, a załoga zginęła- odparł blondyn, Nerist.

- Macie podstawy by jej nie wierzyć?

- Może być wysłana przez Kapitana Śmierć- powiedział Keegan.- Nie ma dowodów, że tak jest, ale również nie ma dowodów, że tak nie jest.

Milczałam, uznałam, że tak będzie lepiej. Król Wróżek zwrócił się do mnie.

- Jak ci na imię, kobieto?

- Voxanne Blackwood, Wasza Wysokość- odparłam, spoglądając na niego pewnie.

- Skąd przybywasz, panno Blackwood?

- Z Innego Świata. Kapitan Thyne pokazywał mi wasz świat, kiedy zastał nas sztorm.

Władca zmarszczył brwi.

- Z Innego Świata?

- Tak, Wasza Wysokość. Londyn? Europa? Mówi ci to coś, panie?

- Słyszałem o Innym Świecie i spotkałem kilka osób, które stamtąd pochodzą. Kto cię tu przeniósł?

Więc nie byłam tu jedyną turystką? Zaciekawiła mnie ta informacja, choć nie jakoś specjalnie.

- Sama- odparłam.- Jestem utalentowaną osobą.

- Jesteś Magiczna, prawda?

- Tak, panie- odparłam, kiwając głową.

- Od czyjej strony?

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Wybacz, Wasza Wysokość, ale nie rozumiem pytania.

- Z czyjej strony jesteś magiczna, panno Blackwood? Twój ojciec bądź matka mieli moc?

- Z tego co wiem to nie, mój panie. Jestem chyba jedyna wśród mojej rodziny.

- To intrygujące- stwierdził.- Możesz wstać, panno Blackwood. Keegan, rozwiąż ją.

Poniosłam się na nogi, a wróż rozciął krępujące mnie liny. Kolana bolały mnie od klęczenia na niewygodnej powierzchni, ale powstrzymałam grymas. Roztarłam poobcierane nadgarstki.

- Co robisz w Neverland?

- Spełniam marzenia, Wasza Wysokość. Kocham podróżować.

- Co jeszcze potrafisz?

- Umiem przenosić się w czasie, najwyraźniej między światami również. Czasem doświadczam wizji.

- Ty nie jesteś stąd, ale twoja moc owszem. Wyczułem to od razu.

- Co to znaczy, panie?

- Że esencja twojej magii pochodzi stąd, może nawet z tej wyspy. Czy napiłaś się z Czystego Jeziora?

- Kilka łyków, byłam spragniona.

- Nie powinnaś tego robić. To niebezpieczne, ta woda zwiększa możliwości, ale też wypłukuje dobro, moralność i duszę z człowieka. Dlatego mój gatunek od lat strzeże tego miejsca.

- Jeśli taka jest twoja wola, nigdy nie spróbuje ponownie tej wody.

- To dobrze, panno Blackwood-pokiwał głową i zamyślił się na kilka chwil.- Udzielimy ci gościny, jeśli takowej potrzebujesz. Nasi uczeni będą chcieli się dowiedzieć, jak teraz jest w Innym Świecie. Ja również chętnie tego posłucham. Ostatni dokument jest sprzed niemal siedemnastu lat.

Siedemnaście lat temu ktoś się tu przeniósł. To była ciekawa informacja.

- Chętnie o wszystkim opowiem, mój panie. Jestem również wdzięczna za propozycję gościny, chętnie z niej skorzystam.

- Mogłabyś również przejrzeć inne dokumenty, aby uzupełnić niektóre braki.

- Jeśli moja widza będzie odpowiednia, to zrobię to z wielką przyjemnością.

Król uśmiechnął się do mnie w miarę przyjaźnie. Nie był do mnie jeszcze przekonany, ale zależało mu na informacjach, które posiadałam, a ponadto fascynowała go chyba moja moc.

- Nerist, sprowadź księcia- powiedział, a blondyn skłonił się i odszedł.- Mój syn wprowadzi cię w nasze życie, oprowadzi po mieście i opowie o zwyczajach oraz zaprowadzi cię do twojego lokum. Nakarmimy cię i damy ubrania na zmianę, późnej książę wskaże ci naszą bibliotekę w której rozpoczniesz współpracę z naszymi uczonymi.

- Jestem wdzięczna, mój panie.

Książę Wróżek pojawił się chwilę potem. Był przystojnym mężczyzną o brązowych, lśniących włosach do ramion, granatowych oczach i gładkiej, męskiej twarzy. Był wysoki i dobrze zbudowany, ubrany w brązową tunikę, przepasaną złotym pasem oraz ciemne spodnie i skórzane, brunatne buty. Na głowie nosił podobną koronę do ojca, choć jego nie była pokryta srebrem i wróżkowym pyłem. Delikatnie skłonił się przed królem.

- Ojcze.

Król Wróżek wyjaśnił mu pobieżnie kim jestem i co ma zrobić, po czym nas oddalił. Wyszliśmy na zewnątrz.

- To prawda, że pochodzisz z Innego Świata?

- Mieszkałam w nim dwadzieścia lat.- odparłam.

- Jesteś więc młoda. Ja sam liczę dwieście, a mój ojciec ma już ponad tysiąc.

Wyglądali tak młodo, idealnie i nieskazitelnie. Nigdy nie narzekałam na brak urody, ale oni byli perfekcyjni. Sama chciałam mieć taką długowieczność.

- Nie przedstawiłam ci się. Voxanne Blackwood.

- Książę Reaghar Fea, siódmy tego imienia - skłonił się przede mną.- Tym mostem, panno Blackwood. I nie bój się, są wzmocnione naszym pyłem, nie zawalą się.

- Chyba cierpię na lęk wysokości- przyznałam, wchodząc na most, który się zakołysał.- Twój ojciec długo jest królem?

- Niemal od sześciuset lat, od śmierci poprzedniego króla, a mojego dziadka, Cellordos’a Czwartego. Mój ojciec to Valtibel III, a matka Eliandra. Przedstawię cię jej, kiedy… Będziesz gotowa.

Zaśmiałam się.

- Kiedy nie będę wyglądać jak obdartus?

- Nie chciałem cię urazić, panno Blackwood.

- Nie uraziłeś- zapewniłam go.- I mów mi Voxanne.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Pasja 17.02.2017
    Przepraszam za czepianie się, ale... nie widzialam zwierzą - zwierząt, jedynie ptaku - ptaków.
    Pieknie opisana wyspa, oczrowana jestem florą. No zapowiada się ciekawe życie bohaterki może nawet miłość? Zostawiam piątkę. Pozdrawiam serdecznie
  • SisterofBlood 17.02.2017
    Dziękuję, że zwróciłaś uwagę na błędy. Dzięki temu mogę je zniwelować :) Dziękuję za komentarz, ocenę i również pozdrawiam :)
  • BeerAfterShow 17.02.2017
    Świetnie rozwinięta bohaterka. Czekam co dalej- 5 :)
  • SisterofBlood 17.02.2017
    Dziękuję :)
  • KarolaKorman 18.02.2017
    W pierwszym akapicie jest powtórzenie słowa raz, może dałoby się to czymś zamienić, brzmiałoby lepiej
    ,,ale tylko godzin wpatrywałam się w mapę tej wyspy,'' - tu coś nie gra
    ,,Trawa była soczyście zielona o szerokich, długich listkach.''- raczej o trawie pisze się, że ma źdźbła
    ,,spędziłam na rozmyślaniu u katastrofie.'' - o katastrofie
    ,,Przysłał się Blackbeard?'' - cię
    ,,wyglądała jak zanurzona w błyszczącym srebrze. Wyglądał na trochę '' - tu masz powtórzenie, można zamienić na: wydawał się
    W piękny świat nas przeniosłaś, ja chyba też miałabym obawę przed tym mostem :) Bohaterka jest bardzo otwarta, nie boi się ludzi ani Wróżek i chętnie mówi o sobie i swoim świecie. Przyjemnie się czyta :)
    Zajrzyj tu: http://www.opowi.pl/art/jak-pisac-dialogi/
    Stawiasz kropki w dialogach po każdym zdaniu, a tam, gdzie narracja zaczyna się od mówi, opowiada, stwierdził (gębowe) nie daje się kropki
    ,,- Nie uraziłeś.- zapewniłam go.'' - - Nie uraziłeś(bez kropki)- zapewniłam go.
    W narracji nie gębowe dużą literą
    ,,siódmy tego imienia. - skłonił się przede mną.'' - siódmy tego imienia. - Skłonił się przede mną.
    Zostawiam piąteczkę :)
  • SisterofBlood 18.02.2017
    Dziękuję i już poprawiam :)
  • katharina182 19.02.2017
    w dialogach przed myślnikiem i po myślniku daje ale spację.
    Jest parę literówek, ale jak przeczytasz sobie cały tekst jeszcze raz na spokojnie to też je znajdziesz.
    Historia jest fajna i ciekawa. Bardzo lubię Fantasy.
    Zostawiam 5
  • SisterofBlood 19.02.2017
    Dziękuję i zapraszam na kolejną część :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania